wtorek, 29 stycznia 2019

Wyjogowane i warsztaty zdrowego kręgosłupa

wyjogowane.pl

Gracjana Chrostowska i Kinga Czekajło czyli zgrany i rodzinny duet z wyjogowane.pl przeprowadziły w ostatnią sobotę warsztaty dotyczące zdrowego kręgosłupa. Czy warto wybrać się na kolejne edycje? Jestem przekonany, że tak.


Dlaczego bolą nas plecy? Jaka jest budowa kręgosłupa? Czy lordoza jest stanem, którego należy się bać? Ile tak naprawdę ruszamy się dziennie? To tylko niektóre z pytań stawianych przez prowadzące podczas warsztatów.

Gracjana Chrostowska i Kinga Czekajło prowadziły warsztaty z jajem i będąc w świetnym kontakcie z uczestnikami. Zarówno ci, którzy dziewczyny znają chociażby z zajęć ze szkoły Magdy Ziemińskiej - 12 Asan jak i "świeżynki" mogli czuć się swobodnie i chłonąć porządną dawkę teorii i praktyki.

Teorii było w sam raz - praktyki jak zwykle chciałoby się więcej. Ćwiczenia, które pozwalają utrzymać człowiekowi kręgosłup w dobrym stanie są w XXI wieku błogosławieństwem. Uczestnicy poznali więc sposoby ćwiczenia mięśni dna miednicy (faceci też je ponoć mają), ćwiczenia mięśnia poprzecznego brzucha oraz ćwiczenia stóp (przepraszam za zniszczoną piłeczkę :)).

Prowadzące obaliły mit o kaloryferku i jego zdrowym charakterze oraz parę innych głupot, które w internecie krążą jako prawda nad prawdami. Wspomniane przede mnie ćwiczenia stóp stanowią świetny element uzupełniający praktykę jogi.

Zainteresowani mogli spróbować tak zwanej wheel yogi, która - jak pokazywał przykład wykonywanej przeze mnie świecy - wydaje się łatwiejsza a jednocześnie bardziej angażująca ćwiczącego.

Gracjana Chrostowska i Kinga Czekajło - robicie to dobrze i róbta tak dalej :)



sobota, 26 stycznia 2019

Inwazja. Wojtek Miłoszewski

Inwazja. Wojtek Miłoszewski

Wielu ludzi patrząc na to, co obecnie robi Rosja nie może uwierzyć, że w XXI wieku takie rzeczy się zdarzają. Wojciech Miłoszewski postanowił przestać myśleć i podszedł do tematu konkretnie - bardzo konkretnie. "Inwazja" jest bardzo prawdopodobną opowieścią o tym, co stać się może w niedalekiej przyszłości w Polsce, Europie i na świecie.



Współczesna Polska, w której żyją: Roman, były żołnierz wojsk specjalnych i uczestnik wielu zagranicznych misji, Danuta – kobieta kochająca luksus, ciężko pracująca i całkowicie uzależniona od ojca tyrana – oraz Michał, bezrobotny historyk z żoną i dwójką dzieci. Tych bohaterów nic nie łączy do momentu, kiedy ich życie ulega drastycznej zmianie – kraj, w którym żyją, znajdzie się w stanie wojny. Jak doszło do inwazji? Dlaczego Putin zaatakował Polskę? Gdzie są nasi sojusznicy? Tych odpowiedzi udziela Wojtek Miłoszewski w swojej debiutanckiej powieści.

Wojtek Miłoszewski "Inwazją" wychodzi z cienia swojego przystojnego, inteligentnego i nagrodzonego wieloma nagrodami brata. Wykorzystując przywoływane przez wydawcę doświadczenie jako scenarzysta pewnego paradokumentu pod tytułem "Policjantki i policjanci" łączy elementy militarne, sensacyjne, kryminalne, miłosne i te najważniejsze - futurologiczne.

Wojtek Miłoszewski nie unika używania czarnego humoru, którego w nadmiarze dostarcza polska polityka. Jest pewien prezydent, którego poczynaniami kieruje pewien człowiek smarujący nogi przed snem. Jest minister obrony, do którego bardziej pasuje nazwa minister wojny.

Na całe szczęście dostaje się nie tylko politykom partii rządzącej. Donald Trump jest prezydentem, który jest prezydentem przez przypadek. Angela Merkel i inni europejscy przywódcy również nie grzeszą inteligencją ani pomysłem na współczesną Europę i świat. Do tego dochodzą przedstawiciele świata arabskiego - chyba groźniejsi niż nasz wschodni sąsiad.

W tej całej opowieści, która mknie szybciej niż nasze narodowe Pendolino pojawia się pytanie - czy ktoś tą książkę przetłumaczył dla Putina, Merkelowej i reszty towarzystwa? Czy po takiej wizji Wojtek Miłoszewski może czuć się bezpiecznie w Paryżu? I czy prezes rzeczywiście naciera nogi i czy może warto zacząć naśladować? I dlaczego Wojtek każe nazywać się Wojtkiem a nie Wojciechem?

"Inwazja" jest świetna jedynie w książce. Gdyby to, co pisze Wojtek Miłoszewski zdarzyło się naprawdę 90 procent Polaków zmarłaby ze strachu. Pozostałe 10 procent znajduje się bowiem na emigracji na Islandii.

Mocna rzecz!


Kod Kathariny. Jørn Lier Horst

Kod Kathariny
Tajemnica śledztwa nierozwiązanego od lat to coś dla Williama Wistinga. Już w książce "Felicia zaginęła" mój ulubiony norweski policjant pokazał, że niepotrzebne jest "archiwum X", by dowiedzieć się, gdzie leży prawda. W "Kodzie Kathariny" zadanie jest zdecydowanie trudniejsze ale nie niewykonalne.


Sprawy zniknięć czy zabójstw, których nigdy nie rozwiązano od zawsze fascynuje media, pisarzy i zwykłych Kowalskich. Kto zabił? Kto ukradł walizkę z biżuterią? Dlaczego dokonano tak okrutnego czynu? To niektóre z pytań nasuwających się przy okazji kolejnej informacji o działaniach policjantów z "archiwum X".

W "Kodzie Kathariny" jest podobnie. Nierozwiązane od lat zniknięcie tytułowej Kathariny nie daje spokoju Williamowi Wistingowi. Od tego czasu co roku odwiedza on męża Kathariny, który ma niepodważalne alibi, ponieważ w dniu zaginięcia żony pracował daleko od domu jako budowlaniec.

Z biegiem lat stały kontakt komisarza z Martinem Haugenem przeradza się w przyjaźń. Mąż Kathariny przesyła życzenia oraz wspiera dzieci Williama Wistinga. Komisarz zaś interesuje się i spędza czas z Martinem.

Gdy po raz kolejny zbliża się rocznica zaginięcia Kathariny dom Haugena jest zamknięty. W tym szczególnym dniu Martin Haugen sam znika bez wieści. Czy on też zniknął? Kolejne wydarzenia sprawiają, że William Wisting zaczyna wątpić w niewinność mężczyzny. Co więcej może on być zamieszany w inne głośne zniknięcie sprzed lat.

Czy mój ulubiony komisarz wybierze wierność w przyjaźni czy może wierność ideałom dobrego gliny? To kluczowe pytanie towarzyszy czytelnikowi do ostatniej strony bowiem dopiero tam dowiadujemy się, jaka jest prawda. A jest ona zdecydowanie bardziej przerażająca niż poprzedzające wydarzenia mogły wskazywać.

Horst po raz kolejny stworzył świetną opowieść, którą w Trójmieście można przeczytać podróżując ze stacji Reda Pieleszewo do Gdyni Orłowa i z powrotem. Niesztampowo, ciekawie i zaskakująco - to główne argumenty za tym, by posiadać na półce nie tylko "Kod Kathariny" ale również pozostałe książki norweskiego autora.

Horst potrafi łączyć konkretną pracę policji z działaniami mediów i wydarzeniami, których jesteśmy świadkami dzisiaj. Problemy migracji, nietolerancji i przemocy poruszane przez autora dają do myślenia i są mocnym głosem w ogólnoświatowej dyskusji.

Bardzo dobra premiera kryminalna 2019. Trzeba mieć bezdyskusyjnie.


niedziela, 20 stycznia 2019

12 Asan i kolejna kąpiel w dźwiękach

www.12asan.pl

Historia leczenia dźwiękiem jest tak długa jak historia ludzkości. Ciągle zabiegane umysły nie wpływają dobrze na stan naszego zdrowia. Magda Ziemińska - założycielka wejherowskiej szkoły 12 Asan wie o tym doskonale organizując kolejne spotkania przy dźwiękach. 


W imprezie, która odbywała się w niedzielę, 20 stycznia uczestnicy mieli okazję poczuć ciekawe spektrum doznań - w tym najważniejsze - kierowanie mózgu ze stanu beta do alfa. To właśnie w tym stanie jesteśmy zrelaksowani, wyciszeni i zdecydowanie lepiej radzimy sobie z wyzwaniami dnia codziennego. To właśnie jest główne zadanie kąpieli w dźwiękach mis i gongów. 

Ilość dźwięków, jakie pojawiają się podczas wejherowskich kąpieli przez wielu porównywane jest do koncertu  orkiestry symfonicznej. Każdy z uczestników czuje co innego. Dla jednych mocne wibracje to potężna burza, dla innych zaś to orzeźwiająca fala. Niektórzy odgłos gongu kojarzą z czymś złym i strasznym - innych zaś są pobudzeni i gotowi stawić czoła nieznanemu. Słusznie zauważyła jedna z uczestniczek, iż ciekawe jest fat, że obecni swymi odprężonymi oddechami tworzą bardzo pozytywne wibracje uzupełniające misy i gongi. 

Szczególnie ciekawe dla mnie są dzwoneczki koshi pojawiające się w wejherowskiej kąpieli. Tworzone (nie produkowane!) u podnóża Pirenejów zapewniają intrygujący zestaw dźwięków kierujących mój umysł w błogi stan dzieciństwa. Dzwoneczki te - a jestem praktykiem - mogłyby być używane do usypiania dzieci. Sukces gwarantowany :) 

Kąpiel w dźwiękach mis i gongów to za każdym razem coś innego. Nie ma dwóch takich samych spotkań. Zdecydowanie warto - wszystkie informacje o najbliższych spotkaniach znajdują się na stronie szkoły Magdy Ziemińskiej

Namaste!


sobota, 19 stycznia 2019

Chandra Namaskar, czyli Powitanie Księżyca

Powitanie księżyca to w jodzie prawdopodobnie najciekawsza sekwencja ruchów. Zalecana do wyciszenia i wykonania przez snem stanowi idealne uzupełnienie wieczornej praktyki jogi. Poniższa rycina prezentuje jedną z wersji tego powitania. Namaste!



Powitanie księżyca. Ruchy


Zobacz również piękne powitanie słońca w tym miejscu.

Wzgórze psów | Jakub Żulczyk | Recenzja

Wzgórze psów. Jakub Żulczyk

Kończąc "Zmorojewo" przypominało mi się, że przecież Jakub Żulczyk to autor równie dobrego "Wzgórza psów". Szkoda byłoby nie poznęcać się więc językiem miłości nad tą właśnie książką.


Wydane w 2017 roku "Wzgórze psów" to opowieść o polskiej rzeczywistości. Krajobraz po transformacji Leszka Balcerowicza i wejście systemu kapitalistycznego odcisnęły piętno na takich małych miasteczkach jak Zybork - miejsce akcji powieści Jakuba Żulczyka.


To stamtąd pochodzi Mikołaj Głowacki - autor jednej bestsellerowej opowieści, dzięki której ma pieniądze i sławę. Niestety - po głośnym debiucie przyszedł czas na twórczą blokadę. Warszawa nie jest miejscem, w którym natchnienie przychodzi łatwo więc Mikołaj wraz z żoną wyruszają na Mazury.

Jesteśmy świadkami trudnych relacji Mikołaja z ojcem, bratem i całą społecznością, która rządzi się swoimi prawami, a właściwie kodeksem. Wszystkim trzęsie Kalt, który z Zyborka uczynił miasto bandytów i gangsterów. Ojciec Mikołaja - Tomasz chce odwołać ze stanowiska panią burmistrz będącą gwarantem chorych układów. Misja ta to jednocześnie pokuta za wieloletnie znęcanie się nad matką Mikołaja.


Jakub Żulczyk umie obserwować to polskie piekiełko zapamiętując szczegóły. Autor "Wzgórza psów" potrafi ubrać swoje przemyślenia w historię trzymającą w napięciu aż do zaskakującego finału. Kryminał miesza się z sensacją i czasem fantastyką. Warszawa jest w tle walki szarych ludzi o przetrwanie na prowincji. A nie jest to łatwe, bo każdy z mieszkańców Zyborka jest jak pies - czasem ktoś rzuci ochłap, czasem pogłaszcze a gdy sprawia kłopoty zatłucze na śmierć.

"Wzgórze psów" to mocna opowieść o naszym kraju próbującym co rusz walczyć albo z mową nienawiści, czasem z opozycją, imigrantami, kościołem czy aborcją. I choć z tej walki gówno wychodzi i zaraz znów rzucamy się w pięknie dla nas pojęcie cierpienia to jednak bez tego nie możemy żyć. O czym dobrze wie autor "Wzgórza psów".

Trzeba kupić i przeczytać.

Zmorojewo |Jakub Żulczyk | Recenzja

Zmorojewo. Jakub Żulczyk

Jakub Żulczyk Polaków w swojej literaturze uczy, że czasem mieszkanie w bloku może skończyć się gorzej niż przejście na czerwonym świetle ("Instytut"). 


W "Ślepnąc od świateł" pokazał Warszawę, jaka pasuje pokoleniu 30 plus i najlepszy obecnie zawód - nie będący na liście najlepszych profesji pracuj.pl - a mianowicie diler narkotyków. 

Czego dowiemy się ze "Zmorojewa"? 


Jakub Żulczyk w tej książce pokazuje, że rocznik 1983 potrafi tworzyć ciekawą literaturę. Różnorodność tematów poruszanych przez autora "Zmorojewa" we wcześniejszych opowieściach pozwoliła powstać całkiem przyjemniej opowieści fantastycznej, której akcja dzieje się w XXI wieku na Mazurach.

Dzieci mogą więcej


Głównym bohaterem opowieści jest Tytus -15-letni fanatyk horroru i fantastyki. Bez miłosnych sukcesów i w otoczeniu zaufanych kolegów wiedzie nudne życie warszawskiego nastolatka. Jego matka i ojciec są za bardzo zajęci nawet na odgrywanie swoich ról w "Zmorojewie" więc nie stanowią dla niego jakiegokolwiek punktu odniesienia.

Właśnie zanosi się na najnudniejsze wakacje jego życia u dziadków w Głuszycach. Jednak informacja na forum fanów zjawisk nadprzyrodzonych zmienia podejście Tytusa do tego wyjazdu.
Okazuje się bowiem, że w mazurskim lesie czai się Zło - legendy o nim od lat krążą po wsi. Gdy zaczynają ginąć ludzie i dzieją się dziwne rzeczy, niespodziewanie lato u nadpobudliwej babci zamienia się w mroczną przygodę.

Polska straszna - Polska własna


Zmorojewo - miasto - widmo, strzygi, upiory i walka dobra ze złem to prawdziwe mięsko "Zmorojewa". Jakub Żulczyk jak rasowy pisarz powieści grozy stworzył postacie żołnierzy zła - Gangreny, Strzępowatego czy ich przywódcy - Leszego. 

Naprzeciwko nich stają z pozoru tylko zwyczajni ludzie, którzy kiedyś brali udział w "ostatecznej" walce mocy ciemnych i jasnych. Kto wygra? Tego nie wiadomo do ostatniej strony. Za to kochają takie książki czytelnicy. 


Podziwiam u Żulczyka lekkość narracji i umiejętność wciągania odbiorcy w opowieść. Pisarz, który dobrze czuje się pisząc niezależnie od gatunku jest pisarzem przez duże P.

Panie Żulczyk - rób nam dobrze jeszcze 100 lat albo i dużej!