wtorek, 29 sierpnia 2017

Przygody Sherlocka Holmesa

Kiedy w latach 1891 - 1893 poczytny "The Strand" publikował 24 opowiadania o Sherlocku Holmesie tylko najwięksi fani mogli oczekiwać, że ten bohater literacki będzie wzbudzał podziw nawet w XXI wieku gdzie kryminalne zagadki rozwiązują nowe technologie a nie szare komórki.


Dwanaście ze wspomnianych przeze mnie opowiadań opublikowano w formie książki jako "Przygody Sherlocka Holmesa". Sherlock jak wiadomo potrafi rozwiązywać zagadki kryminalne łącząc umiejętności z zakresu psychologii, prawa, kryminalistyki, chemii, fizyki i innych dziedzin, z których jest mistrzem. Podkreślam, że Sherlock w "Przygodach Sherlocka Holmesa" to detektyw idealny - prawie. Dlaczego?

Wspomnieć należy jego przeciwniczkę - Irene Adler, która w opowiadaniu "Skandal w Czechach" pokazuje, że nasz bohater ma także słabe punkty i słabość do jednostek, które dorównują mu intelektem. Podobnie jak uwielbiany i opisywany przez mnie wielokrotnie Arsene Lupin, pani Adler - kryminalistka - wzbudza uczucia bardziej pozytywne niż negatywne. Szantażując króla Czech chce uzyskać określone profity. Czy jej się to udaje? Odpowiedź znajdziecie w znakomitym finale tego opowiadania. 

Idźmy dalej. Arthur Conan Doyle - "ojciec" Sherlocka  w "Związku rudowłosych" pokazuje połączenie dobrego humoru oraz  jeszcze lepszego kryminału. Do sławnego detektywa przybywa rudowłosy właściciel lombardu Jabez Wilson i opowiada dziwną historię. Dwa miesiące wcześniej jego pomocnik Spaulding zwrócił mu uwagę na ogłoszenie w gazecie: Związek Rudowłosych oferuje miejsce pracy dla mających prawdziwie rude włosy.

Bankier udał się pod wskazany adres i zostawiwszy przedsiębiorstwo pod opieką pomocnika otrzymał zadanie codziennego przepisywania Encyklopedia Britannica za stosownym wynagrodzeniem. Po dwu miesiącach, gdy pewnego ranka jak zwykle stawił się do pracy, z przerażeniem odkrył na drzwiach napis o rozwiązaniu Stowarzyszenia. Dlaczego? Przyczyna okazała się bardziej skomplikowana niż by się wydawało.

Jestem przekonany, że opowieści Doyle'a to odpowiedź na ówczesne strachy dotyczące rozwoju miast, w których nie można znać wszystkich. Ludzie przyzwyczajeni do małych miasteczek musieli stawić czoła molochom, w których człowiek człowiekowi z reguły wilkiem - a nie przyjaciele. Nigdy nie wiedziało się, kim naprawdę był twój sąsiad czy czym zajmowała się twoja sąsiadka. Rzeczywistość potrafiła zaskakiwać i tak jest do dzisiaj (patrz - kolejne kryminalne wieści w mediach).

Arthur Conan Doyle to intrygujący pomysł na kryminalną zagadkę i jej rozwiązanie. Oczywiście trudno być Holmesem i od razu wiedzieć, kto zabił. Uważam więc, że stworzenie Watsona - bohatera takiego jak większość czytelników stanowi papierek lakmusowy, przez który możemy odbierać kolejne opowiadania i opowieści o detektywie w dziwnym kapeluszu.

"Przygody Sherlocka Holmesa" zostały w Polsce wydane wielokrotnie. Najlepsze edycje zaserwowało wydawnictwo Dolnośląskie. W jakiejkolwiek formie będziecie czytać tą książkę - bądźcie pewni, że do niej wrócicie. Prędzej czy później.




Najpiękniejszy budek Francji?

Paryż to światowa stolica kultury i mody oraz … architektury. Wszak od stuleci wyznacza kierunki, którymi podążają najwięksi twórcy. Dlaczego?


Mimo wielu zabytków nie boi się awangardowych budynków, które wzbudzają kontrowersje wśród krytyków sztuki, architektów i mieszkańców miasta. Centrum Pompidou wyglądające jak hangar do produkcji samolotów to tylko jeden z przykładów oryginalnego łączenia historii i nowoczesności.


W tą tradycję wpisuje się wieża Maine-Montparnasse. Ponad 210 metrów wysokości dawało wieży Maine-Montparnasse przez długie lata pierwsze miejsce na liście najwyższych budynków Francji. Dopiero w 2011 roku zdetronizował go First Tour ze swoimi 231 metrami.

Postmodernistyczna wieża Montparnasse była budowana w latach 1969 − 1973. Praca nie należała do najłatwiejszych ponieważ plac budowy usytuowano w miejscu nieczynnej stacji metra. To był jeden z powodów, dla których wieża została osadzona na podstawie w kształcie migdałów. Architekci w swojej pracy musieli zmierzyć się z szeregiem wyzwań, jakie stawiał im ówczesny rozwój technologii. Udało im się jednak zaskoczyć wszystkich zastosowaniem nietypowego montażu okien, które sprawdza się do dziś.

Jej prosta architektoniczna budowa nie przekonała jednak mieszkańców miasta. W 2 lata po jej ukończeniu zaczął obowiązywać zakaz wznoszenia tak wysokich budynków w Paryżu. Powstające tam budowle nie mogą mieć więcej jak siedem pięter.

Wieża waży 150 tysięcy ton, ma 6 podziemnych kondygnacji i 59 pięter. Widok zapewnia możliwość zobaczenia samolotów startujących z lotniska Orly.

Mieszkańcy Paryża mówią o tym architektonicznym wynalazku, że jest „najpiękniejszą budowlą w mieści”. Najpiękniejszą, bo nie widać z jego tarasów wieży. Ale czy to ważne?

niedziela, 27 sierpnia 2017

Jak zostać pisarzem? Przeczytaj, co radzi Haruki Murakami!

Haruki Murakami w książce "Zawód: powieściopisarz" nie uczy czytelnika pisania. Nie zdradza nam, skąd brać pomysły, jak tworzyć bohaterów i osiągać sukces. Ta książka to opowieść, z której wiele można dowiedzieć się na temat samego autora "Norwegian wood".

Batman #wgdyni

Batman #wgdyni to niecodzienny widok. 


Okazuje się jednak, że szczęśliwcy w sierpniu 2017 mogli oglądać mrocznego rycerza, który postanowił porzucić Gotham na rzecz polskiego miasta. Podczas swojej wizyty Batman wykonał kilkanaście ciekawych numerów na swoim skuterze i odpłynął zostawiając wiernych fanów #wgdyni.


Mistakos. Krzesła rządzą światem

Kiedyś podstawowymi grami były: chińczyk, bierki i karty. A teraz? Rynek wypełniony po brzegi różnymi propozycjami począwszy od Dobble na Robinsonie Crouzoe skończywszy i czasem sięga do najprostszych rozwiązań. Przykładem niech będzie świetne "Mistakos" czyli pojedynek na krzesełka.


Mistakos to gra zręcznościowa, w której wygrywa gracz posiadający określone umiejętności bądź ma dużo szczęścia. W zestawie otrzymujemy 24 krzesła w trzech różnych kolorach: zielony, niebieski i czerwony. Są różne rozdaje siedzisk oraz oparć dzięki czemu poziom trudności wzrasta.

Jakie są warianty rozgrywki? Na stronie rebel.pl polecany jest wariant ze zbieraniem punktów karnych. Poczytacie o tym więcej tutaj.

W przypadku większej liczby graczy można zagrać w wariant polegający na najszybszym pozbycie się swoich krzeseł. Podzielcie się równo między graczy - najciekawsza jest rozgrywka dla 3 osób. Gra polega na układaniu, każdy po sobie krzeseł tak, aby inne krzesła nie spadły.

Tylko jedno krzesło może stać na blacie, pozostałe układamy na nim. Jeśli krzesła spadną podczas ruchu danego gracza, musi on zebrać wszystkie krzesła, które spadły i wchodzą one do jego puli. Nastepny ruch należy do gracza po lewej stronie. Wygrywa osoba, która jako pierwsza pozbędzie się wszystkich krzeseł.

W tym wariancie można grać również w inny sposób. Gdy któremuś z graczy spadną krzesła to nie zabiera ich tylko odpada z rozgrywki. Wygrywa gracz, który nie pozwoli, by wieże się zawaliły.

Warto również podzielić się równą liczbą krzesełek i na czas układać wieże. Oczywiście wygrywa ten, którego "Mistykos" nie padnie z hukiem. To interesujące rozwiązanie dla tych, którzy chcą wprowadzić atmosferę tymczasowości na suto zakrapianej imprezie.

Można też - co czasem zostaje ojcu, którego dzieci znudziły się "Mistakos" samemu ułożyć wieżę z 24 krzesełek. Wydaje się to nudne? Spróbujcie! Zadanie nie należy do najłatwiejszych.

Gra "Mistykos" przeznaczona jest dla graczy od 4 do 99 lat i zdecydowanie należy do tych gier, które na stałe wpisały się w uniwersum gracza.



czwartek, 24 sierpnia 2017

Ludzkie zoo. Marek Krajewski

"Ludzkie zoo" napisane zostało przez Marka Krajewskiego w niecałe cztery miesiące. Czy jest tak dobre jak pozostałe książki z Eberhardem Mockiem w roli głównej?


Tym razem policjant z Wrocławia musi mierzyć się z odwiecznym męskim problemem, jakim jest kobieta. Jego narzeczona, Maria słyszy w nocy w swoim mieszkaniu dziwne odgłosy. Płacz dzieci miesza się z jękami kobiet. Czy to jakieś stadium schizofrenii? A może przyczyna nadużywania jakichś substancji? Eberhard Mock postanawia to zbadać.

Znalezione ślady -  skórki po bananach nie pasują do zimowego krajobrazu Breslau. Okazuje się, że one stanowią akurat najmniejszy problem w całej opowieści. Mock mierzy się z tajemnicami wrocławskich podziemi, arystokracji i oficerów tajnych służb, których (o dziwo) jest sporo w "Ludzkim zoo".

Planeta małp?


Okazuje się, że  niewiarygodny pomysł (krzyżówka małpy i człowieka), który jest jednym z głównych tematów książki nie do końca jest literacką fikcją. Krajewski, badając temat, rozbudował go do hipotezy, którą przyjmuję za prawdziwą. Zresztą po ludziach wszystkiego można się spodziewać - od przetrzymywania czarnoskórych w zoo tuż obok klatki z lwami po budowanie obozów dla uchodźców, wobec których nie ma żadnego pomysłu na ich dalsze życie.

Szczegóły sukcesu


Marek Krajewski w "Ludzkim zoo" przykłada wagę do szczegółów. Starannie dobrane cytaty rozpoczynające książkę to początek nawiązań, badań i poszukiwań, które pojawiały się w poprzednich książkach autora. Uwielbiam Eberharda Mocka zajadającego się jajecznicą, kaszanką i różnego rodzaju kiełbaskami popijanymi wódką. Wyobrażam sobie, jak ten poczciwiec przełyka kolejne wielkie kęsy posiłku zakupione w restauracji samoobsługowej, śmiejąc się w duchu z tych, którzy pędząc za modą, pragną odwiedzać francuskie knajpy.

Instagram a Mock?


Gdyby Eberhard Mock żył w XXI wieku z pewnością mógłby być blogerem modowym. Na instagramie prezentowałby swoje koszule czy buty robione na zamówienie i nowe fryzury stylizowane przez najlepszych fryzjerów Breslau. Plusem takiego blogera jest dieta, a właściwie jej brak (czytaj wyżej).

W "Ludzkim zoo" spotkamy wiele osobliwości i osobowości rozrzuconych po świecie. Wrocław - choć znów jest główną areną walki o sprawiedliwość, to ustępuje miejsca upalnej Afryce i Berlinowi, do których pokrętne losy prowadzą Eberharda Mocka.

Marek Krajewski ponoć sam wymógł na wydawnictwu przesunięcie premiery "Ludzkiego zoo". Domagali się tego czytelnicy i wierni fani profesora z Wrocławia. Wierząc lub nie tej informacji, twierdzę, że warto było przeczytać najnowszą powieść o Eberhardzie Mocku. Nie wszystko zło zostało jeszcze z jego świata zlikwidowane i pewnie wiele przed nim, czego autorowi życzę.

wtorek, 22 sierpnia 2017

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Picasso 2017

Picasso i jego wielkie natchnienie znalezione w Normandii. Doskonałe przeżycie i zrozumienie wpływu kobiet na życie fascynującego artysty. To tylko część wielkiej wystawy, którą można zobaczyć w Rouen. 











Legendy miejskie. Pechowy golfista

Pechowy golfista to temat - rzeka dla wielu legend miejskich - mniej lub bardziej strasznych. Okazuje się, że temat ten jest nadal aktualny.


Pewnego razu w Stanach Zjednoczonych pewien golfista przeprowadził się do innego miasta. W związku z tym, że dobry klub golfowy to miejsce zarezerwowane dla ludzi majętnych i wtajemniczonych ucieszył się, kiedy jego sąsiad polecił go właśnie jako takiego człowieka.

Następnego dnia wcześnie rano bohater tej legendy miejskiej wyruszył na nowe pole. Zarówno jego wielkość, poziom trudności i piękna przyroda zapierały dech w piersiach. "Jestem w raju" - pomyślał i począł oddawać się tej rozrywce.

Zanim jednak uderzył kolejną piłeczkę zawsze zrywał źdźbło trawy. Kiedy inni golfiści z niesmakiem patrzyli na ten polski zwyczaj bohater tej legendy miejskiej odpowiadał - "To naprawdę przynosi szczęście - zobaczycie".

Traf chciał, że rozgrywka szła mu lepiej niż komukolwiek, kto zaczynał grę na tej polanie. Zaliczonych 18 dołków w dobrym stylu dały mu szacunek i nowych kolegów.

Podczas następnej wizyty wynik nie był może tak samo dobry, jednak nie powstydziłby się go nawet Tiger Woods.

Niestety - ostatnia wizyta okazała się rzeczywiście ostatnią. Bohater tej legendy miejskiej padł nieżywy na polu golfowym.

Młody człowiek i umarł? Okazało się, że sam był sobie winien. Wszystko za sprawą pestycydów, którymi spryskiwano trawę. Długie żucie zielonego sprawiło, że toksyna przeniknęła do organizmu załatwiając naszego bohatera na miejscu.

Więcej takich opowieści znajdziecie na www.legendymiejskie.pl

niedziela, 20 sierpnia 2017

Rouen 2017

Rouen - miejscowość i gmina we Francji, w regionie Normandia, w departamencie Seine-Maritime. Położona jest nad Sekwaną. Parę fotek z krótkiego pobytu w tym urokliwym miasteczku.






Panorama Rouen
Panorama Rouen
Rouen - widok z muzeum Joanny D'arc
Muzeum rzemieślnicze
Rouen - widok z muzeum Joanny D'arc
Joanna D'arc

piątek, 18 sierpnia 2017

Sygnały słoneczne. Marcel Leblanc. Recenzja

Arsene Lupin jest nie tylko dystyngowanym dżentelmenem - włamywaczem ale również doskonałym obserwatorem i osobą, która pomaga rozwikłać najbardziej skomplikowane zagadki znanych francuskich rodów.

środa, 16 sierpnia 2017

Jumpcity Rumia. Dlaczego warto?

Sceptycznie nastawiony do skaczącej rozrywki wybrałem się z dziećmi żądnymi porządnej dawki skakania do Jumpicity Rumia. Czy warto było spędzić deszczową środę w tym miejscu?


JUMPCITY swoją działalność rozpoczęło w Gdyni ponad 3 lata temu, w 2016 roku kolejno powstawały parki w Katowicach oraz w Gdańsku. Marka cieszy się dużą rozpoznawalnością w Trójmieście oraz wzbudza ogromne zainteresowanie mieszkańców a także turystów. Punkt w Rumi uzupełnia ofertę Aquaparku w Redzie, do którego mamy niecałe 2 km piechotą.

JUMPCITY w Rumi to ponad 2000 m2 trampolin, wśród których wyróżnić można następujące strefy: baseny z gąbkami, ścieżki akrobatyczne, trampoliny sportowe z trampoliną Super Quad, arenę do zbijaka, arenę główną, trampoliny z koszami, strefę gladiatorów oraz slack line. Ponadto w JUMPCITY w Rumi zadebiutuje nowa atrakcja - strefa Ninja, czyli tor przeszkód zawieszony nad basenem z gąbkami.

Wszyscy wchodzący na początek muszą zakupić antypoślizgowe skarpetki za 5 złotych. Potem tuż przed wejściem (wejścia tylko o pełnych godzinach) krótkie przeszkolenie, rozgrzewka i ... można skakać. Dzieciom podobała się strefa ninja, która wymaga koordynacji i posiadania młodego organizmu, który nie siedzi godzin w pracy przed ekranem komputera. Równie ciekawa była arena do zbijaka wraz ze ścianką wspinaczkową oraz slack line. To ostatnie wbrew pozorom nie jest tak skomplikowane jakby się 30-letnim dziadkom wydawało.

Nie ma strefy, z której korzystanie nie byłoby przyjemnością. Widać jednak wyraźnie kondycyjne i ruchowe braki kiedy próbujemy wybić się na wyżyny naszych możliwości. A tu nic, zero, null. Nad wszystkim czuwają trenerzy - opiekunowie więc zabawa jest względnie bezpieczna. Warto mierzyć siły na zamiary i nie próbować zostać olimpijskim mistrzem w gimnastyce zanim nie dojdzie się do tego poziomu :)

JUMPCITY Rumia jest miejscem, w którym można zaznać innego rodzaju rozrywki niż we wszystkich salach zabaw. Ponoć można nawet zorganizować tam urodziny - swoje bądź dziecka. Pomysł ciekawy - jak to jest z wykonaniem?

Przestronne szatnie z prysznicami oraz zamykane elektronicznie szafki gwarantują komfort odwiedzin. Warto pamiętać, by do zabawy wziąć strój sportowy na przebranie. Litry potu po kilkunastu minutach jumpingu to norma. Po godzinie jest już naprawdę deszczowo.

Czy warto? Zdecydowanie - i nie tylko jeden raz. Do zobaczenia wkrótce - tym razem z biletem kupionym przez internet.