czwartek, 12 lipca 2018

Wybawiciel. Jo Nesbo

Podróży literackiej po Norwegii z Jo Nesbo ciąg dalszy. W "Wybawicielu" jesteśmy w Oslo, by wraz z Harrym Hole'm znaleźć mordercę ważnej persony z organizacji zwanej Armią Zbawienia.


Ścigamy więc nieuchwytnego płatnego zabójcę z byłej Jugosławii. Przeczesujemy środowiska narkomanów, dewiantów, członków Armii Zbawienia wyczekujących nowego zbawiciela, który ma ich wyzwolić od beznadziei życia - choćby przez śmierć.

Patrzymy z perspektywy na organizację, która zamiast pomagać tworzy nie do końca zdrowe relacje między członkami i patologie, którymi potem zajmuje się skuteczna norweska policja.

Jo Nesbo oprócz świetnej kryminalnej zagadki, która do końca pozostała przeze mnie nierozwiązana daje czytelnikowi możliwość obcowania z problemami kraju, który dla nas - Polaków jest krainą mlekiem i miodem płynącą.

Któż z nas nie ma w rodzinie wujka czy kuzyna, którzy za chlebem podążyli na północ Europy zarabiając w miesiąc pieniądze, których trudno szukać na ważnym stanowisku w Polsce przez rok.

Otóż Norwegia - podobnie jak inne kraje boryka się z poważnymi problemami, których nie przysłonią nawet największe pieniądze i zdolni pisarze kryminałów. Ci ostatni jednak sprawiają, że ktoś powinien w końcu zacząć organizować wycieczki śladami znanych detektywów. Od Oslo zaczynając :)

Jak zwykle w alkoholowej formie jest Harry Hole posiadający zdolnego psychoterapeutę oraz mnóstwo przemyśleń na tematy życiowe. Jednak nawet on nie przewidział, że żądza zemsty może być tak silna, iż zajmie całą książkę. Potem także głowę, bo jak nie myśleć po lekturze "Wybawiciela" o ostatecznych tematach człowieczeństwa. Skąd zło i czy każdy może stać się mordercą?

Zapraszam do lektury.



środa, 11 lipca 2018

Karaluchy. Jo Nesbo

Kontynuując literackie poszukiwania książek, które mogą dać coś więcej niż kolejne miejsce na półce zajęte zacząłem "rozgryzać" Jo Nesbo. Po "Więcej krwi" wybór padł na "Karaluchy". Jak skończyło się to spotkanie?



Akcja “Karaluchów” zaczyna się, gdy norweski policjant, Harry Hole, wyrusza do Tajlandii, gdzie w jednym z moteli znaleziono zwłoki norweskiego ambasadora. Harry wsiada do samolotu skacowany, z zapasem zastrzyków witaminy B12 i wkrótce zaczyna krążyć po zaułkach Bangkoku: wśród świątyń, palarni opium, dziecięcych prostytutek i barów gogo.

Pozornie prosta sprawa zaczyna nabierać rumieńców. Harry odkrywa, że w tej sprawie chodzi o coś więcej niż o morderstwo. Tajemnice są tak mroczne, że nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego. Niestety - ktoś w Norwegii nie pomyślał wysyłać Hole'a do Azji.

Harry Hole to alkoholik z problemami, którego toleruje jedynie przełożony. Toleruje, bo Harry jest zabójczo skuteczny. Pomiędzy jednym a drugim piwem rozwiązuje zagadki niegorzej niż Sherlock wypowiadając przy tym słowa lepiej niż zawodowy krasomówca.

Jo Nesbo w "Karaluchach" nie tylko prezentuje czytelnikowi świetny kryminał ale również świetnie pokazuje Tajlandię - państwo o wielu twarzach i problemach, które tak mocną łączą się z "oświeconą" Europą.

Bogu ducha winny ambasador? A może to żona chciała pozbyć się męża? Czy córka miała jakiś motyw? Albo inaczej - spisek najwyższych norweskich władz przeciwko dobremu ambasadorowi?

Chcecie poznać odpowiedzi na te pytania. Czytajcie "Karaluchy" przy zapalonym świetle.

PS. Świetny jest również audiobook, w którym Harry Hole mówi do nas głosem Borysa Szyca.


środa, 27 czerwca 2018

Wilkierz. Ignatius Przebendowski

Książka "Wilkierz. Ignatius Przebendowski" to ważna publikacja patrząc na rozwój Wejherowa. Ukazała się dzięki wsparciu wejherowskiego starostwa, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej.


Wilkierz to w dawnej Polsce ustawa wydana przez radę miejską lub ławę sądową, regulująca wewnętrzne sprawy miast i wsi lokowanych na prawie niemieckim. Wejherowo taką ustawę wydało w 1650 roku.

Autorem wejherowskiego wilkierza jest Ignacy Przebendowski - starosta pucki i mirachowski tytułów niezliczoncyh. Zbiór praw miał zapewnić właściwie funkcjonowane miasta i ludzi, którzy zdecydowali się w nim zamieszkać.  Prawa w książce są różne. Niektóre z naszej perspektywy brzmią śmiesznie.

Przykładowo przepis 44 mówił, iż: "ci obywatele, którzy trzymają szynk, powinni sprzedawać piwo z browaru miejskiego, a gorzałkę z pańskiej gorzelni". Dalej można było dowiedzieć się, że każdy "obcy" alkohol podlegał dodatkowej opłacie. Bydło należało wypasać na wspólnym pastwisku - w przeciwnym razie groziła kara 4 florenów. Posiadać własną broń - karabin, szpadę i torbę nabojów.

Ówcześni przewidzieli wszystko. Gdy (niech Bóg wybaczy) pojawił się w Wejherowie pożar każdy mieszkaniec zobowiązany był do stawienia się ze skórzanym wiadrem i pomocy przy gaszeniu. Brak pomocy to 15 florenów kary bądź więzienie. Temat ognia i zabezpieczeń przed pożarem zajmuje ważne miejsce w wejherowskim wilkierzu. Współcześni panowie od BHP mogliby się czegoś nauczyć.

Wydaje mi się, że taki lokalny wilkierz działał lepiej niż nasze demokratyczne wybory. Spisane obowiązki mieszkańców i włodarzy uzupełniały się zapewniając zapewne spokojną egzystencję. Udział mieszkańców w życiu Wejherowa i ich wpływ na wydarzenia sprawiał, że nasze obywatelskie budżety i podatki od gruntu to pikuś w porównaniu z tym, czego świadkiem był Ignacy Przebendowski.

Publikację pod względem merytoryki nadzorował prof. Andrzej Groth związany z Uniwersytetem Gdańskim. Świetnie wydany wilkierz pod względem edytorskim sprawia, że trzeba ją mieć. Więcej informacji o niej znajdziecie na stronie wejherowskiego muzeum tutaj.


niedziela, 17 czerwca 2018

Outsider. Stephen King

Outsider. Stephen King

"Outsider" to kolejna powieść Stephena Kinga, który stara się utrzymać pozycję człowieka straszącego nas skutecznie i obficie. Po doskonałym "Pudełku z guzikami Gwendy" przyszedł czas na opowieść, w której każdy może odnaleźć siebie jako winnego zbrodni, których nigdy nie popełnił. Niemożliwe? 


Akcja rozwija się bardzo szybko. W pewnym amerykańskim miasteczku znalezione zostaje zmasakrowane ciało jedenastoletniego chłopca. Słowo masakra nie oddaje całości okrucieństwa - świadkowie zaś są pewni co do dwóch rzeczy. To zbrodnia, która zasługuje na najwyższą karę. Drugi pewnik to sprawca - uznany trener miejscowej drużyny baseballa - Terry Maitland. Prywatnie mąż i ojciec dwóch córek.

Dr Jekyll i Mr Hyde?   Detektyw Ralph Anderson, którego syna Maitland kiedyś trenował, nakazuje przeprowadzić natychmiastowe aresztowanie w świetle jupiterów. Maitland ma wprawdzie alibi, ale Anderson i prokurator okręgowy wkrótce zdobywają kolejny niezbity dowód: ślady DNA.

Sprawa wydaje się oczywista. Do momentu, kiedy pojawiają się nowe szczegóły. Kto kłamie? Kto próbuje wrobić biednego nauczyciela? A może nie jest on taki niewinny jak się mieszkańcom i czytelnikom wydaje?

Stephen King - jak zauważają specjaliści - znajduje się w najbardziej twórczym okresie. Nie porównywałbym tego z czasem, gdy powstało "Lśnienie" czy "To" jednak próby literackie Kinga z 2018 roku bardzo mi się podobają.

W "Outsiderze" King oprócz sięgania po legendy z meksykańskiej kultury, wyrażaniu swojej opinii na temat obecnej polityki i prezydenta znów pokazuje Amerykę, której nikt nie chce nam pokazać. Małe miasteczka rządzące się plemiennymi zasadami. Jest zbrodnia? Są świadkowie? I choć mamy wątpliwości i cały bagaż osiągnięć Terrego Maitlanda werdykt może być tylko jeden. Jeden?

"Outsider" wciąga niesamowicie. Cieszę się, że mistrz nadal pozostaje mistrzem - pomimo upływu lat.

Stephen - rób to dalej!

Han Solo. Gwiezdne wojny - historie

"Han Solo" to kolejna z części sagi "Gwiezdnych wojen". Dla widza ciekawa opowieść - dla producenta klapa finansowa jak głoszą tytuły z gazet i portali.



Legendarnego Hana poznajemy w momencie, gdy próbuje wraz z ukochaną Qi’Rą opuścić Korelię w poszukiwaniu życia bezpiecznego i bez powinności wobec krwawego szefa. Niestety dwójka zostaje brutalnie rozdzielona, a chcący robić karierę jako pilot statków kosmicznych Han, ostatecznie ląduje na wojennym froncie.

Wojenka nie jest dla niego. Dzięki dziwnemu zbiegowi okoliczności Han bierze udział w akcji rabunkowej, która ma zapewnić mu pieniądze, sławę i miłość pozostawioną na planecie śmieciarzy. Niestety - szybko okazuje się, że nie jest to takie proste.

Han Solo znany jako odważny, buńczuczny i niepokorny rzezimieszek musi sprawdzić się w wielu ekstremalnych sytuacjach. Ale dla gościa, który nie ma problemu w przelatywaniu Sokołem czy innymi pojazdami przez przysłowiowe ucho igielne nie ma rzeczy niemożliwych.


"Han Solo" to opowieść, która podobała mi się bardziej niż "Ostatni Jedi" czy "Łotr". Widzowie nie będący fanami opowieści Lucasa znajdą tu dużą dawkę dobrego humoru, momentów i finału, który pozostawia ochotę na więcej.

Świetnie grane postaci Hana Solo i Lando Carlissiana dopełniają obrazu spójnego i ciekawego. Takie właśnie powinny być "Gwiezdne wojny".

Czekam z niecierpliwością na kolejną część gwiezdnej sagi bez względu na to, czy Disney zarobi więcej czy jeszcze więcej dolarów. Ważne są emocje widza - prawda?

sobota, 9 czerwca 2018

Więcej krwi. Jo Nesbo

Jo Nesbo nie należał do moich ulubionych pisarzy. Oprócz dziwnej ochoty na kupowanie jego książek za 9,99 w Lidlu żeby mieć nie szło za tym ani czytanie ani tym bardziej zgłębianie umysłu człowieka, który dla wielu jest jeszcze lepszym pisarzem skandynawskim niż inni lepsi pisarze skandynawscy. Po lekturze "Więcej krwi" twierdzę, że Nesbo to pisarsko jest ktoś.


Okładka "Więcej krwi" głosi, że książka ta jest kontynuacją "Krwi na śniegu". Akcja dzieje się na dalekiej północy naszego kontynentu - tam, gdzie trudno porozumiewać się po norwesku - choć to jeszcze Norwegia a słońce prawie nigdy nie zachodzi.

W tej rzeczywistości próbuje się ukryć Joe Hansen przedstawiający się jako Ulf. Handlarz haszyszem i były pracownik Rybaka -  bossa mafii z Oslo ucieka przed jego zemstą. Poznając kolejnych mieszkańców miejsca zapomnianego przez Boga stara się odnaleźć spokój i szczęście? Niestety - sieci Rybaka sięgają daleko i mroczna przeszłość dopada Joego szybciej niż się spodziewał.

Jo Nesbo tworzy ciekawą opowieść, w której jak mawiał Umberto Eco - nieudolnie szukamy winnego, zbrodniarza żądając sprawiedliwości i zadośćuczynienia. Trochę jak w dobrym hollywoodzkim filmie mamy do czynienia z dramatem głównego bohatera w końcu odnajdującego spokój i szczęście z odrobiną miłości. Oczywiście główny bohater jest po przejściach, z których prześladujący go Rybak to pikuś.

"Więcej krwi" to książka do czytania właśnie w okresie wakacji. Czyli jak - czytacie od dzisiaj?

wtorek, 5 czerwca 2018

Zrób mi jakąś krzywdę. Jakub Żulczyk

Zrób mi jakąś krzywdę

"Zrób mi jakąś krzywdę" to pierwsza, debiutancka książka Jakuba Żulczyka. Wznowiona niedawno i sprzedawana za bezcen w Biedronce sprawiła, że wielu fanów pisarza domagało się zwrotu pieniędzy i zdrowia psychicznego wierząc, że to jego nowa powieść z 2018 roku. Nic z tego moi drodzy!


Już w 2006 roku mogliśmy rozkoszować się czymś innym niż Mickiewicz i Jerzy Pilch w jednym. "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" to pikuś w porównaniu z Żulczykiem i jego opowieścią, która każe czytelnikowi odpowiadać na ważne pytania. Historia dwudziestopięcioletniego Dawida i piętnastoletniej Kaśki rodem z Paryża pokazuje, że Polska to jest kraj potrzebujący psychiatry i silnych leków. A może już jest za późno na takie działania?

Bohaterowie - wbrew rodzicom i sobie udają się w podróż po Polsce. Szalona karuzela, w której co rusz spotykają ludzi wyjętych z innego świata. Aktorów porno, świadków Jehowy, ludzi mających problem z sobą i przeróżnymi chorobami psychicznymi uczestniczą w szalonym wyścigu, którego kresu nie widać. Próbują łamać prawo i jednocześnie cieszyć się wolnością bez zobowiązań. Chcą kochać ale nie potrafią powiedzieć, co to naprawdę jest miłość.

Wielu czytelników zwraca uwagę, że Jakub Żulczyk ma talent do układania pięknych zdań, które goszczą w notatnikach brzydkich dziewczyn marzących o prawdziwej miłości. Czy jednak każdy człowiek - bez względu na płeć, wyznanie i pociąg do alkoholu nie marzy o czymś takim? O silnej i prawdziwej miłości, która nie jest na chwilę, na pokaz, na zapomnienie.

Świetna książka, która na stałe weszła do kanonu literatury współczesnej.

Krótka piłka czyli rzecz o polskiej psychozie

Krótka piłka. Mateusz Borek i Cezary Kowalski

Lubisz piłkę nożną? Kochasz Roberta Lewandowskiego? Zastanawiasz się, dlaczego w kadrze na mistrzostwa w Rosji jest Sławomir Peszko? "Krótka piłka" Mateusza Borka i Cezarego Kowalskiego daje odpowiedź na wiele pytań - niekoniecznie tych zadanych na początku.


Mateusz Borek - (prawie) ostatnia nadzieja na porządny komentarz w telewizyjnych transmisjach wraz z Cezarym Kowalskim uchylają rąbka tajemnicy dotyczącej magicznego hasła: polska kadra piłki nożnej. Widać, że sport jest pasją obu autorów, którzy kochają wszystkie dyscypliny a w
szczególności piłkę nożną miłością prawdziwą. Począwszy od wspominek tyczących się sukcesów reprezentacji z czasów Górskiego, Bońka, Laty i reszty przechodzą do czasów nam współczesnych.

Piszą więc o plusach dodatnich Jerzego Engela oraz problemach, jakie wystąpiły podczas mistrzostw w Korei i Japonii. Wyprzedzając - nie była to jedynie Edyta Górniak a kiepski ośrodek, zupełnie inny klimat i konflikt dziennikarze-piłkarze, który skończył się pojedynkiem Borek - Świerczewski. Kto wygrał? Przeczytajcie.

Starają się autorzy zrozumieć decyzję Pawła Janasa, który na swój turniej nie wziął Jerzego Dudka i reszty. Wspominają, że ta decyzja była zaskoczeniem dla wszystkich - najbardziej zaś dla asystenta trenera - Maciej Skorży. Wspominają epizody trenerskie Zibiego oraz pewnego holendra, którzy nie podołali zawodnikom ze słowiańską krwią.

Era Nawałki to dla autorów podbijanie bębenka charakterystyczne dla mediów przed każdą większą imprezą, na którą się dostaniemy. Autorzy starają się uchwycić fenomen Roberta Lewandowskiego publikując rozmowę z nim bez autoryzacji (?). Wbrew szumnym zapowiedziom nie mówi piłkarz
rzeczy szokujących i nieznanych. Ci bardziej dociekliwi będą wyrywać z kontekstu słowa o stosunku Niemców do Polaków czy też konflikcie (?) Błaszczykowski - Lewandowski. Mądrzejsi zobaczą, że można być piłkarzem światowego formatu z ambicjami i chęciami rozwoju. Pewnie dlatego tyle
tam o potencjalnym transferze z Bayernu i innych sprawach.

Pomimo, że piłkarze i trenerzy - główni bohaterowie książki są z autorami "Krótkiej piłki" na Ty, a wielu piło z nimi niejedno bezalkoholowe to można mówić o książce w miarę obiektywnej i ciekawej. Podbija bębenek, zdradza tajemnicę i przypomina, że każdy popełnia błędy. Nie każdy też wygrywa cały czas. Warto pamiętać to przy okazji zbliżających się Mistrzostw Świata w Rosji.

PS. Nienawidzę piłki nożnej.

poniedziałek, 28 maja 2018

Dziewczynka z zapalniczką. Mariusz Czubaj

"Dziewczynka z zapalniczką" Mariusza Czubaja to kolejna opowieść o przemiłym* komisarzu Rudolfie Heinzu i jego popieprzonym życiorysie.


Mamy rok 2011. W lesie nieopodal Katowic zostaje rozjechany emerytowany policjant, Jacek Szymon. Rudolf Heinz stracił najlepszego przyjaciela. Dodatkowo profiler, przechodzący ciężkie załamanie nerwowe i przebywający na przymusowym urlopie, zostaje poproszony o dyskretną przysługę. W efekcie pierwszy raz zaczyna prowadzić prywatne śledztwo. Sprawę komplikuje także to, że o pomoc prosi Heinza miejscowy deweloper, który dla wielu jest po prostu gangusem bez serca i skrupułów.

Wszystkie tropy prowadzą do wydarzeń sprzed lat, które położyły się cieniem na karierze Jacka Szymona. Chodzi o morderstwo 6-letniej dziewczynki - nierozwikłane do dzisiaj.

Opowieść Mariusza Czubaja to kawał dobrej literatury kryminalnej. Nie bez powodu Katarzyna Bonda o "Dziewczynce z zapałkami" napisała - petarda. Autor - profesor antropologii nie pisze z szybkością karabinu i nie produkuje paru książek rocznie jednak to, co w końcu oddaje do druku jest dobre jak boże stworzenie.

Rudolf Heinz to prawdziwy glina - bez kondycji, z uzależnieniem od alkoholu i dobrej muzyki. Może jako profiler nie jest tak szybki jak Sasza Załuska. Wykonuje swoją robotę z zaangażowaniem i chęcią dokończenia sprawy. Każdej sprawy.

Podobają się jego metody pracy, w której umie złamać nawet największego twardziela. Nie wydusza zeznać siłą lecz przebiegłością i erudycją, która rzadka jest wśród literackich komisarzy.  Gdy jeszcze czytelnik dostaje kryminalną zagadkę z Andersenem w tle musi być ciekawie.

Czubaj the best. Dzięki panie Mariuszu za wiarę w moje wypociny doktorskie.


*taki żarcik

niedziela, 27 maja 2018

Czerwony Pająk. Katarzyna Bonda

Oglądając instagrama Katarzyny Bondy można odnieść wrażenie, że autorka żałuje końca przygody z Saszą Załuską. Pani Katarzyno! Proszę otrzeć łzy! Jest wybitnie dobrze i czas zmienić zainteresowania na bardziej krwawe.


Ostatnia powieść Katarzyny Bondy - "Czerwony pająk" zaczyna się niepokojąco. Okazuje się bowiem, że córka Saszy Załuskiej zostaje uprowadzona przez nieznanych sprawców i mimo wzmożonych wysiłków policji nie udaje się jej odnaleźć.

Prywatne śledztwo Saszy wykazuje, że porwanie dziewczynki jest powiązane z zagadkowym samobójstwem byłego oficera wywiadu, pseudonim Dziadek, niegdyś przełożonego Załuskiej. To w jego posiadaniu znajdowało się archiwum kompromitujące najważniejszych polskich polityków.

Katarzyna Bonda w "Czerwonym pająku" składa do kupy wszystkie elementy swoich opowieści. Poznajemy historię Saszy - skomplikowaną i zrozumiałą dopiero w tym tomie. Skąd pochodzi, jak znalazła się w służbach i policji? Kim byli jej rodzice i czy w ogóle byli? Czy będąc w tyglu intryg, kłamstw i przeinaczeń Sasza Załuska wie, kim naprawdę jest? Układanka żywiołów Katarzyny Bondy w "Czerwonym pająku" jest kompletna.

Urzeka Gdynia - miasto, które jest głównym miejscem akcji. Dzielnice takie jak Redłowo czy inne wspomniane przez autorkę czekały na to, by ktoś umieścił tu literacką opowieść o przestępczości zorganizowanej powiązanej z polityką, przemianami i wiatrem od morza.

Katarzyna Bonda to konkretna babka. Czytając zauważa się ogrom pracy wykonanej przez autorkę. Nie ma niedociągnięć - są tylko treści dopracowane w każdym szczególe.

To, że natyka się czytelnik na Wejherowo w "Czerwonym pająku" dopełnia mojej oceny. Książka wyśmienita. Nie żałuję, że to koniec przygód z Saszą :)


piątek, 25 maja 2018

Forcecon 2018 Wejherowo

fot. Grzegorz Konkol

Co by było, gdyby nie było takiego wydarzenia jak Forcecon 2018? Myślę, że Dni Jakuba Wejhera zyskały dzięki premierze kolejnej części "Gwiezdnych Wojen" i wysiłkowi pasjonatów, do których należą Piotr i Monika Kalka wraz z rzeszą fanatyków kultowej sagi i miastu Wejherowo, które zdecydowało się zaufać.


Począwszy od marszu spod pomnika Jakuba Wejhera - przepraszam Darta Vadera poprzez wystawy, warsztaty, wykłady i konkursy oraz premierowy pokaz "Hana Solo" mieliśmy okazję do przeżywania czegoś, czego nie śniło się największym wejherowskim filozofom.

Wejherowska Filharmonia zagościła na dobre na mapie fanów "Gwiezdnych Wojen", którzy tłumnie przybywają by razem przeżywać coś, co wymyka się statystkom, analizom i badaniom. Wykład Jana Platy - Przechlewskiego zapamiętam na długo ponieważ mało jest osób, które z taką pasją i zaangażowaniem umieją opowiadać o "Gwiezdnych Wojnach". Podobnie zresztą inni prelegenci - wyrwani z szarej rzeczywistości kolejnej RP znajdują radość i szczęście w opisywaniu skomplikowanych relacji i zdarzeń w twórczości Georga Lucasa.

Patrząc na działania Piotra Mintury twierdzę, że są w Polsce ludzie, którym się chce. Niesamowite umiejętności tego gościa w połączeniu z umiejętnością zainteresowania najmłodszych "Gwiezdnymi Wojnami" przywraca wiarę w ludzi. To samo tyczy się Legionu 501, prowadzącego - pana Jacka, przebranych mieszkańców Wejherowa i okolic oraz wszystkich, którzy wierzą, że moc jest w Was. O wystawie rzeźb i figur dotyczących sagi nie wspominam, bo nawet Salvador Dali przy nich wymięka.

Kto nie był, niech żałuje bo następna impreza dopiero za prawie dwa lata. Niech moc będzie z Wami!




piątek, 18 maja 2018

Dziewczyny z Dubaju | Piotr Krysiak | Recenzja

Piotr Krysiak w książce "Dziewczyny z Dubaju" opisuje wielkie pieniądze i wygodne życie połączone z seksem, seksem i jeszcze raz seksem.

Mikołajek i jego paczka. Kleofas | Recenzja

Gościnny i Sempe stworzyli opowieści o paczce przyjaciół, które mimo upływu lat się nie starzeją. Mikołajek i jego przyjaciele należą do klasyki literatury dla dzieci i dorosłych. 


Tym razem Wydawnictwo Znak postanowiło wydać każdą z opowieści osobno - tak byśmy mogli zobaczyć każdego z bohaterów z innej - nieznanej dotąd strony. Przed Państwem Kleofas


Kim jest Kleofas?


Kleofas nie za bardzo lubi szkołę. Zawsze wychodzi z niej ostatni, dostaje najgorsze stopnie, a kiedy je chce poprawić liczy na to, że ktoś w końcu mu podpowie poprawne odpowiedzi. Żarty trzeba mu tłumaczyć, a przerwy spędza przeważnie w klasie bo znów ma kary. Nie jest tak sprytny jak Gotfryd, obrotny jak Mikołajek czy przebojowy jak Jadwinia.

Przygody Kleofasa rządzą


Kleofas w tej opowieści widziany jest przez pryzmat swoich urodzin, przeprowadzki czy wizyty na basenie. Grając tym razem pierwsze skrzypce, pokazuje że ma coś do powiedzenia a i jego numery wywołują uśmiech nawet na smutnej twarzy.

Szkoda, że Kleofas w momencie kiedy nie rozumie danej sytuacji czy świata, musi się bić. Nie potrafi rozmawiać, nie chce zrozumieć. Pomimo tego zawsze jest akceptowany przez grupę oddanych mu przyjaciół z Mikołajkiem na czele.

Mikołajek opiera się lejkowi sprzedażowemu


Gościnny i Sempe stworzyli opowieść, która pokonuje problem zmieniających się trendów. Ominęli pojęcie lejka sprzedażowego i każdego dnia zyskują wiernych fanów.

Dlaczego? Bohaterowie "Mikołajka" bez internetu, smartfonów i popkultury bawią się świetnie. Bawią się w indian, grają w rugby, oglądają z fascynacją telewizor będący dobrem bardzo luksusowym ale i mało ważnym.

Przede wszystkim chłopaki od "Mikołajka" mają jednak mnóstwo przygód. Takich z drugim człowiekiem.

No bo przecież kurczę blade!