sobota, 1 lipca 2017

Cytadela. Gra o średniowiecznym mieście, szlachcie i intrygach

Dobra gra na kilkudniowy wyjazd ze znajomymi? Przede wszystkim musi zajmować mało miejsca i dawać wiele satysfakcji z rozgrywanych partii. Nie chodzi mi o grę w butelkę :) ale o "Cytadelę" Bruno Faiduttiego.


W tej grze wcielamy się w rolę przywódców miast. Może trafić nam się jedna z ośmiu postaci, które mają dodatkowe umiejętności pozwalające zdobywać więcej czy budować szybciej. Zabójca może mordować. ogłaszamy, którą postać chcemy pozbawić życia. Gracz posiadający kartę tej postaci nie mówi nic i nie zgłasza się do momentu, kiedy zostanie wywołany. Zamordowana postać traci swój ruch. Złodziej może ukraść nam ciężko zarobione złoto. Jeśli nim jesteśmy zaraz po wywołaniu przez prowadzącego grę mówimy, kogo skubiemy. Magik namiesza w poszczególnych dzielnicach. Generał, kupiec, biskup, architekt i król również nie należą do słabeuszy.

Każdy chce mieć siedzibę lepszą, bogatszą i okazalszą. Dlatego też kupujemy karty dzielnic różnego typu. Możemy więc inwestować w dobra szlacheckie. Kto jest miłośnikiem sacrum będzie inwestował w dobra kościelne. Mamy do wyboru również dzielnice handlowe, wojskowe i specjalne. Każda z dzielnic - podobnie jak każda z postaci daje nowe możliwości potrzebne do zwycięstwa. Przykładowo - obserwatorium pozwala graczowi na dobranie trzech kart i zatrzymanie jednej z nich. Biblioteka zaś umożliwia dobranie i zatrzymanie dwóch kart.

Oprócz wymienionych przeze mnie postaci podstawowych mamy również możliwość skorzystania z bohaterów dodatkowych - wiedźmy, czarodzieja, poborcy podatkowego, cesarza, opata, alchemika, nawigatora, dyplomaty czy też artysty.

Gra kończy się, gdy ktoś zbuduje swoją ósmą dzielnicę.

Cytadela charakteryzuje się prostymi zasadami, szybką rozgrywką i niepowtarzalnymi emocjami. Pięknie wykonane karty to przykład doskonałej roboty. Karcianka, która nigdy się nie nudzi.


Zawartość pudełka:

80 kart dzielnic (66+14)
18 kart postaci
8 kart pomocy
30 żetonów złota
1 pionek korony
instrukcja

Robinson Crusoe - wielka planszowa przygoda

Początkowo "Robinson Crusoe" wydawał mi się grą planszową, w której brak jest sensu, pomysłu i możliwości zwycięstwa. Rozegranie dwóch scenariuszy pozwala jednak podpisać się pod wieloma recenzjami, które wysoko oceniają grę Ignacego Trzewiczka.


Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie to zdecydowanie wielka gra Portalu. Zostajemy porzuceni za bezludnej wyspie. Wcielamy się w jedną z czterech postaci. Uwielbiam charyzmatycznego kucharza, który umie ugotować zupę z gwoździa i leczyć rany. Dobry jest również cieśla, bez którego trudno cokolwiek na wyspie zbudować. Szałas, palisada? Bez niego nie byłoby zabawy. Ważny jest również żołnierz, który w tropieniu i polowaniu nie ma sobie równych. Co byście jednak zrobili bez odkrywcy? Przecież bezludna wyspa to tereny nieznane a ktoś musi mieć zdolności do odnalezienia rzeki czy bezpiecznej jaskini.


Podczas kolejnych scenariuszy musicie budować szalas, palisadę, bronie, będziecie tworzyć przedmioty, będziecie starać się robić co w waszej mocy, by… by przetrwać. Będziecie szukać pożywienia, walczyć z bestiami, chronić się przed złą pogodą. Ta ostatnia jest jednym z większych problemów w grze, bo niszczy skrupulatnie gromadzone drewno i psujące się jedzenie. Bestie, na które polować możemy dają nam zapasy skór ale mogą wyrządzić wielkie szkody na duchu i ciele. A gdy dojdziemy do kresu sił czeka nas śmierć.

Ignacy Trzewiczek - projektant gdy pomyślał jednak o tym, by pomóc graczom w dość skomplikowanych rozgrywkach. Dlatego do pomocy mamy Piętaszka oraz psa - wiernych towarzyszy naszych wypraw. Już podczas pierwszej rozgrywki bez ich pomocy nie dalibyśmy rady zbudować ogniska, dzięki któremu zostaliśmy uratowani. A to dopiero pierwszy scenariusz.

Piszę musieliśmy, bo Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie to gra kooperacyjna. O co chodzi. Albo razem odnosimy zwycięstwo, albo razem przegrywamy. Warto więc bardzo skrupulatnie spoglądać, czy komuś nie kończy się życie albo jego/jej obrażenia są na tyle duże, że trzeba zacząć intensywne leczenie.

Gra trwa określoną liczbę rund. Ile ich jest - informuje nas karta scenariusza. Każda runda jest podzielona na fazy, które rozpatrywane są w odpowiedniej kolejności. Najpierw więc mamy fazę wydarzenia, fazy morale, fazę produkcji, akcji, pogody i nocy.

Co proponuje nam autor gry w każdym scenariuszu? Zacznijcie od "najprostszego" - budowy i podpalenia stosu drewna, by wezwać pomoc, a następnie przejdźcie do kolejnych przygód. Zostańcie egzorcystami na przeklętej wyspie i stawiajcie krzyże na kolejnych terenach. Zostańcie łowcami skarbów na wyspie wulkanów. Wcielcie się w rolę ratowników i uratujcie piękną damę, która utknęła na samotnej skale daleko od brzegu a potem zbudujcie łódkę i odpłyńcie na bezpieczne wody. Bezpieczne wody? To był tylko taki żart - w Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie nie ma nic bezpiecznego.

Osobiście najbardziej fascynuje mnie scenariusz z egzorcystami. Dodać należy, że gra jest bajecznie wykonana - od prostych żetonów obozu po magiczne karty tajemnic i postaci.

Zwyciężyć nie jest łatwo, a gra zajmuje sporo czasu. Jednak w żadnym wypadku nie jest to czas stracony. Gra, która na zawsze będzie w dziesiątce najlepszych gier planszowych.


Zawartość pudełka:

90 kat Przygód
70 kart Wydarzeń
52 karty Tajemnic
12 specjalnych kości
7 różnych scenariuszy
zestaw drewnianych i plastikowych kości
talia Bestii
karty Przedmiotów

Zobacz także dodatek do gry

sobota, 24 czerwca 2017

Instytut Pamięci Narodowej i edukacja?

Instytut Pamięci Narodowej nie ma dobrej passy. Wielu ludzi uważa, że jest to organizacja przestępcza, która działa na zamówienie władzy głosząc nieprawdę i zakłamując prawdziwą historię.


Lech Wałęsa o IPN mówił: - W życiu nie wygrają ze mną, bo po mojej stronie jest prawda. Oni nawet nie wiedzą jak powstały te dokumenty. Oni nawet nie patrzą na pierwsze strony gdzie liczba porządkowa nie zgadza się z latami - powiedział były prezydent. (http://www.tvn24.pl)

Okazuje się jednak, że działalność, która wzbudza tyle kontrowersji to tylko kropla w morzu działaności. Przykładem niech będzie gra "Znajznak sport".

W grze tej gracze, bawiąc się, poznają historię polskiego sportu w latach 1918 -1945. Czym był Harcerski Klub Sportowy Łódź? Kim był Eugeniusz Lokajski czy Franciszek Brożek? Wychowankiem jakiego klubu był Ernest Willmowski? Człowiek poznaje takie osoby jak Helena Marusarzówna, która była wielokrotną mistrzynią Polski w narciarstwie. Gra przypomina takie osoby jak Adam Papee - jednego z pionierów szermierki w Polsce czy też Leszka Lubicza-Nycza - brązowego mistrza olimpijskiego w Los Angeles.

Doktor hab. Artur Pasko, specjalizujący się w dziejach sportu, wybrał 133 symbole, które przedstawiają tę niezwykłą historię. Dzięki grze można poznać najlepszych sportowców, znaki najważniejszych klubów sportowych, największe rekordy, historię walki w konspiracji i wiele innych ciekawostek historycznych. Składające się na grę 63 karty są prawdziwą skarbnicą wiedzy i sportowych tematów. Fani sportu na pewno nie będą zawiedzeni! Gracze, którzy mieli do czynienia z Dobble będą zachwyceni polskim wydaniem.

Co więcej, dla dociekliwych IPN przygotował także ilustrowane opracowanie historyczne, które będzie można pobrać ze strony www.pamiec.pl/sport.

Specjalnie na potrzeby „Znaj Znak – Sport” projektant gry, Karol Madaj wprowadził do gry nowe zasady umożliwiające rozgrywkę w gronie od 2 do 8 osób, zapewniając, że mimo nowych zasad gra nie traci nic ze swojego edukacyjnego charakteru, a wiedza nadal sama przychodzi do głowy w trakcie rozgrywki.

Widać wyraźnie, że IPN w takim charakterze to złota instytucja, która staje na wysokości zadania. A polityka? Niech zostawią ją politykom.

Liczba graczy: 2-8
Wiek: 10+
Czas gry: 10 min
W pudełku: 63 karty

piątek, 23 czerwca 2017

Bóg jest dobry

Jak jest Bóg? Dobry? Zły? Mieszanina różnych uczuć? Idealny? Na wszystkie wątpliwości stara się odpowiedzieć Grzegorz Kramer - jezuita, który wspina się na wyżyny tłumaczenia Ewangelii.


Punktem wyjścia jest właśnie Słowo Boże. Kolejne czytania interpretowane przez Kramera stoją u podstaw pewnej postawy, którą może przyjąć człowiek wierzący. Autor bowiem prezentuje uniwersalną receptę na bycie z życia zadowolonym. Ludzie mają wielu bogów. Ale tylko Jeden jest dobry. Ten prawdziwy.

Opieranie się na Jezusie Chrystusie to klucz do większości rozważań jezuity. W czasach, kiedy mowy motywacyjne są złotem a podręczniki dające wieczne szczęście kosztują wiele Grzegorz Kramer przypomina prawdę, którą ludzie wierzący znali od dawna. Nic i nikt nie daje szczęścia, motywacji i wytrwania ile prawdziwa wiara w Dobrego Boga. Tego Prawdziwego.

Wielu zarzuci księdzu, że nie zna życia. Nie ma żony, dzieci i problemów dnia codziennego. Wytatuował sobie hasło na ręce i siedzi teraz w Pucku mając dobrą posadę i sławę, która zaprowadzi go zapewne tam, gdzie znalazł się ksiądz Sowa w szpicowatych butach i kawałkach ośmiorniczek na koszuli. A czytając rozważania Grzegorza Kramera daję sobie rękę obciąć (też wytatuowaną), że mając styczność z różnymi ludźmi - ich i własnymi doświadczeniami - ma prawo mówić głośno i wyraźnie o wielu problemach świeckiej rzeczywistości.

Bo czy nie prawdą jest to, że młodzi ludzie, którzy rezygnują z walki o siebie i zostają przy rodzicach "bo w Polsce nie ma pracy i możliwości" mają za mało wiary we własne siły? Czy nie prawdą jest to, że katolicy coraz częściej odchodzą od najpiękniejszych modlitw podstawowych (np. różaniec) na rzecz formuł i szablonów, które mają magiczną moc? To niektóre z problemów sygnalizowanych przez jezuitę Grzegorza Kramera. A wszystkie rozwiązania - prędzej czy później znajdą się w Tym Prawdziwym Bogu.

Wyjdź z łodzi, wypłyń na głębię i żyj! A właściwie postępuj według ulubionej sentencji jezuity autorstwa Steve'a Jobs'a: Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze – miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją.

Nie umiesz? Zacznij od tego, że "Bóg jest dobry" a później zobaczysz.

Poczytaj bloga księdza Kramera.

Ksiądz na facebooku.

środa, 21 czerwca 2017

Czarne narcyzy - Katarzyna Puzyńska

Katarzyna Puzyńska - rocznik 85 po raz ósmy już zachwyca, nęci i wygrywa z czytelnikiem w śledztwie, które prowadzą jej bohaterowie w "Czarnych narcyzach".

Daniel Podgórski na bruku


Jesteśmy w momencie, w którym Daniel Podgórski został wyrzucony z policji przez tajemniczą sprawę śmierci trójki bezdomnych. Śledztwo było prowadzone wybitnie źle i choć wiele szczegółów nie kleiło się kupy to koniec końców stwierdzono, że była to bójka żuli.

Podgórski pracując jako stróż zapija swoje smutki. Do czasu, kiedy spotyka tajemniczą kobietę mówiącą, że wie, kto zabił bezdomnych i dlaczego Podgórski stracił pracę. Kobieta jednak wkrótce znika bez śladu, a Podgórski wraz z byłą komisarz Kopp odnajduje kolejne ciało. Jakby tego było mało Lipowem wstrząsa kolejna tajemnicza śmierć - tym razem młodego złodziejaszka. Czy to zwykły wypadek samochodowy? A może morderstwo?

"Czarne narcyzy" to ósmy tom sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa i Brodnicy. Kiedyś dobrym kawałem był ten, w którym Sandomierz okazywał się miejscem, gdzie trup siał się gęsto. Teraz palmę pierwszeństwa przejęła wieś, którą Puzyńska skrupulatnie tworzy od pierwszej powieści. Razem z autorką przeżyliśmy już wiele przygód zaskakujących jednak "Czarne narcyzy" sprawiają, że czytelnik nadal wierzy w siłę literatury i zdrowej autorskiej głowy.

Książka trzymająca w napięciu do końca


Mieszanka zabobonów, czarnej magii i wiary w cokolwiek sprawia, że niektórzy bohaterowie znani z poprzednich części pogubili się w świecie wymagającym trochę poważniejszego spojrzenia na sprawy. Puzyńska bardzo ciekawie wprowadza wątki poboczne, które sprawiają, że do końca nie wiemy, kto jest mordercą. W "Czarnych narcyzach" przez moment wydaje się, że pomysł na dobrą powieść skończył się w połowie książki. A tu nie!

Porównania do poczytniejszych autorów i autorek kryminałów są jak najbardziej aktualne. A dlaczego 'Czarne narcyzy"? Zalecam uważną lekturę do samego końca!


Katarzyna Puzyńska (ur. 1985) – z wykształcenia psycholog. Przez kilka lat pracowała jako nauczyciel akademicki na wydziale psychologii. Teraz całkowicie skupiła się na realizowaniu swojej największej pasji, czyli pisaniu. W wolnych chwilach biega, spaceruje ze swoimi psami i jeździ konno. Uwielbia Skandynawię i Hiszpanię. Pochodzi z Warszawy, ale w dzieciństwie wiele czasu spędzała w niewielkiej wsi pod Brodnicą, gdzie toczy się akcja jej powieści.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Story cubes zwierzęta

Kontynuując moją przygodę ze Story Cubes trafiłem na kolejne rozszerzenie - tym razem pozwalające na rozwijanie opowieści ze zwierzętami w tle.


W zestawie otrzymujemy trzy kości z obrazami: sowy, meduzy, krowy, łabędzia, kameleona i innych. Dodatkowo mamy możliwość zobaczenia, że do świata zwierząt zalicza się także klatka dla chomika i żołądź. Mniejsza z tym - story cubes zwierzęta to kolejna gra rozwijająca możliwości klasycznego story cubes wraz ze wszystkimi dodatkami.

Przyda się więc, gdy weźmiemy do ręki Story Cubes Muminki. Włóczykij może przecież znaleźć tajemniczą klatkę dla chomika, by w niej umieścić jeszcze bardziej tajemniczy żołądź. W przypadku Story Cubes Batman sprawa może być bardziej skomplikowana. Sowa niech będzie wysłannikiem Pingwina, który za pomocą armii skrzydlatych przyjaciół zamierza zniszczyć Gotham i okolice. Aż tu nagle do walki z nim staje tajemniczy rekin - wierny pomocnik Mrocznego Rycerza.

Ilość abstrakcji i pomysłów zależy - jak w przypadku poprzednich gier tylko od graczy. Nieważne czy ma się trzy czy osiemdziesiąt lat - zabawa jest przednia, bo Story Cubes to gra łącząca pokolenia i pozwalająca wymieniać swoje doświadczenia. Nie każdy dziadek bowiem wie, bo znaczy batwing - wnuczek zaś słabo orientuje się w zawiłościach fauny i flory bo przecież ma spinnera.

Miłej zabawy z samym Story Cubes Zwierzęta i w zestawach.

niedziela, 18 czerwca 2017

Wejherowie - Jakub, Mikołaj i Ludwik

Profesor Józef Włodarski

Profesor Józef Włodarski popełnił książkę, która zdecydowanie bardziej niż inne publikacje przybliża losy Wejherów - rodu, bez którego nie mielibyśmy miasta aspirującego na stolicę Polski. " Jakub, Mikołaj i Ludwik Wejherowie. Mężowie Stanu Prus Królewskich i Dowódcy Wojskowi Rzeczpospolitej" to publikacja pasjonująca, dokładna i wybitna.


Od czego zaczęła się fascynacja profesora Wejherowem i Wejherami? Wierząc wykładowcy Uniwersytetu Gdańskiego wszystko zaczęła się od seminarium profesora Władysława Odyńca, który zwrócił uwagę młodego badacza na ród spolszczonych Niemców, którzy byli postrzegani jako obrońcy polskiego wybrzeża, granic ojczyzny i Ziemi Pomorskiej. Czytając o ich czynach i działaniach trudno dziwić się zainteresowaniu ludźmi, którzy za najważniejsze zadanie w życiu stawiali ojczyznę. Ponad wszystko.


Jakub Wejher opisany piórem profesora Józefa Włodarskiego to postać jeszcze ciekawsza niż dotychczasowe publikacje informowały. Wychowany na styku dwóch kultur - rubasznej szlacheckiej Polski i niemieckiego protestantyzmu stał się człowiekiem - spełnionym katolikiem, który pozostawił po sobie nie tylko świadectwa natury materialnej. Piękna Kalwaria Wejherowska czy inne "dzieła boże" to tylko mały wycinek działalności człowieka, o którym król Jan Kazimierz pisał: "... zasługi jak nieśmiertelną sławę za sobą pociągną tak w Naszej (...) pamięci zostawać będą".

Jacy byli Wejherowie? Znany Jakubi jego krewni - Mikołaj i Ludwik? Sądząc z materiałów, jakie dostajemy w książce byli potężnymi patriotami, którzy kultywowali tradycję polskiego baroku. Opisani w wielu utworach tamtej epoki stali się już za życia ważną legendą na Pomorzu. Szczególną uwagę zwraca opis bitwy pod Smoleńskiem oraz udział Jakuba i Ludwika Wejhera w obronie twierdzy malborskiej.

Pięknym materiałem jest dla mnie, jako mieszkańca Wejherowa, testament Jakuba Wejhera. Pisząc o życiu, pieniądzach i innych sprawach pokazuje, że dobrze wychowane i nakreślone za młodu cele procentują w dorosłym życiu.

Profesor Józef Włodarski pisze o swojej książce, że jest "skromna". Chciałoby się, aby takie publikacje były choć w kilkudziesięciu procentach skromne jak praca autora.

Gratuluję!