Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marvel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marvel. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 stycznia 2018

Cardline Marvel Avengers

Cardline. Marvel

Cardline. Marvel Avengers to gra, w której musimy wykazać się wiedzą dotyczącą uniwersum Marvela. Kto jest mądrzejszy? Hulk, Bruce Banner czy Iron Man? A może ważniejsza jest siła? Zapraszam do gry.


Gra jest wersją Timeline'a czy Cardline'a, o których już pisałem. Pudełko zawiera 110 kart z imionami postaci oraz ich wizerunkami. Jest więc Spiderman, Luke Cage czy Dr Strange. Każda karta zawiera imię bądź pseudonim, wizerunek, cechy postaci oraz kolor. Ten ostatni zależy od tego, czy dany stwór jest dobry (niebieski) czy też zły (czerwony).

Cardline Marvel Avengers


Grać możemy układając w kolejności - od najmniejszej do największej - takie cechy postaci jak siłę, IQ czy walkę. Przez siłę rozumieją twórcy gry maksymalny naciski, z jaką postać może oddziaływać na otoczenie albo maksymalny ciężar, jaki jest w stanie unieść.  Możecie się domyślić, gdzie będzie Herkules a gdzie Gwen Stacy w tej kategorii.

IQ to współczynnik inteligencji postaci. Informuje o tym, jak dobrze dana postać radzi sobie z wyzwaniami intelektualnymi. Mandaryn, Wasp czy Attuma kontra Kapitan Ameryka czy Dr Octavio Octavius? Rozgrywka jest przednia.

Cardline Marvel Avengers


Ostatnią - i najmniej zrozumiałą cechą jest walka. Ma ona określać jak dana postać radzi sobie w walce. Składają się na nią kombinacje różnych mocy i umiejętności.

W edycji Cardline Marvel Avengers każdy z graczy otrzymuje 4 karty. Jeśli jesteście ekspertami - możecie używać większej ilości kart. Każdy z graczy podczas swojej rundy próbuje umieścić kartę w odpowiednie miejsce. Jeśli mu się to nie uda - dobiera koleją kartę i próbuje dalej. Wygrywa ten, który jako pierwszy zagra swoją ostatnią kartę.

Czy warto? Fani Marvela muszą tą grę posiadać. Reszta? Niekoniecznie.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Liga Sprawiedliwości rządzi. Recenzja filmu

Zack Snyder stworzył świetną grupę aktorską, która uniosła niesamowitą historię DC Comics o "Lidze sprawiedliwości"na poziom będący do zaakceptowania dla widza obytego w tematyce.


Cała historia zaczyna się od informacji o śmierci Supermana. Świat nie jest już taki sam a Batman grany przez Bena Afflecka (mając w pamięci poprzednie ekranizacje) ze smutnego samotnego rycerza nocy chce być dowódcą grupy superbohaterów. Chcąc naprawić swój błąd - to przez niego zginął Clarc Kent ak. Superman- próbuje uratować świat przed jeszcze większym niebezpieczeństwem niż Joker, Pingwin i reszta ferajny z Gotham.

We współpracy z Wonder Woman starają się znaleźć i przekonać do współpracy grupę metaludzi, która ma stanąć do walki z nowym zagrożeniem. Jednak mimo utworzenia jedynej w swoim rodzaju grupy superbohaterów może być już za późno. Zło, które zostało kiedyś pokonane rośnie w siłę.

DC Comics bardzo niekonsekwentnie wypuszcza nowe filmy o swojej drużynie. W przeciwieństwie do Marvela, który co rusz pokazuje ciekawe opowieści ze swojego uniwersum, DC Comics rzadko można zobaczyć na wielkim ekranie. Z jednej strony to błąd - z drugiej wypada sądzić, że wszystko, co opatrzone jest kultowym znakiem DC będzie najlepsze. Czy tak jest z "Ligą sprawiedliwości"?

Ben Affleck, Gal Gadot, Ezra Miller, Ray Fisher, Jason Momoa, Henry Cavill, Jeremy Irons, J.K. Simmons grają postaci, które zasługują na to, żeby nakręcić osobne filmy na ich temat. Szczególnie Aquaman grany przez Jasona Momoę podoba się - szczególnie - damskiej części widowni.

Filmowy król mórz i oceanów świetnie oddaje to, co znamy z komiksowych perypetii bohatera. Pomimo, że brak mu blond fryzurki i zielonego kostiumu to tatuaże i butelka whiskey robią swoje.

Bardzo słabo - po raz kolejny - wypada Ben Affleck w roli Batmana. Ani patos, ani poczucie humoru i misji nie pasują do człowieka, który lepiej sprawdza się w innych rolach. Nikt zresztą nie jest w stanie doścignąć pierwszego i najlepszego Michaela Keatona, który bezpardonowo walczył z równie dobrym aktorsko Jackiem Nicholsonem. Podobnie rzecz ma się z mało śmiesznym Flashem (o niebo lepszy jest aktor grający w serialu na Netflix). Na szczęście te luki wypełniają grający komisarza Gordona czy wiernego kamerdynera Batmana - Alfreda.

Efekty specjalne połączone ze światem DC Comics, w którym Amazonki, Atlantydzi i ludzie walczą przeciwko tajemniczej sile rodem z kosmosu nie za bardzo przypadną widzom do gustu. Potrzebaby czegoś świeższego i wartego wykorzystania w filmie, którego historia sama się sprzedaje.

Choć w "Lidze sprawiedliwości" mamy dużo chaosu organizacyjnego i finał bez fajerwerków to bez nich nie doczekalibyśmy się zapowiedzianych na 2018 rok premier opowieści o Aquamanie czy Cyborgu (2019). Mam nadzieję, że te dwa filmy poziomem i historią nadrobią lekkie wzbicie w powietrze "Ligi sprawiedliwości".

A na ten film? Trzeba iść jeśli jest się fanem DC Comics. Jeśli nie - warto zastanowić się, czy nie lepiej wybrać którąś z innych produkcji.