wtorek, 12 września 2017

"TO" czyli Stephen King na wielkim ekranie

Ekranizacje Stephena Kinga od lat elektryzują zarówno fanów pisarza jak i wszystkich, którzy chcą obejrzeć historie z prawdziwym dreszczykiem. "To" wkroczyło na ekrany kin robiąc wiele pozytywnego szumu.


Stephen King nad tą powieścią wydaną w 1986 roku pracował przez 4 lata. Podobnie do niej w najnowszym filmie dzieciaki z małego miasteczka Derry muszą stawić czoła złu ukrywającemu się pod postacią "śmiesznego" klauna zwanego Pennywise.

Okazuje się bowiem, że To porywa dzieci równo co 27 lat i sieje postrach wśród najmłodszych mieszkańców. Dorośli - jakby zamknięci w swoim świecie bez marzeń i ideałów - zdają się nie dostrzegać tego zagrożenia i nie widzieć rezultatów działania złego.

Film Andresa Muschietti'ego zawiera wszystkie elementy dobrego horroru. Rewelacyjnie grany Pennywise (Bill Skarsgard) pasuje jak ulał do opisanego przez Kinga bohatera. To zło w czystej postaci, które nie zabija tylko samemu - potrafi wpłynąć na innych, by jak w "Sklepiku z marzeniami" dochodziło w Derry do samozagłady i niewyjaśnionej rzezi - mam tu na myśli morderstwo policjanta.

Grupa frajerów musi stawić czoła przeciwnikowi wyciągającemu na światło dzienne największe strachy. Nieważne, czy jest to tajemnicza pani z obrazu, człowiek bez głowy czy trędowaty - młodzi bohaterowie mierzą się z problemami, w których powinni mieć wsparcie dorosłych. A tu okazuje się, że go nie tylko nie ma ale jeszcze piekło i strachy czekają na dzieci w domach. Agresja, złość, smutki czy fobie mają ich ograniczać i zamykać na świat i ludzi. Na całe szczęście jest nadzieja w młodym pokoleniu.

Trudno nie podziwiać gry aktorskiej młodzieży - przede wszystkim Finna Wolfharda
znanego z serialu "Stranger things" oraz pozostałych bohaterów. Świetnie pokazują to, o czym pisałem wcześniej - bunt wobec skostniałego świata dorosłych i realizację wspólnych celów tworząc bliską sobie grupę przyjaciół.

Oprócz tych uniwersalnych wartości, które podziwiam w tej ekranizacji uważam ją za kawał dobrej zabawy. Początkowa scena z Georgiem i jego zniknięciem jest tylko preludium przed dalszą - krwawą akcją i mroczną zagadką, którą rozwiązujemy razem z bohaterami.

Stephen King wpadł na pomysł opowieści idąc przez drewniany most (jest w filmie) słysząc odgłosy swoich kroków i łącząc to wszystko z bajką o trzech świnkach. Widać wyraźnie, że jego wyobraźnia nie zna granic podobnie jak łamanie pewnych konwencji i praw.

Pięknie pokazane jest w filmie Derry - miasto, w którym trup sieje się gęsto. W 1741 mieszkańcy miasteczka znikli w niewyjaśnionych okolicznościach. W 1851 roku mąż wytruł całą swoją rodzinę. Zaś na początku XX wieku wielki wybuch w fabryce zabił kilkadziesiąt osób - głównie dzieci. To tylko niektóre z dat, o których opowie jeden z bohaterów filmu, a ważnych dla rozumienia innych utworów Kinga i jego uniwersum.

W 1999 roku Stephen King opublikował listę 10 najlepszych - jego zdaniem - ekranizacji. Podobają mu się bowiem te, które są zarazem zajmujące i wzruszające, z dobrze poprowadzoną akcją i dużym ładunkiem emocjonalnym. Na którym miejscu znalazłby się film Andresa Muschietti'ego . Jak obstawiam podium -  a Wy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz