wtorek, 30 października 2018

Lissy. Luca D'Andrea

Lissy

Włoskie góry jako idealna sceneria dla doskonałej powieści kryminalnej? Okazuje się, że tak właśnie jest w "Lissy". Luca D'Andrea stworzył opowieść, która wywołuje dreszcze i sprawia, że czytelnik rozumie, dlaczego to, co dzieje się w górach - w w górach dostaje.


Książka zaczyna się od mocnego uderzenia - znika żona szefa tyrolskiej mafii. Marlene postanawia uciec kradnąc szafiry, których wartość jest nie tyle materialna co mocno symboliczna. Należące do Konsorcjum - tajemniczej organizacji - precjoza muszą być bezwzględnie odnalezione. Oprócz zawiedzionego męża - Herr Wegenera w poszukiwania zaangażowany zostaje Zaufany Człowiek - osoba bezwzględna i skuteczna.

Podczas ucieczki dochodzi do wypadku. Marlene rozbija samochód i traci przytomność. Ratuje ją Simon Keller - sędziwy samotnik z wysokich gór. Keller pochodzi z rodziny, w której od pokoleń przepisuje się Biblię. Robił to jego ojciec - robi i on - ostatni z rodu wiernie hodujący w trudnych warunkach świnie. W tym tą najważniejszą - Lissy, kochaną Lissy...

W jakim celu to robi? Dlaczego Simon Keller udziela pomocy kobiecie, której w ogóle nie zna? Czym jest tajemnicze Konsorcjum, którym zależy na garstce szafirów podczas gdy obracają miliardami pochodzącymi z nielegalnych kasyn, wymuszeń i oszutw? To niektóre z pytań pojawiających się podczas lektury "Lissy".

Luca D'Andrea w "Lissy" umiejętnie wykorzystuje życie wewnętrzne bohaterów jako lustra dla czytelników. Wewnętrzne dialogi Herr Wegenera, Simona Kellera czy Marlene pokazujące przeszłość i motywy działania są dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.  Tak dzieje się, kiedy Herr Wegener wspomina czasy II Wojny Światowej i swojego nauczyciela - bezwzględnego SS-mana. Tak jest podczas rozmowy z Zaufanym Człowiekiem, gdy ujawnione zostają tajemnice, o których Herr Wegener nigdy nikomu nie powiedział. Tak dzieje się podczas "rozmów" Simona Kellera z Lissy - zmarłą siostrą. Tak jest także wtedy, gdy Marlene grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Autor łączy mroczny klimat włoskich gór z szaleństwem, które opętuje każdego z bohaterów. Niezależnie od pozycji społecznej czy wykształcenia wszyscy poddają się emocjom, o których nie mieli zielonego pojęcia. Wydaje się, że jedyną ucieczką jest droga w dół. Czy to jednak możliwe gdy na zewnątrz panują złe warunki atmosferyczne a w głowie panuje mętlik?

Tytułowa Lissy to świnia, która odgrywa rolę ukochanej, zmarłej tragicznie siostry Simona Kellera i wszystkiego, co z tym związane. Matka umierająca przy porodzie, surowy ojciec, który oszalał i ten domek w górach. Marzenie wielu jest dla Simona przekleństwem, o którym trudno mówić a jeszcze trudniej żyć.

Podobnie jak w swojej książce "Istota zła" Luca D'Andrea zastanawia się nad motywami pchającymi człowieka do zbrodni. Czy to miejsce akcji - góry mają na nich taki wpływ? Dlaczego mroczna strona człowieka w warunkach ekstremalnych zawsze wygrywa? Chodzi tylko o sprawy przetrwania? Nie sądzę.

Świetna postać Zaufanego Człowieka, który odgrywa ważną rolę w życiu kolejnych bohaterów książki. Kim jest? Tobą? Mną? Przekonajcie się czytając "Lissy".







Szumowiny. Jørn Lier Horst

Szumowiny
Stavern w samym środku lata: fale wyrzucają na brzeg odciętą lewą stopę w bucie do biegania. Potem następną. I jeszcze jedną. Łącznie cztery lewe stopy w ciągu jednego letniego tygodnia. Komisarz William Wisting ma twardy orzech do zgryzienia. Jakie "Szumowiny" są tam czynne?


Cztery odrąbane stopy stanowią jądro tej zdumiewającej zagadki, w której ważną rolę odgrywają również skazani mordercy, ludzie ginący bez wieści, tajna organizacja oraz ogromne ilości niezarejestrowanej broni. Czy to możliwe, żeby w XXI wieku ludzie ginęli bez wieści? Dlaczego potencjalny morderca odcina wszystkim stopy wraz z butami? Czy istnieje związek pomiędzy zaginionymi z Domu Spokojnej Starości a stopami?

Rozpoczynając nowe dochodzenie, inspektor William Wisting zawsze zastanawia się, dokąd zaprowadzi go kolejne śledztwo. Szuka historycznych powiązań, aktualnych spraw mogących łączyć się z tą zagadką. Do pomocy ściągane są najnowsze technologie - na czele ze specjalistami od prądów wodnych oraz nowoczesny sprzęt do nurkowania.

"Szumowiny" to kolejna świetna opowieść Horsta, która wciąga od pierwszej strony. Uwielbiam narrację autora, który dzięki doświadczeniu w pracy w policji może prezentować nam prawdziwy obraz śledztwa - jego wzloty i upadki.

Podoba mi się, że komisarz Wisting nie jest "Brudnym Harrym". Bez uzależnienia od alkoholu i narkotyków, depresji i rzeszy kochanek potrafi fascynować czytelnika, współpracowników i wszystkich, którzy potrzebują dobrych postaci w literaturze.

Kto jest winien jest zagadką do samego końca. W "Szumowinach" w finale aż trzy osoby pretendują do miana seryjnego mordercy. Kto jest winny?

Czytajcie "Szumowiny" zamiast marnować czas na telewizję narodową czy prywatną. Czytanie Horsta rzeczywiście pobudza wyobraźnię.

niedziela, 28 października 2018

Wybory samorządowe 2018

Wybory Samorządowe 2018 za nami. Pisząc - za nami mam na myśli Wejherowo, Gdynię czy Sopot, gdzie drugiej tury nie będzie. Co przyniosło nam - mieszkańcom grodu Wejhera i miast ościennych to święto demokracji?


Przede wszystkim dużo śmiechu, łez i przeświadczenia, że człowiek jest zdolny do wszystkiego byleby tylko a. utrzymać się przy korycie lub b. dostać się do niego. Pewna kandydatka z Redy (miasto niedaleko Wejherowa) na plakacie zapewniała, że dla "Was dwoi się i troi" umieszczając siebie trzykrotnie na plakacie. Z jakim skutkiem?

Na pewno gorszym niż jeden z kandydatów ruchu obecnego burmistrza Redy, który według kolegów mógł startować nawet z pasa startowego lotniska w Gdyni Kosakowie - byleby tylko dostać się do rady miasta Redy. Więc mądry włodarz wziął go na listę - takich chętnych nam trzeba. Zresztą on sam jako burmistrz z zawodu znów będzie rządził radą, w której zdecydowana większość to krzemiki. Zero opozycji jest równie złe dla demokracji co większość totalna.

W Gdyni wygrał zawodowy prezydent zwany przez złe języki "Kim Dzong Szczurek". Człowiek, który jak na swój wiek świetnie wygląda i mówi tylko pozytywne rzeczy (jak nie Polak) będzie rządził następne 5 lat. Kit z tym, że nawet ślepy na jedno oko nie widzi żadnej nowej drogi wybudowanej w ostatnich kadencjach w Gdyni a projekt miejskiego parku budowanego w parku (sic!) to już robienie sobie jaj z rzeczywistości. Szczur był, jest i pewnie będzie. W niektórych parafiach nie trzeba więc malować nowych portretów prezydenta Szczurka (tak! takie cymesy wiszą w Gdyni - mieście z morza, marzeń, nowoczesnym i tak dalej).

Jako mieszkaniec Wejherowa od lat obserwuję tu Wejherowskie Wojenki Polityczne. Rządzący od początku galaktyki prezydent Krzysztof Hildebrandt wygrał w pierwszej turze. Człowiek, który przez tegorocznych przeciwników nie był już nazywany złodziejem a bardziej skupiono się na tym, czy ze zdrowiem u niego w porządku zostawił młodszych przeciwników daleko w tyle.

Wspomniani przeze mnie oponenci prezydenta Hildebrandta - prezentujący na plakatach zębowy uśmiech - Rafał Szlas, syn lekarza - Arkadiusz Szczygieł i nikomu nieznany Tomir herbu Ponka dwoili się by tylko "kozła" pozbawić urzędu. Była kawa u Tomira, baloniki od Rafała i kandydat Arkadiusz na rowerze. A ludzie nie docenili i - jak mawiał Tomir herbu Ponka - zdecydowali, by pozostać w marazmie rządów Krzysztofa H.

Ten omawiany przez kandydatów marazm widać wyraźnie w kolejnych inwestycjach. Słabe dwa węzły - w tym Kwiatowa, place zabaw, chodniki, upiększany Park Majkowskiego czy piękne centrum miasta jest tak słabe, że trzeba kogoś, kto to wszystko rozpierdoli. A tu bach! Ludzie nie chcą! Chcą marazmu :)

I tak wolałem jak za czasów kandydata Łukowicza (imienia nie pamiętam) wejherowska PO stawała na uszach, by Krzysztofa Hildebrandta obrzydzić. Był nawet lokalny, wejherowski Fakt, który rozpisywał się o bizantyjskim życiu prezydenta, jachtach i wielu innych sprawach. A ten prezydent, który wygląda na plakacie tak samo jak w 1998 roku rządzi nadal.

Żal Arkadiusza Szczygła, który jest opozycją w miarę konstruktywną. Jego brak w Radzie Miasta na rzecz dwójki ze szczygłowego ruchu czy paru innych kandydatów egzotycznych będzie z pewnością widoczny. Wybory Samorządowe 2018 pozwalają bliżej poznać kandydatów z drugiej strony. Niejaki Wasiakowski wychował sobie fana, który w kilkunastu miejscach Wejherowa promował kandydata pisząc o nim cytuję: "złodziej" czy "huj". Kampania minęła a napisy pozostały. Kandydata proszę o ich natychmiastowe usunięcie.



Do Rady Powiatu znów dostał się Wspólny Powiat z dobrze zrobioną na plakatach Gabrielą Lisius. Nie dostał się za to "bezpartyjny" (sic!) Jerzy Budnik - poseł na sejm kilku dobrych kadencji. Twarz wejherowskiej PO już nie w PO? W ogóle to wejherowskie PO towarzystwo wydaje się mało żywotne. Po ostatnich przegranych wyborach samorządowych dowiedzieliśmy się, że Józef Reszke jest doradcą prezydenta Sopotu - Jacka Karnowskiego, a wieczny główny specjalista w wejherowskim starostwie - Jacek Gafka - otrzymał pracę w Urzędzie Miasta w Rumi. Nóż się w kieszeni otwiera, bo kto bez znajomości, koneksji czy czegokolwiek innego do pracy w urzędzie startował wie o co chodzi. A tu cyk - nie ma pracy i jest praca - dla naszych. Jak to leciało? By żyło się lepiej! (naszym :))

Wybory samorządowe to czas, w których człowiek trochę interesujący się polityką zdaje sobie sprawę, że to powtarzane do zarzygania stwierdzenie o "święcie demokracji" jest tylko dla radnych, burmistrzów prezydentów - ich rodzin i krewnych królika. My - oprócz chwilowej beki, paru baloników i czekolad nie dostajemy nic.

Do zobaczenia przy urnach za 5 długich lat :)


Homo nie całkiem sapiens. Bogdan Wojciszke i Marcin Rotkiewicz

Homo nie całkiem sapiens. Bogdan Wojciszke

Dlaczego PiS wygrał ostatnie wybory parlamentarne? Czemu Polacy uwielbiają narzekać? Czy z obserwacji psychologa może wynikać jakaś recepta dla naszego kraju? Na te i inne tematy próbują znaleźć odpowiedź Bogdan Wojciszke i Marcin Rotkiewicz.

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Smak Słowa w dość ciekawych okolicznościach. Jesteśmy po wyborach samorządowych Anno Domini 2018. Wszystkie partie twierdzą, że zwyciężyły choć od zarania dziejów wiadomo, że wygrany może być tylko jeden. PiS twierdzi, że wygrał, PO też tak twierdzi wespół z PSL. Nawet partia Wolność ma poczucie zwycięstwa. Dlaczego?

Na takie absurdy polskiej rzeczywistości odpowiedź próbują znaleźć prof. Bogdan Wojciszke w rozmowie z Marcinem Rotkiewiczem. Ten ostatni zadając pytania ciekawe i drążące sprawia, że mądry rozmówca uchyla nam - maluczkim rąbka tajemnicy związanej z psychologią.

Wojciszke nie lubi PIS-u i to widać w wielu odpowiedziach na pytania. Zły jest Jarosław Kaczyński wespół z Antonim Macierewiczem. Źli są smoleńscy wyznawcy, którzy w katastrofie wynikającej z wielu czynników nadal szukają zamachu, spisku i paru innych - niemniej ciekawych rzeczy. Profesor Wojciszke (słusznie) przypomina, że PiS wygrał hasłem "500 zł na każde dziecko". Wielu jednak o tym zapomniało i po wyborach hasło zmieniło się na "500 zł na każde DRUGIE dziecko". Poparcie wysokie i cały czas rośnie. Tu rzeczywiście potrzebny jest psycholog taki jak prof. Wojciszke.

Na szczęście "Homo nie całkiem sapiens" to nie tylko książka o polityce i jej kłamstewkach. Jest rzecz o lojalności, wspomnianym przeze mnie polskim marudzeniu i poczuciu więzi oraz prawdzie. Czy nowonarodzone dzieci mają wpisane jakąś wiedzę? A może rodzą się jako "tabula rasa"? To tylko niektóre z pytań stawianych w książce.

Podobnie do autorów dziw bierze, że gwiazdy badamy od tysiąca lat a psychologia to nauka niespełna stuletnia. Więc zanim postawimy na kimś krzyżyk, pójdziemy kupić jogurt albo zdecydujemy się kogoś oszukać - przeczytajmy "Homo nie całkiem sapiens" i wtedy podejmijmy decyzję.



Asiunia | Joanna Papuzińska | Recenzja

Asiunia. Joanna Papuzińska

"Asiunia" prof. Joanny Papuzińskiej to krótka acz mocna opowieść o przeżyciach dziecka w czasie II Wojny Światowej.

Asiunia - samotna jak palec


Historia zaczyna się dla Asiuni po jej piątych urodzinach. Właśnie wtedy zaczęła wszystko pamiętać i na sposób dziecka rozumieć. Urodzona w 1939 roku dopiero w 1944 mogła przekonać się, że czasy wojny nie należą do najprzyjemniejszych. Najpierw musiała opuścić dom zostawiając matkę, ojca i rodzeństwo. W obcym domu, w otoczeniu trzech kobiet i jej rówieśniczki musiała żyć dostosowując się do tamtych realiów - obcych mebli, otoczenia, ludzi i kubeczka, z którego piła mleko.

Kolejne ciocie, kolejne babcie


Potem była kolejna ciocia - weselsza i przyjemniejsza. Udawała tygrysa, a podczas ubierania zapominała, że pończochy nosi się na nogach - nie zaś na rękach. Asiunia na chwilę zapomina o wojnie. Niestety po pewnym czasie znów musi uciekać - tym razem do babci, która opiekuje się już jej rodzeństwem poza Warszawą.

Widmo głodu, którego nie znamy


Głód, bieda i strach wypełniają życie dzieci z otoczenia Asiuni. Jej starsi bracia starają się zdobyć jedzenie, którego na rynku nie ma. Próbują coś sprzedawać, polować na zające bądź imać się przeróżnych zajęć byleby tylko nie chodzić głodnym. W przykrótkich kurtkach i wypchanych gazetami butach walczą o kolejny dzień.

Najlepsza w tym wszystkim jest babcia. Z żołędzi potrafi zrobić niesamowicie gorzką ale pożywną kawę. Jej pomysłowość w kuchni nie zna granic, choć jedzenia nie ma praktycznie żadnego.   Niemcy uciekają, Rosjanie wkraczają. Asiunia już nie wie, co gorsze. Koniec wojny to klasyczny happy end, w którym tata odnajduje swoje dzieci. O mamie nie wiemy jednak nic.

Asiunia istnieje naprawdę


Joanna Papuzińska - autorka "Asiuni" jest jednocześnie bohaterką tej opowieści. Wszystko to przeżyła. Wojna, głód, strach i lęk towarzyszyły jej w każdym momencie II Wojny Światowej. Ta opowieść to cenne świadectwo tamtych czasów - opowieść o dzieciach, które nie były szanowane i chciane. Sieroty błąkające się bez celu i pozostawione na pastwę losu miały szczęście, gdy trafiały na ciocie i babcie opisane w książce. Gdy jednak nie miały opieki - nie było happy endu.

Dobrze, że taka książka jest lekturą w szkole. Warto o tamtych czasach przypominać i z dziećmi rozmawiać. 

Książka polecana jest przez Muzeum Powstania Warszawskiego i przeze mnie :)


Policjanci. Ulica. Katarzyna Puzyńska

Policjanci. Katarzyna Puzyńska

W dzisiejszych czasach praca służb mundurowych nie jest doceniana, a oceniana przez pryzmat doniesień medialnych. Sprawa Igora Stachowiaka, oskarżenia o kradzieże, współpracę z mafią czy nadużywanie siły są silnie związane z motywem policjanta. Próbuje to zmienić Katarzyna Puzyńska i jej rozmówcy - "Policjanci".


Każda z rozmów zawartych w książce "Policjanci" jest jedyna w swoim rodzaju. Policjanci po służbie opowiadają o swojej pracy, która dla każdego jest czymś więcej. Słowo służba odmieniane jest przez wszystkie przypadki, podobnie jak poświęcenie i wiara w to, co się robi. Osoby spoza policji, dla których praca jest pasją można w moim środowisku policzyć na palcach jednej ręki. U Puzyńskiej wszyscy jak jeden mąż twierdzą, że praca w policji to jest to!

Jak to zwykle w społeczeństwie, w którym o policji najwięcej powiedzieli Bogusław Linda, Władysław Pasikowski i Patryk Vega trudno pogodzić się  z tym, że rzeczywistość nie jest tak ciekawa i kolorowa. Oczywiście - są przekleństwa, przestępcy i pościgi jednak nie jest to to samo, co w "Pitbullu". W rozmowach, które przeprowadziła Puzyńska trudno znaleźć tych nawalonych policjantów, którzy do złodziei strzelają jak do kaczek, potem piją, biją gangusów a wieczorem rżną ich żony. Wszystko to oczywiście bez munduru i z piękną fryzurą na żel.

Praca policjanta to rozwiązywanie problemów z Twojego otoczenia Drogi Czytelniku. Rutynowe odwiedzanie meliny, w której sąsiad regularnie bije żonę i dzieci. Poszukiwania zaginionych staruszków oraz nieletnich, którym zdaje się, że są dorośli. Pacyfikacja kiboli, dla których życie to wojna a klub sportowy to coś więcej niż Bóg i rodzice w jednym. Potem jest też pomoc alkoholikom, którzy potrafią na Izbę Wytrzeźwień trafić trzy razy ... dziennie. Nie wspominam już o trupach, których opisywany stan rozkładu wywołuje odruchy wymiotne już podczas czytania. A jak kończy się im służba - po kilkunastu godzinach na pełnych obrotach to zdarza się, że trzeba jeszcze być w pracy bo coś się stało.

Puzyńska umiejętnie zadając pytania stworzyła prawdziwy obraz polskiej Policji. Niedofinansowanej, nielubianej i wykorzystywanej w walce polityków. Pracujący w niej ludzie są dla wielu obywateli wrogami numer jeden. Zamiast szacunku jest HWDP i inne inwektywy. A przecież to oni są pierwsi na miejscu zdarzeń, w których zwykły obywatel mdleje od razu.

Ciekawe czy "góra" czytała książkę Puzyńskiej - a w niej sugestie, pomysły i argumenty przemawiające za ciągłą reformą Policji? Przykład starych latarek czy braku rękawiczek lateksowych nie nastrajają optymistycznie.

Zanim znów pomyślisz o Policji jako o nierobach przeczytaj "Policjantów". Książka, która niestety nie rozpoczęła dyskusji o pracy w tej służbie. Już po jej wydaniu byliśmy świadkami ogólnopolskiego strajku tej grupy zawodowej. Czy on coś zmieni? Miejmy nadzieję, że tak.




niedziela, 14 października 2018

Wielkie odkrycie Bubal. Anna Cerasoli

Skąd wiadomo, ile owiec wyszło z zagrody i czy wszystkie wróciły, jeśli żyje się w czasach, kiedy nikt jeszcze nie potrafi liczyć?

Poznajcie Bubal, małą pasterkę, która wynalazła pierwsze liczby, pasąc owce. Tak - to nie żart  a ciekawe podejście do początków matematyki. Jak powstała potrzeba liczenia? Czy od razu wymyślono liczby a może proces ten był bardziej skomplikowany?

Bubal mierzy się ze sporym wyzwaniem, jakim jest przypilnowanie stada i jego wyżywienie. Wiadomo, że trawa nie odrasta od razu a przebywanie w jednym miejscu wypasu dla owiec to też żadna frajda. Metodą prób i błędów Bubal odkrywa podstawy dodawania ale również mierzy się z  podejmowaniem decyzji oraz odpowiedzialnością za nie.

Książka zdecydowanie dla sympatyków i przeciwników matematyki. Jedni znajdą w niej potwierdzenie wielkości "królowej nauk" - inni zaś mogą przekonać się o wartości, jakiej daje zmiana podejścia do tego przedmiotu. Któż bowiem z nas nie chciałby być Bubal odkrywającą nowe rzeczy w wydawałoby się odkrytym świecie.

"Wielkie odkrycie Bubal" to fascynująca podróż do źródeł matematyki, do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.

Książka jest jedną z pozycji w Wielkim Maratonie Czytelniczym.

piątek, 12 października 2018

NC Plus dla stałych klientów

Jaką ofertę ma platforma NC Plus dla stałych klientów? Czy istnieje tam pojęcie stałego i wiernego klienta u polskich dystrybutorów usług telekomunikacyjnych? Kiedy zaczyna się (i kończy) stały klient lat w sieci 10?


Lata lecą a NC Plus dla stałego i starego abonenta ma podwyżkę pakietu bez nowych kanałów i zniżkę. 5 złotych na zgody marketingowe. Jeśli nie - ulgi brak bracie i płacz i płać. Czy jakoś tak bo po kolejnym telefonie z centrali człowiek gubi się i miota w ofertach, propozycjach i robieniu w balona.

Słyszałem w ostatnich dniach wielu konsultantów NC Plus uświadamiających mi, że mam najlepiej na świecie. Mam pakiet z Canal Plus i HBO za 150 złotych miesięcznie. Nowy klient dostaje to za 129 złotych plus w prezencie Eleven Sport i Polsat Premium. Czyli na zdrowy, januszowy rozum ma więcej. Nie dla konsultantów NC Plus.

Widziałem w salonach wielu ludzi, którzy przychodzą przedłużać umowę mówiąc - jak dacie za pół ceny to przedłużę. Miły konsultant odpowiada, że nie da za darmo ale warto poczekać na oferty świąteczne, które tradycyjne pojawią się w listopadzie - wiadomo - tuż przez Bożym Narodzeniem. Wtedy dla mnie abonament będzie za 200 złotych plus miesięczna opłata za wypożyczenie dekodera.

Na całe szczęście takie traktowanie klienta sprawia, że człowiek otwiera oczy i zdaje sobie sprawę, że jakikolwiek operator telewizyjny jest nic niewarty. Te same filmy gonią te same filmy a wiadomości jedne pragną być bardziej po dobrej zmianie niż drugie. Piłkarze i tak nie wygrywają a siatkówka mnie nie kici. Z kolei koszykówka jest sportem niszowym (nawet w Canal Plus) więc pozostaje inwestycja w NBA League Pass.

Byłem abonentem NC Plus. Już nie jestem. Jestem szczęśliwy.





Mądrość i różne niemądrości. Wiesław Łukaszewski

Czym tak właściwie jest mądrość? Czy są jakieś wyznaczniki, które jednych zaliczają do bardzo mądrych a innych do lekko nieprzystosowanych? Wiesław Łukaszewski w swojej książce "Mądrość i różne niemądrości" (wydawnictwo Smak Słowa) stara się zaprezentować czym tak naprawdę ta cnota jest.


Mądrością zajmowali się już starożytni.  Robili to przede wszystkim filozofowie, ale już wcześniej w Torze, w Biblii znajdziemy księgi mądrościowe: Przypowieści Solomona, Księgę Koheleta i inne rozproszone biblijne teksty. Jedno z badań, w którym ludzie mieli wskazać osoby mądre wybierało Jezusa Chrystusa. Więc może sekret mądrości kryje się w świętej księdze chrześcijaństwa?

To oczywiście moje uproszczenie. Wiesław Łukaszewski w książce prezentuje najważniejsze prace dotyczące mądrości, jakie powstały w XX wieku i nie tylko. Łączy poglądy w czasie i przestrzeni. Prezentuje swoją własną definicję tej cnoty będąc przy tym skromnym i ... niesamowicie mądrym.

Lektura książki "Mądrość i różne niemądrości" sprawia, że czytelnik znajduje odpowiedź na pytania, jakie autor zadaje we wstępie. Chodzi mianowicie o naszą postawę dotyczącą pewnych - wydawałoby się - spraw oczywistych. Moda na nieszczepienie dzieci, wiarę we wróżki czy "zdrowe" wyciągi z trawy zamiast chemioterapii nie można nazwać mądrymi. Czy więc cofamy się? Przyjmujemy jako społeczeństwo kierunek ku temu, co było i nie było najciekawsze?

Ja znam odpowiedź na te pytania właśnie dzięki książce Łukaszewskiego. Polecam lekturę przed najbliższymi wyborami samorządowymi 2018.







środa, 10 października 2018

Felicia zaginęła |Jørn Lier Horst | Recenzja

Felicia zaginęła

Jørn Lier Horst to pisarz, który swoje doświadczenie w pracy jako policjant połączył idealnie z pisarskim powołaniem. Przekonacie się o tym czytając "Felicia zaginęła".



Pewnego dnia komisarz William Wisting otwiera nową sprawę o zaginięcie. Bez śladu ginie młoda dziewczyna, której ojciec umarł na raka a matka jest w stanie agonalnym. Może nie radzi sobie z problemami i popełniła samobójstwo? A może uciekła od problemów i za bardzo narcystycznego męża?

Trup w szafie


W tym samym czasie podczas prac budowlanych zostaje znalezione ciało kobiety w szafce na robocze ubrania. Ciało jest bardzo stare i trudne do zidentyfikowania.

William Wisting prowadzi dochodzenie ścigając się z czasem. Bowiem tylko parę dni dzieli niewyjaśnione zabójstwo sprzed lat od przedawnienia. Kto zabił i kogo zabił? Motyw? Dochodzenie Williama Wistinga odkrywa sieć kłamstw i brzemiennych w skutkach wydarzeń. Pomimo lat, jakie upłynęły od zbrodni jej skutki sprawcy odczuwają do dzisiaj.

Ktokolwiek widział. Ktokolwiek wie


Jørn Lier Horst powołując się na rosnącą liczbę zaginięć tworzy opowieść pokazującą ten problem. W Polsce takimi sprawami zajmuje się specjalna jednostka - u Horsta jest to niezniszczalny Wisting. Autor pięknie  snuje opowieść o miłości, nienawiści, zbrodni i przypadku, który wpływa na życie wielu ludzi.

Do końca nie wiadomo, kto zabił. Podejrzenia padają to na policję, to na bogatego przedsiębiorcę czy młodego informatyka. W tle William Wisting musi mierzyć się także z własnym życiem - dorastającymi dziećmi oraz żoną, która wyjeżdża na misję do Afryki.

"Felicia zaginęła" to drugi tom opowieści o Wistingu - równie mocny, co pierwsza książka Jørn Liera Horsta. 

niedziela, 7 października 2018

Jak zadowolić kobietę?

Od niepamiętnych czasów mężczyźni walczą z szybkimi reakcjami na bodźce seksualne, by znaleźć sposób na doprowadzenie do orgazmu znacznie wolniej reagującej kobiety. Legendy miejskie dotyczące długości stosunków w filmach erotycznych wpędzają w kompleksy. Ian Kerner w bardziej i mniej naukowy sposób stara się rozwiać wszelkie mity.


Filmy erotyczne, które dziś wychowują młodzież w tych sprawach pokazują macho, którzy albo rżną godzinami albo są obsługiwani przez kobiety oralnie przez długie minuty. A one? Brak, nic i zero nie opisuje tego typu erotyki.

Ian Kerner stara się wyjaśnić swój pomysł na wzajemne dawanie rozkoszy. Od wyjaśnienia anatomii, poprzez naukowe badania i ankiety przeprowadzane na tysiącach kobiet prezentuje wnioski, które każą zastanowić się nad jakością życia w alkowie XXI wieku. Okazuje się, że nie jest najlepiej a kobiety, które nie są zadowolone mówią o tym tylko w badaniach. W relacji z partnerem wszystko jest ok.

"Jej orgazm najpierw" można traktować jako kompendium wiedzy dla tych, którzy nie chcą zatrzymać się na pozycji misjonarskiej. To propozycja rozszerzająca horyzonty użytkownikom redtube'a i youporna. To książka dla chcących świadomie wiedzieć więcej.

Warto przeczytać i zapamiętać.


Asseco Arka Gdynia pokonała Mistrza!

Rozgrywane mecze w samo południe nie zawsze należą do pasjonujących. Jednak to, co wydarzyło się w dzisiaj w Gdyni na długo zapadnie kibicom w pamięci.

Mało kto spodziewał się, że gracze Asseco Arki, którzy przegrywali 23 punktami wygrają w całym spotkaniu 98:89. Najlepszym zawodnikiem meczu był Krzysztof Szubarga (22 punkty, 2 zbiórki, 11 asyst). Świetne spotkanie rozegrał Dariusz Wyka (22 punkty, 8 zbiórek, asysta, 2 przechwyty, blok) oraz Robert Upshaw (11 punktów, 4 zbiórki, asysta, blok), którego dzielnie wspierał Marcel Ponitka.

Gdynianie przełamali w końcu serię meczy bez zwycięstwa. Potwierdzili jednak, że praca Przemyława Frasunkiewicza i całego sztabu trenerskiego idzie w dobrym kierunku. Nie było w zespole słabego ogniwa, bo każdy grał na 100 procent swoich możliwości.

Miejmy nadzieję, że zespół pokaże pazur także w meczach Eurocup.


Asseco Arka Gdynia - Anwil Włocławek 98:89 (16:29, 28:30, 28:16, 26:14)

Asseco Arka Gdynia: Szubarga 22, Wyka 22, Bostic 14, Upshaw 11, Ponitka 10, Florence 8, Dulkys 6, Witliński 3, Łapeta 2, Garbacz 0, Kamiński, Stryjewski

Anwil Włocławek: Michalak 21, Lichodiej 13, Sobin 13, Zyskowski 11, Simon 10, Mihailović 9, Łączyński 5, Parzeński 4, Szewczyk 3, Komenda 0, Marković 0, Wadowski 0

Katarzyna Puzyńska na spotkaniu w Redzie

Reda nie jest może stolicą polskiego kryminału jednak dzięki Aferze Kryminalnej 2018 do tej piękniej mieściny najlepsza autorka kryminałów w Polsce - Katarzyna Puzyńska.


Afera Kryminalna to największy na Pomorzu festiwal kryminału, który powstał w 2011 roku z inicjatywy Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku oraz gdańskiego wydawnictwa Oficynka. Od początku swojego istnienia festiwal gościł najznamienitszych twórców kryminału, thrillera i sensacji.

Wśród nich są i mistrzowie, i uczniowie, autorzy z wieloletnim dorobkiem literackim i debiutanci, profesjonaliści przekazujący wiedzę wartą wykorzystania w tym gatunku i pasjonaci intelektualnej gry. Do nich bez wątpienia należy Kasia Puzyńska - osoba, która wzięła sprawy w swoje ręce i sama poprowadziła spotkanie.

Pytania o bohaterów jej sagi w Lipowie - Emilię, Weronikę i oczywiście Daniela rozpoczęły dyskusję, z której zebrani mogli dowiedzieć się, jak to jest z tworzeniem tak dobrej opowieści. Autorka "Czarnych Narcyzów" wyjaśniała skąd się biorą tytuły jej książek oraz pomysły na dalsze losy bohaterów. Jakie jednak one będą - nie powiedziała zasłaniając się "pomidorem".

Ciekawym wątkiem, który pojawiał się w opowieściach Puzyńskiej była psychologia - najpierw studia, potem epizod z wykładaniem na uczelni i wykorzystywaniem zdobytej wiedzy podczas tworzenia kolejnych opowieści. Ta właśnie warstwa sprawia, że każda opowieść autorki "Utopców" jest jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna.

Pogodna i otwarta Kasia Puzyńska podpisała mi się w "Dolinie Muminków" i swoich książkach. Wypada życzyć sobie, by słabsi autorzy dążyli do poziomu Kasiu a mocniejsi czerpali chochlą z jej źródła skromności, pokory i siły w dążeniu do celu.

Gdybyście więc mieli okazję uczestniczyć w spotkaniu z Katarzyną Puzyńską w bibliotece, kinie, kawiarni, pubie czy na Woodstocku - nie przegapcie. Takich ludzi trzeba poznawać osobiście. I już!
















piątek, 5 października 2018

Twarz w tłumie.O'Nan Stewart, King Stephen

Wyobrażałeś sobie kiedyś czytelniku jak to jest z tą karmą i tymi ludźmi, z którymi nie żyłeś za dobrze? Stephen King w oszałamiającym opowiadaniu "Twarz w tłumie" pokazuje, że życie bardziej skomplikowane niż nielimitowany dostęp do internetu i fajne konto na Instagramie.


Głównym bohaterem opowiadania autora "Carrie" jest Dean Evers. Stary mężczyzna, bardzo samotnym po śmierci żony, z którą przeżył 46 lat. Pozostała mu jedna pasja: namiętnie ogląda mecze baseballowe w telewizji.

Kiedyś był kibicem Red Sox, a po przejściu na emeryturę i osiedleniu się na Florydzie kibicuje także kiepskim Devil Rays, choć stara miłość nie rdzewieje i kiedy nadarza się okazja ogląda także czerwone skarpety.

Pewnego dnia, oglądając mecz, Evers widzi na trybunie dentystę, którego znał jako dziecko. Na kolejnym meczu to samo miejsce zajmuje wspólnik Eversa… który nie żyje. Sytuacja się powtarza, tylko zmieniają się osoby. Przychodzi moment, w którym Evert musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Stephen King jako mistrz krótkiej formy umiejętnie stopniuje napięcie w dość krótkiej opowieści. Okazuje się, że nawet gra w baseball może mrozić krew w żyłach i być zalążkiem dyskusji na tematy bardzo poważne.

Śmierć i przemijanie w "Twarzy w tłumie" jest bezwzględna. Zabiera wszystkich bez względu na wiek, ilość pieniędzy na koncie i umiejętności wykorzystywane w łóżku. Przypomina również, że w życiu rzadko liczą się do końca rzeczy, za którymi tak gonimy - z pieniędzmi na czele. Dean Evers przypomina sobie swoje relacje - słabe, niedoskonałe, nasiąknięte kłamstwem a czasem i zbrodnią. Staje w ich obliczu jak na Sądzie Ostatecznym. Co z tego wyniknie?

Zapraszam do lektury.