czwartek, 14 listopada 2013

Ocalony od zapomnienia

Efekty niemal rocznej pracy 150-osobowego zespołu realizującego w Toruniu film „Snufit” stanęły pod znakiem zapytania, kiedy podczas archiwizacji uszkodzeniu uległ jedyny dysk z materiałem filmowym. To nie pierwszy w historii przypadek, kiedy utrata danych krzyżuje plany filmowców. Tym razem, dzięki interwencji specjalistów odzyskiwania danych, jest to historia z happy endem.

„Snufit” to reżyserowany przez Marcela Woźniaka i Pawła Zawadzkiego niekomercyjny projekt, w którym udział wzięli coraz popularniejsi młodzi aktorzy: Matylda Podfilipska i Piotr Głowacki. Film wkrótce doczeka się uroczystej premiery, a jego autorzy planują udział produkcji w licznych festiwalach krajowych i zagranicznych. „Snufit” jest historią Joanny, pracownicy agencji reklamowej, która niespodziewanie wpada w surrealistyczny wir wydarzeń
z pogranicza jawy i snu.

Los filmu stanął pod znakiem zapytania gdy, podczas archiwizacji i fizycznego tworzenia backupu, uszkodzony został dysk z jedyną wersją materiału filmowego. Efekt ciężkiej, kilkumiesięcznej pracy 150 osób – 40 pracowników ekipy filmowej, 40 statystów oraz niemal 70 osób obsługujących min. plan i transport, zniknął w jednej chwili.Bezpośrednią przyczyną utraty danych był upadek włączonego dysku na ziemię z niewielkiej wysokości. Niestety, uszkodzenia okazały się na tyle poważne, że materiału nie udało się odzyskać w warunkach domowych ani przy użyciu specjalistycznego oprogramowania do odzyskiwania danych.

– Przyczyną utraty danych były uszkodzenia fizyczne i logiczne dysku twardego: uszkodzenie głowic, uszkodzenie struktury magnetycznej talerza w postaci rys, co doprowadziło do uszkodzenia struktury logicznej danych. Nasz zespół, w trakcie dwóch dni pracy, odzyskał 68 procent danych w stanie nienaruszonym, pozostały materiał posiadał drobne uszkodzenia, ale również udało się go przywrócić. Aby zapobiec takim sytuacjom w przyszłości użytkownicy, nie tylko z branży filmowej, ale także prywatni i firmowi, powinni pamiętać o regularnym, prawidłowym tworzeniu kopii zapasowych. W przeciwnym razie kluczowe, cenne dane mogą zostać utracone bezpowrotnie – wyjaśnia Paweł Odor, główny specjalista polskiego oddziału firmy Kroll Ontrack, która stała się partnerem technologicznym projektu.

Twórcy filmu podkreślają, że gdyby danych nie udało się odzyskać, rekonstrukcja materiału byłaby niewykonalna.

– Dane zgromadzone na uszkodzonym nośniku stanowiły ponad 75 procent całości materiału. Ich brak stawiałby pod znakiem zapytania możliwość ukończenia filmu. Konieczne byłoby nakręcenie jego sporej części od nowa, a to – z przyczyn finansowych i artystycznych byłoby niemożliwe. Strata byłaby niepowetowana, nie da się bowiem wycenić efektu pracy tak dużego zespołu ludzi, wartości użytego sprzętu i stworzonych specjalnie do celów filmowych scenografii, kostiumów, rekwizytów. Stratę materiału filmowego, zwłaszcza w przypadku produkcji offowych, porównać można do zniszczenia prototypu nowatorskiego urządzenia lub obrazu złożonego z wielu warstw. Odtworzenie tego samego przedmiotu jest niemożliwe – mówi Marcel Woźniak, reżyser filmu.

Sytuacja, jaka spotkała ekipę filmu „Snufit”, nie jest jedynym tego typu wydarzeniem. Historia kinematografii zna wiele przypadków utraty, zniszczenia czy zagubienia materiałów filmowych, z różnych powodów. W Polsce problemy związane z utratą danych dotknęły m. in. twórców pierwszego polskiego internetowego filmu interaktywnego „Sufferrosa”, w reżyserii Dawida Marcinkowskiego. Podobny przypadek spotkał pierwszy film Quentina Tarantino. Słynny "Powrót do przyszłości" po nakręceniu połowy zdjęć, zaczęto kręcić od nowa, ze względu na zmianę głównego aktora. Nakręcony wcześniej materiał okazał się nieprzydatny.

Utrata danych dotyka także innych, pracujących za pomocą nowoczesnych technologii artystów. Polskie laboratorium Kroll Ontrack odzyskiwało już m.in. album popularnego rapera Liroya, utracony na skutek uderzenia pioruna w jego studio nagrań.

wtorek, 10 września 2013

Krytyka sponsorowana – komercyjne narzędzia w prywatnych rękach

Posty sponsorowane, to powszechnie używane narzędzie przez marki, mające na celu dotarcie do szerszego grona odbiorców. Te metody nie były jednak stosowane przez prywatnych użytkowników, którym portale społecznościowe służyły głównie jako kanał do kontaktu ze znajomymi. Aż do teraz.

Historia Hasana Syeda to z pozoru zwykłe zdarzenie, z którym zmagało się wielu podróżujących samolotem. Wszystko dotyczyło zagubionego bagażu na jednym z lotnisk. Poirytowany klient linii lotniczych British Airways zamieścił na Twitterze wpis, w którym ostrzegał przed korzystaniem z usług firmy. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że Syed wykorzystał w tym celu post sponsorowany.

Hasan Syed wykupił za bliżej nieokreśloną sumę zasięg w Nowym Jorku i Wielkiej Brytanii. Nie dziwi więc fakt, że po sześciu godzinach, post był przeczytany, komentowany i udostępniany przez tysiące użytkowników. Zastanawiająca jest tutaj powolna reakcja giganta lotniczego, który z komentarzem w tej sprawie zwlekał łącznie 10 godzin, tłumacząc się, że administracja kanału pracuje jedynie od godziny 9 do 17 GMT.

Ten przypadek powinien zapalić lampkę alarmową u wszystkich zarządzających wizerunkiem marki nie tylko na Twitterze, ale również na pozostałych serwisach społecznościowych. Sponsorowanie wpisów nie jest bowiem zarezerwowane dla komercyjnych kanałów. Funkcja ta nie jest też ani skomplikowana w użyciu, ani też nie kosztuje wiele. Dlaczego więc ten fakt jest taki nietuzinkowy?

Jest tak dlatego, że sponsorowanie wpisów przez osoby prywatne zwyczajnie się im nie opłaca. Należy pamiętać, że na Facebooka, Twittera, Instagrama itd. przyciąga ich zupełnie co innego, niż komercyjnych użytkowników.Dla marek zwiększony zasięg przekłada się bezpośrednio na sprzedaż i realne zyski finansowe. Prywatni posiadacze kont z kolei używają tego typu mediów do celów bardziej osobistych, a darmowy charakter tych portali to czynnik, który przyciągnął ich tam w pierwszej kolejności. Czy zatem działanie niezadowolonego klienta British Airways do działanie odosobnione?

– Na pewno wszyscy specjaliści zajmujący się promocją w social media będą musieli zwracać baczniejszą uwagę na to, w jakim kontekście pojawia się nazwa marki – komentuje Dominika Chłopicka, Social Media Manager GRUPA 365 NET. – W tym przypadku kluczowy był czas reakcji. British Airways nie spodziewało się takiego obrotu wypadków, ale pewnie wyciągną wnioski na przyszłość i inni powinni zrobić to samo.

O sprawie napisało m.in. BBC, które porównało ją do walki Dawida z Goliatem i trudno odmówić tej metaforze trafności. Nie należy się spodziewać, iż pomysłowy użytkownik Twittera znajdzie wielu naśladowców, jednak nie można z pewnością takiego rozwoju wypadków całkowicie wykluczyć. Wraz ze wzrostem świadomości konsumenta, powinny też rozwijać się plany strategii kryzysowej, w której najważniejsze jest trzymanie ręki na pulsie 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku.

Test pochodzi z serwisu