sobota, 29 lipca 2017

Półmaraton Puck. Edycja 9.

W dość niesprzyjających warunkach i z 5 minutowym opóźnieniem wystartował 29 lipca dziewiąty Półmaraton Puck. Bieg, na który powinno przybyć zdecydowanie więcej ludzi.


Trasa biegu (21,097 m.)zaczynała się na puckim stadionie. Biegacze mieli okazję zobaczyć piękny pucki rynek zanim zaczął się właściwy przebieg trasy. W Błądzikowie, w którym w 2007 roku zameldowanych było tylko 188 osób trasa asfaltowa nie należała do najłatwiejszych. Słońce, które przed startem kryło się za chmurami pojawiło się podnosząc poziom trudności półmaratonu w Pucku. Brak jakichkolwiek drzew nie ułatwiał zadania i wszyscy musieli zmierzyć się z warunkami, które przypomniały mi maratony im. Tomasza Hopfera w Lęborku. Tam skwar i warunki polowe sprawiały, że 42 km trzeba było mnożyć razy dwa.

Następnym przystankiem na trasie biegu było Żelistrzewo. Jest to jedna z nielicznych wsi posiadająca swój herb przedstawiający Serce Pana Jezusa, mikołajka nadmorskiego oraz tarczę. Żelistrzewo zostało założone między IX a XII wiekiem, a pierwsze znane wzmianki dotyczące miejscowości pochodzą z roku 1279. Z uwagi na to, że rządy sprawowało duchowieństwo świeckie, była to tzw. osada książęca.

Po pokonaniu przyjemnej alei drzew dotarliśmy do Osłonina. Po lewej stronie można było zobaczyć okazałe acz już nieczynne zakłady gospodarcze. Na terenie wsi wykryto bardzo starą osadę garncarzy, której istnienie potwierdzają wydobyte z ziemi wyroby rzemieślnicze oraz wczesne groby skrzynkowe. W okolicach Osłonina znajduje się rezerwat przyrody Beka, w którym można spotkać wiele unikatowych ptaków na skalę europejską i światową, a także wznoszący się na wysokość 16 m Klif Osłoniński.

Ostatnim przystankiem przed powrotem na trasę do Pucka było Rzucewo. Piękny XIX-wieczny pałac to nie jedyna atrakcja. Piękna - być może najpiękniejsza ścieżka biegowa, rowerowa i nordic walking była kolejnym etapem puckiego półmaratonu. Położona na skraju Kępy Puckiej droga robi wrażenie niesamowitymi widokami oraz jakością wykonania i wkomponowania w Muzeum Osada Fok, które powinno stanowić obowiązkowy punkt wizyt turystów przyjeżdżających na Półwysep Helski.

Końcówka trasy to bieg przez pucki park, który podobnie jak inne atrakcje tego miasta jest mało reklamowany i kojarzony przez odwiedzających to miasto. Meta usytuowała została na stadionie.

Podium zdominowali zawodnicy z zagranicy. Drugie miejsce zajął Przemysław Dąbrowski z czasem 1:11:18.

Czy warto brać udział w tym półmaratonie? Zdecydowanie tak - w miarę dobra organizacja plus ciekawe miejsca i zawsze upalna pogoda sprawiają, że z pewnością będę starać się uczestniczyć w X edycji tego półmaratonu. Czy godzina popołudniowa jest dobrym pomysłem? Ze względu na korki na półwysep wydaje się, że tak choć start o 09:00 mógłby przyciągnąć więcej biegających.

Do zobaczenia za rok!

Zerknij na pełne wyniki



wtorek, 25 lipca 2017

Nie poddawaj się czyli psychologia w historii. Elżbieta Zubrzycka. Recenzja

Elżbieta Zubrzycka w swojej książce "Nie poddawaj się!" zawarła nie tylko ciekawostki historyczne ale również ważne prawdy psychologiczne, o których dzisiaj wielu zapomina.

Dobranoc, Auschwitz. Reportaż o byłych więźniach

Określenie "polskie obozy koncentracyjne" to jawne zakłamywanie historii, na które jednak coraz więcej jest przyzwolenia. Jakby ktoś wiedział, że za dwa pokolenia stanie się to prawdą. Bo nie będzie świadków, a świadectwa można zawsze podważyć. Jak na to określenie, używane często przez niemiecką telewizję ZDF reagował Karol Tendera - więzień z Auschwitz nr 100 430?

Karol Tendera


Zakażony tyfusem w ramach eksperymentu medycznego nigdy nie pogodził się z tym, że można bezkarnie mówić o „polskich obozach zagłady”. Czytając "Dobranoc, Auschwitz" czuję, że w całej tragedii bycia w obozie koncentracyjnym i przebaczeniu oprawcom to jedno stwierdzenie - "polish death camps" uderzało w Karola Tendera najbardziej. Jeszcze gorsze było to, że polskie sądy umarzały sprawy tłumacząc się "znikomą szkodliwością społeczną" takich określeń. Może gdyby byli tam i przeżyli to - osądzaliby według swojego sumienia?

Józef Paczyński


Idźmy dalej. Józef Paczyński, rocznik 1920. Więzień numer 121 – z pierwszego transportu bo i numer bardzo "świeży". Szczęście w nieszczęściu zostaje fryzjerem Rudolfa Hössa. Przychodzi, strzyże, goli, skrapia wodą kolońską i wychodzi. Potem jest podejrzany, bo nikt z tak niskim numerem nie przeżył obozu. Ponadto wielu ma pretensje - czemu nie zarżnął oprawcy, gdy miał okazję? Na te i inne pytania nie poznamy dobrej odpowiedzi.

Świat bez Boga


"Dobranoc, Auschwitz" to ostatnie chyba świadectwo tragedii, której świadkowie odchodzą do wieczności. Tu jeszcze pojawiają się opowieści prawdziwe - naocznych widzów rozdzielania ludzi w przychodzących transportach, gazowania i palenia. To jeszcze ci świadkowie nie bali się mówić o niemieckich obozach koncentracyjnych, o utracie wiary w Boga i ogromnej chęci życia po życiu obozowym.

Chora współczesność


Autorzy - Aleksandra Wójcik i Maciej Zdziarski przelali na papier historię, która choć nie zawsze kończy się happy endem - jest potwierdzeniem tego, że warto żyć i to życie szanować. Nawet w najgorszych okolicznościach znajdują się ludzie, którzy nie zapominają o wartościach i etyce - ludzie, którzy działają w sposób przywracający wiarę w ludzkość.

Z drugiej strony ciężko jest autorom - tak jak bohaterom - opowiadać o powrocie do rzeczywistości ludzi po obozie. O koszmarach, które śnią się do końca życia. O napadach agresji niszczących rodzinne relacje. O żonach, które muszą być doskonałymi psychoterapeutkami i mężach mierzących się z kobiecą bezradnością.

Nie byłoby tej książki gdyby nie dr Alicja Klich - Rączka, która prowadzi dla byłych więźniów Auschwitz przychodnię lekarską. To także dzięki niej byli więźniowie spotykają się, wspominają i starają się poruszać w rzeczywistości, która zdaje się zapominać o wojnie i okrucieństwie.

Warto przeczytać i nauczyć się mocno protestować, gdy ktoś mówi o "polskich obozach koncentracyjnych". Niemieckie brzmi prawdziwie - bardzo prawdziwie, bo tak mówili ludzie, którzy Auschwitz przeżyli.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Kaszubski Park Miniatur. Świat na wyciągniecie ręki

Krzywa Wieża w Pizie, wieża Eiffla czy Biały Dom to tylko niektóre z atrakcji, jakie czekają na wszystkich, którzy zdecydują się odwiedzić Stryszą Budę i jej jedyną atrakcję - Kaszubski Park Miniatur.

Świat na wyciagnięcie ręki


Na dość małym terenie zgromadzono najpopularniejsze obiekty świata odwzorowane w skali 1:25. Bazylika Grobu Pańskiego, Statua Wolności, Sfinks, Big Ben czy Krzywa Wieża w Pizie, twarze amerykańskich prezydentów wykute w skale to tylko niektóre światowe obiekty które znajdują się w parku.

Właściciele miniatur idą również w obiekty typowo kaszubskie. Można więc zobaczyć kolegiatę w Kartuzach, kościół w Sianowie, Ołtarz Papieski w Sierakowicach, zamek w Bytowie, Żurawia Gdańskiego i wiele innych w pomniejszeniu. To świetny punkty wyjścia do zwiedzania prawdziwych budowli i odpowiedzi na szereg pytań - czy twórcy wiernie oddali szczegóły budynków? ile różnić jest w kopiach i oryginałach?

Inne atrakcje


Na terenie parku miniatur znajduje się gabinet śmiechu wyposażony w lustra, które sprawiają, że człowiek to raz jest gruby, chudy czy też wysoki albo niski. Ta atrakcja podoba się dzieciom - dorośli wydają się bardziej powściągliwi w ocenie poprawy humoru. Lepsze są ukryte anegdoty związane z parkiem miniatur - szczególnie ta o budowie krzywej wieży. Na czym polega? Zapraszam do odwiedzenia parku.

Słabszą stroną Kaszubskiego Parku Miniatur jest straszny dom oraz minizoo. Pierwszy nie za bardzo przeraża, choć jest wiernym odwzorowaniem dawnych domów strachu, które jeździły po kaszubskich miasteczkach. Minizoo zaś wydaje się dodatkiem, na który właściciele troszczący się o detale w swoich miniaturach, nie mają pomysłu. Wierzę głęboko, że to się zmieni, bo rozległy teren daje możliwości poszerzenia oferty dla tych, którzy lubią takie atrakcje. Także park postaci z bajek nie ma takiego sznytu jak opisywany park miniatur. Jest i tylko tyle można o nim powiedzieć.

Czy warto zajechać do Stryszej Budy, by móc obejrzeć to wszystko? Zdecydowanie tak - licząc na rozwój ciekawego pomysłu w najbliższych latach.

Ceny biletów oraz inne przydatne informacje znajdują się tutaj.



sobota, 22 lipca 2017

Domki na Kaszubach - Choszczogród

Szukasz ciekawego miejsca, w którym można wypocząć mając jednocześnie bazę do dalszych wypadów? Domki Choszczogród wydają się być ciekawą ofertą dla wszystkich chcących poczuć klimat Szwajcarii Kaszubskiej.


Położone niedaleko Sierakowic miejsce położone jest nad Jeziorem Czarnym. Do wyboru mamy możliwość nocowania w pokojach oraz domkach mieszczących do 12 osób.

Opcja z domkiem jest idealna dla rodzin z dziećmi. Do dyspozycji mamy sypialnie z widokiem na kaszubski pejzaż, łazienkę oraz w pełni wyposażoną kuchnię. Oczywiście jeśli nie chce się nam gotować możemy wykupić pyszne śniadania, obiady i kolacje przygotowywane przez gospodynię. Jedzenie jest mocną stroną Choszczogrodu. Gospodarz robi bardzo dobry chleb oraz wędliny, które są warte swojej ceny wzbudzając tęsknotę za produktami, które robione są bez większej chemii.

Na zimniejsze wieczory dobrym rozwiązaniem jest kominek oraz telewizor i darmowe wifi, które w połączeniu z winem wytwarzanym przez gospodarza daje efekt przebywania w namiastce raju.

Przy każdym domku znajduje się grill więc bez problemu można wieczory spędzać przy złowionej rybce czy kupionej kiełbasie. Wydaje się, że Choszczogród to raj dla wędkarzy. Mamy cztery pomosty okupowane przez fanów tego sportu. Jeśli twój stary jest wędkarzem - musi odwiedzić posiadłość Doroty i Rafała Choszcz. Jeśli nie posiadasz wędki czy łódki - wypożyczysz je u właściciela.

Do Choszczogrodu prowadzi trasa turystyczna wraz ze scieżką edukacyjną oraz łowiskami dla wędkarzy sprzyjająca wyprawom rowerowym oraz nordic walking, która łączy dwa jeziora - jezioro Miemino i jezioro Czarne.

Więcej informacji znajdziecie tutaj.

Atrakcje w okolicy:


- Sierakowice – Ołtarz Papieski, zabytkowy drewniany Kościół
- Węsiory - kręgi kamienne
- Kartuzy Muzeum Kaszubskie
- Strysza Buda – park miniatur
- Nowęcino – Park Jurajski






Simona Kossak. O ziołach i zwierzętach

Po latach niebytu polski las znów wraca do łask. Nie mam tu na myśli protestów w Puszczy Białowieskiej czy rozważania problemów gospodarki drzewnej a miejsce, w którym dzieje się wiele i wiele zobaczyć można. Najlepiej z książką "O ziołach i zwierzętach" autorstwa Simony Kossak.


Jej pisanie dorównuje krewnym, których obrazy warte są dzisiaj setki tysięcy dolarów. Była córką Jerzego Kossaka, wnuczką Wojciecha i prawnuczką Juliusza. Bratanicą Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej oraz pisarki Magdaleny Samozwaniec.

Łącząc poezję słowa, rysunek i wiadomości naukowe prowadzi czytelnika poprzez trujące rośliny, które uzdrawiają. Pokazuje jak kiedyś traktowano zioła i w jaki sposób próbowano pozbyć się uroków, chorób i zapewnić sobie doczesne szczęście paląc to i owo. Fiołek na przykład może leczyć złą przemianę materii a dziurawiec ma wiele właściwości, o których nie wiedziałem i które nie są powszechnie w ziołolecznictwie używane. Nawet niewinne porosty rosnące w Polsce są wykorzystywane przy poważniejszych schorzeniach gardła czy żołądka.

Simona Kossak to nie tylko flora a również i fauna. Jelenie, żmije, wilki rysie czy puszczyki to tylko niektóre z gatunków, jakie znajdziemy w książce. Simona Kossak wyjaśnia dlaczego kukułki oszukują udając ptaki drapieżne. Jakie ptaki śpiewają najpiękniej i jak wygląda poranna toaleta lisa - przepraszam lisicy?

Wystarczy wyjść z domu, żeby nie móc przestać się dziwić. Nie trzeba mieszkać w Puszczy Białowieskiej – wystarczy rozejrzeć się przed blokiem, w parku, nad strumykiem. Rosną tam rośliny pozornie banalne – lebiodka, babka, macierzanka. Mieszkają zwierzęta, na które na co dzień nie zwraca się uwagi – mrówki, winniczki, trzmiele.

Książka piękna jak przyroda, która jest blisko nas.

Simona Kossak (1943–2007)


 biolog, leśnik, profesor, popularyzator nauki. Znana z bezkompromisowych poglądów i działań na rzecz ochrony przyrody, zwłaszcza Puszczy Białowieskiej, gdzie w starej leśniczówce Dziedzinka mieszkała ponad 30 lat. Urodziła się w artystycznej rodzinie Kossaków, była prawnuczką Juliusza Kossaka i wnuczką Wojciecha Kossaka. Skończyła studia biologiczne na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 2000 otrzymała tytuł profesora nauk leśnych. Pracowała w Zakładzie Badania Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży oraz w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Lasów Naturalnych, gdzie od stycznia 2003 pełniła stanowisko kierownika. Była pomysłodawcą unikatowego na skalę światową urządzenia ostrzegającego dzikie zwierzęta przed przejazdem pociągów. Jej dorobek twórczy obejmuje ogółem kilkaset opracowań naukowych, niepublikowanych dokumentacji naukowych, artykułów popularnonaukowych i filmów przyrodniczych oraz trzy książki: Opowiadania o ziołach i zwierzętach, Wilk – zabójca zwierząt gospodarskich? i Saga Puszczy Białowieskiej. Od 2001 prowadziła codzienne audycje (Dlaczego w trawie piszczy) w Radiu Białystok i innych regionalnych oddziałach Polskiego Radia. Radio Gdańsk za popularyzowanie wiedzy przyrodniczej na antenie radiowej przyznało jej nagrodę „Osobowość Radiowa Roku 2003”. W uznaniu zasług na polu nauki i popularyzowania ochrony przyrody w 2000 została uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi.


Najmądrzejszy w pokoju. Psychologia w praktyce

Thomas Gilovich i Lee Ross w „Najmądrzejszym w pokoju” prezentują najbardziej użyteczne odkrycia psychologii społecznej. Użyteczne, bo do zastosowania w naszym codziennym życiu.


Weźmy pierwszy z brzegu przykład - dyskusja o Sądzie Najwyższym. Kto ma rację? Czy partia rządząca chcąca przeforsować swoje zmiany czy też opozycja łącząca ustawę z zamknięciem (sic!) snapchata, facebooka czy twittera? "Najmądrzejszy w pokoju" przekona się, że prawda leży pośrodku i każdy ma swoją ocenę rzeczywistości. Słuszną? Prawdziwą? A może to w ogóle nie jest rzecz do oceniania a bardziej do zrozumienia i kompromisu?

Autorzy wykorzystując odkrycia psychologii społecznej piszą o rozwiązywaniu konfliktów. Tłumaczą, w jaki sposób Izrael i Palestyna mogliby zakopać topór wojenny raz na zawsze. Dlaczego więc te dwa państwa tak prostego sposobu nie wykorzystują? A czemu nadal istnieje w naszym kraju spór pomiędzy PiS a PO, żołnierzami wyklętymi i komunistami, Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem? Przeczytacie w książce i zrozumiecie, że mowa o "dobru, które wyszło na ulice" jest tyle samo warto co "mordy zdradzieckie".

Rozumienie pewnych mechanizmów psychologii społecznej sprawia, że czytelnik rozumie popędy zarówno jednej jak i drugiej strony bez orzekania o zwycięstwie. Jedni chcą odzyskać władzę, która została im odebrana przez kultowego już "suwerena" - inni zaś próbują po raz pierwszy od wielu lat spełniać obietnice wyborcze elektoratowi twardszemu niż betonowa posadzka firmy ATLAS.

Spójrzmy szerzej. Autorzy piszą o tym, jak odkrywać motywy ludzkich zachowań i wykorzystać tę wiedzę do lepszego zrozumienia innych oraz skutecznego wywierania na nich wpływu. Arogancję, chciwość i krótkowzroczność przeciwstawiają inteligencji, wnikliwości i rozsądnemu dokonywaniu analizy zysków i strat. Bo „żeby być mądrym, trzeba być psycho-mądrym”.

Gilovich i Ross odnoszą się do badań prowadzonych na gruncie psychologii społecznej, analizują mądre i niemądre słowa oraz czyny postaci ważnych w historii świata. Przytaczają anegdoty, których bohaterami są m.in. Roger Federer i Rafael Nadal, którzy odnoszą sukcesy wykorzystując elementy psychologii w tenisie. Dlaczego - nawet w słabej formie fizycznej - potrafią wygrać turniej Wielkiego Szlema, który wydaje się być przegrany?

Ważne i ciekawe są także informacje autorów dotyczące działaności mediów i ich wpływu na społeczeństwo. Wspomniany przeze mnie przykład z Sądem Najwyższym jest tego najlepszym przykładem. Dawno już zresztą nie czytałem książki, która pomaga zrozumieć rzeczywistość i nie dać się wkręcić w tak słaby konflikt, który Nelson Mandela rozwiązałby w pięć minut. Mandela? Tak - i jemu poświęcono parę stron udowadniając, że rozumiał pojęcie psychologii bardziej niż ktokolwiek inny na świecie.

Lektura obowiązkowa w obecnym czasie i najbliższych dniach. Czy ktoś w sporze o Sądzie Najwyższym okaże się "Najmądrzejszym w pokoju"?

wtorek, 11 lipca 2017

Projekt zdrowie. Jak schudnąć myśląc a nie biegając w maratonach

Czytałeś kiedyś książkę, która stara się obalać mity dotyczące aktywności fizycznej i żywienia? Pewnie nie, bo wszystkie książki pokazują Tobie, ile biec, jak szybko podnosić hantle czy siebie samego. "Projekt zdrowie" podchodzi do tematu inaczej.



Podstawą książki są wieloletnie obserwacje ludzi, którzy walczyli z otyłością i chorobami niekoniecznie stając się kolejną instagramową gwiazdą crossfitu czy fejsbukowym molem biegaczym. Autorzy analizowali przypadki zwykłych szwedzkich Kowalskich, którzy dzięki ich poradom mogą cieszyć się lepszym zdrowiem.

Czy wiesz bowiem, że naturalnym przeciwutleniaczem jest trening. Okazuje się, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu połączenie sportu i odmładzania biologicznego było herezją. Dzisiaj - dzięki postępowi szczegółowych badań jest inaczej.
Co do samego treningu - autorzy podkreślają, że wystarczy pół godziny szybszego spaceru dziennie, aby osiągnąć upragnione efekty. Kuszą? Kuszą! Dla pieniędzy? Z pewnością.

Nie potrafię zastosować tej metody do siebie. Nie wiem, czy jest ona do wykorzystania u innych 30-latków, którzy nie mają czasu na długie sesje treningowe na siłowni, a znalezienie magicznych 30 minut graniczy z cudem. Jednak cały czas walczę z przywoływanymi przez autorów argumentami sięgającymi do genów i nauki.

Szczególnie ciekawe jest w tej książce podejście do rozpoczęcia treningu. Nie trzeba bowiem wyrzucać sobie, że nie zaczęliśmy śmigać żelastwem w piaskownicy Ponoć - wierząc autorom "Projektu zdrowie" - nawet 60-latek chcący spróbować swoich sił w sporcie będzie mógł cieszyć się lepszym zdrowiem i jeszcze coś z życia czerpać. Ba - nawet dożyć do swojej emerytury w wieku lat 67.

"Projekt zdrowie" to lektura, która stara się rozprawić z wieloma mitami na temat zdrowego trybu życia. Zmusza do myślenia i ewentualnych korekt swoich zachowań. Czy działa? Przekonajcie się sami!

poniedziałek, 10 lipca 2017

Miejsca, które warto zobaczyć w Wejherowie

Wybraliście się nad morze? Pada? Codziennie? Jeśli tylko na jedno pytanie odpowiedzieliście twierdząco zapraszam do Wejherowa. Miasto położone w okolicy Półwyspu Helskiego i Trójmiasta jest miejscem, w którym zdecydowanie warto spędzić czas - nawet przy dobrej pogodzie. Oto dziesięć miejsc, które trzeba zobaczyć podczas wizyty u nas.


Hitem tegorocznego lata jest wystawa w wejherowskim ratuszu pt. "Wejherowo okresu międzwojennego". Unikalne zdjęcia, pamiątki materialne z zakładów usługowych to tylko niektóre z perełek pozwalających poznać historię Wejherowa. Wystawę można zobaczyć w ratuszu w dni powszednie od 10 do 14. Zwiedzanie jest oczywiście bezpłatne.

Wychodząc z ratusza nie sposób nie odwiedzić wejherowskiego rynku. Centralny plac Wejherowa z pomnikiem założyciela miasta jest jego wizytówką. Uwagę warto zwrócić na kaszubskie nuty umieszczone na plasu. To jedne z 14 postumentów, które znajdują się w Wejherowie i pełnią podwójną rolę - symbolizują miejsca warte zobaczenia oraz promują kaszubską kulturę.

Niedaleko znajduje się kościół św. Anny.Wzniesiony w latach 1648-1650 przez Jakuba Wejhera, to jeden z najstarszych zabytków Wejherowa. Wraz z Kalwarią Wejherowską i z koronowanym przez papieża Jana Pawła II obrazem Matki Bożej Wejherowskiej, tworzy on Sanktuarium Pasyjno - Maryjne.

Każdy, kto przybywa do Wejherowa musi zobaczyć Kalwarię Wejherowską. To zespół 26 kaplic ufundowanych przez wojewodę malborskiego Jakuba Wejhera, założyciela Wejherowa. Została zbudowana w latach 1649-1655. Odrestaurowana cieszy oko i daje możliwość poznania ówczesnej sztuki sakralnej. Więcej informacji dotyczącej możliwości zwiedzania znajduje się tutaj.

Więcej informacji na stronie www.wejherowo.pl




Prowadź swój pług przez kości umarłych. Recenzja książki

Emerytowana pani inżynier - Janina Duszejko jest jedną z piękniejszych postaci kryminalnych polskiej literatury. Stworzona przez Olgę Tokarczuk bohaterka jest dla mnie przykładem bohatera, który łączy w sobie Hanibala Lectera i Herkulesa Poirota.


Główna bohaterka dorabia sobie jako nauczycielka angielskiego w Kotlinie Kłodzkiej. Jako wielka miłośniczka przyrody i fanka twórczości Wiliama Blake’a nie może pogodzić się z tym, że ilość kłusowników i miłośników zabijania zwierząt cały czas rośnie. Wyznająca inne zasady Janina Duszejko pragnie działać - nie wie tylko, jak zatrzymać to okrucieństwo. Okazuje się jednak, że jest ktoś, kto robi to za nią. Zwierzęta? To tylko jeden z tropów, w które wierzy główna bohaterka. A policja? A miejscowi?

Olga Tokarczuk napisała świetną powieść, w której wątek kryminalny podoba się niesamowicie. To inna jakość kryminału, który oprócz wątku arcymistrza zbrodni łączy w sobie smutną prawdę o współczesnym świecie bez zasad i jakichkolwiek wartości.

Morderstwa ludzi podobnie jak zwierząt nie wywołują większej refleksji u bohaterów. Autorka w doskonały sposób oddaje mentalność i prawa rządzące polską prowincją. Z komendantem policji, księdzem i szemranym przedsiębiorcą na czele mierzy się kobieta, która w Blake'u widzi rozwiązanie wszelkich problemów i bolączek świata XXI wieku.



Misterne knuta intryga kończy się wyrwaniem z tajemniczego snu, w którym czytelnik dochodzi do momentu obwiniania za zbrodnię sił przekraczających ludzkie pojęcie. Zderzenie z rzeczywistością jest mocniejsze niż nalewki pite przez bohaterów.

I jeszcze ten wątek ekologiczny, który stanowi ważny element powieści. Jak działać w przyrodzie? Które działania są szkodliwe a z jakimi musimy się pogodzić, aby wszystko funkcjonowało zgodnie z zasadami ładu i porządku.

"Prowadź swój pług przez kości umarłych" to zacna propozycja na letnie wieczory i zawsze aktualny głos w dyskusji dotyczącej przyrody.

niedziela, 9 lipca 2017

Trictytrail 2017

TriCity Trail to pomysł na zachęcenie do biegania w terenie. Trójmiejski Park Krajobrazowy nadaje się do tego idealnie i to w połączeniu z doskonałą organizacją dało kolejną udaną imprezę.


W edycji 2017 można było wziąć udział w jednym z trzech dystansów. Ultramaraton na 80 km, maraton na 46 km i półmaraton na 21 km. Trasa półmaratonu, w którym brałem udział zaczęła się na ulicy Zamkowej w Wejherowie, poprzez ul.Księdza Rozczynialskiego aż do właściwej trasy trail w lesie.

Pierwsze kilometry nie zapowiadały trudności, które zaczęły się w okolicach 5 km. Podbiegi ciągnące się długo nie były dobrym motywatorem dla ludzi, którzy w półmaratonie terenowym brali udział po raz pierwszy. Cenne stwierdzenie jednego z uczestników, który powiedział, że czuje się tak samo jak w biegu górskim nie jest dalekie od prawdy. Zadania nie ułatwiła pogoda, która w sobotę obdarzyła nas dużą ilością deszczu. Trasa obdarzona błotnymi przeszkodami podniosła poziom trudności i radość z pokonywania trasy. Od punktu odżywczego (około 14 km) było już z górki aż do mety usytuowanej w wejherowskim amfiteatrze.

Wszystkie trudności rekompensowały widoki, dobra pogoda oraz doskonała organizacja Tricity Trail. Oznaczenie trasy półmaratonu, punkt odżywczy i cała otoczka zasługują na uznanie. Organizacja tak specyficznej imprezy na trzech dystansach wymagała od Stowarzyszenia Sport dla każdego szeregu działań, które sprawiły, że na trasie Ultramaratonu wystartował Kamil Leśniak - najlepszy obecnie polski biegacz na tym dystansie. To tylko jeden z przykładów, które udowadniają, że Tricitytrail musi być kontynuowany w niezmienionej formule dla promocji Wejherowa oraz Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.


Mało kto wie, że ten teren ma powierzchnię ponad 20 104 ha. Najbardziej rozpowszechnionym drzewem w parku jest sosna zwyczajna, której pełno było na trasie. W niektórych miejscach można było podziwiać buk zwyczajny, dąb bezszypułkowy i szypułkowy, brzoza brodawkowata i omszona, olsza czarna, topola osika i wierzba iwa. W parku występuje szereg roślin górskich - poryblin kolczasty, manna gajowa, podrzeń żebrowiec, przetacznik górski. Na terenie Trójmieskiego Parku Krajobrazowego jest 60 gatunków roślin chronionych całkowicie.

Za rok będę startował w maratonie Tricitytrail 2018. O jego randze świadczy fakt, że TriCity Trail Maraton+ otrzymał 2 punkty kwalifikacyjne do Ultra-Trail du Mont-Blanc! Zdecydowanie warto. Innych zachęcam do próby sił biegowych w półmaratonie lub w ultramaratonie.



piątek, 7 lipca 2017

Gru, Dru i Minionki czyli rzecz o walce widza z samym sobą

Poczciwe, żółte stworki ponownie szturmem atakują kina. "Gru, Dru i Minionki" to opowieść, która po raz kolejny pobije rekordy oglądalności i zyski. Czy jednak wartość filmu dorównuje poprzednim częściom?


Gru traci pracę w Lidze Antyzłoczyńców przez niejakiego Balthazara Bratt, były dziecięcego gwiazdora, który kradnie tajemniczy kamień. Jakby tego było mało wymyśla plan zdominowania świata i zniszczenia Hollywood. Minionki decydują opuścić się Gru, który wybrał dobro. Dodatkowo okazuje się, że na świecie żyje Dru - brat bliźniak skrywający tajemnicę ojca Gru. Ten z całą rodziną wyrusza do Niemiec chcąc poznać swoją prawdziwą historię.

Wątków, które serwują twórcy "Gru, Dru i Minionki" jest więcej niż skóry na VIP-owskich fotelach w Multikinie. Dorosły widz gubi się próbując śledzić kolejne pojawiające się pomysły na rozwój akcji. Co dopiero dziecko, które chce Minionków i ich zabawnych przygód. Tych jednak jest jak na lekarstwo, bo oprócz dłuższej sekwencji w więzieniu żółtych gwiazdorów praktycznie w filmie nie ma. A to przecież dla nich wszyscy widzowie wybierają się do kina.

Na plus zaliczyć można zasady, które twórcy filmu starają się przekazać młodym widzom. Jest dobry podział i walka dobra ze złem. Bohaterowie widząc, że zło jest łatwiejsze i czasem przyjemniejsze w swojej istocie ostatecznie wybierają jasną stronę mocy zyskując korzyści (nie tylko materialne). Ciekawym wątkiem jest próba zdobycia akceptacji dzieci przez partnerkę Gru, która chciałaby być nazywa matką. Czy jej się to udaje?

Także postać brata wydaje się być ciekawym elementem całej układanki, która będzie kontynuowana.

Twórcy choć nie rozpieszczają dorosłego i mniejszego widza dużą ilością śmiesznego Minionka to starają się zaserwować im powrót do pięknych lat 80. Ile wysiłku wkłada czarny charakter we fryzurę a'la Rutkowski, ruchy rodem z Moona walka Jacksona oraz żucie gumy Turbo, by zyskać sympatię widza wiedzą tylko producenci. Niestety, ta idea w zderzeniu z wyblakłymi minionkami nie daje takiej satysfakcji, jakiej byśmy chcieli.

Polskie wakacje należą do bardzo deszczowych, więc o frekwencję w kinie się nie martwię. Gorzej już z konfrontacją z "Gru, Dru i Minionkami", których pamiętałem inaczej. Każdy jednak dojrzewa - czy dosięgło to i bohaterów w kolorze banana? Przekonajcie się w kinach.


czwartek, 6 lipca 2017

PlayStation prezentuje technologię PlayLink wraz z tytułem startowym To jesteś Ty!

Wczoraj w Warszawie miał miejsce pierwszy w Polsce pokaz technologii PlayLink dla PlayStation 4. PlayLink oferuje zaskakujący nowy sposób gry– połączenie telefonu (lub tabletu), telewizora oraz PS4 po to, by zaangażować w zabawę jeszcze więcej osób. Od szybkich quizów po wciągające gry dla wielu graczy, tytuły PlayLink to granie społecznościowe, które każdemu sprawi przyjemność. Pierwszy tytuł z kategorii gier PlayLink – „To Jesteś Ty!” jest już dostępny.


Nowy sposób rozgrywki!


PlayLink po raz pierwszy zaprezentowano na tegorocznych targach branży gier wideo - E3 w Los Angeles. Warszawski pokaz był pierwszą prezentację tej technologii w Polsce. Pozwala ona na kontrolowanie gier na konsoli PlayStation 4 za pomocą urządzeń mobilnych takich jak smartfony i tablety. Do rozpoczęcia rozgrywki potrzebny jest egzemplarz gry oraz dedykowana aplikacja (do pobrania z właściwego sklepu w zależności od systemu operacyjnego urządzenia). Następnie wystarczy podłączyć urządzenia do tej samej sieci Wi-Fi, co konsola PlayStation 4 i w towarzystwie znajomych można rozpocząć rozgrywkę.

PlayLink to rozwiązanie, które powstało z myślą o umożliwieniu dużej liczbie graczy wspólnej zabawy na PlayStation 4. Dotychczas, by grać wspólnie na jednej konsoli należało posiadać dużą liczbę kontrolerów DUALSHOCK 4, teraz wystarczy do tego smartfon lub tablet z odpowiednią aplikacją. Dodatkowo, dzięki zastosowaniu urządzeń mobilnych, sterowanie w danej grze może być dostosowane przez jej twórców do charakteru rozgrywki. Znika również bariera dla osób, które do tej pory nie grały na PlayStation 4 i nie są przyzwyczajone do korzystania z kontrolera DUALSHOCK 4.

Gry, jakie powstają z myślą o PlayLink umożliwiają wspólną grę od 2 do 8 graczy. Na targach E3 zaprezentowano pięć tytułów dla tej technologii:

To jesteś Ty! – gra, w której od 2-6 graczy może sprawdzić, jak dobrze się znają
Wiedza to Potęga (Knowledge is Power) – quiz, w którym należy wykazać się zarówno wiedzą z różnych kategorii, jak i szybkością oraz dokładnością w pokonywaniu kolejnych wyzwań
Hidden Agenda – produkcja łącząca elementy filmów i gier akcji, gracze (2-6), którzy mogą mieć różne cele, mają wpływ na to, jak potoczy się mrożąca krew w żyłach historia
SingStar Celebration – zabawa w karaoke, w której zmierzyć się może nawet 8 osób, smartfon zastępuje tu mikrofon, a umiejętności wokalne decydują o końcowej punktacji
Frantics – zabawa dla maksymalnie 4 graczy, oparta na szalonych minigrach znanych z dawnych automatów, w której dobry blef może zapewnić końcowy sukces
Wszystkie tytuły z serii PlayLink będą dostępne w polskiej wersji językowej.

To jesteś Ty! na początek


Pierwszym tytuł dostępnym w ramach PlayLink jest To jesteś Ty! Grę może pobrać każdy subskrybent usługi PlayStation Plus już od 4 lipca, a od wczoraj (5 lipca) gra dostępna jest także w sprzedaży fizycznej. Tytuł ten zawiera ponad tysiąc pytań dotyczących pozostałych graczy, a także wymaga rysowania, pisania po ekranie i robienia zdjęć za pomocą urządzeń mobilnych. Jedyne, co trzeba wiedzieć, to jacy są pozostali uczestnicy zabawy. To jesteś Ty! oferuje podróż pełną odkryć po dziesięciu różnych lokacjach, dla dwóch do sześciu graczy, działa zarówno offline, jak i online. Od bezczelności i szorstkości do słodyczy i szczerości – gra w wyjątkowy sposób dostosowuje się do osobowości uczestników. Dzięki aplikacji gracze mogą nawet tworzyć własne pytania tekstowe i obrazkowe, włączając je do gry w trakcie zabawy.

Podczas warszawskiego pokazu PlayLink uczestnicy mieli również okazję sprawdzić przedpremierowo kolejny tytuł z tej kolekcji – Wiedza to Potęga (Knowledge is Power). Jest to nowa, porywająca gra quizowa pełna pytań, sztuczek i strategii! Gra wymaga także podejmowania wyzwania na ekranie dotykowym, przesuwając i kojarząc ze sobą odpowiedzi. Zwariowane zagrywki pozwalają spowolnić przeciwników, zmuszając ich do kruszenia lodu lub pozbywania się kleistej mazi przed udzieleniem odpowiedzi. Do Piramidy Wiedzy może wkroczyć od dwóch do sześciu graczy, którzy stoczą walkę o ostateczne zwycięstwo. Postacie biegają od jednej sali do drugiej, odkrywając świat powiązanych tematycznie pytań. Kolejne kategorie pytań wybierane są w drodze głosowania przez graczy.

niedziela, 2 lipca 2017

Bieg Redzki nr 4

www.biegredzki.pl

4 Bieg Redzki przeszedł do historii. Przy bardzo sprzyjającej aurze kilkaset osób na sportowo uczciło 50-lecie nadania praw miejskich miastu, które znane jest z tego, że ...*


Trasa urozmaicona i wymagająca. Po ostatnich opadach deszczu spowodowanych Opener'em gdzieniegdzie kałuże plus duża ilość błota wymagała od nieznających trasy dużej uwagi i zwinności. Jeśli miałbym ocenić poziom trudności tego przełaju stawiam na łatwy z elementami wymagającymi większego zaangażowania.

Poprawiająca się organizacja podoba się tym, którzy w redzkim biegu uczestniczą od początku. Przeniesienie biura zawodów na ulicę 12 marca, na której odbywają się zawody było jedynym słusznym posunięciem. Dzięki temu pakiet można odebrać pod samą metą, a wcześniejsze jeżdżenie do MOSiR-u mijało się z celem. Minusem - dekoracja zwycięzców i losowanie nagród nie w miejscu biegu należałoby zmienić. Uważam, że takie przejażdżki nie są na rękę biegaczom i organizatorom pewnie też.

Na uwagę zasługuje piękny medal z tegorocznej jak i ubiegłych edycji. To ciekawa pamiątka i propozycja do jednego z lepszych medali wręczanych podczas biegów na Pomorzu i w Polsce.

Bieg redzki to impreza dobrze zabezpieczona i nieutrudniająca życia mieszkańcom. Sprawna komunikacja i reakcje służb cieszą gdy pomyśli się o problemach w tym zakresie bliskiej Gdyni. Myślę, że za rok widzimy się na V Biegu Redzkim 2018 gdzie zostanie wypełniony limit 500 osób.


*z czym kojarzy się Tobie Reda? Wpisz proszę w komentarzu

sobota, 1 lipca 2017

Cytadela. Gra o średniowiecznym mieście, szlachcie i intrygach

Dobra gra na kilkudniowy wyjazd ze znajomymi? Przede wszystkim musi zajmować mało miejsca i dawać wiele satysfakcji z rozgrywanych partii. Nie chodzi mi o grę w butelkę :) ale o "Cytadelę" Bruno Faiduttiego.


W tej grze wcielamy się w rolę przywódców miast. Może trafić nam się jedna z ośmiu postaci, które mają dodatkowe umiejętności pozwalające zdobywać więcej czy budować szybciej. Zabójca może mordować. ogłaszamy, którą postać chcemy pozbawić życia. Gracz posiadający kartę tej postaci nie mówi nic i nie zgłasza się do momentu, kiedy zostanie wywołany. Zamordowana postać traci swój ruch. Złodziej może ukraść nam ciężko zarobione złoto. Jeśli nim jesteśmy zaraz po wywołaniu przez prowadzącego grę mówimy, kogo skubiemy. Magik namiesza w poszczególnych dzielnicach. Generał, kupiec, biskup, architekt i król również nie należą do słabeuszy.

Każdy chce mieć siedzibę lepszą, bogatszą i okazalszą. Dlatego też kupujemy karty dzielnic różnego typu. Możemy więc inwestować w dobra szlacheckie. Kto jest miłośnikiem sacrum będzie inwestował w dobra kościelne. Mamy do wyboru również dzielnice handlowe, wojskowe i specjalne. Każda z dzielnic - podobnie jak każda z postaci daje nowe możliwości potrzebne do zwycięstwa. Przykładowo - obserwatorium pozwala graczowi na dobranie trzech kart i zatrzymanie jednej z nich. Biblioteka zaś umożliwia dobranie i zatrzymanie dwóch kart.

Oprócz wymienionych przeze mnie postaci podstawowych mamy również możliwość skorzystania z bohaterów dodatkowych - wiedźmy, czarodzieja, poborcy podatkowego, cesarza, opata, alchemika, nawigatora, dyplomaty czy też artysty.

Gra kończy się, gdy ktoś zbuduje swoją ósmą dzielnicę.

Cytadela charakteryzuje się prostymi zasadami, szybką rozgrywką i niepowtarzalnymi emocjami. Pięknie wykonane karty to przykład doskonałej roboty. Karcianka, która nigdy się nie nudzi.


Zawartość pudełka:

80 kart dzielnic (66+14)
18 kart postaci
8 kart pomocy
30 żetonów złota
1 pionek korony
instrukcja

Robinson Crusoe - wielka planszowa przygoda

Początkowo "Robinson Crusoe" wydawał mi się grą planszową, w której brak jest sensu, pomysłu i możliwości zwycięstwa. Rozegranie dwóch scenariuszy pozwala jednak podpisać się pod wieloma recenzjami, które wysoko oceniają grę Ignacego Trzewiczka.


Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie to zdecydowanie wielka gra Portalu. Zostajemy porzuceni za bezludnej wyspie. Wcielamy się w jedną z czterech postaci. Uwielbiam charyzmatycznego kucharza, który umie ugotować zupę z gwoździa i leczyć rany. Dobry jest również cieśla, bez którego trudno cokolwiek na wyspie zbudować. Szałas, palisada? Bez niego nie byłoby zabawy. Ważny jest również żołnierz, który w tropieniu i polowaniu nie ma sobie równych. Co byście jednak zrobili bez odkrywcy? Przecież bezludna wyspa to tereny nieznane a ktoś musi mieć zdolności do odnalezienia rzeki czy bezpiecznej jaskini.


Podczas kolejnych scenariuszy musicie budować szalas, palisadę, bronie, będziecie tworzyć przedmioty, będziecie starać się robić co w waszej mocy, by… by przetrwać. Będziecie szukać pożywienia, walczyć z bestiami, chronić się przed złą pogodą. Ta ostatnia jest jednym z większych problemów w grze, bo niszczy skrupulatnie gromadzone drewno i psujące się jedzenie. Bestie, na które polować możemy dają nam zapasy skór ale mogą wyrządzić wielkie szkody na duchu i ciele. A gdy dojdziemy do kresu sił czeka nas śmierć.

Ignacy Trzewiczek - projektant gdy pomyślał jednak o tym, by pomóc graczom w dość skomplikowanych rozgrywkach. Dlatego do pomocy mamy Piętaszka oraz psa - wiernych towarzyszy naszych wypraw. Już podczas pierwszej rozgrywki bez ich pomocy nie dalibyśmy rady zbudować ogniska, dzięki któremu zostaliśmy uratowani. A to dopiero pierwszy scenariusz.

Piszę musieliśmy, bo Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie to gra kooperacyjna. O co chodzi. Albo razem odnosimy zwycięstwo, albo razem przegrywamy. Warto więc bardzo skrupulatnie spoglądać, czy komuś nie kończy się życie albo jego/jej obrażenia są na tyle duże, że trzeba zacząć intensywne leczenie.

Gra trwa określoną liczbę rund. Ile ich jest - informuje nas karta scenariusza. Każda runda jest podzielona na fazy, które rozpatrywane są w odpowiedniej kolejności. Najpierw więc mamy fazę wydarzenia, fazy morale, fazę produkcji, akcji, pogody i nocy.

Co proponuje nam autor gry w każdym scenariuszu? Zacznijcie od "najprostszego" - budowy i podpalenia stosu drewna, by wezwać pomoc, a następnie przejdźcie do kolejnych przygód. Zostańcie egzorcystami na przeklętej wyspie i stawiajcie krzyże na kolejnych terenach. Zostańcie łowcami skarbów na wyspie wulkanów. Wcielcie się w rolę ratowników i uratujcie piękną damę, która utknęła na samotnej skale daleko od brzegu a potem zbudujcie łódkę i odpłyńcie na bezpieczne wody. Bezpieczne wody? To był tylko taki żart - w Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie nie ma nic bezpiecznego.

Osobiście najbardziej fascynuje mnie scenariusz z egzorcystami. Dodać należy, że gra jest bajecznie wykonana - od prostych żetonów obozu po magiczne karty tajemnic i postaci.

Zwyciężyć nie jest łatwo, a gra zajmuje sporo czasu. Jednak w żadnym wypadku nie jest to czas stracony. Gra, która na zawsze będzie w dziesiątce najlepszych gier planszowych.


Zawartość pudełka:

90 kat Przygód
70 kart Wydarzeń
52 karty Tajemnic
12 specjalnych kości
7 różnych scenariuszy
zestaw drewnianych i plastikowych kości
talia Bestii
karty Przedmiotów

Zobacz także dodatek do gry