piątek, 8 września 2017

Verde Mate - nowy smak Yerba mate?

Verde mate to nowy (?) wynalazek rodem z Brazylii. Czym różni się od klasycznego Yerba Mate? Jak smakuje i czy warto dla odmiany spróbować właśnie tego?


Pierwszą verde mate jaką zdecydowałem się zakupić była Verde Mate Energia Guarana. Składająca się z ostrokrzewu paragwajskiego, jagód goi, guarany i aromatu wydaje się propozycją dla tych, którym zwykła yerba nie daje takiego kopa.

Verde Mate Energia Guarana smak zawdzięcza przede wszystkim jagodom goi. Nie wiem, czy można je gotować - w każdym bądź razie podgrzany napar z ich udziałem smakuje dość słodko jak na klasyczną yerbę. Również guarana, która króluje na rynku produktów od razu odchudzających powoduje, że energii dzięki temu naparowi go nie zabraknie.

Co może dziwić fanów yerby to fakt dokładnie zmielonego ostrokrzewu paragwajskiego. Nie natkniemy się w półkilowym opakowaniu na jakiekolwiek pędy, większe liście czy gałązki. Dokładnie zmielona yerba jest ciekawym rozwiązaniem dla osób, które szukają czegoś nowego i niestandardowego.

Wydaje się, że Verde Mate zachowuje wszystkie właściwości klasycznej Yerby. Pakowana w spore torby na zamknięcie strunowe (ciekawe rozwiązanie) może podbić serca tych, którzy chcą poznać nowe smaki herbatki od Wojciecha Cejrowskiego.

Nowe praktyki kulturowe Polaków


www.pwn.pl

Wyobrażacie sobie naukowców, którzy wybierają się na Opener'a czy Woodstock by badać portret współczesnego Polaka? Wieczorem zapuszczają się w odmęty internetu, by uchwycić kim tak naprawdę jest e-Kowalski? Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych i technicznych  oni dokonują rzeczy niemożliwej i nieszablonowej. Oni czyli Tomasz Szlendak i Krzysztof Olechnicki w książce "Nowe praktyki kulturowe Polaków".


Autorzy prezentują nam życie kulturowe Polaków po 1989 roku. Wydaje mi się, że nie było to problemem, który wywołałby potrzebną tu dyskusję. Ważniejsze były wpływy reformy Balcerowicza, nocna zmiana czy inne - mniej lub bardziej polityczne wydarzenia. Po lekturze "Nowych praktyk kulturowych Polaków" stwierdzam, że to jednak stosunek do kultury i samo z jej korzystanie wpływa na wszystkie inne dziedziny naszego życia.

Czym w ogóle jest kultura dla statystycznego Kowalskiego według badań przeprowadzonych przez Szlendaka i Olechnickiego? Uważam, że nie ma ona nic wspólnego z książkami, muzyką czy sztuką. Jest to bardziej produkt masowy - kolorowy, słodko-słony i podany w przystępnej formie, która nie wywołuje refleksji, dyskusji i wniosków po. To coś, na co zwraca uwagę wielu uczestników Przystanku Woodstock - chwilowy chaos pozwalający zapomnieć o poukładanej i wymagającej rzeczywistości. Polak uczestniczy w tej "kulturze" nie zostając z większymi wspomnieniami czy wnioskami. "Było grubo, ostro i w ogóle". Czy w ogóle to ma sens?

Zgadzam się w pełni z autorami, którzy piszą (pewnie ze smutkiem), iż Polacy nie odwiedzają muzeów ale "walą drzwiami i oknami" na Noc Muzeów. Bo jest fajnie, bo słuchać medialny szum, bo trzeba być w miejscu, gdzie trzeba się pokazać. Nieważne, co się ogląda. Ważne, że na facebooku można oznaczyć swoją obecność w kolejnym evencie.

Badacze podeszli do tematu bardzo skrupulatnie i obiektywnie - ja tak nie mogę. Uczestnicy wielkich wydarzeń kulturalnych transmitowanych przez telewizje w przerwach emisji dzwonią do krewnych informując o swoim położeniu na kolejnym kabaretonie czy festiwalu piwa.

Podziwiam autorów, którzy unikają oceny zachowań kulturalnych Polaków i nie oczekują tego od czytelnika. Jeszcze raz to napiszę - ja tak nie potrafię. Diabelskie różki, kolorowe koszulki czy kowbojskie kapelusze należą do obowiązkowego wyposażenia Kowalskich w kolejnych ogólnopolskich zlotach. Podobnie jak duże ilości piwa i kiełbasy, która stała się chyba narodowym daniem Polaków. 

Badacze wchodzą w interakcję z badanymi. Na początku dziwi, że wielu z pytanych nie wie, dlaczego przyjechała na dane wydarzenie. Czasem brak jest wiedzy na temat znanych wykonawców, którzy występują czy dodatkowych atrakcjach, jakie zapewniają organizatorzy. Większość z badanych twierdzi, że po prostu trzeba tu (Woodstock, Opener, Literacki Sopot i inne) być bo są znajomi i dobrze takie uczestnictwo wypada w mediach społecznościowych - na Facebooku, Instagramie czy Stapie.

Autorzy zwracają różnicę międzypokoleniową, która mnie również - jako uczestnika wydarzeń kulturalnych - fascynuje. Podczas gdy ja słucham koncertu starając się czerpać niematerialne korzyści z tego, co aktualnie chce przekazać artysta inni sztywno stoją nagrywają kolejne utwory czy cały koncert. Czy jest to rzecz do oceniania? Czy znak czasów? Dowiecie się z "Nowych praktyk kulturowych Polaków".

Ważną częścią książki są obserwacje badaczy dotyczące internetu i miejsc, z których oni już dawno wrócili a ja pewnie tam nie dosurfuję. Fanem ważenia własnego piwa nie zostanę, a męska elegancja za bardzo wyciąga środki finansowe - niemniej jednak z głęboką fascynacją czytam kolejne rozdziały poświęcone życiu sieciowych tworów skupiających fanów tych spraw.

Oczywiście są i jasne strony medalu zwanego życiem kulturowym Polaków. Ważnieszym wydaje mi się pytanie, czy "Nowe praktyki kulturowe Polaków" to książka sztywno naukowa czy reporterska? Umiejętne łączenie stylu i relacje badaczy sprawiają, że po lekturze człowiek budzi się z wątpliwościami dotyczącymi tego polskiego rozwoju. Zwłaszcza w dziedzinie kultury. Oby coś się zmieniło dzięki mądrym ludziom pokroju autorów. Strach pomyśleć, co stanie się, gdy zacznie mieszać się w to polityka, bo istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że mogą ją przeczytać i jeszcze się im spodoba.






poniedziałek, 4 września 2017

Jak mówić, by nas słuchano?

Iwona Majewska - Opiełka oprócz prowadzenia ciekawej strony na facebooku jest autorką książki "Jak mówić, by nas słuchano" wydanej nakładem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego.


Autorka korzystając ze swojego doświadczenia przybliża czytelnikowi ten stan, w którym jeden człowiek ma porwać większe audytorium. Nieważne, czy jest to 5 osób na spotkaniu firmowym czy 200 na szkoleniu dotyczącym zmiany sposobów myślenia - zainteresować i dotrzeć do nich ze swoim przekazem jest czasem trudniej niż wejść na K2.

Iwona Majewska - Opiełka wykorzystując swoje doświadczenie pokazuje sytuacje i sposoby, dzięki którym wystąpienia publiczne nie będą aż tak wielkim problemem. Zwraca uwagę na merytorykę treści, które prezentujemy słuchaczom. Zgadzam się z autorką, która nie rozdaje materiałów drukowanych przed prelekcją - wymusza to (i dobrze!) obowiązek notowania co ciekawszych haseł przez słuchaczy. Pewnie nie wrócą do nich już nigdy ale z pewnością coś utkwi im w pamięci.

Autorka prezentuje argumenty, dzięki którym upada mit o tym, że najważniejsza w publicznych wystąpieniach jest mowa ciała. Kiedy Piotr Tymochowicz rzucił hasło o piramidzie dłoni wszyscy zaczęli wyglądać jakby mieli stanąć do zawodów w kungfu. Iwona Majewska - Opiełka pisze o harmonii pomiędzy tym, co się mówi i w jaki sposób.

Osobiście podoba mi się zdanie autorki, która abstrahując od wystąpień publicznych pisze o przychylnym nastawieniu do rzeczywistości. W Polsce taki brak czarnowidztwa okazuje się wielokrotnie podejrzany jednak warto skorzystać z tej rady - nie tylko gdy przyjdzie nam wygłaszać mowę, którą potem będą cytować w sieci, memach i poradnikach "Jak żyć".


Dla kogo jest ta książka? Przede wszystkim to ciekawa lektura dla osób, które zaczynają swoją przygodę z byciem mówcą. Nieważne, czy jest się handlowcem w przemyśle drzewnym, trenerem personalnym czy sprzedawcą marzeń i piewcą pozytywnego myślenia - warto sięgnąć po książkę Iwony Majewskiej - Opiełki, która jest sprawnym wstępem do późniejszych - bardziej zaawansowanych lektur dotyczących tego tematu.

Polecam.

Outside the box. Czas na zmiany

Rozwój, rozwijać, iść do przodu, wspinać się po szczeblach, osiągać szczyty, realizować cele - to najpopularniejsze ostatnio słowa - klucze stosowane w naszym życiu.


Słuchając i czytając ciągle o ludziach, którzy wskoczyli na wyższy poziom, przestali jeść gluten czy zaczęli jeść płatki owsiane statystyczny Kowalski zacznie uparcie dążyć do realizacji celów, które ani nie są mu potrzebne ani ciekawe. W tym szumie ciekawie wypada książka dr Anety Chybickiej - "Outside the box", która Kowalskiemu pokaże i , daj Boże, nauczy, że warto czasem pomyśleć. Samemu.

Autorka w ciekawy sposób podchodzi do tematu kreatywności i zmiany sposobów myślenia. Wiele przykładów, które znajdziecie na stronach "Outside the box" to zdarzenia, które rzeczywiście miały miejsce. Duże korporacje, jeszcze większe problemy i pas, który rozwiązać można było tylko pozwalając pracownikom i przełożonym wyjść z pudełka.

Ilość schematów, utartych szlaków i tych samych rozwiązań stosowanych w firmach jest porażająca. Niektóre ryzykując decydują się na zmianę. Inne zaś jadą w torach, które nie zmieniły się i nie zmienią. Po przeczytaniu książki dr Anety Chybickiej stwierdzam, że te ostatnie jadą właśnie w swoją ostatnią podróż nad przepaść, z której nie ma ucieczki.

Choć "Outside the box" pokazuje praktycznie jak dojść do myślenia i działania kreatywnego w firmach to sposoby proponowane dr Anetę Chybicką pomocne będą również wspomnianemu Kowalskiemu. Dzięki interesującym ćwiczeniom odkryje swoje mocne i słabe strony. Używając niektórych narzędzi łatwiej poruszać się będzie w swojej pracy i środowisku domowym.

Niech się więc chłop nie trudzi oglądając kolejne mowy motywacyjne i kolorowe zdjęcia, tylko przeczyta jak może (bo może!) zacząć myśleć kreatywnie!

"Outside the box" i tego życzę wszystkim - a w szczególności uczniom na rozpoczynający się rok szkolny.

niedziela, 3 września 2017

Gorący ziemniak czyli kaszubskie party

alexander.com.pl

Firma Alexander z Gdyni z powodzeniem wydaje grę, która bawi najmłodszych, mobilizuje dorosłych i sprawia radość dziadkom. Przed Państwem "Gorący ziemniak party".


Presja czasu w grach wymagających logicznych odpowiedzi jest ich najmocniejszą stroną. Kilkaset pytań i ograniczony czas, a także gorący ziemniak w dłoni sprawiają, że szare komórki zaczynają pracować szybciej. Jaka jest odpowiedź na to pytanie? - taka myśl przyświeca kolejnym graczom odpowiadającym na niełatwe zagadki. W tej grze masz tylko kilka chwil, by wymyślić odpowiedź na pytanie i rzucić Gorącego Ziemniaka przeciwnikowi. Pozbądź się Ziemniaka zanim upłynie czas i się sparzysz. Celem jest uniknięcie dostania się na pole "spalony", który skutecznie eliminuje z gry.

W naszych rozgrywkach "Gorącego ziemniaka" rozpoczyna najmłodszy gracz. Najstarszy gracz bierze kartę i głośno czyta pytanie. Gdy kończy uruchamia bączka mierzącego czas. Wygodniej jest jednak skorzystać ze specjalnej aplikacji, która pozwala dokładnie mierzyć nasze kolejne ruchy. Gracz trzymający pluszowego ziemniaka musi udzielić odpowiedzi na zadane pytanie, a następnie rzucić go kolejnej osobie.

Gracze przekazują sobie ziemniaka zgodnie z ruchem wskazówek zegara i udzielają odpowiedzi na to samo pytanie aż do momentu upłynięcia czasu. Odpowiedzi nie mogą się powtarzać. Runda trwa do momentu zatrzymania kręcącego się bączka lub usłyszenia sygnału dźwiękowego z aplikacji. Osoba, która będzie w tym momencie w posiadaniu Ziemniaka lub go nie złapała, właśnie się sparzyła. Musi przesunąć swój pionek o jedno pole bliżej grilla. W następnej rundzie osoba, która właśnie się sparzyła, jako pierwsza odpowiada na pytanie, a czyta je osoba po jej prawej stronie.

Wygrywa ten, który jako ostatni zostanie na planszy. Trudno określić czas każdej z rozgrywek. Wszystko zależy od wiedzy i wyobraźni uczestników. Zdecydowanie jest to jedna z tych gier, które się nie nudzą (patrz: 5 sekund). Jak wspomniałem na początku "Gorący ziemniak" łączy pokolenia, bo gracze mogą być w różnym wieku i bawić się wyśmienicie.

Warto. Po prostu!


Zawartość pudełka: plansza, Gorący Ziemniak, 220 kart pytań, 12 pionków, duży bączek, mały bączek, dysk, instrukcja.

sobota, 2 września 2017

Baśnie arabskie. Aisha i wąż

Baśnie - niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzą - pozwalają przenieść się czytającemu do krain, w których niemożliwe staje się możliwe a sprawy zawiłe mają nawet logiczne i proste wytłumaczenia.


"Aisha i wąż. Baśnie arabskie" to wybór zapewne najciekawszych, intrygujących i charakterystycznych baśni z tamtego rejonu. Dlaczego warto je przeczytać?

Podziw budzi przede wszystkim kolor i bujność tych opowieści. Przymiotnik "arabski", który nie kojarzy się dzisiaj pozytywnie w "Aishy i wężu" nabiera zupełnie innego znaczenia. Dobrzy bohaterowie tych opowieści muszą mierzyć się ze złem, które stara się wykorzystać wszystkie elementy życia - w tym także religię - do zniszczenia szczęścia na ziemi.

Baśń "Trzej lenie" krytykuje lenistwo, które nie jest dobra cechą człowieka i pokazuje, co stanie się, gdy człowiek będzie unikał uczciwej pracy. Tytułowa "Aisha i wąż" prezentuje chciwą postawę złej macochy, która w swojej zapalczywości nie ma sobie równych. Jaki jest finał takiego postępowania? Zapraszam do lektury.

Ważną rolę w arabskich baśniach odgrywają zwierzęta. Baśń, która wyjaśnia odwieczny konflikt pomiędzy psami i kotami podobna jest do naszych europejskich opowieści w tej materii. "Córka rybaka" jako żywo przypomina opowieść o Kopciuszku pana Andersena. I jeszcze te wielkie węże, które mówią ludzkim głosem - prawdziwy majstersztyk.

Według Iwony Taidy Drózd opowieści te - przekazywane z pokolenia na pokolenie ustnie były opowiadane zgodnie z pewnym rytuałem. Wieczorem dzieci siadały razem z babcią i modląc się do proroka Mahometa rozpoczynały zdarzenia, które jako dorosłe wspominały zapewne z łezką w oku.

Zebrane w Zjednoczonych Emiratach Arabskich opowieści są ciekawą propozycją dla tych, którym znudziły się rodzime opowieści. Wspaniała lektura o świecie morskich podróży, tajemnic pustyni i połowów pereł, które pamięta się i do których wracać będziecie wielokrotnie.

La Vita Gdynia - włoska restauracja pełna życia

źródło www.restauracjalavita.pl

Dobra kuchnia, miła obsługa i ciekawy klimat - te trzy cechy charakteryzują restaurację "La Vita" położoną na ul. Władysława IV w Gdyni.


La Vita oprócz południowego klimatu oferuje ciekawe połączenie smaków znanych z kuchni włoskiej w miarę przystępnych cenach. Już podczas mojej wizyty w wejherowskim oddziale La Vity mogliśmy poczuć smak prawdziwie dobrej pizzy z pieca opalanego drewnem. Klasyczna Margherita, Parma czy Tonno są ciekawym połączeniem prostych składników i charakterystycznego ciasta.

Podobnie rzecz ma się w Gdyni choć pizza nie była głównym tematem naszej wizyty w tym oddziale La Vity. Na przystawkę wylądowały: bardzo dobra Bruschetta - grzanka, której podstawą jest pieczywo, posmarowane oliwą i roztartym czosnkiem z dodatkiem startego sera. Równie mocnym akcentem były krewetki panierowane z sosem czosnkowym. Ta przystawka nadaje się idealnie dla tych, którzy za owocami morza nie przepadają. Świetna panierka i sos czosnkowy pozwalają rozkoszować się smakiem tego dania. Wcześniej miałem okazję jeść w La Vicie mule w sosie winno-maślanym. Danie nieprzystawkowe, które bardziej pasuje mi do kuchni francuskiej jest ciekawą propozycją dla szukających niebanalnych smaków w centrum Gdyni.

Przejdźmy dalej. Na dania główne wybraliśmy klasyczne burgery podawane z frytkami. To nie najmocniejsze danie w ofercie restauracji La Vita - zgrzeszyłbym jednak, gdybym powiedział, że można mieć do nich zastrzeżenia. Dania kuchni włoskiej to silna strona La Vity i tego powinni trzymać się zarządzający restauracją. Medaliony alla Tiffany to ciekawe połączenie kruchego mięsa i pysznych krokietów. Pyszne choć bardzo ostre Petto di Galetto Enzo Ferrari zaspokoi potrzeby miłośników dań z pikantną nutą - dosłownie! Mocne wrażenia zapewnia również Scampi in Salsa Romesca - krewetki w sosie chili.

Na niektóre dania - szczególnie te główne trzeba było trochę poczekać - jednak obsługa w ramach rekompensaty zaproponowała darmowe napoje. Było to zbyteczne bo ciekawy klimat i wspaniali ludzie sprawiają, że czas oczekiwania na dania ma znaczenie drugorzędne.

Czy warto wybrać się do La Vity w piątkowy wieczór czy na niedzielny obiad? Zdecydowanie i nie tylko do gdyńskiego oddziału La Vita. Restauracja mieści się również w Sopocie i w Wejherowie.