środa, 20 września 2017

Cuda różańcowe. Aleksandra Polewska

Promocja na www.rafael.pl

"Cuda różańcowe" to książka, która prezentuje miejsca i wydarzenia mające głębokie powiązanie z tym, co chrześcijanie określają siłą różańca. Aleksandra Polewska w intrygujący sposób prezentuje każdemu rzeczy związane z tą modlitwą, które trudno wytłumaczyć siłami nauki, techniki i ludzkiego mózgu.

Bitwa Warszawska a różaniec


Weźmy na ten przykład znaną wszystkim Bitwę Warszawską. Według wielu ekspertów zatrzymanie bolszewickiego marszu przez Polaków zablokowało najechanie reszty Europy przez krwawy komunizm. Pisze autorka, że właśnie przed bitwą modlili się dosłownie wszyscy i wszędzie. Krucjaty różańcowe były na porządku dziennym - byleby tylko zatrzymać wroga. Siły polskie - złożone z niedoświadczonej młodzieży skazane były na pożarcie. Aż tu w decydującym momencie dzieje się coś, czego do dzisiaj nie można wytłumaczyć. Nad skromnymi oddziałami broniącymi Warszawy żołnierze z Rosji widzą "Niebieską Panią", która sprawia, że wielu porzuca broń i, ryzykując życie, dezerteruje bądź kryje się w "psich budach". Siła różańca?

Austria wyzwolona


"Gdyby nie modlitwa, gdyby nie mnóstwo składanych w Austrii do modlitwy rąk, nie osiągnęlibyśmy tego. To Matka Boża pomogła nam w uzyskaniu traktatu pokojowego" - powiedział kanclerz tego kraju Julius Raab o podpisanym w 1955 r. dokumencie gwarantującym państwu austriackiemu niezawisłość oraz wycofanie z jego terytorium obcych - w tym sowieckich - wojsk. Dzięki zainicjowanej po II wojnie światowej przez franciszkanina o. Petrusa Pavlicka Pokutnej Krucjacie Różańcowej Austria uzyskała niepodległość. Rzeczony franciszkanin zaś nawrócił się właśnie dzięki modlitwie różańcowej.

Fatima - kolebka różańca XX wieku


Idźmy dalej. W Fatimie Matka Boska nieustannie prosiła pastuszków, aby codziennie odmawiali różaniec, ofiarowując go w intencji pokoju na świecie. Słynny cud słońca oraz inne związane z nim zjawiska powodują, że ludzie uczestniczący w tym wydarzeniu nawracają się a ich podstawową modlitwą jest właśnie różaniec.

Medytacja chrześcijańska


Aleksandra Polewska w "Cudach różańcowych" oprócz tych przejmujących historii prezentuje nam źródła oraz ideę powstania modlitwy, która do dzisiaj jest najpopularniejszą (obok Koronki Do Miłosierdzia Bożego) modlitwą chrześcijan.

Uderza duża siła przekładania tych niepozornych koralików oraz spokój, jaki uzyskuje człowiek różaniec odmawiający. Ciekawą rzeczą jest to, że wielu ludzi idzie w kierunku medytacji wschodu nie widząc nowej i interesującej jakości w odmawianiu różańca. Aleksandra Polewska pokazuje ten potencjał, w który staram się wierzyć.

Niewątpliwym atutem tego wydawnictwa jest spora liczba unikalnych zdjęć oraz historii, które mało kto zna. Poruszająca opowieść warta przeczytania przed październikiem - miesiącem różańcowym.

Zobacz inne książki od Aleksandra Polewska

poniedziałek, 18 września 2017

II Maraton Północny 2017

II Maraton Północy www.wladyslawowo.pl

II Maraton Północy okazał się bardzo ciekawą propozycją dla wszystkich, którzy lubią trasy urozmaicone i zwodnicze.


O godzinie 7:30 z mety zlokalizowanej w Rozewiu wyruszyły autokary wiozące zawodników na linię startu. O 09:00 z samego początku Polski (Helu) ruszyła ponad 100 biegaczy chcących zmierzyć się z mało promowaną (a szkoda!) trasą biegową.

Wykorzystując ścieżkę rowerową Władysławowo - Hel organizatorzy uzyskali zdecydowanie ciekawą trasę, która łączy w sobie odcinki terenowe i te po kostce brukowej.

Dla tych, którzy mieli okazję startować w zeszłym roku zaskoczeniem nie był początkowy, wymagający odcinek od Helu do Juraty, na który wiele osób zużyło dużo energii. Ta przydatna była jednak w końcówce, kiedy to trzeba było wspiąć się w okolice Chłapowa i Rozewia.

Pogoda dopisała podobnie jak organizacja. Wbrew temu, co mówi przed startem organizator biegu, ilość wolontariuszy oraz punktów odżywczych była wystarczająca dla startujących. Zresztą większość stanowili mieszkańcy okolic (Władysławowo), którzy pomimo startu na "swoim" musieli włożyć dużo serca i wysiłku, by uzyskać czas w okolicach 4 godzin. Zaprzeczyli też ostatnim doniesieniom z "Gazety Wyborczej", która w ciekawym reportażu stara się udowodnić, że Władysławowo to miasto żyjące dwa miesiące. Maraton Północy to jedna z imprez, która podważa tezę tego artykułu.

Chciałbym, żeby za rok odbył się III Maraton Północy z większą ilością zawodników z zewnątrz. Półwysep Helski oglądany z perspektywy biegacza to jest to, czego nie dostanie się podczas innych maratonów.

niedziela, 17 września 2017

Celibat. Opowieści i miłości i pożądaniu | Marcin Wójcik | Recenzja

Celibat - tak czy nie? Jakie argumenty przemawiają za tym, by ksiądz katolicki nie miał żony? Co sprawia, że niektórzy są gorącymi orędownikami posiadania przez księdza kobiety? Próbuje ustalić Marcin Wójcik w książce "Celibat".

wtorek, 12 września 2017

"TO" czyli Stephen King na wielkim ekranie

Ekranizacje Stephena Kinga od lat elektryzują zarówno fanów pisarza jak i wszystkich, którzy chcą obejrzeć historie z prawdziwym dreszczykiem. "To" wkroczyło na ekrany kin robiąc wiele pozytywnego szumu.


Stephen King nad tą powieścią wydaną w 1986 roku pracował przez 4 lata. Podobnie do niej w najnowszym filmie dzieciaki z małego miasteczka Derry muszą stawić czoła złu ukrywającemu się pod postacią "śmiesznego" klauna zwanego Pennywise.

Okazuje się bowiem, że To porywa dzieci równo co 27 lat i sieje postrach wśród najmłodszych mieszkańców. Dorośli - jakby zamknięci w swoim świecie bez marzeń i ideałów - zdają się nie dostrzegać tego zagrożenia i nie widzieć rezultatów działania złego.

Film Andresa Muschietti'ego zawiera wszystkie elementy dobrego horroru. Rewelacyjnie grany Pennywise (Bill Skarsgard) pasuje jak ulał do opisanego przez Kinga bohatera. To zło w czystej postaci, które nie zabija tylko samemu - potrafi wpłynąć na innych, by jak w "Sklepiku z marzeniami" dochodziło w Derry do samozagłady i niewyjaśnionej rzezi - mam tu na myśli morderstwo policjanta.

Grupa frajerów musi stawić czoła przeciwnikowi wyciągającemu na światło dzienne największe strachy. Nieważne, czy jest to tajemnicza pani z obrazu, człowiek bez głowy czy trędowaty - młodzi bohaterowie mierzą się z problemami, w których powinni mieć wsparcie dorosłych. A tu okazuje się, że go nie tylko nie ma ale jeszcze piekło i strachy czekają na dzieci w domach. Agresja, złość, smutki czy fobie mają ich ograniczać i zamykać na świat i ludzi. Na całe szczęście jest nadzieja w młodym pokoleniu.

Trudno nie podziwiać gry aktorskiej młodzieży - przede wszystkim Finna Wolfharda
znanego z serialu "Stranger things" oraz pozostałych bohaterów. Świetnie pokazują to, o czym pisałem wcześniej - bunt wobec skostniałego świata dorosłych i realizację wspólnych celów tworząc bliską sobie grupę przyjaciół.

Oprócz tych uniwersalnych wartości, które podziwiam w tej ekranizacji uważam ją za kawał dobrej zabawy. Początkowa scena z Georgiem i jego zniknięciem jest tylko preludium przed dalszą - krwawą akcją i mroczną zagadką, którą rozwiązujemy razem z bohaterami.

Stephen King wpadł na pomysł opowieści idąc przez drewniany most (jest w filmie) słysząc odgłosy swoich kroków i łącząc to wszystko z bajką o trzech świnkach. Widać wyraźnie, że jego wyobraźnia nie zna granic podobnie jak łamanie pewnych konwencji i praw.

Pięknie pokazane jest w filmie Derry - miasto, w którym trup sieje się gęsto. W 1741 mieszkańcy miasteczka znikli w niewyjaśnionych okolicznościach. W 1851 roku mąż wytruł całą swoją rodzinę. Zaś na początku XX wieku wielki wybuch w fabryce zabił kilkadziesiąt osób - głównie dzieci. To tylko niektóre z dat, o których opowie jeden z bohaterów filmu, a ważnych dla rozumienia innych utworów Kinga i jego uniwersum.

W 1999 roku Stephen King opublikował listę 10 najlepszych - jego zdaniem - ekranizacji. Podobają mu się bowiem te, które są zarazem zajmujące i wzruszające, z dobrze poprowadzoną akcją i dużym ładunkiem emocjonalnym. Na którym miejscu znalazłby się film Andresa Muschietti'ego . Jak obstawiam podium -  a Wy?

poniedziałek, 11 września 2017

Droga wodza. Jak orzeł w kurniku | Tomasz Nowak OP | Recenzja

Tomasz Nowak OP to marzenie każdego chrześcijanina. Kaznodzieja z krwi i kości umiejący przelać swoje mądre rozważania na papier nie trafia się często. Trzeba więc sięgnąć po jego "Drogę wodza. Jak orzeł w kurniku" jak najszybciej.


Dlaczego stoisz w miejscu?


Autor stara się odpowiedzieć na pytanie, jakie zadaje sobie mnóstwo ludzi - dlaczego stoję w miejscu i czemu boję się zrobić krok naprzód? Pytanie aktualne i popularne a odpowiedź na nie zyskuje od razu rzesze fanów i naśladowców.

Chcę się rozwijać ale jak?


Odpowiedzi mogą być różne - postawienie siebie w centrum i walka z otaczającym nas światem. Słabe to i na dłuższą metę niewystarczające. Inni uwielbiają się katować obrazami z cyklu - inni mają lepiej. To też droga donikąd? Jak więc żyć panie premierze, jak żyć?

Życie mądre i skuteczne


Na pełnej petardzie? Tomasz Nowak OP wydaje się preferować życie mądre i skuteczne w działaniu. Postawa przestraszonego kurczaka nie jest mu obca - większość z ludzi musi przebić się przez mur uprzedzeń, nawyków i nietolerancji nabytych przez wychowanie, przebywanie w danym środowisku czy przyjętych jako broń przeciwko wszystkiemu, co obce i nieznane. Dobrych rzeczy należy szukać w sobie, bo do jasnej ciasnej anielki - one tam są. Trzeba wiedzieć, jak je znaleźć i Tomasz Nowak częściowo tego uczy.

Ksiądz też człowiek - może się wiele nauczyć


Autor nie jest psychologiem, jednak jego życiowe doświadczenie (ksiądz też takowe posiada) sprawiają, że kolejne tematy poruszane w "Drodze wodza" to ciekawe rekolekcje ku lepszemu. Oczywiście nic nie stanie się od razu, a pojedyncza lektura nie sprawi, że wokół nas będą latać same orły to nadal uważam, że książka Nowaka wielką pozycją jest.

Zapraszam do lektury i powracania do tematów, które autor poruszył - do przemyśleń i dyskusji w większym gronie. 

Do zobaczenia po wyjściu z kurnika. A Ty jeszcze w nim siedzisz?

niedziela, 10 września 2017

Millennium. Tom 5. Mężczyzna, który gonił swój cień

www.merlin.pl

Stieg Larsson chybaa nie przewidział, że jego pomysł na "Millenium" będzie skutkował kontynuacją nawet po jego śmierci. David Lagercrantz - facet, który powinien zostać misterem zdjęcia okładkowego 2017 popełnił kolejną opowieść o losach Lisabeth, Kalego i reszty ferajny ze Skandynawii. Jak wyszło?



Akcja "Mężczyzny, który gonił swój cień" rozpoczyna się w momencie, kiedy Lisbeth Salander odbywa karę w więzieniu dla kobiet Flodberga. Nie chce wchodzić w żadne konflikty jednak obserwując sytuację pewnego dnia staje w obronie prześladowanej dziewczyny z Bangladeszu i ściera się z przywódczynią więziennego gangu, która wydaje na nią wyrok śmierci.

Tymczasem Holger Palmgren - kurator naszej bohaterki informuje Lisbeth, że posiada dokumenty, które rzucają nowe światło na wydarzenia z jej dzieciństwa. Hakerka prosi o pomoc Mikaela Blomkvista - redaktora "Millenium". Śledztwo doprowadza ich do Leo Mannheimera, bogatego maklera giełdowego, który zamieszany jest w życie Lisabeth nawet bardziej niż ona sama może przypuszczać. Kolejno odkrywane tropy sprawiają, że trup zaczyna siać się gęsto a nasza wiedza na temat całej opowieści znów rozwija się w kierunku, którego się nie spodziewałem.

Lagercrantz po raz drugi (po "Co nas nie zabije") dokonuje niemożliwego - stara się wskrzesić autorską ideę opowieści, która nie może być kontynuowana przez prawdziwego autora. Zgłębiając język, zwyczaje i prawdopodobne pomysły Lagercrantz stara się naśladować Larssona w mowie i piśmie.

Trzeba przyznać, że wychodzi mu to bardzo dobrze w porównaniu z innymi autorami zajmującymi się wskrzeszaniem poczytnych bohaterów. Wspomnę tutaj chociażby książki Lunduma, których sam autor nie zostawił tyle, ile po śmierci wydają kolejni wydawcy.

"Mężczyzna, który gonił swój cień" trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Dzięki ciekawemu pomysłowi Lisabeth zyskuje nowe - nieznane oblicze i ... najbliższą rodzinę. Nie można tego powiedzieć o Mikaelu Bomkviście, który jest przewidywalny i nudny - jak w poprzednim tomie.

Ciekawie czyta się o losach pozostałych bohaterów, którzy zostali opisani bardziej przez Lagercrantza niż Larssona. Mam tu na myśli Holgera Palmgrena czy Bulbańskiego, który znów miesza szyki mrocznym siłom w wielkim spisku odkrytym przez naszą dziewczynę z tatuażem.

Wyznawcom teorii spiskowych pomysły autora spodobają się z pewnością. Podobnie jak wątek dotyczący muzułmanów, islamu i obecnej sytuacji w Europie.

Udanej lektury, choć mam nadzieję, że kolejnej książki z serii Millenium  David Lagercrantz nie napisze. Ma wszystko, by stworzyć coś autorskiego od A do Z, czego mu życzę z całego serca.



Inteligentna plastelina | Hit 2017

www.albecki.biz

Jeżeli twoje dzieci chcąc inteligentną plastelinę to wiedz, że mają całkowitą rację. Wprowadzona w 2016 roku na rynek przez firmę Astra zdobywa z początkiem roku więcej fanów niż wszystkie spinnery świata.

sobota, 9 września 2017

Sztuka bycia sobą czyli rzecz o potencjale człowieka

www.gwp.pl

"Sztuka bycia sobą" to rzeczywiście sztuka. Wielu z nas przecież stara się bądź zmuszona jest do udawania kogoś zupełnie innego. Książka Buscagliiego pokazuje, że można żyć inaczej. Można!


Nie trzeba na siłę tworzyć wirtualnej rzeczywistości, w której królują tylko dobre zdjęcia z świetną pogodą, morzem uśmiechów i sześciopakiem na brzuchu. Nie warto okłamywać się głosząc fałszywe tezy o toksycznych ludziach, wrednych sąsiadach czy złych doradcach. Unikać należy katowania siebie w jakikolwiek sposób, bo ciągłe narzekanie prowadzi do niczego. A przecież tego nie chce nikt. Jak żyć?

Autor "Sztuki bycia sobą" pokazuje wyraźnie, że to Ty jesteś w centrum. Złożony z emocji, uczuć, przekonań i wierzeń chodzisz przez świat samemu decydując o sobie. Wszelakie zastanawianie się nad opinią innych czy kreowanie swojego ja na potrzeby większej ilości lajków jest mało produktywne a w perspektywie wieczności - zupełnie bezsensowne. Przecież i tak wszyscy umrzemy!

Leo Buscaglia w swojej książce opisuje wartości, które powinny być dla nas naprawdę ważne. Relacje czy duchowość pozwalają przetrwać człowiekowi nawet najtrudniejsze chwile. Autor prezentuje swoją koncepcję na bycie człowiekiem i życie w zgodzie z tym wszystkim, co nas otacza. Podziwiam jego wiarę w swój system i to, że wprowadza go w życie i głosi podczas swoich wykładów.

Autor umiejętnie podchodzi do sprawy umierania i jesieni życia znajdując w podeszłym wieku również sprawy i wartości, których nie mamy mając 20 czy 30 lat. W ogóle otwartość w pisaniu o umieraniu jest sprawą, dla której "Sztuka bycia sobą" powinna być lekturą obowiązkową. To zderzenie się z rzeczywistością, w której umrą piękni i bogaci wraz z brzydkimi i biednymi dla wielu jest sprawą, z którą nie chcą mieć do czynienia. A przecież lepiej zrozumieć i pogodzić się od razu.

Dzięki tej książce udamy się w fascynującą podróż w głąb ludzkiego umysłu, próbując odkryć tajemnicę życia. Oczywiście nikt nie twierdzi, że droga do życia zgodnie z tym, w co wierzymy jest łatwa. Warto jednak spróbować, bo życie w kłamstwie i bezsilności jest o wiele trudniejsze. Pozdrawiam - praktyk.

Pralinka nie daje za wygraną

www.znak.pl

Fanny Joly to autorka fascynująca. 300 książek wydanych w 20 krajach robi wrażenie i potwierdza zdanie moje i moich dzieci, iż "Pralinka nie daje za wygraną" dobrą książką jest. Dlaczego?


Alinka Mętlik zwana Pralinką - dziecinką to główna bohaterka tej niesamowitej opowieści. Pomimo trudów życia we współczesnym świecie - bez magii i czarów - Pralinka daje radę, wychodzi cało z opresji wywołując u czytających spazmy śmiechu.

Weźmy na przykład śledztwo w sprawie popiersia Szymona Szynki. Zasłużony patron szkoły, którego popiersie zostało zdewastowane. Alinka wraz ze swoją przyjaciółką Celinką prowadzą skuteczne śledztwo zakończone znalezieniem sprawcy. Oprócz specjalnych przebrań do akcji użyły - scyzoryka, notesu, pęsety i mapy Wesołkowa, które pod wieloma względami i szczegółami przypomina nasze miasteczka i wioski.

Alinka świetnie sprawdza się w roli pycholożki - przepraszam psycholożki i chłodnego obserwatora swoich pierwszych miłości. Jak każde współczesne dziecko ciągnie do rozwiązań w postaci nowych technologii i telefonów komórkowych. Umie również wspaniale zachowywać się podczas uroczystego obiadu z burmistrzem. W tym wszystkim zachowuje jednak pewien dystans i dokonuje wyborów, które sprawiają, że jej dzieciństwo bogate jest w ważne wydarzenia.

Kiedy razem z moimi dziećmi zaczęliśmy czytać "Pralinkę" od razu do głowy przyszedł nam kultowy Mikołajek Gościnnego i wszystko, co z nim związane. Nauczyciele (pan Rosół), rodzice tata, mama i Bunia), przyjaciele (Alcest, Gotfryd) oraz sąsiedzi tworzą unikalny klimat w tamtych opowieściach. W przypadku Alinkowego Wesołkowa bohaterowie są bardzo podobni. Zresztą ta mieścina jak i bohaterowie są dla nas takie francuskie. Takie klimaty uwielbiamy!

Fanny Joly w ciekawym i wciągającym stylu przekazuje treści pomagające nam - rodzicom dzieci wychowywać. Zasady dotyczące zachowania się przy stole, w szkole czy innych miejscach prezentowane dzieciom w formie "Pralinki" na pewno na dłużej pozostaną w pamięci niż przekazywane tonem rodzicielskim i sytuacjach ekstremalnych.

Autorka swoją niezrównaną wyobraźnią pozwala dzieciom na przeżycie całkiem realnej przygody z Alinką, jej braćmi, rodzicami i całą ferajną.

Wydaje mi się, że Pralinka - Alinka jest, oprócz nawiązań do "Mikołajka", połączeniem Ani z Zielonego Wzgórza i Piotrusia Pana. Licząc na kontynuację tej szalonej opowieści sięgamy po pierwszy tom jej przygód. Zdecydowanie warto!

Fanny Joly
Pralinka nie daje za wygraną
Tłumaczenie: Magdalena Talar
Oprawa twarda
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Znak emotikon
Rok wydania: 2017

piątek, 8 września 2017

Verde Mate - nowy smak Yerba mate?

Verde mate to nowy (?) wynalazek rodem z Brazylii. Czym różni się od klasycznego Yerba Mate? Jak smakuje i czy warto dla odmiany spróbować właśnie tego?


Pierwszą verde mate jaką zdecydowałem się zakupić była Verde Mate Energia Guarana. Składająca się z ostrokrzewu paragwajskiego, jagód goi, guarany i aromatu wydaje się propozycją dla tych, którym zwykła yerba nie daje takiego kopa.

Verde Mate Energia Guarana smak zawdzięcza przede wszystkim jagodom goi. Nie wiem, czy można je gotować - w każdym bądź razie podgrzany napar z ich udziałem smakuje dość słodko jak na klasyczną yerbę. Również guarana, która króluje na rynku produktów od razu odchudzających powoduje, że energii dzięki temu naparowi go nie zabraknie.

Co może dziwić fanów yerby to fakt dokładnie zmielonego ostrokrzewu paragwajskiego. Nie natkniemy się w półkilowym opakowaniu na jakiekolwiek pędy, większe liście czy gałązki. Dokładnie zmielona yerba jest ciekawym rozwiązaniem dla osób, które szukają czegoś nowego i niestandardowego.

Wydaje się, że Verde Mate zachowuje wszystkie właściwości klasycznej Yerby. Pakowana w spore torby na zamknięcie strunowe (ciekawe rozwiązanie) może podbić serca tych, którzy chcą poznać nowe smaki herbatki od Wojciecha Cejrowskiego.

Nowe praktyki kulturowe Polaków


www.pwn.pl

Wyobrażacie sobie naukowców, którzy wybierają się na Opener'a czy Woodstock by badać portret współczesnego Polaka? Wieczorem zapuszczają się w odmęty internetu, by uchwycić kim tak naprawdę jest e-Kowalski? Pomimo niesprzyjających warunków atmosferycznych i technicznych  oni dokonują rzeczy niemożliwej i nieszablonowej. Oni czyli Tomasz Szlendak i Krzysztof Olechnicki w książce "Nowe praktyki kulturowe Polaków".


Autorzy prezentują nam życie kulturowe Polaków po 1989 roku. Wydaje mi się, że nie było to problemem, który wywołałby potrzebną tu dyskusję. Ważniejsze były wpływy reformy Balcerowicza, nocna zmiana czy inne - mniej lub bardziej polityczne wydarzenia. Po lekturze "Nowych praktyk kulturowych Polaków" stwierdzam, że to jednak stosunek do kultury i samo z jej korzystanie wpływa na wszystkie inne dziedziny naszego życia.

Czym w ogóle jest kultura dla statystycznego Kowalskiego według badań przeprowadzonych przez Szlendaka i Olechnickiego? Uważam, że nie ma ona nic wspólnego z książkami, muzyką czy sztuką. Jest to bardziej produkt masowy - kolorowy, słodko-słony i podany w przystępnej formie, która nie wywołuje refleksji, dyskusji i wniosków po. To coś, na co zwraca uwagę wielu uczestników Przystanku Woodstock - chwilowy chaos pozwalający zapomnieć o poukładanej i wymagającej rzeczywistości. Polak uczestniczy w tej "kulturze" nie zostając z większymi wspomnieniami czy wnioskami. "Było grubo, ostro i w ogóle". Czy w ogóle to ma sens?

Zgadzam się w pełni z autorami, którzy piszą (pewnie ze smutkiem), iż Polacy nie odwiedzają muzeów ale "walą drzwiami i oknami" na Noc Muzeów. Bo jest fajnie, bo słuchać medialny szum, bo trzeba być w miejscu, gdzie trzeba się pokazać. Nieważne, co się ogląda. Ważne, że na facebooku można oznaczyć swoją obecność w kolejnym evencie.

Badacze podeszli do tematu bardzo skrupulatnie i obiektywnie - ja tak nie mogę. Uczestnicy wielkich wydarzeń kulturalnych transmitowanych przez telewizje w przerwach emisji dzwonią do krewnych informując o swoim położeniu na kolejnym kabaretonie czy festiwalu piwa.

Podziwiam autorów, którzy unikają oceny zachowań kulturalnych Polaków i nie oczekują tego od czytelnika. Jeszcze raz to napiszę - ja tak nie potrafię. Diabelskie różki, kolorowe koszulki czy kowbojskie kapelusze należą do obowiązkowego wyposażenia Kowalskich w kolejnych ogólnopolskich zlotach. Podobnie jak duże ilości piwa i kiełbasy, która stała się chyba narodowym daniem Polaków. 

Badacze wchodzą w interakcję z badanymi. Na początku dziwi, że wielu z pytanych nie wie, dlaczego przyjechała na dane wydarzenie. Czasem brak jest wiedzy na temat znanych wykonawców, którzy występują czy dodatkowych atrakcjach, jakie zapewniają organizatorzy. Większość z badanych twierdzi, że po prostu trzeba tu (Woodstock, Opener, Literacki Sopot i inne) być bo są znajomi i dobrze takie uczestnictwo wypada w mediach społecznościowych - na Facebooku, Instagramie czy Stapie.

Autorzy zwracają różnicę międzypokoleniową, która mnie również - jako uczestnika wydarzeń kulturalnych - fascynuje. Podczas gdy ja słucham koncertu starając się czerpać niematerialne korzyści z tego, co aktualnie chce przekazać artysta inni sztywno stoją nagrywają kolejne utwory czy cały koncert. Czy jest to rzecz do oceniania? Czy znak czasów? Dowiecie się z "Nowych praktyk kulturowych Polaków".

Ważną częścią książki są obserwacje badaczy dotyczące internetu i miejsc, z których oni już dawno wrócili a ja pewnie tam nie dosurfuję. Fanem ważenia własnego piwa nie zostanę, a męska elegancja za bardzo wyciąga środki finansowe - niemniej jednak z głęboką fascynacją czytam kolejne rozdziały poświęcone życiu sieciowych tworów skupiających fanów tych spraw.

Oczywiście są i jasne strony medalu zwanego życiem kulturowym Polaków. Ważnieszym wydaje mi się pytanie, czy "Nowe praktyki kulturowe Polaków" to książka sztywno naukowa czy reporterska? Umiejętne łączenie stylu i relacje badaczy sprawiają, że po lekturze człowiek budzi się z wątpliwościami dotyczącymi tego polskiego rozwoju. Zwłaszcza w dziedzinie kultury. Oby coś się zmieniło dzięki mądrym ludziom pokroju autorów. Strach pomyśleć, co stanie się, gdy zacznie mieszać się w to polityka, bo istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że mogą ją przeczytać i jeszcze się im spodoba.