W kościele przyzwyczailiśmy się, że świętość pachnie kadzidłem i dawnymi księgami. A tu nagle wchodzi on — chłopak w dżinsach, z plecakiem i dyskiem zewnętrznym w kieszeni. Bł. Carlo Acutis nie wygląda jak „klasyczny” święty z obrazka. Bardziej jak ktoś, z kim mógłbyś dzielić ławkę na informatyce albo wymieniać się poradami, jak postawić sensowną stronę na WordPressie. I może właśnie dlatego tak mocno działa na wyobraźnię: bo jego historia mówi prostym językiem epoki, w której żyjemy.
Acutis dorastał w świecie, który my też znamy: szybki internet, gry, memy, krótkie formaty. I w tym wszystkim — uwaga, tu następuje zwrot akcji — miał obsesję na punkcie… Eucharystii. Nie lajków, nie followersów, tylko Żywej Obecności. Gdy wielu szuka duchowości „od święta”, on wybierał drogę codziennych małych nawyków: Msza, adoracja, różaniec. Ktoś powie: „to przecież nic niezwykłego”. Dokładnie. Acutis zdemontował mit, że świętość to fajerwerki. Pokazał, że to raczej system operacyjny: stabilny, powtarzalny, prosty — i właśnie dlatego niezawodny.
Najczęściej powtarzany cytat, który mu się przypisuje, brzmi mniej więcej tak: „Eucharystia to szybka droga do nieba”. Pomyśl o tym w kategoriach, które rozumie każdy użytkownik sieci. Jeśli świat duchowy miałby mieć infrastrukturę, to Eucharystia byłaby światłowodem: niskie opóźnienia, wysoka przepustowość łaski, bezprzewodowość ludzkich wymówek. Acutis rozumiał, że Bóg nie potrzebuje aktualizacji. To my potrzebujemy — dlatego regularnie „podpinał się” pod sakramenty. Nie dla kolekcji, nie dla zdjęć. Dla relacji.
Jest w Carlo coś jeszcze ważniejszego niż jego technologiczne zacięcie. To upór, by internet nie był tylko przeglądarką próżności. On naprawdę wierzył, że sieć może służyć do dobra. Zbudował katalog cudów eucharystycznych — nie po to, by wygrać konkurs na najładniejszy layout, lecz by pokazać, że sacrum nie jest wspomnieniem średniowiecza, tylko realnym faktem, który się wydarza. W epoce, w której algorytmy karmią się naszą uwagą, on zaproponował inny algorytm: ciekawość prowadząca do ciszy, a nie do scrolla bez końca.
Ktoś zapyta: „No dobrze, ale czy to nie jest po prostu kolejna ładna historia?” Byłoby mi wygodnie odpowiedzieć: tak, ładna, inspirująca. Tyle że Carlo wytrąca z wygody. Umiera na białaczkę jako piętnastolatek. Żadnego heroicznego finału rodem z filmu o superbohaterach — raczej cicha zgoda na coś, czego nie kontroluje. W świecie, w którym uczymy się „zarządzać sobą”, on uczy „oddawać siebie”. Zamiast kultu sprawczości — praktyka zawierzenia. Dla wielu brzmi to jak kapitulacja. Dla niego było to przejście w tryb, w którym Bóg staje się reżyserem, a nie konsultantem.
Acutis demaskuje też naszą cyfrową tęsknotę za oryginalnością. „Każdy rodzi się niepowtarzalny, wielu kończy jako kopia” — to zdanie, które do niego przylgnęło, jest jak lustro dla współczesnych. Zmieniamy filtry, motywy, nawet życiowe role, a i tak łatwo wpadamy w kopiowanie cudzych narracji. Carlo proponuje paradoks: stajesz się naprawdę sobą, kiedy przestajesz grać sam dla siebie. Oryginalność nie rodzi się z bycia „bardziej widowiskowym”, tylko z zakorzenienia. Dla niego tym korzeniem była Eucharystia.
Co z tego ma przeciętny użytkownik życia? Po pierwsze, mapę minimalisty duchowego: jedna Msza więcej w tygodniu, piętnaście minut adoracji, jedna decyzja o rezygnacji z czegoś, co kradnie duszę. Po drugie, korektę spojrzenia na technologię: zamiast demonizować sieć, spróbuj ją ochrzcić — użyć jej, by budować, nie tylko żerować. Po trzecie, przypomnienie, że świętość nie jest egzotyką. To styl bycia dostępny tu i teraz, w dżinsach, w korku, w przeglądarce.
Felieton lubi puenty, więc niech będzie krótko. Carlo Acutis to świętość w trybie „always on”, ale bez nerwicy FOMO. Zrezygnował z pogoni, bo znalazł kierunek. Zostawił po sobie nie tylko witrynę o cudach, lecz przede wszystkim dowód, że cud największy dzieje się wtedy, gdy człowiek — bardzo zwyczajny — otwiera się na Nadzwyczajnego. I może to jest jego najważniejsza lekcja dla nas, cyfrowych pielgrzymów: w świecie tabów, powiadomień i nieustannego dźwięku — wybierz jedno okno. Otwórz je na Boga. Reszta zacznie się sama układać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz