niedziela, 3 marca 2019

Uno czyli karcianka nie do pobicia

Uno - najlepsza karcianka na rynku

UNO to amerykańska gra karciana, zbliżona koncepcyjnie do makao. Do gry w UNO używa się specjalnej talii kart, którą możemy rozdać nawet 10 uczestnikom. Co w tej grze jest takiego szczególnego? Pozornie nic jednak jeśli poznamy zasady i rozegramy choć jedną partię zrozumiemy fenomen i poczujemy fan UNO.


Gra została stworzona w 1971 roku przez Merle'a Robbinsa, a obecnie jest sprzedawana przez firmę Mattel. Jest również sprzedawana na smartfony z systemem Android, iOS, konsolę Xbox 360, Xbox One, PSP, PlayStation 4 i PlayStation 3.

W talii mamy 108 kart. Wśród nich wyróżniamy 19 kart tradycyjnych - numerowanych od 1 do 9 w kolorach zielonym, czerwonym, żółtym i niebieskim oraz karty funkcyjne - postoju, zmiany kierunku, kart "weź 2", kart "weź 4" oraz karty zmiany koloru.

Możemy grać według różnych scenariuszy. Najprostszy zakłada, że każdy z graczy dostaje po 5 kart. Gra toczy się do momentu, w którym jedna z osób pozbędzie się kart krzycząc najpierw "uno" - kładąc przedostatnią kartę ze swojej ręki a potem ostatnią "po unie".

Wersja kolejna polega na liczeniu punktów. Standardowo gra się do 500 zdobytych oczek.Punkty są przyznawane graczowi, który pozbędzie się w danym rozdaniu wszystkich swoich kart z ręki zanim uczynią to przeciwnicy. Gracz, któremu się to uda otrzymuje punkty za karty, z którymi zostali na ręku jego przeciwnicy.

W trakcie każdej z rozgrywek kartami dodatkowymi (postoju, zmiany kierunku, kart "weź 2", kart "weź 4" oraz karty zmiany koloru) utrudniamy przeciwnikowi ruchy co powoduje, że gra jest jeszcze bardziej ekscytująca i wymaga przyjęcia określonej taktyki.

"Uno" to najlepsza propozycja karcianki na rynku.

środa, 20 lutego 2019

Dom Legend w Toruniu

Jak mówią znawcy - legend należy nie tylko wysłuchać ale nimi również przesiąknąć. Jeśli więc jesteście najedzeni pierników i odwiedziliście już wszystko, co z tym piernym przysmakiem związane warto zawitać do Domu Legend Toruńskich.


Przybytek znajdujący się w podziemiach kamienicy przy ulicy Szerokiej 35 to zbiór żywych opowieści, które przy współudziale animatorów tworzą ... odwiedzający. Możemy być pięknym Krzyżakiem, jednym z polskich królów czy dzwonnikiem z Torunia. Role okraszone pięknymi opowieściami z porządną dawką humoru są sytuacją nie do podrobienia.

W każdą postać należy włożyć sporo wysiłku, by efekt był piorunujący. Uczestnicy - a tak było w mojej grupie - zaangażowali się tak bardzo, że budowa Krzywej Wieży przyszła nam z łatwością a i znalazł się osobnik, który mógł stanąć prosto pod tą budowlą sprawdzającą czystość ludzkiego serca. Osobą tą był oczywiście to piszący.

Jeśli gdziekolwiek szukaliście ludzi, dla których praca równa się pasja to Dom Legend Toruńskich jest ich pełen. Zaangażowanie, humor, dbanie o szczegóły i umiejętność zaproszenia do zabawy każdego z gości jest ich dużym atutem. Gdybym był pracodawcą - takich specjalistów brałbym z zamkniętymi oczami. No chyba, że rzucaliby we mnie szczurami ale to opowieść, której rozwiązanie znajdziecie w muzeum na Szerokiej 35 w Toruniu.

Oprócz standardowych pokazów co czas jakiś pojawiają się wydarzenia tematyczne. Nie miałem okazji (a szkoda) uczestniczyć w walentynkowej opowieści historycznej z Torunia.

Godzinny spektakl zapada w pamięć bardziej niż jakakolwiek inna lekcja historii. Szkoda, że to tylko godzina. Można ją jednak bez obaw o nudę powtarzać podczas każdej wizyty w Toruniu. Czego sobie i Państwu życzę.

Więcej informacji o Domu Legend Toruńskich znajdziecie tutaj.


poniedziałek, 18 lutego 2019

Rodzanice. Katarzyna Puzyńska

Rodzanice
"Rodzanice" to dziesiąta część sagi o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej. Jak zwykle autorka nie zostawia swoich fanów na lodzie serwując opowieść mrożącą krew w żyłach. Ale! Jak zwykle jest więcej niż jedno.


Tym razem aspirant Daniel Podgórski wraz z (już) małżonką Weroniką, byłą (?) miłością Emilą Strzałkowską, Pawłem Kamińskim oraz resztą bohaterów znanych nam z poprzednich części musi rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci dziewczyny. Wkrótce ginie dziennikarka zajmująca się pogróżkami, w których ktoś grozi katastrofą mieszkańcom. 

Trup leżący na środku jeziora przykryty kocem jest początkiem serii strasznych wypadków zmieniających życie Podgórskiego i spółki. Sprawy, które od lat nie były do końca rozwiązane zbierają krwawe żniwo. Pozorne nieszczęśliwe wypadki okazują się morderstwami, ofiary zamieniają się w katów a ludzie mający strzec prawa i porządku sieją zamęt, o którym nie śniło się najwierniejszym fanom prozy Katarzyny Puzyńskiej.

W "Rodzanicach" wierny czytelnik dowie się więcej na temat zmiennych losów wymienionego wyżej aspiranta i jego miłosnych wyborów. Czy Daniel Podgórski zerwał z nałogami i całym sobą oddał się Weronice? A może czuje jeszcze coś do Emili? Będąc na jednym ze spotkań z Katarzyną Puzyńską właśnie ten wątek trzyma fanki przy kolejnych częściach sagi.

My - fani męscy skupiamy się bardziej na trupach, które ścielą się gęsto, pracy policjantów opisanej z najwyższą starannością jak i tym, co autorka "Rodzanic" wytatuuje sobie tym razem. I gdzie. Oraz o roli, jaką będzie odgrywać komisarz Klementyna Kopp.

Polecam. 


niedziela, 3 lutego 2019

Kaczor Donald. Powrót do Klondike

Klondike
Kto z nas nie lubi komiksów? Niech pierwszy rzuci kamieniem w dinozaura. "Kaczogród. Powrót do Klondike" to kultowe komiksy Carla Barksa  z lat 1943 - 1972.


W Kaczogrodzie Carla Barksa wszystko jest możliwe. Donald wywołuje zmiany pogody, istnieją gadające psy a pewne miasto w Stanach Zjednoczonych zostało zasypane gradem kurzych jaj. Wszystko jednak zaczyna się od Klondike - legendarnego miasta, w którym rzeczywiście odkryto złoża złota.

Carl Barks wykorzystując tą historię pokazuje początki obrzydliwego bogactwa Sknerusa McKwacza. Jak dorobił się ten liczykrupa? Czy musiał stawić czoła problemom a może, jak jego krewny Goguś, jest kaczką w czepku urodzoną?

Opowieść o powrocie do Klondike jest przejmująca, piękna i śmieszna zarazem. Pierwsza (i jedyna?) miłość Sknerusa McKwacza - Złotka O'Gilt nawet po latach potrafi rozpalić ogień miłości u starego niewdzięcznika. McKwacz ma uczucia? Oczywiście!

"Kaczogród. Powrót do Klondike" to oprócz doskonałej zabawy także miejsce, w którym znajdziemy opisy innych przedsiębiorczych obywateli Kaczogrodu. W dodatku "Kto jest kim w Kaczogrodzie" uniwersum tego miasta rozrasta się do pokaźnych rozmiarów. Już nie tylko Sknerus ale również Fillian Tropp, Kwakerfeller czy Tom pokazują, że pieniądze szczęścia nie dają a przysparzają masy kłopotów, o których przyjemnie jest czytać.

Unikalne rysunki i historie czytać można na okrągło. Nie ma możliwości, że ktoś się znudzi. "Powrót do Klondike" rządzi.




Totalna biologia w Wejherowie

Totalna biologia to psychobiologiczna koncepcja żywych organizmów. Totalna biologia zakłada, że źródło każdej choroby leży w psychice - są to silne, negatywne, długotrwałe, emocje. O szczegółach tej koncepcji opowiadał dr Marek Kulikowski w szkole Magdy Ziemińskiej - 12 Asan.



Gdy umysł nie jest w stanie sobie z emocjami i stresem poradzić, pojawia się choroba. Aby wyleczyć chore ciało, wystarczy jedynie wyleczyć duszę - to w dużym skrócie podsumowanie prawie dwugodzinnego wykładu o Totalnej Biologii i jej działaniu.

Takie wykłady pozwalają poznać koncepcje i argumenty człowieka, który stosuje założenia Totalnej Biologii w życiu zawodowym i prywatnym. Opowieści o sukcesach dr Marka Kulikowskiego w pracy robią wrażenie. Wyleczone choroby, pożegnane traumy czy nagła poprawa zdrowia pacjenta są ,w przeciwieństwie do wiadomości dotyczących zwykłej medycyny, czymś czego wielu poszukuje.

Prelegent założenia Totalnej Biologii sprawdził na sobie więc nie jest to coś, co działa tylko w teorii. A taka opinia panuje w internecie. Wielu twierdzi, że Totalna Biologia to ... totalna bzdura. Połączenia pomiędzy problemami dziadków i wnuków na poziomie innym niż genetyka do dla wielu rzecz nie do przeskoczenia. Tycie dziecka to dla totalnych biologów informacja o tym, że dziecko jest przez rodziców niezauważone i musi się stać większe.


Jeśli ktoś chce więcej informacji dotyczących Totalnej Biologii może skontaktować się z dr Marek Kulikowskim - tel. 507 628 599 lub email: m.k.24@wp.pl






wtorek, 29 stycznia 2019

Wyjogowane i warsztaty zdrowego kręgosłupa

wyjogowane.pl

Gracjana Chrostowska i Kinga Czekajło czyli zgrany i rodzinny duet z wyjogowane.pl przeprowadziły w ostatnią sobotę warsztaty dotyczące zdrowego kręgosłupa. Czy warto wybrać się na kolejne edycje? Jestem przekonany, że tak.


Dlaczego bolą nas plecy? Jaka jest budowa kręgosłupa? Czy lordoza jest stanem, którego należy się bać? Ile tak naprawdę ruszamy się dziennie? To tylko niektóre z pytań stawianych przez prowadzące podczas warsztatów.

Gracjana Chrostowska i Kinga Czekajło prowadziły warsztaty z jajem i będąc w świetnym kontakcie z uczestnikami. Zarówno ci, którzy dziewczyny znają chociażby z zajęć ze szkoły Magdy Ziemińskiej - 12 Asan jak i "świeżynki" mogli czuć się swobodnie i chłonąć porządną dawkę teorii i praktyki.

Teorii było w sam raz - praktyki jak zwykle chciałoby się więcej. Ćwiczenia, które pozwalają utrzymać człowiekowi kręgosłup w dobrym stanie są w XXI wieku błogosławieństwem. Uczestnicy poznali więc sposoby ćwiczenia mięśni dna miednicy (faceci też je ponoć mają), ćwiczenia mięśnia poprzecznego brzucha oraz ćwiczenia stóp (przepraszam za zniszczoną piłeczkę :)).

Prowadzące obaliły mit o kaloryferku i jego zdrowym charakterze oraz parę innych głupot, które w internecie krążą jako prawda nad prawdami. Wspomniane przede mnie ćwiczenia stóp stanowią świetny element uzupełniający praktykę jogi.

Zainteresowani mogli spróbować tak zwanej wheel yogi, która - jak pokazywał przykład wykonywanej przeze mnie świecy - wydaje się łatwiejsza a jednocześnie bardziej angażująca ćwiczącego.

Gracjana Chrostowska i Kinga Czekajło - robicie to dobrze i róbta tak dalej :)



sobota, 26 stycznia 2019

Inwazja. Wojtek Miłoszewski

Inwazja. Wojtek Miłoszewski

Wielu ludzi patrząc na to, co obecnie robi Rosja nie może uwierzyć, że w XXI wieku takie rzeczy się zdarzają. Wojciech Miłoszewski postanowił przestać myśleć i podszedł do tematu konkretnie - bardzo konkretnie. "Inwazja" jest bardzo prawdopodobną opowieścią o tym, co stać się może w niedalekiej przyszłości w Polsce, Europie i na świecie.



Współczesna Polska, w której żyją: Roman, były żołnierz wojsk specjalnych i uczestnik wielu zagranicznych misji, Danuta – kobieta kochająca luksus, ciężko pracująca i całkowicie uzależniona od ojca tyrana – oraz Michał, bezrobotny historyk z żoną i dwójką dzieci. Tych bohaterów nic nie łączy do momentu, kiedy ich życie ulega drastycznej zmianie – kraj, w którym żyją, znajdzie się w stanie wojny. Jak doszło do inwazji? Dlaczego Putin zaatakował Polskę? Gdzie są nasi sojusznicy? Tych odpowiedzi udziela Wojtek Miłoszewski w swojej debiutanckiej powieści.

Wojtek Miłoszewski "Inwazją" wychodzi z cienia swojego przystojnego, inteligentnego i nagrodzonego wieloma nagrodami brata. Wykorzystując przywoływane przez wydawcę doświadczenie jako scenarzysta pewnego paradokumentu pod tytułem "Policjantki i policjanci" łączy elementy militarne, sensacyjne, kryminalne, miłosne i te najważniejsze - futurologiczne.

Wojtek Miłoszewski nie unika używania czarnego humoru, którego w nadmiarze dostarcza polska polityka. Jest pewien prezydent, którego poczynaniami kieruje pewien człowiek smarujący nogi przed snem. Jest minister obrony, do którego bardziej pasuje nazwa minister wojny.

Na całe szczęście dostaje się nie tylko politykom partii rządzącej. Donald Trump jest prezydentem, który jest prezydentem przez przypadek. Angela Merkel i inni europejscy przywódcy również nie grzeszą inteligencją ani pomysłem na współczesną Europę i świat. Do tego dochodzą przedstawiciele świata arabskiego - chyba groźniejsi niż nasz wschodni sąsiad.

W tej całej opowieści, która mknie szybciej niż nasze narodowe Pendolino pojawia się pytanie - czy ktoś tą książkę przetłumaczył dla Putina, Merkelowej i reszty towarzystwa? Czy po takiej wizji Wojtek Miłoszewski może czuć się bezpiecznie w Paryżu? I czy prezes rzeczywiście naciera nogi i czy może warto zacząć naśladować? I dlaczego Wojtek każe nazywać się Wojtkiem a nie Wojciechem?

"Inwazja" jest świetna jedynie w książce. Gdyby to, co pisze Wojtek Miłoszewski zdarzyło się naprawdę 90 procent Polaków zmarłaby ze strachu. Pozostałe 10 procent znajduje się bowiem na emigracji na Islandii.

Mocna rzecz!