sobota, 31 grudnia 2016

Co wiesz o Stephenie Kingu? - 20 prostych pytań

Pytania w sam raz na zbliżający się karnawał. Zabawa dla tych lepszego sortu :)


1. Gdzie urodził się Stephen King?
Maine, Portland.
2. Kiedy obchodzi urodziny Stephen King?
21 września 1947
3. Który bohater opowieści Stephena Kinga obchodzi urodziny tego samego dnia co autor "Carrie"?
Carrie White
4. Jak mieli na imię rodzice Stephena Kinga?
Donald i Nellie Ruth King
5. Gdzie Stephen King chodził do szkoły?
Bangor, Maine
6. Jak nazywała się pierwsze opowiadanie Stephena Kinga?
I was a teenage grave robber
7. Jak ma na imię żona Stephena Kinga?
Tabitha King
8. Ile dzieci ma Stephen King (oficjalnie)?
Naomi, Joseph i Owen
9. Jaki tytuł nosi pierwsza krótka historia Stephena Kinga, która była sprzedawana?
I was a teenage grave robber
10. Gdzie Stephen King chodził do college?
Maine
11. Jaki tytuł nosi pierwsza książka Stephena Kinga?
12. Wymień przynajmniej 6 filmów, w których Stephen King pojawia się jako aktor?
13. Na okładce jakiego magazynu pojawił się Stephen King w 1986 roku?
TIME
14. Wymień dwa tytuły książek wchodzących w skład "Mrocznej wieży"?

15. Jaka drużyna baseballa jest ulubioną drużyną Stephena Kinga?
16. Trzy główne nurty natchnienia dla Stephena Kinga?
17. Jak nazywała się szalona pielęgniarka z powieści "Misery"?

18. Jak nazywał się pisarz porwany przez pielęgniarkę w powieści "Misery"?
19. Czy Stephen King napisał kiedykolwiek opowieść dla dzieci? Jeśli tak - podaj tytuł?
Oczy smoka
20. W jakich górach odbywa się akcja "Lśnienia" Kinga?


Odpowiedzi pod postem ukażą się 1 stycznia.

Slow life według ojca Leona

Czy istnieje idealny przepis na życie? Taki, w którym szczypta uśmiechu, odrobina spokoju i garść dobrych relacji sprawia, że całe to bytowanie człowieka na ziemi daje nieustające szczęście? Ojciec Leon Knabit w "Slow life" stara się pokazać wraz ze swoimi rozmówcami istotę współczesnego życia - życia w myśl zasady "slow life".

Na pierwszy ogień trafił Marcin Prokop. W ciekawej rozmowie wyjaśnia, dlaczego został dziennikarzem choć z wykształcenia jest bankowcem. Co sprawiło, że zaryzykował i ... rzucił w miarę spokojną pracę? Z ojcem Leonem dyskutują na temat wiary, nadziei i miłości oraz ... młodości, która powinna dawać coś z siebie i zostawiać ślad na tej ziemi. Nie ciągłe narzekanie i bunt na współczesny porządek a kreatywne działanie. Budująca jest postawa prowadzącego "Mam talent", który trafnie ocenia to, co nazywamy sławą, byciem celebrytą. Pokazując drugą stronę medalu udaje się mnie przekonać o pewnej ulotności rzeczy pozornie pięknych a stawianiu na sprawy wyższe - duchowe.

Ujmuje opowieść Anny Dymnej, która przez swoją fundację i działania poznała ludzi chorych, odrzuconych i chcących z życiem skończyć. Dlaczego więc nagle - pomimo ułomności - chcą walczyć o bycie, o siebie? Czy to magia znanej aktorki, na widok której wszyscy otwierają kieszenie i chcą realizować jej marzenia? A może taki cud sprawia wyciągnięta dłoń, zainteresowanie, którego wcześniej nie doświadczyli od drugiego człowieka? Zgadzam się z opinią, że dzisiejsze zagubienie młodych wynika z braku zainteresowania, zaburzenia pewnych wartości na rzecz opisanych już wcześniej przez Marcina Prokopa rzeczy pozornie pięknych. Czy więc pozostają tylko depresje i psychoterapie? Ojciec Leon wraz z Anną Dymną wspólnie przedstawiają ciekawą i spójną wizję działań, które pomagają odnaleźć się we współczesnym świecie.

Także pozostali rozmówcy - Cezik i Krzysztof Skórzyński - prezentują ciekawe pomysły na "slow life". Wśród nich wszystkich ojciec Leon Knabit, który spokojne życie połączone z ascezą wykorzystuje do ewangelizacji przez media niemające nic wspólnego z dobrem, jakością i pozytywnymi wartościami. Życie mnisze nie przeszkadza mu swobodnie odnajdywać się w świecie mediów: poprowadzić telewizyjny talk-show, wygrać konkurs na blog roku, a nawet zostać twarzą kampanii reklamowej.

Jedna z lepszych książek ojca Leona w ostatnim czasie. Dobrze, że nadal mamy od kogo słuchać prostych prawd, które nie pozwolą nam zwariować.


Slow life według ojca Leona, ojciec Leon Knabit, ZNAK, 2016.

czwartek, 29 grudnia 2016

"Drobna zmiana" według Marcina Świetlickiego

Czy o Ministrze Kultury można tworzyć dobrą poezję? Marcin Świetlicki w tomiku "Drobna zmiana" (wydawnictwo A5) udowadnia, że można a nawet trzeba.

Kilkadziesiąt mgnień poetyckich pokazuje, że Świetlicki dobrej zmiany nie popiera. Nie lubi, krztusi się ze śmiechu i czasem denerwuje. "Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego" czy "Gowin sam w domu" świadczą o tym wyraźnie. Nie obrażają, nie szkalują, nie wywołują fali hejtu i nienawiści - próbują (skutecznie) prezentować błędy i potknięcia obecnej ekipy.

Zostawiam poglądy polityczne autora na rzecz dobrej poezji. Wróć - bardzo dobrej poezji. Tej, w której miłość łączy się z cierpieniem. W której piękne kobiety odrzucają mało przystojnych mężczyzn, a papieros jest lekiem na całe zło. Poezji, która zmusza do refleksji i każe zastanawiać się nad nieuchronnie przemijającym czasem.

"Spisywać sny, jaka żenada!" - pisze Świetlicki. Ma rację, bo rzeczywistość, która dała mu materii do stworzenia "Drobnej zmiany" jest o niebo lepsza od tego, co może wyskrobać poetycki umysł. "Sto procent czystej krwi" i "Schodzi się tylko w dół" - to kolejne wersy, które interpretuję na wiele sposobów. Słowa pozwalające zająć się tym, co nazywamy ojczyzną.

Mocna "Drobna zmiana". Jak kawa i papierosy. Jak Świetlicki, który nie mógł napisać tego lepiej.

środa, 28 grudnia 2016

Florystka - Katarzyna Bonda

Hubert Meyer ze "Sprawy Niny Frank" był grzecznym chłopcem ze świetlaną przyszłością. Co więc sprawiło, że we "Florystce" sukcesy profilera nikną w gąszczu dziwnych i smutnych okoliczności.

Okazuje się, że mój (na razie) ulubiony policyjny psycholog porzucił pracę w policji. Czemu? Okazuje się, że Meyer popełniając jeden błąd zaprzepaścił szansę na pomyślne zakończenie śledztwa.

Powróćmy jednak do "Florystki" - Meyer siedzi w domku rodziców patrząc jak rosnące długi i niepłacone alimenty niszczą jego umiejętności i chęć do życia. Na szczęście policja potrzebuje takiego fachowca w zagadkowej sprawie zaginięcia 9-latki.

Meyer wkracza do akcji współpracując z osobą, której nie darzy sympatią. Badając poszczególne wątki sprawy odkrywa, że tajemnicze zniknięcie dziewczynki może być związane ze śmiercią 11-letniego Amadeusza i jego matką, która w mieście jest znana ze swoich florystycznych umiejętności. Choć kiedy na grobie jej syna znaleziono zwłoki policja od razu kieruje podejrzenia na "nawiedzoną" florystkę.

Katarzyna Bonda tym razem prowadzi czytelnika przez opowieść, która wydaje się nie mieć końca. Meyer nie błyszczy już jak w poprzednich książkach a i sprawa wykracza daleko poza ludzkie pojmowanie rzeczywistości. Wszystko za sprawą uduchowionej florystki i nie do końca uczciwych policjantów.

Kto więc zabił? Przeczytacie we "Florystce".

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda

Odkrywania Katarzyny Bondy ciąg dalszy. Po ciekawej Ninie Frank zająłem się tytułowym problemem - czy martwi mogą do nas mówić i nie kłamać?

W "Tylko martwi nie kłamią" mamy do czynienia z morderstwem śmieciowego barona z trudną przeszłością. Uzależniony od seksu trafia na terapię, która sprawia, że jego życie staje się jeszcze bardziej zagmatwane i niezrozumiałe. Romanse, zdrady i podejrzane interesy tworzą siatkę powiązań, z której trudno wyplątać się wszystkim zainteresowanym.

Dlaczego ginie główny bohater? W sprawę zaangażowany zostaje Hubert Meyer - profiler, który sprawę Niny Frank oraz swoje małżeństwo rozwiązał błyskawicznie. Z wrodzonym sobie talentem pokazuje wszystkim jak prowadzi śledztwo psycholog. A trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawe. Przede wszystkim zadaje kłam opinii, że machina urzędnicza rządzi wszystkim i przeszkadza ludziom rozwiązywać problemy od razu. Przeciętnemu policjantowi trudno się poruszać poza zasadami - Meyer działa skutecznie i to mi się naprawdę podoba.

Bonda umie pociągać za sznurki prezentując czytelnikowi ciekawy obraz polskiej policji oraz polskiego kryminału. Nie ma tu Vegi i totalnego zezwierzęcenia. Pomimo, że trup sieje się gęsto człowiek skupia się na magiku, który psychologię łączy z innymi umiejętnościami sprawiając, że martwi mają głos i ... czasem kłamią.

Ktoś napisał, że możnaby zekranizować opowieści pięknej i niegłupiej blondynki. Czemu nie? Tymczasem warto przekonać się, że dobry kryminał to nie tylko siejący się gęsto trup ale dobry pomysł i wykonanie. Tak jest w przypadku "Tylko martwi nie kłamią".

Sprawa Niny Frank - Katarzyna Bonda

W życiu jest czasem tak, że człowiekowi nie chce się kłócić więc zrobić coś dla innych. Żona zachwycona Bondą wciągnęła mnie w świat Huberta Meyera - psychologa śledczego, który przywraca wiarę w dobrą zbrodnię.

"Sprawa Niny Frank" jest bodajże pierwszą historią z całej serii opowieści o przystojnym pracowniku polskiej policji. Meyer zwany profilerem jest połączeniem Krzysztofa Rutkowskiego i wróżbity Macieja. Usiłując tchąć trochę życia w polską policję musi mierzyć się z przełożonymi, trudnym prawem i konfliktem z żoną.

Tytułowa Nina Frank, zostaje znaleziona martwa w swoim dworku w przygranicznej miejscowości Mielnik nad Bugiem. Ofiara jest celebrytką - znaną z tego, że jest znaną z roli zakonnicy Joanny. Niestety, życie prywatne to połączenie nałogów, kochanków i pokrętnej drogi na szczyt.

Bonda bezpardonowo przebija się przez polską policyjną rzeczywistość prezentując nam nieszablonowy, wielowątkowy kryminał z zaskakującym finałem. Wydaje mi się, że autorka spełnia oczekiwania wymagającego polskiego czytelnika jeśli idzie o dobry kryminał. Ile czasu można żywić się importem doskonałej, skandynawskiej literatury? Okazuje się, że oprócz podstawowej historii Bonda stara się (choć wychodzi to jako tako) pisać o sprawach ważnych dla człowieka. O braku miłości, ulotności współczesnego stylu życia i kryzysie wiary we wszystko - oprócz szklanego ekranu. A i to koniec końców okazało się złudne.

Szkoda, że odkryłem ją dopiero teraz. Czas nadrabiać zaległości czego i Państwu życzę na nowy 2017 rok.

niedziela, 25 grudnia 2016

Maximum overdrive - nieudana opowieść Stephena Kinga

Wielu badaczy oraz fanów zaznacza, że po wyreżyserowaniu Maksymalnego przyśpieszenia King stracił całkowicie zapał do reżyserowania. A przecież to filmowa adaptacja własnego opowiadania Ciężarówki z tomu Nocna zmiana.

W opowiadaniu mamy do czynienia z pojazdami, które za pomocą alfabetu Morse'a domagają się od ludzi paliwa. Pozornie nieciekawa historia zostaje rozbudowana w filmie. Mamy kometę, która ożywia wszelakie mechaniczne urządzenia. Wszystkie one buntują się przeciwko człowiekowi sprawiając, że niemożliwe jest życie, które znamy. Nawet sam reżyser i scenarzysta, który pojawia się w filmie jako aktor zostaje zaatakowany przez rozwścieczony bankomat.

Maszyny nie działają pod wpływem chwili. Mają określone struktury pozwalające im przetrwać. Ich przywódcą jest ogromna ciężarówka z wymalowanym na kabinie ogromnym i przerażającym pajacem. Terroryzują ludzi i przejmują kontrolę nad światem.

Dość infantylne zakończenie oraz wprowadzanie skomplikowanej fabuły, która niszczy dobry pomysł – to niektóre z zarzutów, z jakimi spotkał się King po premierze filmu. Dodatkowo nie ratuje go nawet muzyka AC/DC. Nie dziwi więc negatywna postawa autora Carrie do reżyserowania. Dodam, że w 1997 roku już bez żadnego udziału Kinga powstała ekranizacja opowiadania według Chrisa Thomsona.

Sklepik z marzeniami - Stephen King

Święta (i nie tylko) dają niepowtarzalną możliwość, by delektować się klasyką literatury. W Polsce Empik działa zgodnie z hasłem - im bliżej świąt, tym starsze książki w sprzedaży. Dzisiaj więc rzecz o "Sklepiku z marzeniami".

Dlaczego właśnie ta książka? Lubię ją, bo jest częścią świata Stephena Kinga. Świata, w którym centralne miejsce zajmuje Castle Rock - miejscowość podobna do mojego rodzinnego Wejherowa. To właśnie tam grasował zły pies ("Cujo") oraz wydarzały się tajemnicze rzeczy ("Strefa śmierci"). Powtarzają się bohaterowie, motywy i zwroty. Rzecz najważniejsza - pokazuje, jak słaba jest ludzka natura w obliczu najgorszego zła.

Kiedy nikomu nieznany Leland Gaunt otwiera tytułowy sklepik początkowo ludzie mają obawy. Jednak kiedy mroczny właściciel zaczyna spełniać ich marzenia - do nowego kościoła zaczynają przychodzić tłumy. W zamian za pamiątkę związaną z baseballem bohaterowie mają płatać coraz gorsze figle przyjaciołom. Napięcie zaczyna rosnąć - podobnie jak liczba straszniejszych czynów mieszkańców. Kim jest tajemniczy przybysz i dlaczego zamierza zniszczyć miasto?


Stephen King w "Sklepiku z marzeniami" pokazuje, że oprócz pisania dla pieniędzy umie w swojej twórczości zastanawiać się nad wątłą kondycją człowieka, który w różnych okolicznościach zachowuje się różnie. Poziom odczłowieczenia i zostawienia wartości dla chwilowych uciech jest niestety odwrotnie proporcjonalny do czynów godnych naśladowania.

Warto przeczytać.

sobota, 24 grudnia 2016

Hygge - klucz do szczęścia?

Według amerykańskich naukowców Duńczycy to najszczęśliwsza nacja świata. Dlaczego? Bo "Hygge" - słówko, które robi furorę także w Polsce. Czy u nas się przyjmie? Czy może jesteśmy skazani na szczęście od dawna?


Według autorki wszyscy "hygge" czujemy. Czy to podczas leżenia na kanapie w ulubione pozycji czy w trakcie lektury dobrej książki. To moment w trakcie przygotowywania posiłków (może być owsianka lub coś bardziej wykwintnego) albo też podczas spotkań rodzinno-sąsiedzkich.

Niestety - pomimo wielu prób - mi nie udało się uchwycić "prostego" duńskiego przepisu na szczęśliwe chwile (wyjątek - picie sznapsa). Duńczycy mają - czego autorka nie pomija - najlepszy socjal w Europie. Państwo opiekuńcze powoduje, że ludzie mogą skupić się na wyższych celach niż zaspokajanie podstawowych potrzeb. Więc tworzą i odnajdują "hygge" wszędzie tam, gdzie się znajdują. W ogóle to ciekawy naród, bo nie widać u nich oznak polskiego narzekania czy ciągłego dążenia do konfliktu. U Duńczyków wigilia wygląda pewnie tak, jak każdy z pozostałych dni w roku. Szczęśliwie, uroczyście i pięknie - po prostu pięknie.

Z drugiej jednak strony myślę, że gdybyśmy się postarali - jako Polaki niecebulaki - to nie potrzebne byłoby nam żadne obce "hygge". Nikt nie musiałby spędzać wigilii w Sejmie, żaden kot nie wzbudzałby tyle nienawiści co jego właściciel, a wszyscy zarabialiby godnie i dużo - zupełnie jak opisuje to Michał Szafrański. Nawet długie kolejki i zakupoholizm przedświąteczny, w którym zapomina się o pewnym chrześcijańskim proroku nie wyprowadzałby nas z równowagi. Po prostu "spoko luz".

Czego sobie i Państwu życzę.

Hygge. Duńska sztuka szczęścia. Tourell Soderberg Marie. Wydawnictwo Insignis

piątek, 23 grudnia 2016

Sztorm stulecia - Stephen King

Stephen King jako scenarzysta jest porównywalnie tak samo płodny jak autor książek. Wyprodukowany przez telewizję ABC doczekał się również wersji papierowej wydanej przez Pocket Books (w Polsce wydało go wydawnictwo Prószyński i s-ka).


Powieść "Sztorm stulecia" chodziła za nim dłużej niż inne opowieści. Także jej wyrazistość oraz szczegóły powstania są mroczniejsze niż inne: Zazwyczaj – powiedzmy trzy czy cztery razy na pięć – wiem, w jakiej sytuacji przyszedł mi do głowy pomysł na opowieść; wiem, jaki splot wydarzeń (zwykle prozaicznych) dał historii początek (…) Czasem jednak nie potrafię sobie przypomnieć, co doprowadziło do powstania konkretnej powieści lub opowiadania (…) początkiem „Sztormu stulecia” była scena więzienna: mężczyzna, tym razem biały, siedzi na pryczy, opierając o nią pięty i trzymając ręce na podciągniętych kolanach – i patrzy przed siebie bez zmrużenia powiek. Nie był to łagodny i dobry człowiek, jakim okazał się John Coffey w „Zielonej mili”, lecz wyjątkowo zły. Może nawet w ogóle nie był człowiekiem.Ilekroć wracałem do niego myślą – jadąc samochodem, siedząc u okulisty i czekając, aż wpuści mi krople do oczu, albo, co gorsza, leżąc w łóżku przy zgaszonym świetle – wydawał mi się jeszcze straszniejszy. Wciąż po prostu siedział bez ruchu na pryczy, ale był straszniejszy. Wydawał się mniej człowiekiem, a bardziej... tym, kim był naprawdę...

Opowieść o małej społeczności, wspólnoty, która staje przed dużym wyzwaniem jest znakiem rozpoznawczym prozy pisarza z Nowej Anglii. Zastanawia się King pisząc we wstępie – Czy słowo „wspólnota” zawsze brzmi pokrzepiająco, czy czasem potrafi zmrozić krew w żyłach? Właśnie wtedy wyobrażałem sobie żonę Mike'a Andersona, która przytula męża, szepcząc równocześnie do ucha: „Spraw, żeby [Linoge] miał wypadek”. Ciarki mnie przeszły! Wiedziałem już, że muszę przynajmniej spróbować spisać tę opowieść.

Pomysł na mini – serial wydał się pisarzowi tak dobry, że uruchomił swoje znajomości. Historia była za długa na film kinowy, lecz sądziłem, że mam na to sposób. Pamiętałem, jak wspaniale układała mi się współpraca z ABC, której dostarczyłem materiał (a czasem gotowe scenariusze) do kilku tak zwanych miniseriali cieszących się całkiem niezłą oglądalnością. Skontaktowałem się z Markiem Carlinerem (producentem nowej wersji „Lśnienia”) i Maurą Dunbar (która od początku lat 90. jest moim konsultantem do spraw artystycznych w ABC). Zapytałem obojga, czy zamiast adaptacją istniejącej książki byliby zainteresowani powieścią stworzoną wyłącznie dla telewizji. Przytaknęli niemal bez namysły, a gdy skończyłem trzy dwugodzinne scenariusze zamieszczone w tym tomie, bez żadnych ingerencji w treść bez wahań i kaprysów producentów, wszedł w fazę produkcji i realizacji.

Co więc zobaczyć możemy na ekranie? Nad małą wysepką w stanie Maine zwaną Little Tall (pojawia się ona także w Dolores Clairborne) przechodzi burza śnieżna. Ludzie, odcięci od świata muszą stawić czoła swoim lękom, a także tajemniczemu przybyszowi, który każe nazywać siebie Linoge.

Zaczynają się dziać dziwne rzeczy, dochodzi do okrutnych zbrodni. Ludzie, coraz bardziej przerażeni i zniewoleni poznają oblicze zła, którego wcieleniem jest zagadkowy przybysz. Okazuje się, że po przestawieniu liter w jego imieniu powstaje przerażające słowo Legion, oznaczające demona. Zły duch, a właściwie jego zmaterializowana postać, odejdzie tylko wtedy, kiedy otrzyma to czego pragnie. A chce dziecka – jednego, którego pragnie wychować na swojego następcę.

Zarówno krajobraz, który widzimy jak i miasteczko od razu każą nam mniemać, że będzie się działo coś strasznego. To zupełnie tak, jakbyśmy czytali H. P. Lovecrafta, który w swoim opowiadaniu tak przedstawia jedno z miast: Na widok nieskończenie długich ulic, świecących obłędną pustką i śmiercią i na myśl o ciągnących się bezkreśnie, spowitych mrokiem mieszkaniach, które wypełniały pajęczyny i wspomnienia, którymi zawładnęło teraz robactwo, ogarniał człowieka lęk i odraza, i chyba nawet najwymyślniejsza filozofia nie byłaby w stanie im się oprzeć.

Wydaje mi się, że w Little Tal mamy również od początku lęk i odrazę. Lęk przed ujawnieniem grzesznych spraw trawiących mieszkańców miasteczka. Narkotyki, zdrady, oszustwa – to tylko niektóre z uczuć, jakie wychodzą na jaw przez działanie Legiona. Ten z postaci, którą znamy z Ewangelii św. Łukasza (A Jezus zapytał go: Jak ci na imię? On odpowiedział: Legion, bo wiele złych duchów weszło w niego.) zmienia się w sędziego, który każe na złe czyny.

Postać ta w sztuce nie została przecież wprowadzona przez Stephena Kinga. Wymienić należy tu film Egzorcyzmy Emili Rose, czy Legion, które realizują w pełni mit złego i mocnego demona. King jakby go osłabił – jest oczywiście śmierć starszej pani zabitej na początku oraz zmuszanie mieszkańców do popełniania krwawych mordów – jednak główny akcent czynienia zła spływa na ludzi. To oni są winni temu, że w Little Tall miejsce ma sztorm stulecia i wszystkie zdarzenia z nim związane.

Może to jednak nie miało tak być? Może Linogue miał być zły do szpiku kości, a ludzie to ofiary? A wszystkiemu winna cenzura telewizyjna? Czytamy we wstępie: Nie udało mi się uniknąć kłopotów. Główną wadą pracy dla ogólnokrajowej telewizji jest problem cenzury (ABC to sieć, która nadal dysponuje bronią nazywaną „działem przestrzegania norm"; redaktorzy czytają scenariusz i mówią, czego „absolutnie nie można pokazywać w amerykańskich salonach"). Zażarcie walczyłem z tymi zakazami podczas pracy nad „Bastionem" (ludność całego świata krztusi się na śmierć własnym katarem) „Lśnieniem" (utalentowany, lecz wyraźnie niezrównoważony młody pisarz bije żonę do nieprzytomności młotkiem do gry w krokieta, a potem próbuje tym samym narzędziem zatłuc syna) i była to niewątpliwie najgorsza strona całego przedsięwzięcia, porównywalna z chińskim zwyczajem krępowania stóp.

Prezentowana przeze mnie opowieść Kinga w swojej scenariuszowej formie podobna jest do innych jego przewodnich motywów. Pomysł społeczności, która musi zmierzyć się z problemem/ami nie jest nowy. Niech za przykład posłuży nam Sklepik z marzeniami. Tu podobnie jak w Sztormie stulecia, główną postacią jest konstabl, który może albo przerwać złą passę albo doprowadzić do ostatecznego upadku małej osady. W kolejnej, technicznie słabej powieści, Dolores Claiborn widać, że społeczność potrafi trzymać się razem i nie ujawniać szczegółów ze swojego życia. Podobnie zresztą w Miasteczku Salem, gdzie również przedstawiciel władzy policyjnej musi uratować swoich „podopiecznych” z rąk wampira.

Podobne jest również miasteczko – typowe dla Nowej Anglii z ładnymi domkami, który każdy wygląda podobnie. Pozornie spokojne i bezpieczne, położone nad morzem staje się nagle piekłem na ziemi. Zło, którego nikt nie widział zaktywizowało się i dało nieźle w kość mieszkańcom. Najlepsze jest jednak to, że po zakończeniu całej historii oni, na wzór sycylijskiej mafii, wpadają w zmowę milczenia. Żyją tak, jakby się nic nie stało.

środa, 21 grudnia 2016

HTML i CSS - zaprojektuj i zbuduj witrynę WWW

Wiadomo, że wszyscy kiedyś umrzemy. To hasło przyświeca i oświeca moją drogę jaśniej niż bożonarodzeniowa gwiazdka. Dlatego czasem warto ruszyć szare komórki i ... zbudować witrynę www.

Umiejętność projektowania i budowania stron WWW jest obecnie bardzo ceniona - mawiają różni ludzie. Nawet jeśli operujemy w bloggerze czy wordpressie znajomość tego ustrojstwa potrafi być przydatna. Jak bowiem wstawić reklamę, na której można zarabiać tak, by nie rozwalić strony? Albo dodać specjalnie przygotowane tło, które będzie wyróżniać nas w serwisie, którego opiekunem jest google? Zresztą każdy chcący uprawiać sport zwany blogowaniem wie, że bez HTML ani rusz!

Autor dołożył wszelkich starań, aby sprawić, by coś co nazywamy "HTML w weekend" nabrało nowego wymiaru. Ilość połączeń zdjęć z jasnym tekstem, boldów z kursywami oraz ogromną masą przykładów sprawiają, że łza się w oku kręci. Tajniki składni HTML, CSS3 i innych pojęć dla humanistów obcych i niezrozumiałych nabierają nowego znaczenia.

Struktury, listy, łącza, obrazy, tabele i układy są realnie do opanowania. Bez pomocy zamkniętych umysłów technicznych śmigam więc pomiędzy selektorami klasy, a selektorem elementu potomnego. Nie błądzę gdzieś w odmętach none, underline czy blink.

Piękna sprawa. Nie tylko na Wigilię i dalsze święta.


Kup tutaj

wtorek, 13 grudnia 2016

Piękny styl. Przewodnik człowieka myślącego po sztuce pisania XXI wieku

Pisanie nigdy nie było sprawą łatwą. Czy myślicie, że Proust słowa układał jak mistrz kostkę rubika? Albo, że "Mistrz i Małgorzata" to wynik przypadku i szczęścia Bułhakowa? Steven Pinker w swojej książce pokazuje, że aby tworzyć rzeczy wartościowe trzeba popracować - nad stylem.

"Piękny styl. Przewodnik człowieka myślącego po sztuce pisania XXI wieku" to ciekawa propozycja dla tych, którzy wierzą jeszcze w siłę literatury. Dla tych, którzy chcą, żeby nadal ukazywało się coś ciekawego. Dla tych, którzy uważają, że to nie internet niszczy słowa, zdania i akapity. Przepraszam - Steven Pinker uważa, że te ostatnie nie istnieją.

Wielu recenzentów zwraca uwagę na fakt, iż pojawił się na rynku nowy, lepszy podręcznik dla chcących pisać jak Stephen King i Adam Mickiewicz w jednym. Jeśli nie umiesz pisać a lepiej rozwiązujesz całki - zostań przy całkach. Jeśli zostałeś niedawno zatrudniony i piszesz newsy w Polskiej Agencji Prasowej, które potem wszyscy muszą drukować - zostań w PAP-ie.

Pinker - w przeciwieństwie do Jezusa - nie zbawi wszystkich marzących o karierze pisarza. W "Pięknym stylu" znajdują się pomysły na szlifowanie diamentów. Jeśli nie czujesz w sobie iskry - korzystaj z innych książek o pisaniu.

Co w "Pięknym stuly" podoba mi się najbardziej? Porównywanie tekstu do drzewa jest jedną z lepszych metafor pozwalających powalczyć o tytułowy styl. Powtarzam - jeśli ktoś uważa, że pisze świetnie - nie powinien tej książki czytać. Autor podsuwa pomysły, rozwiązania i idee do wykorzystania podczas literackiej pracy. Pisze między innymi: "Najpierw temat, potem komentarz. Najpierw znane, potem nowe." To tylko jedno z wielu twierdzeń do przerobienia dla odbiorcy chcącego piąć się po szczeblach stylu - pięknego stylu.

Tylko dla ludzi myślących!



poniedziałek, 12 grudnia 2016

Paradoks szympansa

Bez względu na to czy wierzymy w Teorię Ewolucji, Wielkie Wybuchy czy Boga Ojca profesor Steve Peters pisząc "Paradoks szympansa" ma całkowitą rację. Dwoista natura ludzi dzieli się na człowieka i szympansa właśnie. Stąd nasze kłopoty, pragnienia, sukcesy i porażki.

Na czym polega pomysł autora? Dowiadujemy się więc, że umysł psychologiczny tworzą trzy struktury mózgu - człowiek, szympans i komputer. Szympans to zaplecze emocjonalne. Komputer to miejsce przechowywania danych. Musisz nauczyć się zachować dystans od emocji.


Ja rozumiem to tak - każdy ma w sobie wredną małpę, która bierze górę w sytuacjach stresowych, gniewie, furii etc. Człowiek, który myśli racjonalnie jest wtedy na dalszym planie. Zamiast spokojnie i logicznie pomyśleć - na zewnątrz słychać tylko "uh, uh, uh" wykrzykiwane przez kolejnego szympansa. Dlaczego wszyscy myślą o mnie źle? Czemu nie mogę przestać się przejadać? Co sprawia, że nie umiem dochować wierności? To tylko mała część pytań, na które autor odpowiada przekonująco i jasno. Problemem jest wspomniana małpa - maszyna emocjonalna, która myśli niezależnie od nas. Nie jest ani dobra, ani zła - jest jednak przyczyną wielu problemów.

Poprzez kolejne rozdziały czytelnik zmierza od podzielonej planety, poprzez planetę prawdziwego świata aż do upragnionej krainy szczęścia. Oczywiście droga ta nie należy do łatwych ani szybkich. Powoli acz skutecznie przemieszczamy się w stronę, na której powinien być każdy z nas. Niektórzy to rozumieją i we wspomnianej krainie są, inni do końca życia będą zadręczać się lub wybuchać agresywnie mając byle jakie problemy.

Autor podsuwa ciekawe rozwiązania niektórych problemów oraz sposoby rozwoju osobowości zgodne z twierdzeniem książki, która ma sprawić, że jakość naszego duchowego (czytaj: psychologicznego) życia wzrośnie.

Czego sobie i Państwu życzę!

"Paradoks szympansa", Steve Peters, www.samosedno.com.pl



niedziela, 11 grudnia 2016

Błądzą wszyscy - ale nie ja










Zygmunt Freu twierdził, że u wszystkich mężczyzn występuje pierwotny lęk przed kastracją. Okazuje się jednak, że mistrz psychoanalizy błądził o czym przekonują Carol Tavris wraz z Elliot Aronson.


sobota, 10 grudnia 2016

Bezużyteczna.pl

Czy onaniści mają największą wyobraźnię? Dlaczego ktoś zatrudnia delfiny? I co jada na śniadanie królowa Elżbieta? Na te i inne pytania próbuje w wersji drukowanej odpowiedzieć bezużyteczna.pl.

Zajmująca się dzisiaj głównie seksem i problemami z okresem strona kiedyś przynosiła ciekawe i wart uwagi ciekawostki. Wbrew adresowi www uczniowie, którzy mieli problemy z matematyką mogli dowiedzieć się, dlaczego warto żuć gumę podczas rozwiązywania całek i pitagorasów. Idealne selfie? Tylko przed lustrem wyczyszczonym dobrą wódką. Za duży tłum w kolejce podmiejskiej? Zacznij prosić o darowizny - tłum zniknie.

Oczywiście były i porady zupełnie bezużyteczne, choć te zajmowały niewielką część strony. Osama bin Laden był fanem angielskiego klubu FC Arsenal. Jeden z amerykańskich lekomanów, by dostać morfinę rzucił się pod samochód. Niestety, nie przeżył tej próby wymuszenia leków. Lady Gaga nagrała "Just dance" w zaledwie 10 minut tworząc piosenkę, która długo nie schodziła ze światowych list przebojów.

Są też newsy o miłości. Nie tej fizycznej ale bardziej ... duchowej. Ośmiornica z trzema sercami kocha bardziej niż słoń ważący parę ton. Mężczyźni o niebieskich oczach chętnie kochaliby kobiety o równie błękitnych źrenicach. Szkoda tylko, że płeć piękna w ankietach przyznaje, że jest skłonna do romansów byleby tylko obecny partner nic o tym nie wiedział. Fakt, amerykańscy naukowcy twierdzą, że panie mają bardziej wyrahowane poczucie humoru niż ci okropni panowie.

Czy suczka Esmeralda, na której testowano silikonowe implanty jest newsem bezużytecznym? Albo uścisk dłoni, który powinien trwać 3 sekundy? Może tak - może nie. Dzisiaj jednak z bezużytecznej zrobiła się wiedza całkowicie nieprzydatna.

I tylko wspomnianej miłości żal.

Warto poczytać. Książkę.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

1001 książek, które musisz przeczytać zanim umrzesz

Ludowe przysłowie mówi, że w życiu są tylko dwie rzeczy pewne - śmierć i płacenie podatków. Czasy obecne uświadamiają nam, że takich pewników jest trochę więcej - ja dodałbym do nich czytanie książek. Czasem zostaje już tylko ta przyjemność.

Peter Boxall w swojej encyklopedii "1001 książek, które musisz przeczytać" prezentuje czytelnikowi subiektywny wybór ponad 1000 wolumenów, które każdy człowiek przeczytać musi. Dokonali go przede wszystkim krytycy - znani i mniej znani; profesorowie literatury oraz dziennikarze i ... pisarze.

Pamiętajmy nadal, że jest to wybór subiektywny. Czy powinien się tam znaleźć "Dracula" Brama Stokera? Dlaczego tak mało jest powieści Agathy Christie? Czy pasuje tam "Demokracja" Didiona? Te i inne pytania nasuwają się mi za każdym razem, gdy szukam pewnika - lektury doskonałej.

Co dostajemy oprócz 1001 tytułów? Zestaw okładek i innych ilustracji, bez których ta opasła encyklopedia byłaby niczym więcej jak tylko streszczeniem światowej literatury. Wyróżnione cytaty oraz dokładna bibliografia pozwalają świetnie odnajdywać powiązane utwory tworząc połączenia, których próżno szukać w innych opracowaniach.

Nadal jednak trudno wyjaśnić brak "Biblii" oraz paru innych pisarskich osiągnięć na tej potężnej liście.

Klasyk, który w epoce e-literatury trzeba mieć w domu jako książkę drukowaną.

"1001 książek, które musisz przeczytać", Peter Boxall, Elipsa 2015.

piątek, 2 grudnia 2016

Katechizm libertyński

Książka o seksie? Poradnik dla niewtajemniczonych? Lubieżne zwierzenia, które przebijają strony XXX oraz wyznania współczesnych ludzi? "Katechizm libertyński" to mocne uderzenie w konserwatywne myślenie o seksie wszystkich wieków.

Dobry dymacz najpierw maca cycki, potem chwyta za dupkę a na końcu ląduje w kępce. Tam gmera aż do momentu, gdy ladacznica zajmie się jego filutem w odpowiedni sposób. Czasem trzeba sprytu kurewki, by dowiedzieć się, o co tak naprawdę facetowi chodzi. Za dużo seksu też niedobrze, bo panna zwiędnie i stanie się mniej elastyczna. A jakie wyposażenie powinna mieć ladacznica w pokoju? Oczywiście rózgę przyozdobioną wstążkami nawiązującymi do francuskiej rewolucji.

Powyższe to tylko niektóre z mocnych fragmentów katechizmu. Pewnie w czasach pierwszego wydania był przekazywany z rąk do rąk cichaczem - tak, by żadne służby nie zdążyły spalić obrazoburczego dzieła. Choć z drugiej strony takie uświadamianie wprost jest lepsze od mówienia o seksie metaforą.

Oprócz tego masa zmysłowych ilustracji i ciekawych wierszyków.


Książka do czytania w lunaparze i buduarze powinna być siłą napędową dla wydawnictwa, które nie raz musiało wychodzić z finansowych tarapatów.

niedziela, 27 listopada 2016

Pre-swazja w wykonaniu Cialdiniego

Chcesz sprzedać francuskie wino w osiedlowym sklepiku? Puść francuską muzykę, zaserwuj bagietki i serek. Tak w skrócie wygląda pre-swazja w wykonaniu Roberta Cialdiniego.

Kolejna książka człowieka, który jest autorytetem w dziedzinie psychologii społecznej ma zmienić sposób zachowania się czytelnika tak, by ten stał się rekinem sprzedaży czy, jak kto woli, wkroczył na drogę wilków zamiast cały czas być zalęknioną owieczką. Jaka jest rzeczywistość?

Analizując dokładnie propozycje pana Roberta i wykorzystując je podczas prac handlowych w branży materiałów dla przemysłu mogę powiedzieć, że albo autor się myli albo polski rynek potencjalnego klienta znacząco różni się od amerykańskiej wizji.

Reguła wzajemności dla wielu polskich klientów (czytaj: darmowe próbki) to powód do tego, by nie przyjść do danej hurtowni a wśród przyjaciół głosić peany na temat swojego własnego sprytu i wydymania sprzedawcy. "Frajer dał mi darmowy lakier - już do niego nie przyjdę" - to tylko lżejsze stwierdzenia uodpornionych na regułę wzajemności Polaków.

Reguła niedostępności w polskim wykonaniu działa w przypadku świeżaków z Biedronki. W wypadku, gdy brakuje składnika do produkcji (a konkurencja ma coś podobnego, choć gorszej jakości) Polak w 80 procentach wypadków idzie do konkurencji. Panie Robercie, co z wartościami? Co z jakością? Co z autorytetem sprzedawcy?

To tylko dwa przykłady z życia wzięte. Teoria znajdująca się w tej jak i innych książek Roberta Cialdiniego trafi zawsze na podatny grunt. Człowiek wykuje się, postara wykorzystać jednak wywieranie wpływu na ludzi to coś więcej niż wspominana "Pre-swazja".

Tu potrzeba cholernie dużo doświadczenia, odporności na stres i słowiańskiej swojskości. Inaczej wywieranie wpływu na ludzi pozostanie nadal pięknym acz teoretycznym stwierdzeniem.

Kukuczka. Biografia.

Na wysokości kilku tysięcy metrów nad poziomem morza mężczyznom nie staje. A kobietom? Tego niestety nie dowiemy się z książki o Kukuczce autorstwa Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego.

Ile samozaparcia trzeba mieć, by zakochać się w górskich wędrówkach? Do tego dar mają pasjonaci, którzy zarazili się od rodziców czy znajomych albo urodzeni himalaiści. Jerzy Kukuczka zalicza się do tych ostatnich. Niesamowicie wysportowany, zahartowany i w górach szukający najtrudniejszych szlaków i bezkompromisowych rozwiązań musiał przewidywać, że kiedyś te jego ukochane góry pochłoną go na zawsze.

Zanim to jednak nastąpiło mamy opowieść o tym, że marzenia są tylko początkiem innych - większych marzeń. Że człowiek, jak czegoś mocno pragnie, to może wspinać się nawet w zwykłych spodniach bez specjalistycznych karabinków i dobrych lin. Że nawet komuna, agenci i nieprzychylne środowisko nie zmieni postanowienia, że Korona Himalajów jest do zdobycia. W pięknym stylu i staje się natchnieniem dla rzeszy innych himalaistów.

Jest też druga strona medalu. Góry w Kukuczce wywoływały ciekawe przemyślenia przelewane na karty fascynujących dzienników. Wśród wielkiej miłości do żony Celiny nie miał Jerzy Kukuczka czasu, aby skupić się na wychowaniu i miłości do dzieci. Ciągłe życie na walizkach i pogoń za marzeniami niszczyły choćby życie zawodowe. O prywatnym autorzy nie piszą wiele więc mogę się tylko domyślać, że daleko mu było do idealnego ogniska domowego.

Wspomnieć należy o rzeszy ludzi, którzy Kukuczce podczas wypraw towarzyszą. Jedni prawie tacy jak on - dążą do celu za wszelką cenę. Inni - ostrożni i kalkulujący ryzyko górskiej wspinaczki. Ci ostatni wypowiadają się w książce o nieżyjącym fenomenie polskiej wspinaczki.

Czy kiedyś spróbuję wejść na górę większą niż mój pokój na drugim piętrze? Obawiam się, że nie. Książka o Kukuczce daje do myślenia.

wtorek, 22 listopada 2016

Piekło w literaturze

W religii chrześcijańskiej piekło to miejsce, w którym cierpieć będą dusze potępionych. Z drugiej strony trochę tego miłosierdzia ostatnio mamy więc tłok będzie w odchłani mniejszy?

Poniżej 5 ciekawych utworów, które traktują o piekle w różny sposób. Niekoniecznie poważny.

"Raj utracony" J. Milton - piekło jest siedzibą szatana - pusto tam bo najpierw trzeba ludzkość zmusić do popełniania zła. Diabeł jako niedoskonały handlowiec.

"Rozmowy z katem" K. Moczarski - II wojna światowa pokazuje, że piekło na ziemi to dla ludzi pestka. Jurgen Stroop kazał podpalać domy. Tych, którzy chcieli się uratować skacząc zdejmowano snajperskim strzałem.

"Co myśli Pan Cogito o piekle" Z. Herbert - artysta to człowiek wybrany, a w piekle ma, nie obrażając, jak u Pana Boga za piecem. Jedzenie, warunki - po prostu cuda wianki.

"Rok 1984" G. Orwell - śmialiśmy się z "Big brothera". Potem ktoś nago starał się przetrwać na bezludnej wyspie. W końcu są śluby par znających się 5 minut. Nadal jednak "Rok 1984" to hardcore pokazujący, że władza, która chce wiedzieć za dużo z władzą nie ma już nic wspólnego. Toż to piekło.

"Władca much" W. Golding - podobnie jak obraz wojny tak pozostawienie chłopców na bezludnej wyspie powoduje, że budzą się najgorsze instynkty człowieczej natury. Dzisiaj tak samo mamy w miejscach pracy, szkołach etc.

niedziela, 20 listopada 2016

Najlepsze książki z dreszczykiem

Choć Halloween, czy jak kto woli, Dziady dawno za nami warto pochylić się nad ciekawymi książkami, w której straszy inteligentnie i ciekawie.

1. "Sen nocy letniej" W. Szekspir - z powodu kłótni króla i królowej elfów na ziemi następują zdarzenia, o których nie śniło się filozofom. W tym wszystkim najwięcej miesza Puk - chochlik jakich mało.

2. "Dziady" A. Mickiewicz - Gustaw, Józio i Rózia czy duch złego pana to niektóre z barwnych upiorów rodem z mickiewiczowskiego umysłu. Obrzęd, który jest naszym (?) dziedzictwem robi wrażenie nawet w XXI wieku.

3. "Balladyna" J. Słowacki - utwór podobny do szekspirowskiego "Snu nocy letniej". Siły nadprzyrodzone sieją zamęt wśród ludzi niegodnych stąpać po tej ziemi.

4. "Nie-boska komedia" Z. Krasiński - po prostu szaleństwo. I szatan.

5. "Dracula" B. Stoker - klasyka gatunku, która nie nudzi się tak jak belgijski detektyw czy młodszy ojciec Brown.

6. "Wywiad z wampirem" A. Rice - prawie tak dobre, jak pozycja nr 5

7. "Opowieści niesamowite" E.A. Poe - upiory Poe to klasyka gatunku ale przede wszystkim produkcja chorych ludzkich umysłów. Z jednej strony upiory, z drugiej samodestrukcja człowieka.



Chicago Bulls. Gdyby ściany mogły mówić

Opowieść Kenta McDilla powoduje, że oglądanie NBA w Canal Plus jest stratą czasu. Nic i nikt bowiem nie przebije gościa, który był świadkiem 6 tytułów mistrzowskich drużyny z Wietrznego Miasta.

Być blisko drużyny, być oddelegowanym tylko do jednego zespołu. Podróżować z nimi, oglądać każdy trening, mecz i znów to samo. Zwycięstwa, porażki, frustracje i napięcia stają się częścią Twojego życia. Tak mają tylko najwierniejsi fani bądź Kent McDill. Człowiek miał to szczęście być częścią mistrzowskich Byków. Tych, którzy sześciokrotnie zdobywali pierścienie. Tych, w których składzie grał sam MJ wespół z Rodmanem, Pippenem i resztą ciekawej ekipy.

Kiedyś nie było twittera, facebooka i reszty mediów społecznościowych. Małe (i większe) afery nie trafiały od razu do obiegu. Autor prezentuje nam styl i przygody drużyny, o których mało słyszało się w czasach gdy NBA pokazywała (słusznie) TVP. Poczynając od Dennisa Rodmana w kasynach i nie tylko a na Jordanie i jego obsesjach kończąc.

Książka, którą każdy fan koszykówki powinien przeczytać. Dawka dodatkowej wiedzy i powrót do czasów, gdy mistrzostwo NBA to było COŚ.



Agatha Christie - Małe szare komórki

Wspominałem wielokrotnie o bezgranicznej miłości do Agathy Christie. Tej, w której kilometry nie istnieją a z największego gniota wyciągnę coś pozytywnego. Książka "Małe szare komórki" trochę tłumaczy to zauroczenie.


"Małe szare komórki. Poirot w cytatach" to ciekawy wybór wypowiedzi belgijskiego detektywa na różne tematy. W książce zebrano jego wypowiedzi pochodzące z prawie 50 powieści z jego udziałem. Niektóre są zabawne. Dla mnie kulinarne gusta Poirota i potrzeba dobrego kucharza sprawia, że widzę go po trosze komicznego.

Inne z kolei wypowiedzi są głębokie i przemyślane ale zawsze zaskakujące zwinnością i przebiegłością. Nikt w literaturze tak poetycko nie mówił o piramidach, a co dopiero o golfie - grze dla wybranych, grze elitarnej a tak podziwianej przez małego Belga.

Zebrane w książce ukazującej się nakładem wydawnictwa PUBLICAT cytaty pozwalają lepiej poznać słynnego eleganta w meloniku, a także docenić mądrość i poczucie humoru Agathy Christie, która jest matką tego niepozornego detektywa.

I jeszcze te doklejone na okładce wąsy. Majstersztyk.

Polecam.

Miasta w literaturze - TOP 6

Miasto w literaturze - dla romantyków rzecz niewarta zachodu, dla pozytywistów coś piękniejszego niż Bóg. Przed Państwem najważniejsze według mnie miasta, na które natkniecie się w książkach.

1. Betlejem - miasto znane przede wszystkim z narodzin Jezusa oraz mylone jako adres św. Mikołaja. We wspomnianym mieście, w którym "nie było miejsca w gospodzie" nastąpiła śmierć Racheli. Jeśli mowa o miejscach z biblią kojarzonych - nie sposób nie wspomnieć o Jerycho oraz Jerozolimie.

2. Sodoma i Gomora - nie jedno a dwa miasta, które znajdowały się nad Morzem Martwym. Bóg zniszczył miasto za grzechy mieszkańców, dlatego dzisiaj nie tylko o Polsce wielu mówi Sodoma i Gomora.

3. Troja - nie Ateny, nie Teby a właśnie Troja jest najbardziej literackim miastem. Wystarczyła dziesięcioletnia wojna, w której zdarzyło się więcej niż w "Legionie samobójców"

4. Rzym - dzięki Sienkiewiczowi Nerona pamiętają najlepiej Polacy ("Quo vadis"). Słusznie też w głowie telepie mi się jego wygląd - podobny do Michała Bajora.

5. Warszawa - wspominając o Sienkiewiczu trzeba od razu odnotować "Lalkę" Prusa. Powieść piękna, wciągająca i aktualna do dzisiaj stała się ciekawym motywem w narracji o reprywatyzacji w Warszawie. Mówiąc jednak poważnie - nasza stolica literaturą stoi. Białoszewski i jego "Pamiętnik z powstania warszawskiego"; Moczarski i jego "Rozmowy z katem" czy wiersze Miłosza to tylko niektóre z pięknych obrazów miasta z Syrenką.

6. Paryż - złośliwe języki mówią, że miasto miłości jest już od dawna główną stolicą Islamu w Europie. Balzac w "Ojcu Goriot" myślał chyba inaczej. Podobnie wspomniany Prus.

sobota, 19 listopada 2016

Dzieje jednego pocisku - Andrzej Strug

Czy można napisać opowieść o dziejach jednego pocisku? O "ciężkiej puszce z lanego żelaza"? Okazuje się, że kiedyś można było. Przed Państwem "Dzieje jednego pocisku".

Opowieść, która dzisiaj wydaje się ciut dziwna miała na celu prezentację ówczesnych środowisk, które brały udział w rewolucji - bojowników wywodzących się z chłopów, mieszczan, robotników, anarchistów i różnego sortu rzeźmieszków. Trzecioosobowy narrator zabiera nas w podróż po ówczesnej (1905-1097) Polsce, w której konflikty między frakcjami żywo przypominają dzisiejsze czasy PO-PiS, PiS-Nowoczesna etc.

Strug nie sili się na obiektywizm pokazując, kogo popiera i jaka droga dla Polski jest najważniejsza. Warto jednak zwrócić uwagę na psychologiczną warstwę powieści, której nie powstydziłaby się spółka Freu&Jung. Dodatkowo ciekawie prezentują się motywy charakterystyczne dla Młodej Polski.

Piękna klasyka. Po prostu.

#wartoprzeczytac

poniedziałek, 14 listopada 2016

Złe psy - po ciemnej stronie mocy

Patryk Vega został dzięki "Pitbullowi" także płodnym pisarzem. "Złe psy. Po ciemnej stronie mocy" to opowieść, przy której nawet "Pitbull - złe kobiety" to wizja dla dzieci do 13 lat.

Tym razem rozmawia o sytuacjach, gdy człowiek przechodzi na ciemną stronę mocy. Historie policjantów, którzy nie wytrzymali presji w pracy, przeszli na drugą stronę barykady i trafili do więzienia albo wylądowali w szpitalu psychiatrycznym. Przerzucanie zwłok z dzielnicy do dzielnicy czy imprezy ze świadkami koronnymi zakończone grupowym seksem to ledwie punkt wyjścia do opowieści o dramatach, jakie dotykają policjantów z kryminalnej.

Dlaczego niektórzy przechodzą na złą stronę? Czy komuś udało się stamtąd wrócić? Czytelnik odpowiada sobie na te pytania widząc ogrom pracy i trudność zadań, z jakimi przychodzi się mierzyć policjantom. Okazuje się, że Miami - pierwowzór bohatera to nie tylko tatuaże i piękne kobiety ale przede wszystkim mordercza praca, której przeszkadza wszystko - od braku spinaczy do bezmyślnych przełożonych.

I jeszcze dodajmy te sposoby odreagowania. Seks, alkohol i narkotyki w połączeniu ze wspomnianą biurokratyzacją policji powodują, że podziwia się osoby dbające o bezpieczeństwo i zwalczanie przestępczości.

Kiedy ktoś oferuje komuś kilkadziesiąt tysięcy za przymknięcie oka ...

Szacunek.


#czytamzwoblink

W rodzinie ojca mego

Marcin Wójcik przez długi czas walczył o to, by jak najlepiej pokazać środowisko Radia Maryja. "W rodzinie ojca mego" nie daje jednak gotowych odpowiedzi.

Okazuje się bowiem, że współczesny katolicyzm to przenikające się zachowania, które to zasługują na gloryfikację a innym razem wołają o pomstę do nieba. Jezus Chrystus jest w opowieści Wójcika Bogiem, którego wykorzystuje się do celów niekoniecznie zbawiania dusz ludzkich. Wydaje się, że bardziej od podnoszenia na duchu zależy katolickiemu głosowi na wznoszeniu kolejnych projektów obrazujących potęgę Radia Maryja.

A jest o czym pisać i co podziwiać. Ojciec Rydzyk - niezależnie od opinii i legend sprawie zagospodarował liczną grupę odrzuconych. Wie co i jak mówić, by zyskać feedback i namacalne dowody przywiązania.Ratujemy stocznię? ratujemy! Protestujemy przed KRRiT? Protestujemy! Niewielu mobilizuje w Polsce takie tłumy.

Jest radio, telewizja, gazeta. Trzeba będzie podbijać internet. Młode pokolenie kształci się w szkole założonej przez toruńską rozgłośnię. Ilość projektów powala i wywołuje zazdrość. Pomimo kryzysów, wahań euro i zwycięstwa Trumpa Radio Maryja brnie do przodu bez pardonu.


Wójcik stworzył nowy gatunek reportażu, który oprócz ujawniania prawdziwego oblicza Radia Maryja każe mocno zastanowić się nad rolą i kierunkiem, w jakim podąża Kościół Katolicki w Polsce.

Szacunek.


#czytamzwoblink


Archeologiczne zabytki Pomorza - Piotr Kalka/Jarosław Ellwart

Czy wyobrażali sobie kiedyś Państwo przewodnik zachęcający do odwiedzenia ... grodzisk, kamiennych kręgów czy archeologicznych skansenów? Okazuje się, że Jarosław Ellwart (wydawnictwo Region) wespół z Piotrem Kalka (fundacja Pro Turris) pokazują województwo pomorskie z trochę innej strony.


Cmentarzyska w Gowinie, Piasznie czy Salinku są dla mnie - mieszkańca i częstego gościa tamtych okolic nowością. Podobnie jak tak zwane grodziska w Luzinie, Wejherowie czy Smołdzinie. Autorzy prezentują czytelnikom kilkadziesiąt miejsc z punktu widzenia archeologii ważnych dla zrozumienia rozwoju tej ziemi i jej mieszkańców. Na szacunek zasługuje dwuletnia praca Piotra Kalki i Jarosława Ellwarta połączona z zegarmistrzowską precyzją jeśli idzie o prezentację wybranych miejsc, dojazdu do nich oraz innych informacji w turystyce archeologicznej potrzebnych.

Turystyka archeologiczna? Okazuje się, że pomorskie - znane z tego, że jest znane i ma Trójmiasto - można poznać od baaaaardzo daaaaaawnej strony. Pomimo subiektywnego wyboru miejsc laik, który nie rozróżnia paleontologa od archeologa może zanurzyć się w świat kurhanów i innych stanowisk.

Na szczęście mamy również dokładne opisy klasycznych skansenów (Owidz, Rzucewo, Sopot) oraz muzeów (m.in. Chojnice, Lębork, Gdańsk) prezentujących skarby znalezione przez archeologów.

Ciekawostki (wyróżnione na żółto) oraz bogaty materiał zdjęciowy wieńczą dzieło.

I choć sama książka nie sprawi, że korki na Hel znikną to niesprzyjająca pogoda będzie okazją do poznania pomorskiej krainy na nowo.



Beksińscy. Portret podwójny

Małgorzata Grzebałkowska w całej tej dyskusji na temat Beksińskich (jeszcze zanim film wszedł na ekrany) w swoim "Portrecie podwójnym" napisała to, o czym badacze, historycy i najbliższa rodzina malarza zapomnieli - o miłości.

Tomasz i Zdzisław - charaktery ścierające się i wydaje się - niedochodzące do porozumienia przez całe życie. Syn wspominał, że gdyby był ostrzej wychowywany przez ojca to miałby w życiu łatwiej. Ten odpowiadał, że sam dostał "angielskie" wychowanie i chciał dla niego dobrze. Czy aby na pewno?

Dwie niesamowite indywidualności Grzebałkowska pokazuje w książce, która - jak napisałem - jest opowieścią o miłości, poematem o relacjach. Może zabrakło czasu, sił i chęci, by naprawdę powiedzieć, co kto czuje i jest dla niego ważne. Nie chodzi tu o fascynację śmiercią czy twórcze wzloty i upadki. W życiu chodzi przecież o to, by starać się żyć - szczęśliwie, pełną gębą. Im się to nie udało i to jest najsmutniejsze.

Pozostaje samotność. Po śmierci żony i syna Beksiński mierzył się z tym problemem. Budował ścianki, schowki w mieszkaniu zarazem stając się coraz bardziej nieprzystępny. I to jest tragedia człowieka - wydawałoby się - szczęśliwego. Sława, pieniądze, uznanie...

Grzebałkowska trafia w punkt!

Warto.


#czytamzwoblink


Czytajcie także to.

Zamknięta trumna - Agatha Christie

Jedni do trumny chcą zaglądać - inni brzydzą się i podnoszą larum. Okazuje się jednak, iż na świecie mamy pasjonatów, którzy naśladując styl i odkurzając kultowe postaci potrafią nieźle namieszać na zbliżające się święta. Najsłynniejszy bohater Agathy Christie, Herkules Poirot, powraca w nowej książce bestsellerowej autorki „New York Timesa” - Sophie Hannah.

Wytworna hrabina wydaje przyjęcie w swej pięknej irlandzkiej rezydencji. Powód do świętowania nie lada - hrabina chce zmienić testament i cały majątek przekazać nygusowi, któremu pozostało bagatela parę tygodni życia. Dodam jeszcze, że wydziedziczone zostają wszystkie dzieci dziwnej kokoty oraz ludzie, którym należałoby się coś z pokaźnego majątku.

Na uroczystość przybywają goście, a wśród nich Herkules Poirot i inspektor Catchpool. Dlaczego? Sophie Hannah rozwija intrygę w iście mistrzowski sposób. Od pierwszego morderstwa, które musiało nastąpić mamy do czynienia z postaciami, których kreacji przy myciu naczyń nie powstydziłaby się Christie.

Razem z dwójką detektywów podążamy tropami wydającymi się trafnymi aby zaraz trafić w ślepy zaułek. Autorka wszystko to pokazuje w piękny sposób wiedząc, że czasem trzeba złamać reguły gry w zaskakującym finale. Zagadkę rozwiązuje nieomylny i szarmancki Belg z oszałamiającym wąsem - Herkules Poirot.

I choć "Zamknięta trumna" nie jest takim arcydziełem jak "Zabójstwo Rogera Ackroyda" to warto przeczytać i pamiętać o Sophie Hannah - kobiecie, która pewnie jeszcze nie raz z literackiej trumny sięgnie po niezrównanego Herkulesa P.

#albeckiczyta

niedziela, 13 listopada 2016

Dlaczego "Ferdydurke"

Ferdydurke - jak inne książki Gombrowicza - oczekuje czytelnika, który zgodzi się podjąć grę - to znaczy pozwoli autorowi na zawładnięcie swoim zespołem odbiorczych kompetencji. Ten czytelnik projektowany musi umieć zaangażować się jednocześnie w mądrość i głupotę tej książki, w rozlicznie realizowane konwencje. Doznawszy po drodze niezliczonych zawodów, wystrychnięty wielokrotnie na dudka, czytelnik ten w końcu dozna oczyszczenia, uzyska niezbędny dystans do formy.

J. Jarzębski - "Gra w Gombrowicza"

Powyższy cytat jest inspiracją dla wszystkich, którzy chcą wiedzieć, dlaczego czytają i czemu warto czytać jeszcze więcej :) Nie tylko Gombrowicza.

Przygody Sherlocka Holmesa

Kiedy w 1891 roku publikowano pierwsze opowiadania o Sherlocku nikt nie przypuszczał, że w XXI wieku ten detektyw stanie się ikoną popkultury.

Dlaczego taki sukces? Przede wszystkim sympatyczny bohater umie rozwiązać każdą - nawet najbardziej zagmatwaną - zagadkę. Czy będzie to pies z mokradeł mordujący kolejnych spadkobierców majątku czy tajemniczy związek rudowłosych - Holmes poradzi sobie ze wszystkim.

Zniknięcie wiernego męża? Holmes wraz z nieodłącznym doktorem Watsonem podejmują rzucone wyzwanie. Conan Doyle stworzył niesamowity klimat opowieści kryminalnych, w których Londyn nie wydaje się tak wielki jak był wtedy (i jest obecnie).

Ile w bohaterach jest autora? We wspomnianej przeze mnie opowieści o Baskervill widać zainteresowanie Doyle'a spirytyzmem i duchami w ogóle. Z drugiej strony szacunek za wyważenie świata umysłu i wiary, które pozwala rozwiązać nietuzinkową zagadkę.

Sherlock Holmes i spółka uniwersalna i zawsze nadająca się do czytania.


#czytamzwoblink


Dziewczyna z pociągu

"Dziewczyna z pociągu" to wciągający i interesujący thriller psychologiczny.

Główna bohaterka książki - Rachel każdego ranka dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Wie, że pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem, dokładnie naprzeciwko szeregu domów.

Zaczyna się jej nawet wydawać, że zna ludzi, którzy mieszkają w jednym z nich. Uważa, że prowadzą doskonałe życie. Gdyby tylko mogła być tak szczęśliwa jak oni. I nagle widzi coś wstrząsającego. Widzi tylko przez chwilę, bo pociąg rusza, ale to wystarcza.

Startuje pięknie napisana opowieść, w której trup sieje się gęsto a zbrodnia goni zbrodnię. Rachel jest kobietą, od której początek bierze spora liczba dziwnych zbiegów okoliczności oraz wydarzeń, które zmieniają życie każdej z osób uczestniczących w tym thrillerze.

Czytelnik zanurza się w alkoholowym delirium głównej bohaterki oraz jej dążeniach do poszukiwania prawdy. I choć na żywo nie chcielibyśmy tego przeżywać to czuć dreszcz emocji wywołanych identyfikacją z Rachel.

Jest tu wszystko, czego potrzebuje powieść gatunku. Pomimo, że premiera miała miejsce dawno temu "Dziewczyna z pociągu" na długo pozostanie sprawdzonym pomysłem na prezent - nie tylko gwiazdkowy.


#czytamzwoblink






#czytam

piątek, 11 listopada 2016

Pokolenie ikea - Piotr C.

Ikea dba o standardy swoich dostawców. Wszystko musi być opisane, zgodne z prawem i polityką, jaką stosuje koncern. W tym wszystkim najważniejszy jest klientocentryzm i zysk korporacji, która wykończyła niejednego stolarza. Przed Państwem "Pokolenie ikea".


Opowieść o człowieku, który robi karierę w palestrze wydawała się pomysłem nudnym. Jednak Piotr C. (podobnie jak w swojej późniejszej książce "Brud") pokazuje, że właśnie osoby związane z tym zawodem pokazują wszystkie problemy naszego pokolenia. Mianowice - ile kredytu wzięliśmy? ile można wypić na jednej imprezie? Czy warto zaliczać kobiety według alfabetu czy podług urody? Jak bawią się ludzie, którzy od poniedziałku do piątku walczą w korporacji? I czym jest dla nich IKEA?

Komody, szafki, krzesła czy łóżka, na które stać każdego (czy w formie gotówki czy kredytu) stają się wyznacznikiem powodzenia i zagracenia rzeczywistości, w której życia nie uświadczysz czytelniku. Jest seks za kasę, seks bez przyjemności, po prostu seks.

Dawniej żona jednego z bohaterów - Ufa - robiła mu laskę w parku o dwunastej w południe. Teraz robi mu co najwyżej pranie. Narzeka, szczeka i ponagla. Prysł czar wielkich planów i szczytnych celów. Teraz szczytowanie zdarza się niezwykle rzadko więc pojawia się myśl - czy warto pchać się w jakiekolwiek związki?

Kolejna mocna książka Piotra C.


#czytamzwoblink

Brud - Piotr C.

Nie czytałem "Pokolenia ikea" - pochłonąłem za to "Brodu". Opowieść nie tyle o pięknym świecie palestry ile o pikowaniu w dół naszego pokolenia 20,30 i 40-latków.


Relu jest warszawskim adwokatem, który mieszka w dzielnicy Wilanów. Jego najlepszym klientem jest Janusz, zdemoralizowany multimilioner, a najlepszym przyjacielem Józek – wierny pies.

Relu nie lubi ludzi, ale ludzie lubią jego. Przychodzą, aby mu się zwierzać. Pije więc i słucha ludzkich tajemnic w świecie, gdzie kobiety są łatwe, a mężczyźni bezduszni. Prowadzone rozmowy bezlitośnie obnażają brud wymuskanego świata mężczyzn w drogich garniturach i kobiet w jeszcze droższych kostiumach.

Alkohol przeplata się z narkotykami, radość ze smutkiem a sens z bezsensem życia. To ostatnie nie jest domeną bohaterów książki Piotra C. , który świetnie pokazuje, że moi rówieśnicy (oraz starsi i młodsi koledzy) nie radzą sobie w życiu czyli w rzeczywistości. Zamartwiają się kolejnymi kredytami, zbyt dużymi boczkami czy pierdołami, które należałoby kopnąć w kąt. Okazuje się jednak, że mieć znaczy więcej niż być. Łatwy seks jest lepszy niż normalne małżeństwo a motto "chcieć mniej" wskazuje na bycie frajerem.


Piotr C. pokazuje, że nawet w świecie palestry oprócz ręcznie wykonanych butów i ciekawych garniturów są ludzie, którzy czują, że życie nie może uciekać przez palce. Żyć trzeba się nauczyć drodzy Czytelnicy, a nie tylko udawać życie. To nie piękny instagram, wykurwiste endomonto czy zajebisty facebook. Życie polega na czym innym.

Na czym? Przeczytajcie "Brud" Piotra C. a potem szybko pod prysznic.

I tak warto żyć.

#czytamzwoblink

Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia. Dzienniki Rozmowy.

Zdzisław Beksiński i jego sztuka fascynować będzie pokolenia w czasach, w których na ziemię powróci komunizm. "Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia. Dzienniki Rozmowy" ukazujące się nakładem wydawnictwa Mawit Druk to fascynująca opowieść,w której każdy czytelnik odnajdzie siebie.


Jak wygląda artysta przez duże A? Co jada i jakie są jego problemy? Okazuje się, że Zdzisław Beksiński w swoich dziennikach pokazał czytelnikom prozę życia artysty wybitnego. Człowieka, który musi walczyć o przetrwanie w świecie urzędów skarbowych, fałszywych przyjaciół i dziennikarzy, którzy chcieli na malarzu wypłynąć. Dzięki genialnej żonie Beksiński mógł odnaleźć się w rzeczywistości, w której trzeba załatwiać dokumenty do emerytury, wysyłać listy i przestrzegać zaleceń lekarza.

W tym wszystkim jest wielka sztuka. Malowanie, przełamywanie artystycznego impasu i wykorzystywanie natchnienia, które przychodzi nagle, niespodziewanie. Czy wystawy składają się z dobrych obrazów? A może niektóre warto byłoby zniszczyć? Beksiński nie podchodził do swoich dzieł w sposób uduchowiony. Czytając "Dziennik rozmowy" wydaje mi się, że był swoim największym i najtrafniejszym krytykiem.

Jest i rodzina. Żona, którą ubóstwiał na swój sposób i syn Tomasz - jednostka wybitna i tragiczna. Widać wielki ból, który towarzyszył Beksińskiemu po śmierci najbliższych. Czytając o śmierci, przemijaniu czytelnik może poczuć, że tak tragiczne zdarzenia dotykają wszystkich - nawet jednostki wybitne. Ich postrzeganie takich zdarzeń wydaje się cenną lekcją filozofii Beksińskiego, z której można i należy czerpać.

Myślę, że Beksiński pewnie przeczuwał swój tragiczny los. Zostawiając testament, porządkując swoje obrazy.

Mocna książka. Polecam.


#czytamzwoblink

poniedziałek, 7 listopada 2016

Mądrzej, szybciej, lepiej

W dzisiejszym świecie ciekawych prezentacji, krótkich newsów i dobrego jedzenia w stylu slow warto szukać ciekawych rozwiązań dużych problemów. "Mądrzej, szybciej, lepiej" to właśnie odpowiedź na współczesne świata wołanie.

Konkretne przykłady Charlesa Duhigga pokazują, że czasem warto postawić na zmiany i szybkie (acz efektywne) modyfikowanie,wydawałoby się, dobrych pomysłów. Autor rzuca przykładami pozwalającymi zrozumieć jego motto: mądrzej, szybciej, lepiej.


Jest więc opowieść o graniu w pokera, zmianie sposobów treningu czy wielkim studiu filmowym i problemie, który zniszczyłby ciekawy film skierowany nie tylko do najmłodszych widzów. Jak najlepsze firmy na świecie podejmują decyzje? Czym kierują się przy wyborze pracowników, dostawców, pomysłów?


Myślę, że właśnie ta część - dotycząca dokonywania wyborów - jest ważna dla naszego pokolenia #ikea. Mądrze, szybko i lepiej niż dotychczas każdy może kierować swoim życiem. 


Warto przeczytać ten poradnik z PWN-u. 


#czytamzwoblink



Sprawiedliwi zdrajcy - Witold Szabłowski

Od filmu "Wołyń" w Polsce na nowo rozgorzała dyskusja na temat rzezi wołyńskiej. Kto jest winny? Czy wina leży po obu stronach. Próbuje odpowiedzieć Witold Szabłowski w swojej książce.

Najlepszy obecnie (według mnie) reporter pokazuje nam tamte wydarzenia przez pryzmat historii, opowiadań naocznych świadków i ocalałych dokumentów. Ta skrupulatna praca przynosi bardzo dobry efekt. 

Gdy latem 1943 roku ukraińscy nacjonaliści zaczęli zabijać dziesiątki tysięcy Polaków, ich ukraińscy sąsiedzi musieli wybierać. Jedni zabijali swoje polskie żony i dzieci, obcinali głowy, piersi. Stosowali tak nieludzkie sposoby mordowania, że przechodzi to ludzkie pojęcie. A widać, że był to wynik narastającej nienawiści i zgorzknienia, które nie miało żadnych podstaw.

Kiedy czytelnik dochodzi do fragmentu o Trupim Polu, gdzie zastrzelono kilkuset Polaków dziwi się, że polski Sejm nie nazwał rzezi wołyńskiej wprost - ludobójstwem. Inaczej przecież nazwać tego nie można.

Historie rodzin znanych (m.in. Hermaszewskich czy Dębskich) mieszają się z anonimowymi ofiarami, które do dzisiaj nie mają grobu, a szczątki nadal ukrywa nasiąknięta polską krwią ziemia.

W tym wszystkim pamiętać należy jednak, że byli i Ukraińcy dobry - chowający Polaków, dostarczający im jedzenia i opieki. Podobnie jak Żydzi, którzy spotkali wielu naszych rodaków ryzykujących życie pomagając właśnie im.


Tadeusz Borowski w swoich opowiadaniach ujawnił, jak dalece wojna odmieniła ludzi, jakimi stali się, by przetrwać okropny czas terroru. Szabłowski pokazuje jeszcze większą tragedię, która dopiero teraz przenika do naszej świadomości.

Mocna książka. Prawdopodobnie najmocniejsza nowość 2016 roku. 

niedziela, 30 października 2016

Mafia na wybrzeżu - Krzysztof Wójcik

Mieszkając w okolicach Trójmiasta trudno uniknąć zainteresowania jego mroczniejszą stroną. Zamiast pięknych widoków - ruiny i podejrzane ulice. Walory turystyczne kontra nie do końca legalne atrakcje. No i w końcu trójmiejska mafia, o której nawet "Mafia na wybrzeżu" nie mówi wszystkiego.

Krzysztof Wójcik - były dziennikarz "Gazety Wyborczej" - oddział trójmiejski po latach znów wraca do procesu klubu płatnych zabójców. Procesu, który ówcześnie rozpalał wyobraźnię mieszkańców bojących się o życie. Nie wiadomo bowiem kiedy i gdzie mafia zechce mścić się na konkurencji. Nawet dziennikarze - według autora - mieli być zastraszani pisząc o tym procesie.

Okazuje się, że perspektywa czasu niszczy moje wyobrażenie o mafii. Kierujący się chęcią zarobku ludzie decydowali się na czyny, które nie przyniosły im ani sławy ani dużych pieniędzy. Ich - wydawałoby się - silna psychika - nie poradziła sobie ze zbrodniami, których normalny człowiek nie popełniłby. Nawet widząc w myślach 10.000 dolarów gotówką.

Wójcik analizując akta oraz zeznania pokazuje (aczkolwiek nie wyjaśnia), że zlecenie morderstwa na kochanku byłej dziewczyny to chleb powszedni dla wydawałoby się znanego i porządnego obywatela rodem z Gdyni. Duszenie człowieka foliową torba to betka, a strzelanie do człowieka nie wywołuje większych emocji. Mordercą może zostać nawet Ukrainiec, który w Polsce chciał normalnej pracy, a nie krwawej jatki, do której nie posiadał ani umiejętności ani chęci.


Straszne jest to, że autor na zimno opisuje korupcję w wymiarze sprawiedliwości, w wyniku której na 12 lat poszedł siedzieć Czesław Kowalczyk „Czester”, skazany za morderstwo, którego nie popełnił. W kwietniu 2016 roku otrzymał za to najwyższe odszkodowanie w historii naszego kraju – 3 miliony złotych. Jednak jak przeczytacie - tak długi pobyt w więzieniu odbił się mocno na psychice bogu ducha winnego człowieka.

Okazuje się, że w Trójmieście łatwiej niż gdzie indziej w Polsce wsadzić do więzienia niewinnego człowieka na długie lata. Układ trójmiejski- bo tak wnioskuję z książki - jest nadal tak silny, że jak tylko ktoś nastąpi mu na odcisk - może liczyć się z poważnymi konsekwencjami.

"Mafia na wybrzeżu" pozbawia złudzeń jeśli idzie o myślenie o Polsce jako państwu prawa i porządku. Z jednej strony szkoda - z drugiej nie można pisać tylko pięknych opowieści o świecie, w którym zło jest na porządku dziennym.

#czytamzwoblink

Mock - Marek Krajewski

Marek Krajewski bez Mocka byłby nadal dobrym profesorem filologii klasycznej na uniwersytecie. Czytelnicy bez Mocka pozbawieni byliby najlepszego obecnie detektywa rodem z mrocznego Wrocławia. Na szczęście świat jest tak poukładany, że mamy świetny kryminał na koniec 2016 roku. Proszę Państwa - oto "Mock".

Znalezione w Hali Stulecia ciała czterech gimnazjalistów rozpoczynają opowieść,w której mój ulubiony detektyw mierzy się ze skandalem mogącym pozbawić go pracy w policji oraz wspomnianą zbrodnią. Kto zabił? Dlaczego? I czemu akurat w momencie, gdy Wrocław ma odwiedzić bardzo ważna persona?

Młody wachmistrz kryminalny Eberhard Mock wspina się na umysłowe i fizyczne wyżyny poszukując odpowiedzi na zadane przeze mnie pytania. Musi zejść do piekła, aby znów zobaczyć najpodlejsze ludzie czyny. Obcuje z popędami, których nie wytłumaczyła psychologia. Walczy z ludźmi tworzącymi po raz kolejny zamknięty krąg osób chcących niszczyć w miarę poukładany świat.

Jest w "Mocku" to, co tygryski lubią najbardziej. Fragmenty doskonałej retoryki, języki klasyczne oraz sztuka i piękno w najlepszym wydaniu. Kobiety u Krajewskiego - nawet jeśli wykonują najstarszy zawód świata - zdają się być półboginiami, od których zależne jest męskie stado.

Dbając o każdy szczegół autor zaserwował mi 2 godziny doskonałej rozrywki.

Polecam, bo #czytamzwoblink.

Mówiąc inaczej - Paulina Mikuła

Łezka w oku kręci mi się, kiedy widzę, że studiowanie na Filologii Polskiej nie idzie w las. Ba - daje profity, dzięki którym można się utrzymać przy okazji ucząc nasze kochane społeczeństwo zasad poprawnej i pięknej polszczyzny. Mówiąc inaczej - przed Państwem Paulina Mikuła.

Książka ta to przede wszystkim próba (udana) mierzenia się autorki ze swoim wyborem drogi życiowej (studia polonistyczne). Wybór dla wielu niezrozumiały w mojej opinii (również absolwenta filologii) potrzebny i trafny.

Paulina Mikuła wzorem najlepszych językoznawców pokazuje, jak pisać i mówić, aby się nie pogubić. Dla jednych ten powolny i skrupulatny system przekazywania wiedzy może być męczący jednak uważam, że poprawne wysławianie się w myśl pięciu działów klasycznej retoryki jest mistrzostwem świata w świecie niezwracającym uwagi na nic - a na język w ogóle.

Precyzyjnie przemyślane tematy rozdziałów, przykłady oraz sposób przekonywania sprawiają, że wierzę w długofalowość projektu autorki (patrz - jej blog).

Znakomite władanie słowem.

#czytamzwoblink

Ch....a Pani Domu

Książka i blog Magdaleny Kostyszyn są odpowiedzią na współczesne hasło, które odnosi się do obojga płci: DOSKONAŁOŚĆ. Autorka wydaje się mówić - normalność.


W świecie, w którym trzeba szybciej, mądrzej i lepiej człowiek z dystansem do świata i prowadzący życie slow stoi na pozycji przegranej. W cenie są ludzie, którzy chodzenie na siłkę przetykają ultramaratonami połączonymi z robieniem dodatkowych 3 kierunków studiów. W tle są szczęśliwe i inteligentne dzieci, które od pierwszego dnia posiadają konto na insta oraz pies bez problemów depresyjnych i ADHD (też może posiadać społecznościowe konto).


Magdalena Kostyszyn – znana lepiej jako Ch…owa Pani Domu - pokazuje, że normalne życie to seria wpadek, pomyłek oraz błędów, na których należy się uczyć. Ani facebook za nas życia nie przeżyje, ani istagram nie uczyni nam go szczęśliwszym.

Warto czasem wyjść poza wirtualne pomysły patrząc, że życie każdego z nas jest ciekawsze i piękniejsze niż kolejne dążenia do czegoś, co nietrwałe i ulotne.

Polecam.

#czytamzwoblink

Niebezpiecznie kobiety - Patryk Vega

Ostatnimi laty coraz więcej kobiet chce i pracuje w szeregach policji. Czy to wynik równouprawnienia, chęci bycia na ciągłej adrenalinie czy proza życia i potrzeba posiadania stałej pracy - nie wiem. "Niebezpieczne kobiety" Patryka Vegi nie odpowiadają na te pytania.

W rozmowach zobaczymy matki, żony i kochanki, które w przeciwieństwie do męskich przedstawicieli zawodu wielokrotnie muszą zmagać się z ciężką pracą na komisariacie, a potem w domu. Partnerzy bohaterek Vegi w dużej mierze ich nie wspierają, nie rozumieją a koniec końców porzucają na rzecz ciekawszych i młodszych towarzyszek.

Praca 24 godziny na dobę odbija się na ich zdrowiu, sposobie myślenia i działaniu. Wydaje mi się, że są jakby bardziej zimne, odporne na problemy dnia codziennego niż panie z biura, korpo czy osiedlowej piekarni. Wiadomo - nawet służba w patrolówce to trup siejący się gęsto i często, ludzkie dramaty, których nie opisali co lepsi pisarze a na ekran nie przenieśli utalentowani reżyserzy.

W tym wszystkim mamy jeszcze problem uzależnienia od alkoholu czy stany wymagające długiego leczenia u psychologa. A u Vegi wszystko przykryte jest warstwą gęsto rzucanej kurwy czy pierdolenia, które to słowa mają tworzyć tarczę ochronną. Nie tworzą.

"Niebezpieczne kobiety" czyta się doskonale jednak widać wyraźnie, że te ułożone rozmowy to tylko kolejna trafiona akcja marketingowa filmu, który niebawem wchodzi na ekrany kin. Po lekturze pozostaje współczucie dla zawodu, który nadal nie jest szanowany ani odpowiednio wynagradzany. I gdy znów czyta się o patologiach środowiska pytanie o zmiany na lepsze uważam za frajerstwo.

#czytamzwoblink



niedziela, 18 września 2016

Nauczyłam się, że bez względu na to, co się dzieje, albo jak zły wydaje się dzień, życie biegnie dalej i nadejdzie lepsze jutro.
Nauczyłam się, że niezależnie od Twojej relacji z rodzicami, będziesz za nimi tęsknić, gdy odejdą z Twojego życia.
Nauczyłam się, że przeżycie nie jest tym samym, co życie.
Nauczyłam się, że życie daje czasami drugą szansę.
Nauczyłam się, że kiedy zdecyduję coś z „głębi duszy”, zazwyczaj podejmuję właściwą decyzję.
Nauczyłam się, że każdego dnia powinieneś wyciągnąć rękę i dotknąć kogoś. Ludzie uwielbiają przytulenie, albo przyjacielskie poklepanie po plecach.
Nauczyłam się, że ciągle mam wiele do nauczenia się.
Nauczyłam się, że ludzie zapomną to, co powiedziałeś, co zrobiłeś, ale nigdy nie zapomną tego, jak poczuli się dzięki Tobie.


​Maya Angelou

***

Mówili:
nie możesz marzyć!
marzyłem

Mówili:
dzieci głosu nie mają!
głosowałem

Mówili:
jesteś cielak!
cielakowałem

Mówili
a ja dziś sam muszę budować świat
od nowa.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Okres i kobieta

Diane Ducret przełamując kolejne tabu, przeszkody i obawy napisała książkę, którą mężczyzna połyka w godzinę a jego kobieta dziwi się, że ktoś napisać coś takiego dopiero teraz.

Pomimo tego, że mamy XXI wiek dopiero "Wysokie obcasy" w 2016 roku postanowiły "porozmawiać" o okresie umieszczając brokatowe pantalony na okładce. W 2015 roku użytkownicy internetu podniecali się (dosłownie) na myśl o mądrym, amerykańskim chłopcu, który zamiast kanapek nosił do szkoły tampony i podpaski. Dopiero w 2016 roku okres/miesiączka stał się dla wielu mniej obrzydliwy niż radiowa reklama maści na hemoroidy.


"Zakazane ciało" to opowieść o kobiecości, jej przełamywaniu i szacunku, który rodził się w mężczyznach (i kobietach) do płci pięknej przez całe lata. Zgłębiając opowieść autorki, która w miarę dokładnie badała temat śmiem twierdzić, że wynalezienie podpaski jest odkryciem dużo użyteczniejszym niż flaga USA na księżycu i nowa Tesla razem wzięte.

Podobnie rzecz ma się z łechtaczką, zwaną także ukrytym penisem. Ilość ofiar bzdurnej polityki leczenia zaburzeń psychicznych oraz chęci anatomicznego poznania kobiety jest nieadekwatna do ówczesnych osiągnięć w tym zakresie. Jedynie pani Bonaparte badająca wespół z Sigmundem Freudem sprawę kobiecej rozkoszy wydaje się patronką tego, co nazywamy orgazmem.

Ducret mknie poprzez epoki pokazując siłę i determinację kobiecej części do bycia osobą równą mężczyźnie. Choć - jak pokazują ostatnie wydarzenia - nawet w XXI wieku niektórym pojęcie miłości myli się z maltretowaniem a rozkosz przeznaczona jest w 98 procentach dla mężczyzn.

Bardziej naukowo i przystępnie być nie może. Krajewski oznajmił, że ukończył nową powieść - trudno mu będzie jednak przebić historię do bólu prawdziwą.

sobota, 2 lipca 2016

Alicja w krainie czarów

Mała dziewczynka, która musi ponosić konsekwencje wielkich czynów? Dziewiętnasty wiek stworzył nową bohaterkę, którą podziwiamy do dzisiaj.


Alicja była w lesie razem z siostrą, gdy spostrzegła białego królika. Pościg za nim zaprowadził ją do krainy, której nikt wcześniej sobie nie wyobrażał. W króliczej norze główna bohaterka za pomocą ciasteczek i napoju zmienia wzrost. Napotkany kot Chester pojawia się i znika - zgodnie ze swoim widzimisie. Pozostaje po nim jego magiczny uśmiech, który czytelnik pamięta długo po zakończeniu lektury "Alicji w krainie czarów".

Straszne (a zarazem piękne dla małego czytelnika) jest szaleństwo pojawiające się co rusz na kartach książki. Popołudniowa herbatka u Marcowego Zająca czy krykiet u Królowej Kier zamieniają się w abstrakcyjne wydarzenia trudne do zrozumienia dla odbiorcy. Alicja w jednej chwili jest świadkiem w sprawie kradzieży ciastek by nagle stać się główną oskarżoną.

Historia kończy się chocholim tańcem kart powodującym ... nagłe ocknięcie się Alicji w rzeczywistości.

Dla mnie książka Lewisa Carrolla jest ciekawą opowieścią dla dzieci. Dla innych to doskonały przykład pisania przypominającego matematyczne równanie - zagadkę, którą rozwiązać mogą tylko umysły ścisłe. Nie dziwi to wiedząc, że autor "Alicji" był doskonałym matematykiem - autorem kilkunastu dzieł z tej dziedziny.

Carroll znalazł wielu naśladowców, którzy nie osiągnęli nigdy takiego poziomu. Udowodnił jednak, że można realizować dwie swoje osobowości - dr. Jekylla i Mr Hyde'a. Być dorosłym i wyżywać się jak dziecko. Być dorosłym i nie stracić prostej radości z życia.