czwartek, 23 kwietnia 2020

Ja cię kocham a ty miau!

Ja cię kocham a ty miau!

Katarzyna Berenika Miszczuk nie przypuszczała, iż premiera jej kociej opowieści przypadnie na sam środek pandemii. To taki stan w którym właściciel psa jest ważniejszy niż ojciec dziecka i singielka z kotem. Po lekturze "Ja cię kocham a Ty miau!" wolę te ostatnie!

Ilustratorka Ala ma kota o imieniu Lord, który od samego początku pełni godną swojej kotowatości rolę wszechwiedzącego narratora. Znudzony życiem na zbyt niskim w jego mniemaniu poziomie Lord postanawia przegnać narzeczonego swojej ukochanej właścicielki i wziąć sprawy w swoje łapki.

Za jego drobną zachętą Ala wyjeżdża razem z innymi artystami do położonego na odludziu dworku. Jego właściciel, pan Stefan, postanowił ufundować wyjątkowe stypendium. Wybrany przez fundatora twórca będzie miał okazję zostać spadkobiercą pana Stefana. Rywalizacja o jego względy staje się zaciekła. Artyści za wszelką cenę starają się przypodobać dziedzicowi pragnąc jedynie jego ogromnego majątku.

Pewnego dnia w salonie zostają odnalezione zwłoki jednego z artystów. Sytuacja staje się nieznośna -czy Lordowi uda się uratować swoją panią?

Opowieść o Lordzie i bohaterach drugoplanowych wydaje się bardzo optymistycznym akcentem w świecie ogarniętym pandemią. Choć na chwilę czytelnik ma szansę oderwać się od sytuacji panującej w głowach i zachowaniu Polaków i wraz z kotem próbować rozwikłać kolejne morderstwa mające miejsce w dworku.

Jak na Berenikę Miszczuk przystało nie obyło się bez miłostek i nadziei na to, iż Ala - właścicielka Lorda odnajdzie w końcu miłość swojego życia. A może to ten kot zajmuje to najważniejsze miejsce w jej życiu?

Książka lekka jak piórko, poprawia humor i nie powoduje kaca zaraz po. Warto!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz