piątek, 9 listopada 2018

Carrie Stephen King

Carrie. Stephen King

Do czego prowadzi religijny fanatyzm? Czy telekineza naprawdę istnieje? To tylko niektóre z pytań stawianych przez Stephena Kinga w "Carrie" - pierwszej doskonałej książce mistrz grozy.


Główną bohaterką opowieści jest Carrie White - dziewczyna wychowywana w purytańskiej rodzinie, w której religia jest na miejscu pierwszym - reszta jest mało ważna. Jej brak orientacji w sprawach okresu sprawia, że gdy ten pierwszy raz zdarza jej się pod szkolnym prysznicem wydaje jej się, że to właśnie śmierć.

Koleżanki drwią z niej od tej chwili jeszcze mocniej. Punktem kulminacyjnym jest bal maturalny, na którym Carrie zostaje oblana zwierzęcą krwią i ośmieszona przed całą szkołą. Wpada w furię, która sprawia, że od tego momentu imię Carrie oznaczać będzie całkowite zniszczenie. Fałszywych koleżanek, kolegów, szkoły oraz mieszkańców miasteczka, którzy zawsze uważali ją za inną.

Na podstawie tej książki Stephena Kinga powstały ekranizacje, sztuki teatralne a sama powieść stanowi do dziś natchnienie dla twórców powieści grozy. Carrie White jest ukrytą bombą zegarową, która może żyć wszędzie. Człowiek pełen frustracji, wychowany w określonej religii bez żadnych odskoczni musi w pewnym momencie wybuchnąć. Carrie zrobiła to z przytupem.

Stephen King  już od początku pragnął nakreślać problemy, jakie niesie współczesny świat. W otoczce grozy i horroru pokazuje mechanizmy poniżenia, mobbingu i wykorzystywania, które chrakterystyczne były i są dla szkół. Jedni twierdzą, że tak być musi. Inni - ci myślący od razu twierdzą, że powinno być normalnie. Przede wszystkim jednak warto rozmawiać, by nie produkować osób chcących zemsty nawet bez zdolności telekinetycznych.

Wspomniałem o ekranizacjach. Zdecydowanie najlepszą jest ta Braiana De Palmy. Sissi Spacek w roli Carrie pokazuje tą osobę, którą wyobrażamy sobie czytając "Carrie".

To moja pierwsza przeczytana książka Stephena Kinga. I choć od tego czasu pochłonąłem już wszystko, co napisał, powiedział i czego nie zdradził to "Carrie" stanowi początek drogi w poznawaniu pisarza rodem z Maine.




czwartek, 8 listopada 2018

Dziewczynka z parku. Barbara Kosmowska

Dziewczynka z parku. Barbara Kosmowska

Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci? Jak my sami ją rozumiemy? Czy potrafimy sobie radzić ze śmiercią i uczyć tego nasze pociechy? "Dziewczynka z parku" Barbary Kosmowskiej prezentuje ten problem w prosty i ciekawy sposób.


Główna bohaterka opowieści - Andzia jest bardzo smutna. Choć od śmierci jej taty minęło już pół roku smutek i rozpacz nie opuszczają jej i jej mamy. Sportowy samochód, którym jeździł tata wystawiono na sprzedaż. Mama ma często zapłakane oczy i nie ma już pasjonujących rozmów, gry w chińczyka oraz pysznego sernika z brzoskwiniami - lekarstwa na wszystkie smutki.

Andzia żyje jednak tajemnicą, którą powierzył jej tata. Czy to możliwe, że on nadal nad nią czuwa? I czy tą tajemnicę zdradzi Jeremiaszowi, który staje się jej najlepszym kolegą?

"Dziewczynka z parku" to opowieść o wspomnieniach, które bolą, ale też są tym, co posiadamy najcenniejszego. Są relacje, miłość i emocje, których nie można się wstydzić. Jest możliwość rozmowy, z której wiele osób rezygnuje na rzecz wygodnego milczenia i oddalania się od siebie. Zamiast próbować działać - opadają w nicość.


Barbara Kosmowska mówi o śmierci i stracie w sposób prosty, a jednocześnie pełen szacunku dla swoich bohaterów i czytelników. Pokazuje również sposoby, dzięki którym łatwiej przeżyć jest stratę i podnieść się po niej silniejszym.

Wątek ciężkiej choroby, na którą choruje Jeremiasz jest ważnym elementem "Dziewczynki z parku". Cukrzyca - bo o tej chorobie mowa spotyka się w z nienawiścią i traktowaniem Jeremiasza jak trędowatego. Wbrew pozorom takie rzeczy dzieją się w Polsce XXI wieku i sam byłem świadkiem rozmowy matek, które zastanawiały się, czy cukrzyca roznosi się przez powietrze wydychane przez chorego (sic!). Dopiero spotkanie z matką chorej dziewczynki uświadomiło wielu prawdę o tym schorzeniu.  Brak szczepionek na odrę, ruch antyszczepionkowy czy Jerzy Zięba to przy tym pikuś.

Świetna książka - nie tylko dla dzieci.



środa, 7 listopada 2018

Dziwna pogoda. Joe Hill

Joe Hill. "Dziwna pogoda"

Joe Hill - jeden z dwóch synów Stephena Kinga  stawiany jest na równi z takimi pisarzami, jak Peter Straub, Neil Gaiman czy Jonathan Lethem. 


Jego fenomenalne "Rogi", których ekranizacja nie powalała, opowiadania oraz "Nosferatu" należą do klasyki gatunku współczesnego horroru. W „Dziwnej pogodzie”, frapującej kronice niekończącej się wojny między dobrem i złem, sprawnie obnaża mrok kryjący się pod powierzchnią codziennego życia.

Swoim mistrzowskim piórem Joe Hill przesuwa granice gatunku na nowe terytoria. Joe Hill szuka (i znajduje!) miejsca, których wszyscy się boimy. Miejsca, których może nigdy nie chcieliśmy zobaczyć.

Zabierając czytelników w nieznane, Joe Hill, literacki alchemik, skupia się w swoich czterech minipowieściach na najważniejszych elementach ludzkiej egzystencji: pamięci i niepamięci, wyobrażeniach i fantazjach, bestialstwie i bezradności, lęku i brawurze, deszczu i wietrze, śmierci i życiu, marzeniach… i koszmarach.

Bohaterowie Joe Hilla nie znają naszego wezwania "Od powietrza, głodu, ognia i wojny - wybaw nas Panie!" więc w iście amerykański sposób radzą sobie z kataklizmami, które zaatakowały ich Stany Zjednoczone. Poranieni przez szpikulce spadające z nieba, zostawieni na tajemniczej chmurze, która przypomina UFO chcą za wszelką cenę przeżyć. Czy jednak się im to uda?

Każda z opowieści jest dopracowana i zaskakująca. Joe Hill uważnie czytał i słuchał taty. Choć mniej płodny - autor "Dziwnej pogody" jest godnym następcą ojca. Brawo!



wtorek, 6 listopada 2018

Potęga irracjonalności - nowe poprawione i rozszerzone wydanie

Potęga irracjonalności. Dan Ariely

Bierzemy kredyty, zakochujemy się, rodzimy dzieci i zmieniamy pracę racjonalnie. To ostatnie słowo powtarzane jest pewnie i bez zastanowienia przez większość z nas. A gdyby tak przyszedł Dan Ariely  i powiedział, że ta racjonalność to nam się tylko wydaje? 



W nowym, poprawionym i rozszerzonym wydaniu przełomowego bestsellera New York Timesa Dan Ariely obala to popularne przekonanie. Przepłacamy za marki, które mają tylko dobrze wypromowane nazwy. Odwlekamy decyzję o odchudzaniu ... bo jutro też jest dzień. Mówimy sobie, że dzisiaj piątek i mamy szansę zjeść bardzo dobre frytki belgijskie. A odchudzanie? Tak, jak pisałem - jutro też jest dzień z równie dobrym torcikiem Sachera, Big Makiem czy shakiem.

Takie zachowania nie są jednak przypadkowe ani pozbawione sensu. Przeciwnie, są systematyczne i przewidywalne, a co za tym idzie – czynią nas przewidywalnie irracjonalnymi. Także wtedy, gdy mamy możliwość oszukiwać chociaż zawsze podkreślamy, że moralność jest dla nas najważniejsza. Oszukiwać? Nigdy! Gdy jednak nadarzy się okazja ...

Dan Ariely obala naszą "silną psychikę" rozdział po rozdziale. Szczególnie ciekawie wygląda doświadczenie z seksem związane. Kiedy pytani "na spokojnie" ochotnicy opowiadali o swoich preferencjach byli bardzo racjonalni. Jednak w chwili gdy dodano bodźce seksualne prawie 90 procent żądnych było ostrych wrażeń z byle kim, bez względu na wiek i bez zabezpieczenia. Dzika natura mężczyzn? A może siła irracjonalności?

Autor nawet na własnym przykładzie pokazuje irracjonalność działań. Czy to w historii o ubezpieczeniu samochodu (broń nasz Boże od amerykańskich ubezpieczalni) oraz o tym, czy opatrunek u poparzonych należy ściągać szybko czy wolno.

Książka pokazuje czytelnikowi, dlaczego czasem nie udaje nam się dokonać czegoś, czego tak bardzo pragniemy. Czy to jeśli chodzi o relacje, seks czy sukces zawodowy. W "Potędze irracjonalności" znajdziemy także odpowiedź na odwieczne pytanie dotyczące dobrego podarunku dla teściowej podczas pierwszego obiadu. Wino a może pieniądze?

Zapraszam do zupełnie racjonalnej (?) lektury "Potęgi irracjonalności".


Poza sezonem | Jørn Lier Horst | Recenzja

Poza sezonem. Jorn Lier Horst

"Poza sezonem" to kolejna genialna opowieść rodem z Norwegii. Tym razem komisarz William Wisting daje się ponieść się jesiennej depresji. A niedaleko czają się złoczyńcy prima sort.


Wisting - komisarz prawie doskonały


Komisarz William Wisting widział niejedną groteskową śmierć. To, co zobaczy w Stavern może być dla niego zaskoczeniem. Jakby sprawca nie miał nic do stracenia. Ciało znalezione w domku letniskowym jest zmasakrowane jakby ktoś przepchnął je przez maszynkę do mięsa. Pozostawiony odcisk buta niewiele wnosi do śledztwa.

Martwe wróble - znak?


Na dodatek komisarz Wisting nie jest zachwycony, kiedy jego córka Line decyduje się na wyprowadzkę do drewnianego domku u ujścia fiordu. Jego niepokój wzrasta, kiedy policja odkrywa w najbliższej okolicy kolejne zmasakrowane ciała, a z nieba zaczynają spadać martwe wróble.

Kto stoi za zbrodniami? Tym razem komisarz William Wisting zmierzy się z mafią handlującą narkotykami, włamywaczami z Litwy i "porządnymi" norweskimi obywatelami mającymi dużo na sumieniu.  

Litwo, ojczyzno moja!


Autor świetnie prezentuje bliski nam wschodni klimat i panujące na Litwie kontrasty. Oprócz wielkiego bogactwa mamy przerażającą biedę. W samym środku znajduje się William Wisting - komisarz będący w pierwszej 10 śledczych.

Czysty umysł. Doskonały detektyw


Bez alkoholu, narkotyków czy innych uzależnień prowadzi William Wisting dochodzenie łącząc kolejne dowody w przerażającą całość.  Jak w opowieści o Felicii, Jaskiniowcu czy kluczowym świadku nasz komisarz zauważa szczegóły, jakich czytelnik nie widzi. To jest największa  siła książek Horsta - brak nudy i kompletne zaskoczenie.

Czytelnik nie wie, kiedy morderca znów zaatakuje. I czy w ogóle będzie ten kolejny raz?  Doświadczenie w pracy w policji i pisarskie rzemiosło sprawiają, że Jorn Lier Horst tworzy produkty z wyższej półki. Szczegóły są ważne i prawdziwe. Procedury niewymyślone.

Płacimy za taką literaturę niską cenę, choć warte są tyle ile oryginał opowieści " O obrotach sfer niebieskich".


 

poniedziałek, 5 listopada 2018

Uniesienie. Stephen King

Uniesienie. Stephen King
Wszystko, co dobre kiedyś się kończy. 1 listopada przypomina nam o tym szczególnie. Podobnie jak "Uniesienie" Stephena Kinga. Po lekturze tej książki nic już nie będzie takie same.



Scott Carey wciąż traci na wadze. Świetna wiadomość dla kogoś, kto zawsze miał lekki problem z otyłością! Tylko że on wygląda wciąż tak samo. Nikt z jego otoczenia nie uwierzyłby, że waga, na którą codziennie wchodzi, za każdym razem pokazuje mniej kilogramów.

Niezależnie od tego, ile Scott zje i co na siebie włoży. Nawet hantle, które w momencie ważenia trzyma w rękach, nie mają żadnego wpływu na jego wagę. Jak gdyby otaczał go kokon nieważkości. Albo ktoś rzucił na niego klątwę, jak w jednej z powieści Stephena Kinga.

Scott podchodzi do całej sprawy ze stoickim spokojem, bo, o dziwo, czuje się wspaniale, jakby jego przedziwna przypadłość wyzwalała w nim wszystko co najlepsze. Nawet kiedy zdaje sobie sprawę, że tajemniczy proces przyśpiesza i Godzina Zero być może nadejdzie znacznie szybciej, niż przewidywał.

Stephen King nie jest już pisarzem tylko grozy. W "Uniesieniu" mierzy się z tematem odchodzenia lub jak kto woli umierania. Stosując metaforę i ubierając opowieść w piękne słowa pokazuje, że można się do śmierci przygotować.

Scott wznosi się ponad podziały panujące w Castle Rock - dosłownie i w przenośni. Prawdopodobnie w tym mieście od czasów "Sklepiku z marzeniami" wszyscy głosują tam na republikanów, nie szanując inności i wyrzucając pojęcie tolerancji z codziennego języka. Donaldowi Trumpowi i jego pomysłowi strzelania do imigrantów przyklaskują ochoczo. A jednak jeden człowiek - Scott Carey, który zdaje sobie sprawę, iż jego czas się kończy może zmienić to miejsce o 180 stopni.

Oprócz starego i poczciwego Castle Rock w "Uniesieniu" znajdziemy nawiązania do "Przeklętego", osobistego i mocnego lęku Stephena Kinga przed zachorowaniem na raka oraz paru innych - wybitnie kingowskich rzeczy.

Choć czcionka jest już większa, a "Uniesienie" nie jest tak grube jak "To" to Stephen King nic z jakości nie stracił. Z wiekiem jest jak wino - im starszy tym lepszy. I ciut lżejszy jak Scott Carey.





czwartek, 1 listopada 2018

Omen. David Seltzer

Omen. David Seltzer

"Omen" to powieściowa wersja słynnego i kultowego już filmu z Gregorym Peckiem. Jej autorem jest scenarzysta tego obrazu, David Seltzer, będący również producentem i reżyserem filmowym. Jeśli szukacie odpowiedniej lektury na listopad 2018 to ta książka jest właśnie dla Was.


Jeremy Thorn jest amerykańskim ambasadorem w Wielkiej Brytanii. Jego cierpiąca na depresję żona, po latach bezowocnych starań o potomstwo i kilku poronieniach, w końcu rodzi dziecko. Gdy jednak ambasador zjawia się w rzymskim szpitalu, słyszy od pracującego tam księdza, że jego nowo narodzony synek nie żyje, lecz może przyjąć dziecko, jako własne, kobiety, która zmarła podczas porodu. Thorn zgadza się na propozycję duchownego, nikomu o tym nie mówiąc, nawet żonie. Chłopcu nadano imię Damien.

Kilka lat później, podczas hucznej imprezy urodzinowej czteroletniego już Damiena, jego niania popełnia samobójstwo. To jedynie początek całej serii tajemniczych i złowróżbnych wydarzeń, które Thorn będzie próbował zrozumieć, aby zapobiec kolejnym nieszczęściom...

Książkowa wersja "Omena" jest równie ciekawa co film. Wiadomo, że wszystkie kolejne opowieści filmowe były słabe i nie cieszyły się taką popularnością jak ta z 1976 roku. Miała bowiem wszystko, czego widz i odbiorca kultury szuka na wielkim ekranie. Świetne aktorstwo, autentyczna groza, doskonała muzyka i zdjęcia sprawiają, że "Omena" można oglądać po wielokroć odkrywając coś nowego.

Podobnie jest w książce, która nie do końca pokazuje to samo, co film. David Seltzer daje nam możliwość poznania rozszerzonej historii, która pobudza wyobraźnię i podobnie jak kultowy film sprawia, że siedzimy w fotelu jak zahipnotyzowani.

Książka "Omen" ma klimat, pomysł i ciekawe zakończenie i tego właśnie w literaturze szukamy. Życzę miłej i udanej lektury.


wtorek, 30 października 2018

Lissy. Luca D'Andrea

Lissy

Włoskie góry jako idealna sceneria dla doskonałej powieści kryminalnej? Okazuje się, że tak właśnie jest w "Lissy". Luca D'Andrea stworzył opowieść, która wywołuje dreszcze i sprawia, że czytelnik rozumie, dlaczego to, co dzieje się w górach - w w górach dostaje.


Książka zaczyna się od mocnego uderzenia - znika żona szefa tyrolskiej mafii. Marlene postanawia uciec kradnąc szafiry, których wartość jest nie tyle materialna co mocno symboliczna. Należące do Konsorcjum - tajemniczej organizacji - precjoza muszą być bezwzględnie odnalezione. Oprócz zawiedzionego męża - Herr Wegenera w poszukiwania zaangażowany zostaje Zaufany Człowiek - osoba bezwzględna i skuteczna.

Podczas ucieczki dochodzi do wypadku. Marlene rozbija samochód i traci przytomność. Ratuje ją Simon Keller - sędziwy samotnik z wysokich gór. Keller pochodzi z rodziny, w której od pokoleń przepisuje się Biblię. Robił to jego ojciec - robi i on - ostatni z rodu wiernie hodujący w trudnych warunkach świnie. W tym tą najważniejszą - Lissy, kochaną Lissy...

W jakim celu to robi? Dlaczego Simon Keller udziela pomocy kobiecie, której w ogóle nie zna? Czym jest tajemnicze Konsorcjum, którym zależy na garstce szafirów podczas gdy obracają miliardami pochodzącymi z nielegalnych kasyn, wymuszeń i oszutw? To niektóre z pytań pojawiających się podczas lektury "Lissy".

Luca D'Andrea w "Lissy" umiejętnie wykorzystuje życie wewnętrzne bohaterów jako lustra dla czytelników. Wewnętrzne dialogi Herr Wegenera, Simona Kellera czy Marlene pokazujące przeszłość i motywy działania są dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.  Tak dzieje się, kiedy Herr Wegener wspomina czasy II Wojny Światowej i swojego nauczyciela - bezwzględnego SS-mana. Tak jest podczas rozmowy z Zaufanym Człowiekiem, gdy ujawnione zostają tajemnice, o których Herr Wegener nigdy nikomu nie powiedział. Tak dzieje się podczas "rozmów" Simona Kellera z Lissy - zmarłą siostrą. Tak jest także wtedy, gdy Marlene grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

Autor łączy mroczny klimat włoskich gór z szaleństwem, które opętuje każdego z bohaterów. Niezależnie od pozycji społecznej czy wykształcenia wszyscy poddają się emocjom, o których nie mieli zielonego pojęcia. Wydaje się, że jedyną ucieczką jest droga w dół. Czy to jednak możliwe gdy na zewnątrz panują złe warunki atmosferyczne a w głowie panuje mętlik?

Tytułowa Lissy to świnia, która odgrywa rolę ukochanej, zmarłej tragicznie siostry Simona Kellera i wszystkiego, co z tym związane. Matka umierająca przy porodzie, surowy ojciec, który oszalał i ten domek w górach. Marzenie wielu jest dla Simona przekleństwem, o którym trudno mówić a jeszcze trudniej żyć.

Podobnie jak w swojej książce "Istota zła" Luca D'Andrea zastanawia się nad motywami pchającymi człowieka do zbrodni. Czy to miejsce akcji - góry mają na nich taki wpływ? Dlaczego mroczna strona człowieka w warunkach ekstremalnych zawsze wygrywa? Chodzi tylko o sprawy przetrwania? Nie sądzę.

Świetna postać Zaufanego Człowieka, który odgrywa ważną rolę w życiu kolejnych bohaterów książki. Kim jest? Tobą? Mną? Przekonajcie się czytając "Lissy".







Szumowiny. Jørn Lier Horst

Szumowiny
Stavern w samym środku lata: fale wyrzucają na brzeg odciętą lewą stopę w bucie do biegania. Potem następną. I jeszcze jedną. Łącznie cztery lewe stopy w ciągu jednego letniego tygodnia. Komisarz William Wisting ma twardy orzech do zgryzienia. Jakie "Szumowiny" są tam czynne?


Cztery odrąbane stopy stanowią jądro tej zdumiewającej zagadki, w której ważną rolę odgrywają również skazani mordercy, ludzie ginący bez wieści, tajna organizacja oraz ogromne ilości niezarejestrowanej broni. Czy to możliwe, żeby w XXI wieku ludzie ginęli bez wieści? Dlaczego potencjalny morderca odcina wszystkim stopy wraz z butami? Czy istnieje związek pomiędzy zaginionymi z Domu Spokojnej Starości a stopami?

Rozpoczynając nowe dochodzenie, inspektor William Wisting zawsze zastanawia się, dokąd zaprowadzi go kolejne śledztwo. Szuka historycznych powiązań, aktualnych spraw mogących łączyć się z tą zagadką. Do pomocy ściągane są najnowsze technologie - na czele ze specjalistami od prądów wodnych oraz nowoczesny sprzęt do nurkowania.

"Szumowiny" to kolejna świetna opowieść Horsta, która wciąga od pierwszej strony. Uwielbiam narrację autora, który dzięki doświadczeniu w pracy w policji może prezentować nam prawdziwy obraz śledztwa - jego wzloty i upadki.

Podoba mi się, że komisarz Wisting nie jest "Brudnym Harrym". Bez uzależnienia od alkoholu i narkotyków, depresji i rzeszy kochanek potrafi fascynować czytelnika, współpracowników i wszystkich, którzy potrzebują dobrych postaci w literaturze.

Kto jest winien jest zagadką do samego końca. W "Szumowinach" w finale aż trzy osoby pretendują do miana seryjnego mordercy. Kto jest winny?

Czytajcie "Szumowiny" zamiast marnować czas na telewizję narodową czy prywatną. Czytanie Horsta rzeczywiście pobudza wyobraźnię.

niedziela, 28 października 2018

Wybory samorządowe 2018

Wybory Samorządowe 2018 za nami. Pisząc - za nami mam na myśli Wejherowo, Gdynię czy Sopot, gdzie drugiej tury nie będzie. Co przyniosło nam - mieszkańcom grodu Wejhera i miast ościennych to święto demokracji?


Przede wszystkim dużo śmiechu, łez i przeświadczenia, że człowiek jest zdolny do wszystkiego byleby tylko a. utrzymać się przy korycie lub b. dostać się do niego. Pewna kandydatka z Redy (miasto niedaleko Wejherowa) na plakacie zapewniała, że dla "Was dwoi się i troi" umieszczając siebie trzykrotnie na plakacie. Z jakim skutkiem?

Na pewno gorszym niż jeden z kandydatów ruchu obecnego burmistrza Redy, który według kolegów mógł startować nawet z pasa startowego lotniska w Gdyni Kosakowie - byleby tylko dostać się do rady miasta Redy. Więc mądry włodarz wziął go na listę - takich chętnych nam trzeba. Zresztą on sam jako burmistrz z zawodu znów będzie rządził radą, w której zdecydowana większość to krzemiki. Zero opozycji jest równie złe dla demokracji co większość totalna.

W Gdyni wygrał zawodowy prezydent zwany przez złe języki "Kim Dzong Szczurek". Człowiek, który jak na swój wiek świetnie wygląda i mówi tylko pozytywne rzeczy (jak nie Polak) będzie rządził następne 5 lat. Kit z tym, że nawet ślepy na jedno oko nie widzi żadnej nowej drogi wybudowanej w ostatnich kadencjach w Gdyni a projekt miejskiego parku budowanego w parku (sic!) to już robienie sobie jaj z rzeczywistości. Szczur był, jest i pewnie będzie. W niektórych parafiach nie trzeba więc malować nowych portretów prezydenta Szczurka (tak! takie cymesy wiszą w Gdyni - mieście z morza, marzeń, nowoczesnym i tak dalej).

Jako mieszkaniec Wejherowa od lat obserwuję tu Wejherowskie Wojenki Polityczne. Rządzący od początku galaktyki prezydent Krzysztof Hildebrandt wygrał w pierwszej turze. Człowiek, który przez tegorocznych przeciwników nie był już nazywany złodziejem a bardziej skupiono się na tym, czy ze zdrowiem u niego w porządku zostawił młodszych przeciwników daleko w tyle.

Wspomniani przeze mnie oponenci prezydenta Hildebrandta - prezentujący na plakatach zębowy uśmiech - Rafał Szlas, syn lekarza - Arkadiusz Szczygieł i nikomu nieznany Tomir herbu Ponka dwoili się by tylko "kozła" pozbawić urzędu. Była kawa u Tomira, baloniki od Rafała i kandydat Arkadiusz na rowerze. A ludzie nie docenili i - jak mawiał Tomir herbu Ponka - zdecydowali, by pozostać w marazmie rządów Krzysztofa H.

Ten omawiany przez kandydatów marazm widać wyraźnie w kolejnych inwestycjach. Słabe dwa węzły - w tym Kwiatowa, place zabaw, chodniki, upiększany Park Majkowskiego czy piękne centrum miasta jest tak słabe, że trzeba kogoś, kto to wszystko rozpierdoli. A tu bach! Ludzie nie chcą! Chcą marazmu :)

I tak wolałem jak za czasów kandydata Łukowicza (imienia nie pamiętam) wejherowska PO stawała na uszach, by Krzysztofa Hildebrandta obrzydzić. Był nawet lokalny, wejherowski Fakt, który rozpisywał się o bizantyjskim życiu prezydenta, jachtach i wielu innych sprawach. A ten prezydent, który wygląda na plakacie tak samo jak w 1998 roku rządzi nadal.

Żal Arkadiusza Szczygła, który jest opozycją w miarę konstruktywną. Jego brak w Radzie Miasta na rzecz dwójki ze szczygłowego ruchu czy paru innych kandydatów egzotycznych będzie z pewnością widoczny. Wybory Samorządowe 2018 pozwalają bliżej poznać kandydatów z drugiej strony. Niejaki Wasiakowski wychował sobie fana, który w kilkunastu miejscach Wejherowa promował kandydata pisząc o nim cytuję: "złodziej" czy "huj". Kampania minęła a napisy pozostały. Kandydata proszę o ich natychmiastowe usunięcie.



Do Rady Powiatu znów dostał się Wspólny Powiat z dobrze zrobioną na plakatach Gabrielą Lisius. Nie dostał się za to "bezpartyjny" (sic!) Jerzy Budnik - poseł na sejm kilku dobrych kadencji. Twarz wejherowskiej PO już nie w PO? W ogóle to wejherowskie PO towarzystwo wydaje się mało żywotne. Po ostatnich przegranych wyborach samorządowych dowiedzieliśmy się, że Józef Reszke jest doradcą prezydenta Sopotu - Jacka Karnowskiego, a wieczny główny specjalista w wejherowskim starostwie - Jacek Gafka - otrzymał pracę w Urzędzie Miasta w Rumi. Nóż się w kieszeni otwiera, bo kto bez znajomości, koneksji czy czegokolwiek innego do pracy w urzędzie startował wie o co chodzi. A tu cyk - nie ma pracy i jest praca - dla naszych. Jak to leciało? By żyło się lepiej! (naszym :))

Wybory samorządowe to czas, w których człowiek trochę interesujący się polityką zdaje sobie sprawę, że to powtarzane do zarzygania stwierdzenie o "święcie demokracji" jest tylko dla radnych, burmistrzów prezydentów - ich rodzin i krewnych królika. My - oprócz chwilowej beki, paru baloników i czekolad nie dostajemy nic.

Do zobaczenia przy urnach za 5 długich lat :)


Homo nie całkiem sapiens. Bogdan Wojciszke i Marcin Rotkiewicz

Homo nie całkiem sapiens. Bogdan Wojciszke

Dlaczego PiS wygrał ostatnie wybory parlamentarne? Czemu Polacy uwielbiają narzekać? Czy z obserwacji psychologa może wynikać jakaś recepta dla naszego kraju? Na te i inne tematy próbują znaleźć odpowiedź Bogdan Wojciszke i Marcin Rotkiewicz.

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Smak Słowa w dość ciekawych okolicznościach. Jesteśmy po wyborach samorządowych Anno Domini 2018. Wszystkie partie twierdzą, że zwyciężyły choć od zarania dziejów wiadomo, że wygrany może być tylko jeden. PiS twierdzi, że wygrał, PO też tak twierdzi wespół z PSL. Nawet partia Wolność ma poczucie zwycięstwa. Dlaczego?

Na takie absurdy polskiej rzeczywistości odpowiedź próbują znaleźć prof. Bogdan Wojciszke w rozmowie z Marcinem Rotkiewiczem. Ten ostatni zadając pytania ciekawe i drążące sprawia, że mądry rozmówca uchyla nam - maluczkim rąbka tajemnicy związanej z psychologią.

Wojciszke nie lubi PIS-u i to widać w wielu odpowiedziach na pytania. Zły jest Jarosław Kaczyński wespół z Antonim Macierewiczem. Źli są smoleńscy wyznawcy, którzy w katastrofie wynikającej z wielu czynników nadal szukają zamachu, spisku i paru innych - niemniej ciekawych rzeczy. Profesor Wojciszke (słusznie) przypomina, że PiS wygrał hasłem "500 zł na każde dziecko". Wielu jednak o tym zapomniało i po wyborach hasło zmieniło się na "500 zł na każde DRUGIE dziecko". Poparcie wysokie i cały czas rośnie. Tu rzeczywiście potrzebny jest psycholog taki jak prof. Wojciszke.

Na szczęście "Homo nie całkiem sapiens" to nie tylko książka o polityce i jej kłamstewkach. Jest rzecz o lojalności, wspomnianym przeze mnie polskim marudzeniu i poczuciu więzi oraz prawdzie. Czy nowonarodzone dzieci mają wpisane jakąś wiedzę? A może rodzą się jako "tabula rasa"? To tylko niektóre z pytań stawianych w książce.

Podobnie do autorów dziw bierze, że gwiazdy badamy od tysiąca lat a psychologia to nauka niespełna stuletnia. Więc zanim postawimy na kimś krzyżyk, pójdziemy kupić jogurt albo zdecydujemy się kogoś oszukać - przeczytajmy "Homo nie całkiem sapiens" i wtedy podejmijmy decyzję.



Asiunia | Joanna Papuzińska | Recenzja

Asiunia. Joanna Papuzińska

"Asiunia" prof. Joanny Papuzińskiej to krótka acz mocna opowieść o przeżyciach dziecka w czasie II Wojny Światowej.

Asiunia - samotna jak palec


Historia zaczyna się dla Asiuni po jej piątych urodzinach. Właśnie wtedy zaczęła wszystko pamiętać i na sposób dziecka rozumieć. Urodzona w 1939 roku dopiero w 1944 mogła przekonać się, że czasy wojny nie należą do najprzyjemniejszych. Najpierw musiała opuścić dom zostawiając matkę, ojca i rodzeństwo. W obcym domu, w otoczeniu trzech kobiet i jej rówieśniczki musiała żyć dostosowując się do tamtych realiów - obcych mebli, otoczenia, ludzi i kubeczka, z którego piła mleko.

Kolejne ciocie, kolejne babcie


Potem była kolejna ciocia - weselsza i przyjemniejsza. Udawała tygrysa, a podczas ubierania zapominała, że pończochy nosi się na nogach - nie zaś na rękach. Asiunia na chwilę zapomina o wojnie. Niestety po pewnym czasie znów musi uciekać - tym razem do babci, która opiekuje się już jej rodzeństwem poza Warszawą.

Widmo głodu, którego nie znamy


Głód, bieda i strach wypełniają życie dzieci z otoczenia Asiuni. Jej starsi bracia starają się zdobyć jedzenie, którego na rynku nie ma. Próbują coś sprzedawać, polować na zające bądź imać się przeróżnych zajęć byleby tylko nie chodzić głodnym. W przykrótkich kurtkach i wypchanych gazetami butach walczą o kolejny dzień.

Najlepsza w tym wszystkim jest babcia. Z żołędzi potrafi zrobić niesamowicie gorzką ale pożywną kawę. Jej pomysłowość w kuchni nie zna granic, choć jedzenia nie ma praktycznie żadnego.   Niemcy uciekają, Rosjanie wkraczają. Asiunia już nie wie, co gorsze. Koniec wojny to klasyczny happy end, w którym tata odnajduje swoje dzieci. O mamie nie wiemy jednak nic.

Asiunia istnieje naprawdę


Joanna Papuzińska - autorka "Asiuni" jest jednocześnie bohaterką tej opowieści. Wszystko to przeżyła. Wojna, głód, strach i lęk towarzyszyły jej w każdym momencie II Wojny Światowej. Ta opowieść to cenne świadectwo tamtych czasów - opowieść o dzieciach, które nie były szanowane i chciane. Sieroty błąkające się bez celu i pozostawione na pastwę losu miały szczęście, gdy trafiały na ciocie i babcie opisane w książce. Gdy jednak nie miały opieki - nie było happy endu.

Dobrze, że taka książka jest lekturą w szkole. Warto o tamtych czasach przypominać i z dziećmi rozmawiać. 

Książka polecana jest przez Muzeum Powstania Warszawskiego i przeze mnie :)


Policjanci. Ulica. Katarzyna Puzyńska

Policjanci. Katarzyna Puzyńska

W dzisiejszych czasach praca służb mundurowych nie jest doceniana, a oceniana przez pryzmat doniesień medialnych. Sprawa Igora Stachowiaka, oskarżenia o kradzieże, współpracę z mafią czy nadużywanie siły są silnie związane z motywem policjanta. Próbuje to zmienić Katarzyna Puzyńska i jej rozmówcy - "Policjanci".


Każda z rozmów zawartych w książce "Policjanci" jest jedyna w swoim rodzaju. Policjanci po służbie opowiadają o swojej pracy, która dla każdego jest czymś więcej. Słowo służba odmieniane jest przez wszystkie przypadki, podobnie jak poświęcenie i wiara w to, co się robi. Osoby spoza policji, dla których praca jest pasją można w moim środowisku policzyć na palcach jednej ręki. U Puzyńskiej wszyscy jak jeden mąż twierdzą, że praca w policji to jest to!

Jak to zwykle w społeczeństwie, w którym o policji najwięcej powiedzieli Bogusław Linda, Władysław Pasikowski i Patryk Vega trudno pogodzić się  z tym, że rzeczywistość nie jest tak ciekawa i kolorowa. Oczywiście - są przekleństwa, przestępcy i pościgi jednak nie jest to to samo, co w "Pitbullu". W rozmowach, które przeprowadziła Puzyńska trudno znaleźć tych nawalonych policjantów, którzy do złodziei strzelają jak do kaczek, potem piją, biją gangusów a wieczorem rżną ich żony. Wszystko to oczywiście bez munduru i z piękną fryzurą na żel.

Praca policjanta to rozwiązywanie problemów z Twojego otoczenia Drogi Czytelniku. Rutynowe odwiedzanie meliny, w której sąsiad regularnie bije żonę i dzieci. Poszukiwania zaginionych staruszków oraz nieletnich, którym zdaje się, że są dorośli. Pacyfikacja kiboli, dla których życie to wojna a klub sportowy to coś więcej niż Bóg i rodzice w jednym. Potem jest też pomoc alkoholikom, którzy potrafią na Izbę Wytrzeźwień trafić trzy razy ... dziennie. Nie wspominam już o trupach, których opisywany stan rozkładu wywołuje odruchy wymiotne już podczas czytania. A jak kończy się im służba - po kilkunastu godzinach na pełnych obrotach to zdarza się, że trzeba jeszcze być w pracy bo coś się stało.

Puzyńska umiejętnie zadając pytania stworzyła prawdziwy obraz polskiej Policji. Niedofinansowanej, nielubianej i wykorzystywanej w walce polityków. Pracujący w niej ludzie są dla wielu obywateli wrogami numer jeden. Zamiast szacunku jest HWDP i inne inwektywy. A przecież to oni są pierwsi na miejscu zdarzeń, w których zwykły obywatel mdleje od razu.

Ciekawe czy "góra" czytała książkę Puzyńskiej - a w niej sugestie, pomysły i argumenty przemawiające za ciągłą reformą Policji? Przykład starych latarek czy braku rękawiczek lateksowych nie nastrajają optymistycznie.

Zanim znów pomyślisz o Policji jako o nierobach przeczytaj "Policjantów". Książka, która niestety nie rozpoczęła dyskusji o pracy w tej służbie. Już po jej wydaniu byliśmy świadkami ogólnopolskiego strajku tej grupy zawodowej. Czy on coś zmieni? Miejmy nadzieję, że tak.




niedziela, 14 października 2018

Wielkie odkrycie Bubal. Anna Cerasoli

Skąd wiadomo, ile owiec wyszło z zagrody i czy wszystkie wróciły, jeśli żyje się w czasach, kiedy nikt jeszcze nie potrafi liczyć?

Poznajcie Bubal, małą pasterkę, która wynalazła pierwsze liczby, pasąc owce. Tak - to nie żart  a ciekawe podejście do początków matematyki. Jak powstała potrzeba liczenia? Czy od razu wymyślono liczby a może proces ten był bardziej skomplikowany?

Bubal mierzy się ze sporym wyzwaniem, jakim jest przypilnowanie stada i jego wyżywienie. Wiadomo, że trawa nie odrasta od razu a przebywanie w jednym miejscu wypasu dla owiec to też żadna frajda. Metodą prób i błędów Bubal odkrywa podstawy dodawania ale również mierzy się z  podejmowaniem decyzji oraz odpowiedzialnością za nie.

Książka zdecydowanie dla sympatyków i przeciwników matematyki. Jedni znajdą w niej potwierdzenie wielkości "królowej nauk" - inni zaś mogą przekonać się o wartości, jakiej daje zmiana podejścia do tego przedmiotu. Któż bowiem z nas nie chciałby być Bubal odkrywającą nowe rzeczy w wydawałoby się odkrytym świecie.

"Wielkie odkrycie Bubal" to fascynująca podróż do źródeł matematyki, do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.

Książka jest jedną z pozycji w Wielkim Maratonie Czytelniczym.

piątek, 12 października 2018

NC Plus dla stałych klientów

Jaką ofertę ma platforma NC Plus dla stałych klientów? Czy istnieje tam pojęcie stałego i wiernego klienta u polskich dystrybutorów usług telekomunikacyjnych? Kiedy zaczyna się (i kończy) stały klient lat w sieci 10?


Lata lecą a NC Plus dla stałego i starego abonenta ma podwyżkę pakietu bez nowych kanałów i zniżkę. 5 złotych na zgody marketingowe. Jeśli nie - ulgi brak bracie i płacz i płać. Czy jakoś tak bo po kolejnym telefonie z centrali człowiek gubi się i miota w ofertach, propozycjach i robieniu w balona.

Słyszałem w ostatnich dniach wielu konsultantów NC Plus uświadamiających mi, że mam najlepiej na świecie. Mam pakiet z Canal Plus i HBO za 150 złotych miesięcznie. Nowy klient dostaje to za 129 złotych plus w prezencie Eleven Sport i Polsat Premium. Czyli na zdrowy, januszowy rozum ma więcej. Nie dla konsultantów NC Plus.

Widziałem w salonach wielu ludzi, którzy przychodzą przedłużać umowę mówiąc - jak dacie za pół ceny to przedłużę. Miły konsultant odpowiada, że nie da za darmo ale warto poczekać na oferty świąteczne, które tradycyjne pojawią się w listopadzie - wiadomo - tuż przez Bożym Narodzeniem. Wtedy dla mnie abonament będzie za 200 złotych plus miesięczna opłata za wypożyczenie dekodera.

Na całe szczęście takie traktowanie klienta sprawia, że człowiek otwiera oczy i zdaje sobie sprawę, że jakikolwiek operator telewizyjny jest nic niewarty. Te same filmy gonią te same filmy a wiadomości jedne pragną być bardziej po dobrej zmianie niż drugie. Piłkarze i tak nie wygrywają a siatkówka mnie nie kici. Z kolei koszykówka jest sportem niszowym (nawet w Canal Plus) więc pozostaje inwestycja w NBA League Pass.

Byłem abonentem NC Plus. Już nie jestem. Jestem szczęśliwy.





Mądrość i różne niemądrości. Wiesław Łukaszewski

Czym tak właściwie jest mądrość? Czy są jakieś wyznaczniki, które jednych zaliczają do bardzo mądrych a innych do lekko nieprzystosowanych? Wiesław Łukaszewski w swojej książce "Mądrość i różne niemądrości" (wydawnictwo Smak Słowa) stara się zaprezentować czym tak naprawdę ta cnota jest.


Mądrością zajmowali się już starożytni.  Robili to przede wszystkim filozofowie, ale już wcześniej w Torze, w Biblii znajdziemy księgi mądrościowe: Przypowieści Solomona, Księgę Koheleta i inne rozproszone biblijne teksty. Jedno z badań, w którym ludzie mieli wskazać osoby mądre wybierało Jezusa Chrystusa. Więc może sekret mądrości kryje się w świętej księdze chrześcijaństwa?

To oczywiście moje uproszczenie. Wiesław Łukaszewski w książce prezentuje najważniejsze prace dotyczące mądrości, jakie powstały w XX wieku i nie tylko. Łączy poglądy w czasie i przestrzeni. Prezentuje swoją własną definicję tej cnoty będąc przy tym skromnym i ... niesamowicie mądrym.

Lektura książki "Mądrość i różne niemądrości" sprawia, że czytelnik znajduje odpowiedź na pytania, jakie autor zadaje we wstępie. Chodzi mianowicie o naszą postawę dotyczącą pewnych - wydawałoby się - spraw oczywistych. Moda na nieszczepienie dzieci, wiarę we wróżki czy "zdrowe" wyciągi z trawy zamiast chemioterapii nie można nazwać mądrymi. Czy więc cofamy się? Przyjmujemy jako społeczeństwo kierunek ku temu, co było i nie było najciekawsze?

Ja znam odpowiedź na te pytania właśnie dzięki książce Łukaszewskiego. Polecam lekturę przed najbliższymi wyborami samorządowymi 2018.







środa, 10 października 2018

Felicia zaginęła |Jørn Lier Horst | Recenzja

Felicia zaginęła

Jørn Lier Horst to pisarz, który swoje doświadczenie w pracy jako policjant połączył idealnie z pisarskim powołaniem. Przekonacie się o tym czytając "Felicia zaginęła".



Pewnego dnia komisarz William Wisting otwiera nową sprawę o zaginięcie. Bez śladu ginie młoda dziewczyna, której ojciec umarł na raka a matka jest w stanie agonalnym. Może nie radzi sobie z problemami i popełniła samobójstwo? A może uciekła od problemów i za bardzo narcystycznego męża?

Trup w szafie


W tym samym czasie podczas prac budowlanych zostaje znalezione ciało kobiety w szafce na robocze ubrania. Ciało jest bardzo stare i trudne do zidentyfikowania.

William Wisting prowadzi dochodzenie ścigając się z czasem. Bowiem tylko parę dni dzieli niewyjaśnione zabójstwo sprzed lat od przedawnienia. Kto zabił i kogo zabił? Motyw? Dochodzenie Williama Wistinga odkrywa sieć kłamstw i brzemiennych w skutkach wydarzeń. Pomimo lat, jakie upłynęły od zbrodni jej skutki sprawcy odczuwają do dzisiaj.

Ktokolwiek widział. Ktokolwiek wie


Jørn Lier Horst powołując się na rosnącą liczbę zaginięć tworzy opowieść pokazującą ten problem. W Polsce takimi sprawami zajmuje się specjalna jednostka - u Horsta jest to niezniszczalny Wisting. Autor pięknie  snuje opowieść o miłości, nienawiści, zbrodni i przypadku, który wpływa na życie wielu ludzi.

Do końca nie wiadomo, kto zabił. Podejrzenia padają to na policję, to na bogatego przedsiębiorcę czy młodego informatyka. W tle William Wisting musi mierzyć się także z własnym życiem - dorastającymi dziećmi oraz żoną, która wyjeżdża na misję do Afryki.

"Felicia zaginęła" to drugi tom opowieści o Wistingu - równie mocny, co pierwsza książka Jørn Liera Horsta. 

niedziela, 7 października 2018

Jak zadowolić kobietę?

Od niepamiętnych czasów mężczyźni walczą z szybkimi reakcjami na bodźce seksualne, by znaleźć sposób na doprowadzenie do orgazmu znacznie wolniej reagującej kobiety. Legendy miejskie dotyczące długości stosunków w filmach erotycznych wpędzają w kompleksy. Ian Kerner w bardziej i mniej naukowy sposób stara się rozwiać wszelkie mity.


Filmy erotyczne, które dziś wychowują młodzież w tych sprawach pokazują macho, którzy albo rżną godzinami albo są obsługiwani przez kobiety oralnie przez długie minuty. A one? Brak, nic i zero nie opisuje tego typu erotyki.

Ian Kerner stara się wyjaśnić swój pomysł na wzajemne dawanie rozkoszy. Od wyjaśnienia anatomii, poprzez naukowe badania i ankiety przeprowadzane na tysiącach kobiet prezentuje wnioski, które każą zastanowić się nad jakością życia w alkowie XXI wieku. Okazuje się, że nie jest najlepiej a kobiety, które nie są zadowolone mówią o tym tylko w badaniach. W relacji z partnerem wszystko jest ok.

"Jej orgazm najpierw" można traktować jako kompendium wiedzy dla tych, którzy nie chcą zatrzymać się na pozycji misjonarskiej. To propozycja rozszerzająca horyzonty użytkownikom redtube'a i youporna. To książka dla chcących świadomie wiedzieć więcej.

Warto przeczytać i zapamiętać.


Asseco Arka Gdynia pokonała Mistrza!

Rozgrywane mecze w samo południe nie zawsze należą do pasjonujących. Jednak to, co wydarzyło się w dzisiaj w Gdyni na długo zapadnie kibicom w pamięci.

Mało kto spodziewał się, że gracze Asseco Arki, którzy przegrywali 23 punktami wygrają w całym spotkaniu 98:89. Najlepszym zawodnikiem meczu był Krzysztof Szubarga (22 punkty, 2 zbiórki, 11 asyst). Świetne spotkanie rozegrał Dariusz Wyka (22 punkty, 8 zbiórek, asysta, 2 przechwyty, blok) oraz Robert Upshaw (11 punktów, 4 zbiórki, asysta, blok), którego dzielnie wspierał Marcel Ponitka.

Gdynianie przełamali w końcu serię meczy bez zwycięstwa. Potwierdzili jednak, że praca Przemyława Frasunkiewicza i całego sztabu trenerskiego idzie w dobrym kierunku. Nie było w zespole słabego ogniwa, bo każdy grał na 100 procent swoich możliwości.

Miejmy nadzieję, że zespół pokaże pazur także w meczach Eurocup.


Asseco Arka Gdynia - Anwil Włocławek 98:89 (16:29, 28:30, 28:16, 26:14)

Asseco Arka Gdynia: Szubarga 22, Wyka 22, Bostic 14, Upshaw 11, Ponitka 10, Florence 8, Dulkys 6, Witliński 3, Łapeta 2, Garbacz 0, Kamiński, Stryjewski

Anwil Włocławek: Michalak 21, Lichodiej 13, Sobin 13, Zyskowski 11, Simon 10, Mihailović 9, Łączyński 5, Parzeński 4, Szewczyk 3, Komenda 0, Marković 0, Wadowski 0

Katarzyna Puzyńska na spotkaniu w Redzie

Reda nie jest może stolicą polskiego kryminału jednak dzięki Aferze Kryminalnej 2018 do tej piękniej mieściny najlepsza autorka kryminałów w Polsce - Katarzyna Puzyńska.


Afera Kryminalna to największy na Pomorzu festiwal kryminału, który powstał w 2011 roku z inicjatywy Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku oraz gdańskiego wydawnictwa Oficynka. Od początku swojego istnienia festiwal gościł najznamienitszych twórców kryminału, thrillera i sensacji.

Wśród nich są i mistrzowie, i uczniowie, autorzy z wieloletnim dorobkiem literackim i debiutanci, profesjonaliści przekazujący wiedzę wartą wykorzystania w tym gatunku i pasjonaci intelektualnej gry. Do nich bez wątpienia należy Kasia Puzyńska - osoba, która wzięła sprawy w swoje ręce i sama poprowadziła spotkanie.

Pytania o bohaterów jej sagi w Lipowie - Emilię, Weronikę i oczywiście Daniela rozpoczęły dyskusję, z której zebrani mogli dowiedzieć się, jak to jest z tworzeniem tak dobrej opowieści. Autorka "Czarnych Narcyzów" wyjaśniała skąd się biorą tytuły jej książek oraz pomysły na dalsze losy bohaterów. Jakie jednak one będą - nie powiedziała zasłaniając się "pomidorem".

Ciekawym wątkiem, który pojawiał się w opowieściach Puzyńskiej była psychologia - najpierw studia, potem epizod z wykładaniem na uczelni i wykorzystywaniem zdobytej wiedzy podczas tworzenia kolejnych opowieści. Ta właśnie warstwa sprawia, że każda opowieść autorki "Utopców" jest jedyna w swoim rodzaju i niepowtarzalna.

Pogodna i otwarta Kasia Puzyńska podpisała mi się w "Dolinie Muminków" i swoich książkach. Wypada życzyć sobie, by słabsi autorzy dążyli do poziomu Kasiu a mocniejsi czerpali chochlą z jej źródła skromności, pokory i siły w dążeniu do celu.

Gdybyście więc mieli okazję uczestniczyć w spotkaniu z Katarzyną Puzyńską w bibliotece, kinie, kawiarni, pubie czy na Woodstocku - nie przegapcie. Takich ludzi trzeba poznawać osobiście. I już!
















piątek, 5 października 2018

Twarz w tłumie.O'Nan Stewart, King Stephen

Wyobrażałeś sobie kiedyś czytelniku jak to jest z tą karmą i tymi ludźmi, z którymi nie żyłeś za dobrze? Stephen King w oszałamiającym opowiadaniu "Twarz w tłumie" pokazuje, że życie bardziej skomplikowane niż nielimitowany dostęp do internetu i fajne konto na Instagramie.


Głównym bohaterem opowiadania autora "Carrie" jest Dean Evers. Stary mężczyzna, bardzo samotnym po śmierci żony, z którą przeżył 46 lat. Pozostała mu jedna pasja: namiętnie ogląda mecze baseballowe w telewizji.

Kiedyś był kibicem Red Sox, a po przejściu na emeryturę i osiedleniu się na Florydzie kibicuje także kiepskim Devil Rays, choć stara miłość nie rdzewieje i kiedy nadarza się okazja ogląda także czerwone skarpety.

Pewnego dnia, oglądając mecz, Evers widzi na trybunie dentystę, którego znał jako dziecko. Na kolejnym meczu to samo miejsce zajmuje wspólnik Eversa… który nie żyje. Sytuacja się powtarza, tylko zmieniają się osoby. Przychodzi moment, w którym Evert musi wziąć sprawy w swoje ręce.

Stephen King jako mistrz krótkiej formy umiejętnie stopniuje napięcie w dość krótkiej opowieści. Okazuje się, że nawet gra w baseball może mrozić krew w żyłach i być zalążkiem dyskusji na tematy bardzo poważne.

Śmierć i przemijanie w "Twarzy w tłumie" jest bezwzględna. Zabiera wszystkich bez względu na wiek, ilość pieniędzy na koncie i umiejętności wykorzystywane w łóżku. Przypomina również, że w życiu rzadko liczą się do końca rzeczy, za którymi tak gonimy - z pieniędzmi na czele. Dean Evers przypomina sobie swoje relacje - słabe, niedoskonałe, nasiąknięte kłamstwem a czasem i zbrodnią. Staje w ich obliczu jak na Sądzie Ostatecznym. Co z tego wyniknie?

Zapraszam do lektury.


niedziela, 30 września 2018

W wysokiej trawie. Joe Hill

W wysokiej trawie. Joe Hill

Joe Hill to godny następca Stephena Kinga. Opowiadanie "W wysokiej trawie" przywodzi na myśl "Dzieci kukurydzy" i straszy bardziej niż się to wydaje.


Główni bohaterowie opowiadania - Cal i Becky to kochające się rodzeństwo. Kiedy Becky zachodzi w ciążę na pierwszym roku studiów, brat decyduje się jej pomóc i odwieźć siostrę do rodziny w drugiej części Stanów.

Przejeżdżając przez Kansas słyszą wołanie o pomoc, które dobiega z przylegającego do szosy wielkiego pola traw. Zatrzymują się na parkingu przy kościele pod dziwnym wezwaniem „Czarnego Kamienia Odkupiciela”. W pobliżu nie ma nikogo, a dziecinny głos dobiega z niedaleka, więc decydują się wejść w trawy i wyprowadzić dziecko na bezpieczną drogę.

Jednakże pole zakłóca poczucie kierunku, powodując, że Becky i Cal gubią się w trawie. Spotkanie z ludźmi w niej żyjącymi będzie dla nich zabójcze.

Cal i Becky dostają się w sam środek koszmaru, który mógł wymyślić tylko Joe Hill. Zabójcza trawa i tajemniczy kamień odkupiciela sprawiają, że czytelnik do samego końca nie wie, czy uda się obojgu bohaterom wyjść z tej przygody w całości.

Joe Hill nawiązuje do "Dzieci kukurydzy" wykorzystując postać dziecka do stworzenia potwora na miarę XXI wieku. Autor doskonale wie, czego się boimy i "W wysokiej trawie" daje nam to w stu procentach.

Opowiadanie obowiązkowe dla fanów grozy.



poniedziałek, 17 września 2018

O Kamilu, który patrzy rękami

O Kamilu który patrzy rękami

Pięcioletni Kamil jest niewidomy. Ale czy to powód, żeby się go bać, litować nad nim albo natrętnie się o niego troszczyć? Okazuje się, że książki, które zostały wybrane do Maratonu Czytelniczego 2018 uczą dzieci więcej niż my rodzice i nauczyciele potrafimy o niepełnosprawności powiedzieć.


Wracając do pytania postawionego na wstępie - czy trzeba litować się nad niepełnosprawnymi? Stanowczo nie! Kamil - niewidomy całkiem dobrze sobie radzi i jak każdy chłopiec miewa szalone pomysły i niezwykłe przygody. Gra w piłkę, próbuje swoich sił w jeździe na rowerze a czasem gubi się w wielkim centrum handlowym tylko dlatego, że współczująca ciocia chce mu kupić nowe spodnie. Jednocześnie nakrywa do stołu, ubiera choinkę i wykonuje inne obowiązki domowe.

Oczywiście wspólnie ze starszą siostra Zuzią świetnie się bawią, robią sobie psikusy, a kiedy trzeba – stają za sobą murem. Na przykład kiedy pewien pan w restauracji uważa, że ciemne okulary Kamila to wymysł niewychowanego bachora. Albo kiedy w tramwaju nikt nie chce bratu ustąpić miejsca. Albo kiedy piłka zamiast do bramki wpada w samo - szklane okienko.

Książka oswaja z nieznanym światem, w którym patrzy się rękami. Oswaja czytelników, którzy na swojej drodze pewnie nie raz spotkają osoby poznające dotykiem otaczający ich świat. Jak zachować się? Czy pomagać? Co mówić, a czego nie wypowiadać? To tylko niektóre z zagadnień, jakie porusza Tomasz Małkowski.

Kim zostanie niewidomy Kamil w przyszłości? Astronautą? Pisarzem? Komikiem? Przeczytajcie książkę Tomasza Małkowskiego i zobaczcie, że świat poznawany rękoma jest równie ciekawy (a nawet ciekawszy) niż ten nasz widziany tylko z perspektywy szkiełka i oka.



środa, 12 września 2018

Zbrodnia niedoskonała

Czy istnieje 'Zbrodnia niedoskonała"? Czy morderca pozostanie bezkarny? Na te i inne pytania świetnie odpowiada duet Katarzyna Bonda i Bogdan Lach w książce "Zbrodnia niedoskonała".



Autorzy wyjaśniają w książce, na czym polega tzw. profilowanie i jaka jest historia tej metody badawczej. Od Stanów Zjednoczonych, przez Europę aż do Polski obserwujemy rozwój nauki, która dla niewtajemniczonych jest jak magia i wróżenie z fusów.

Bonda i Lach przestawiają etapy tworzenia portretu psychologicznego nieznanego sprawcy, proponując na końcu rozdziału zagadkę kryminalną dla czytelników. Główną część książki stanowią opisy zbrodni i działań prowadzących do znalezienia sprawcy. Bogdan Lach - pierwszy profiler w Polsce opowiada w zaskakujący sposób o swojej trudnej pracy i przypadkach, w których pomoc profilera okazała się zbawienna.

Opisywane sprawy zostały podzielone ze względu na motyw wiodący: seksualny, zemsty, rabunkowy, krzywdy i urazy, lęku i niepokoju, urojeniowy. Motyw seksualny to opowieść o seryjnych gwałcicielach ale i żądnych zemsty mężczyznach. Kobiety również mają swoje za uszami jeśli idzie o chęć zemsty. W książce nie ma zbrodni, która byłaby spowodowana w obronie własnej.

Autorzy przedstawiają charakterystyczne cechy ofiar i sprawców zbrodni związanej z danym motywem, a także typowe okoliczności i przebieg poszczególnych spraw.

Wspomniane opowieści łączy ludzkie niepohamowanie emocji. Sprawcy w małym procencie są zimnymi i nieczułymi draniami. Wielu z nich to recydywiści, z których Bogdan Lach czytał jak z kartki. Cechy osobowości, wykształcenie i nieszczęśliwe dzieciństwo pojawiają się w wielu profilowych sprawach pokazując czytelnikowi, że w często środowisko kształtuje dobrego człowieka w zły sposób. Wszystko jednak w momencie popełniania zbrodni leży w jego rękach.

Świetnia książka.









sobota, 1 września 2018

Masz to jak w banku. Ryszard Ćwirlej

Masz to jak w banku

Ryszard Ćwirlej w swoich opowieściach o milicjantach z Poznania umie zabawić czytelnika. W "Masz to jak w banku" łączy historię PRL-u z kryminalnymi aferami i sporą dawką dobrego humoru, którego główną osią jest porucznik Teofil Olkiewicz.


Jest rok 1989. W modzie królują niepodzielnie marmurkowe dżinsy. Na ulicach miast pojawiają się przedsiębiorczy handlarze, którzy wprost z toreb, walizek i składanych stolików sprzedają deficytowe towary przywiezione z Zachodu. W Warszawie trwają obrady Okrągłego Stołu, a ludzie mówią, że już niedługo handel walutami przestanie być w kraju zakazany. Jeszcze nikt o tym nie wie, ale za chwilę PRL rozsypie się jak domek z kart, a rządząca partia, przewodniczka narodu, przestanie istnieć.


Tymczasem w Poznaniu dochodzi do tajemniczych morderstw dokonanych na miejscowych handlarzach dewizami. Wszystko wskazuje na to, że ktoś chce przejąć walutowy interes szefa poznańskich cinkciarzy Grubego Rycha dybiąc również na jego życie. Partnerka cinkciarza zostaje zabita serią z kałasznikowa - on sam cudem unika śmierci.

Śledztwo w sprawie zabitych handlarzy walutą przejmuje komenda wojewódzka milicji. Szef zespołu dochodzeniowo-śledczego powierza je kapitanowi Mirkowi Brodziakowi, który prywatnie jest dobrym znajomym Rycha. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy wysłany na miejsce przestępstwa porucznik Teofil Olkiewicz znika bez śladu, a sprawą cinkciarzy zaczyna interesować się poznańska SB.

W "Masz to jak w banku" obserwujemy kolejne potyczki milicjantów z SB. Kapitan Brodziak nie może znieść tych cwaniaków. Wyjątkiem jest jednak Teofil Olkiewicz, który czuje się w tamtej rzeczywistości jak ryba w wodzie. Jego zaginięcie związane jest ściśle z SB jednak nikt nie chce go likwidować. Teofil nadal nadużywa trunków i cieszy się życiem, w którym jego prochowiec sprawia, że wielu widzi w nim polskiego Colombo.

Ćwirlej kolejny raz udowadnia, że jego kryminał milicyjny to jest coś. Tamten Poznań i tamte realia tworzą niesamowity klimat, którego nie mają inne kryminały. Szkoda, że to już ostatnia książka z tej serii.



niedziela, 26 sierpnia 2018

Śliski interes. Ryszard Ćwirlej

Śliski interes. Ryszard Ćwirlej

W "Ręcznej robocie" czytelnik natykał się na odcięte ręce. W przypadku "Śliskiego interesu" mamy do czynienia z ciałami, które nie wiedzieć czemu... znikają z grobów i znajdują się w samym centrum Poznania.


Akcja powieści rozgrywa się zimą 1983 roku. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Chorąży Teofil Olkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu zupełnie przypadkowo i wbrew swojej woli zostaje oficerem prowadzącym śledztwo w sprawie zwłok znalezionych na ulicy w pryzmie śniegu. Szybko okazuje się, że to ciało wykradzione z grobu na jednym z poznańskich cmentarzy. Czyżby w mieście grasował nekrofil?

Chorąży Teofil Olkiewicz rozpoczyna śledztwo zapijając jednocześnie swoją grypę poczciwą polską wódką. W międzyczasie chce rozwiązać zagadkę chrzczenia wódki, co jest zbrodnią gorszą niż wspomniany teofil - przepraszam nekrofil.

Partner i kolega Olkiewicza, podporucznik Mirosław Brodziak, dzięki swoim rozległym kontaktom w świecie przestępczym dowiaduje się, że jego przyjacielowi z dzieciństwa, cinkciarzowi Rychowi Grubińskiemu, grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Konkurencyjna grupa cinkciarzy chce go zlikwidować. Na domiar złego, wiedzą gdzie Grubiński się ukrywa. Brodziak nie ma czasu do stracenia. Musi ostrzec przyjaciela. Wyrusza do zagubionego pośród lasów gospodarstwa ze świadomością, że w tym samym kierunku podążają bandyci.

"Śliski interes" to prawdziwy popis chorążego Olkiewicza. Ma sposobność poznać dwie panie, które swoimi obfitymi kształtami i pociągiem do wypicia duszkiem szklanki wódki kradną mu serce. Dostaje się w samo centrum handlu narkotykami i ma sposobność smakować kokainy, która z Olkiewiczem zrobi rzeczy niesamowite.

Teofil znajduje czas na to i rozwiązywanie kryminalnej zagadki, która dla niejakiego komisarza Marjańskiego jest podstawą do napisania opowiadania lepszego niż przygody Borewicza - "Morderca zawsze zostawia ślad". Głównym bohaterem jest Teofil Markiewicz a jego pierwowzorem nie kto inny jak poczciwy Teofil.

Spora dawka humoru w połączeniu z klimatem tamtych lat - a zima była wtedy sroga sprawia, że 2 godziny wystarczą, by poznać tajemnicę poznańskich nekrofilów i cechy charakteru, za którymi tak uganiają się panie od Olkiewicza.

Mój numer jeden jeśli idzie o pisarstwo Ryszarda Ćwirleja.


Ręczna robota. Ryszard Ćwirlej

Ręczna robota. Ryszard Ćwirlej

Młodzież nie pamięta ale kiedyś (czytaj w PRL) to były czasy. Pracował człowiek w milicji i przychodził do pracy to musiał się napić. Jak się nie napił, to czas mijał jakoś wolno i bezproduktywnie. Dobrze wie o tym chorąży Teofil Olkiewicz - jeden z ważniejszych bohaterów stworzonych przez Ryszarda Ćwirleja. W "Ręcznej robocie" to on właśnie gra główne skrzypce przy rozwiązywaniu trudnej zagadki kryminalnej.



8 marca 1986 roku w pociągu relacji Berlin-Poznań znaleziono ciało przemytnika, skomplikowana społeczna struktura została poważnie naruszona. Brutalne morderstwo miało być dla kogoś ostrzeżeniem. Tylko dla kogo? Wspomniany Teofil łapie podejrzanego od razu. Przepraszam - ten podejrzany jest od razu winny. 

Fakt, że zatrzymany nie ma nic wspólnego z morderstwem, jest zupełnie nieistotny - najważniejsze by zyskać czas i spokojnie prowadzić dalsze dochodzenie. Obok działań milicji swoje własne śledztwo prowadzi też Gruby Rychu, szef poznańskich cinkciarzy i prywatnie przyjaciel Mirka Brodziaka, który pracuje z chorążym Teofilem. Kto pierwszy odkryje prawdę?

"Ręczna robota" Ćwirleja to barwna, a jednocześnie realistyczna historia kryminalna, w której trup ściele się gęsto a na dodatek humoru jest w tej opowieści co niemiara.

Wspomniałem już o smutnym nałogu picia w pracy, który jednak w połączeniu ze śmieszną postacią Teofila Olkiewicza tworzy mieszankę wybuchową. Co rusz czytelnik śmieje się widząc kolejne pomysły tego bohatera - nieskuteczne acz bardzo sympatyczne. W ogóle trudno z dzisiejszej perspektywy nienawidzić takiej milicji. Za Olkiewiczem każdy poszedłby w ogień.

Ćwirlej doskonale czuje się w opisywaniu ale i przeżywaniu tamtej rzeczywistości. Przemyt dóbr materialnych z Niemiec, cinkciarze współpracujący z SB i szary Kowalski, który nie ma co ze sobą w tej rzeczywistości zrobić. Wszystko jest niesamowicie piękne.

Kto chce dowiedzieć się, dlaczego tyle trupów w Poznaniu pojawiło się wtedy w Dzień Kobiet - zapraszam do lektury.




Potomek. Graham Masterton

Potomek. Graham Masterton

Jeronimo Martins zrobiło, robi i pewnie robić będzie wiele w zakresie popularyzacji czytelnictwa w Polsce. Dodam popularyzacji książek, które trzeba i są warte przeczytania. Tak jest także (sic!) w wypadku Grahama Mastertona i jego "Potomka", którego dostać można w Biedronce za 9,99 zł.


Opowieść zaczyna się podczas II Wojny Światowej, w której to James Falcon - kapitan kontrwywiadu musi niszczyć hordy wampirów mogących przesądzić o zwycięstwie nazistów. Uzbrojony w rumuńskie tłumaczenie biblii, pociski z gwoździ, którymi ukrzyżowano Chrystusa i tajemniczy olejek wychodzi obronną ręką z wielu starć. Nie udaje mu się tylko złapać szefa wszystkich krwiopijców - Duki.

Wojna choć wygrana - trwa nadal. Kilkanaście lat później w Londynie wampiry dają znać o sobie. Ludzie zaczynają ginąć a MI6 potrzebuje takiego specjalisty jak James.

Zabić trzeba wiele wampirów. Z najpotężniejszym z nich - Doinem Ducą James Falcon stoczy pojedynek, którego finału nie przewidzi nawet największy fan powieści Mastertona.

Dojrzała, świetnie napisana, przerażająca - tak o książce napisał Robert Cichowlas, który na Mastertonie zjadł zęby. Autor "Potomka" świetnie oddaje klimat II wojny światowej, w którą wpisuje klasyczny motyw wampirów. Jego podział na strzygi żywe i umarłe oraz sposoby walki z nimi podobają się bardzo.

Widać, że Masterton zrobił porządny reasearch jeśli chodzi o temat Rumunii, Draculi i wszystkiego, co z nim związane. Akcja toczy się szybko, przetykana seksem i scenami walki. Zresztą Masterton to mistrz opowiadania aktów seksualnych. Jego literackie zbliżenia należą do pobudzających wyobraźnię i prezentujących całą gamę pomysłów na udany seks :)

"Potomek" to opowieść nie tylko dla fanów wampirów. To po prostu jest coś!






niedziela, 19 sierpnia 2018

Mocne uderzenie. Ryszard Ćwirlej

Ryszard Ćwirlej w tworzonym przez siebie kryminale milicyjnym czuje się jak ryba w wodzie. "Mocne uderzenie" pokazuje siłę jego pisarstwa.


Mamy rok 1988. Podczas Festiwalu Muzyki Rockowej w Jarocinie na polu namiotowym zostają znalezione zwłoki młodej dziewczyny. Już na pierwszy rzut oka widać, że przyczyną śmierci było zgruchotanie skroni jakimś tępym narzędziem - prawdopodobnie młotkiem. Mariusz Blaszkowski, podchorąży ze szkoły milicyjnej w Szczytnie, rozpoczyna śledztwo wbrew prawu (bo nadal się uczy) i zaczynając żmudną wojnę z SB.

Wkrótce przybywają mu jednak najlepsi koledzy z Poznania: kapitan Mirek Brodziak i chorąży Teofil Olkiewicz. Ten pierwszy to człowiek, który tylko przez przypadek został milicjantem, bo równie dobrze mógłby zostać przestępcą, drugi to zdeklarowany wielbiciel mocnych trunków, który zrobi wszystko byle tylko się nie przepracować i wypić ile się da.

Tymczasem w Poznaniu zostają znalezione zwłoki mężczyzny, który zginął w podobny sposób jak dziewczyna w Jarocinie. Czyżby obie sprawy łączyły się ze sobą?

Razem z Teofilem Olkiewiczem, który jest dla mnie milicjantem numer jeden w opowieści Ćwirleja prowadzę śledztwo z zaskakującym finałem. Okazuje się, że nie wszystkie tropy prowadzą do celu a PRL to nawet ciekawy ustrój, w którym milicja - patrz Brodziak ściśle współpracuje z ówczesną mafią - vide Gruby Rychu.

Ćwirlej świetnie oddaje ówczesne realia z Jarocinem na czele. W "Mocnym uderzeniu" spotkamy między innymi Jurka Owsiaka (tego od WOŚP), który jest ważnym bohaterem opowieści. Przewijają się gwiazdy Solidarności, dzieci-kwiaty i piersi skinheadzi.

Ryszard Ćwirlej to jest gość. Książka, którą zdecydowanie trzeba przeczytać.





środa, 15 sierpnia 2018

Gdy zapada zmrok. Jørn Lier Horst

"Gdy zapada zmrok" to opowieść, która pokazuje czytelnikowi początki owocnej kariery Willama Wistinga - bohatera powieści Horsta, znanego już Wam z moich poprzednich wpisów.


W "Gdy zapada zmrok" William Wisting jest świeżo upieczonym ojcem bliźniaków, a także młodym i ambitnym konstablem w policji, który marzy o tym, by zostać kryminalnym. Cóż - na razie na to się nie zanosi. Zostaje mu praca zwykłego krawężnika.

Patrolując ulice Wisting ma "szczęście". Podczas brutalnego napadu, niespodziewanie znajduje się w centrum dramatycznych wydarzeń. Ma okazję "prawie" złapać złoczyńców. Sprawa trafia jednak w ręce kryminalnych, którzy nie chcą by niedoświadczony Wisting mógł się wykazać.

Wisting niezrażony wraz z przyjacielem jedzie zobaczyć stare auto, które ktoś chce okazyjnie sprzedać. Na miejscu nasz bohater znajduje ślady po kulach i zaczyna rozwiązywanie zagadki, która nigdy nie została rozwiązana. Okazuje się, że to początek drogi, która kształtuje Wistinga jako doskonałego detektywa.

Norweski pisarz tworząc opowieści o Williamie Wistingu bazuje na schemacie, w którym zawsze pojawia się morderstwo. Wtedy w grę wchodzi doświadczenie autora - Horsta jako policjanta piszącego o swojej byłej pracy.

Ta nie przypomina znanych nam opowieści kryminalnych. Nikt się tutaj nie zalewa w trupa, nie stara zaćpać problemów i uciec od codzienności. Żmudne narady, badanie dowodów i rozmowy ze świadkami są budulcem, który autor idealnie składa do kupy. Oczywiście wynik zawsze jest pozytywny - zbrodniarz zostaje ujawniony, osądzony i osadzony za kratami.

Wszystko dzieje się w majestacie i poszanowaniu prawa, które nie nadąża jednak za zmianami w Norwegii i na świcie. Młody Wisting nie spodziewał się tego, co nastąpiło w XXI wieku. Ciemna strona mocy jest silniejsza i przebieglejsza a policja coraz bardziej bezradna.

"Gdy zapada zmrok" to świetna powieść dla tych, którzy chcą zacząć przygodę z Williamem Wistingiem od dużego A.

Polecam.


wtorek, 14 sierpnia 2018

Kluczowy świadek. Jørn Lier Horst

Jørn Lier Horst w kolejnej opowieści dotyczącej mrocznych tajemnic norweskiego miasta tym razem zajmuje się morderstwem historycznym, na kanwie którego powstał "Kluczowy świadek".


Książka zaczyna się podobnie do świetnego "Jaskiniowca". Preben Pramm leży martwy od tygodnia. Jest nagi, związany, a na jego ciele widać ślady wyszukanych tortur. Dom jest wywrócony do góry nogami, ale nie wygląda na to, żeby zabójcy znaleźli to, czego szukali. Nikt się nie zainteresował człowiekiem, który dla wielu był nikim. Bez rodziny, przyjaciół i relacji umarł nie tak jak żył.

Komisarz William Wisting zaczyna prowadzić śledztwo, które rzuca nowe światło na osobę, która prawie nie miała zainteresowań. Jedynie miłość do tanga czy ornitologia ale przecież aż kilka tysięcy ludzi w Norwegii należy do oficjalnego związku zrzeszającego miłośników ptaków.

Jaka była tajemnica Pramma? Czemu musiał umrzeć w tak brutalny sposób? Okazuje się, że denat uwielbiał obserwować i z tej obserwacji nagle dorobił się sporego majątku, którego nigdy nie miał. Ponadto zaczął zadawać się z towarzystwem mającym związki z handlem narkotykami.

William Wisting łączy w logiczną całość opowieści, które z pozoru nic łączyć nie powinno. Podoba mi się ta logika, dedukcja i ślad długoletniej pracy autora - Horsta w policji. Umie pokazać szczegóły kolejnych operacji, techniki i trzymać napięcie tak, jakbyśmy naocznie to śledztwo obserwowali. Pozornie typowa i nudna opowieść bez uzależnienia od alkoholu i narkotyków sprawia, że czytelnik bawi się przednio.

Kolejna świetna książka od wydawnictwa Smak Słowa z serii z Williamem Wistingiem
.

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Psy gończe. Jørn Lier Horst

Jak to jest z tą naszą znieczulicą? Czy interesujemy się, gdy sąsiad od dłuższego czasu nie odbiera poczty i przestał wychodzi na dwór? "Psy gończe" Jorna Liera Horsta to opowieść o tragedii współczesnego świata, która wykorzystywana jest przez złych ludzi.


Zaledwie trzy domy dalej od mieszkania policjanta Williama Wistinga zostają odnalezione zwłoki mężczyzny, który przez cztery miesiące siedział martwy przed migającym ekranem telewizora. Nic nie wskazuje na to, aby jego śmierć była wynikiem przestępstwa. Viggo Hansen był człowiekiem, na którego za życia nikt nie zwracał uwagi, więc jego śmierć również nie wzbudza sensacji i nie trafia na czołówki gazet. A jednak z jakiegoś powodu ta sprawa budzi ciekawość córki Wistinga, która jest dziennikarką. Line postanawia napisać artykuł: portret zupełnie nieznanej osoby pozostawionej samej sobie w kraju, który stara się dbać o wszystkich.

Kiedy Line prowadzi swoje śledztwo policja otrzymuje zgłoszenie o odnalezieniu kolejnych zwłok. Wygląda na to, że ciało musiało tam leżeć przez długi czas. Co więcej - przy ciele znajduje się ślad, który sprawia, że cała norweska policja zostaje postawiona na nogi. Śmierć Viggo Hansena była przypadkowa? Wisting wie, że to nieprawda.


"Psy gończe" to książka, od której nie można się oderwać. Wydawałoby się - przypadkowa śmierć jest początkiem poszukiwań, od których zależy los wielu kobiet w Norwegii. Człowiek, który przez nikogo nie był kojarzony rozwiązał zagadkę kryminalną i ... zginął. Czy jego los podzieli Line?

Jej dziennikarskie śledztwo, które w "Psach gończych" wysuwa się na pierwszy plan jest jedynym ostatnio książkowym motywem żunalistycznym. Zresztą bardzo dobrze opisanym i trzymającym w napięciu równie dobrze jak śledztwo kryminalnych od Wistinga.

Wspomniany komisarz trzyma klasę prezentując skrupulatną pracę norweskich śledczych wraz z ich sukcesami i porażkami.


 Jørn Lier Horst wymiata po raz kolejny. Zanurzam się więc w następną opowieść z cyklu o Wistingu.

czwartek, 2 sierpnia 2018

Gdy morze cichnie. Jørn Lier Horst

Przygody z Jørnem Liernem Horstem ciąg dalszy. "Gdy morze cichnie" to kolejna opowieść, w której doskonały kryminał pokazuje Norwegię jakiej nie znamy.



Nieprzytomny mężczyzna zostaje odnaleziony na schodach miejskiej apteki. Jest postrzelony w brzuch i najwyraźniej ktoś chciał, aby został zauważony. Wkrótce policja znajduje w pobliżu zwęglone kości na pogorzelisku. Kiedy dodatkowo fale wyrzucają na brzeg zwłoki, William Wisting rozumie, że tym razem będzie miał do czynienia z inną sprawą kryminalną.

Okazuje się bowiem, że zapomniana przez Boga mieścina może być centrum przerzutu dużej ilości narkotyków a nawet miejscem, w którym próbują ukryć się groźni terroryści. William Wisting wykorzystując swoje umiejętności oraz ekipę, która prawie nigdy nie zawodzi krok po kroku rozwiązuje sprawę. Finał zaskakuje nie tylko czytelnika. Wszystko to dzieje się w niezwykle szybkim tempie. Czas ucieka, a źli ludzie czekają aby zrobić coś naprawdę złego.

Horst po raz kolejny pokazał klasę i wyczucie w pisaniu swoich kryminałów. "Gdy morze cichnie" to opowieść policyjna z zaskakującym początkiem i efektownym zakończeniem. Lubię poczciwego komisarza Wistinga, który nie ma problemów z piciem czy narkotykami. Lubię gościa, bo w swojej pracy jest uczciwy i skrupulatny. Uwielbiam go, bo z dziennikarzami rozmawia tak, że stanowi wzór dla policjantów, którzy chcą wzorowo współpracować z mediami.

Kolejna świetna powieść Horsta. Polecam.


Zobacz także seria z Wistingiem.

Jedna jedyna. Jørn Lier Horst

Seria opowieści z Williamem Wistingiem, który od lat ukazuje się nakładem wydawnictwa Smak Słowa to czytelnicza uczta kryminalna na najwyższym poziomie. Przykładem niech będzie "Jedna jedyna".


Opowieść zaczyna się niebanalnie. Mój ulubieniec - komisarz William Wisting zostaje wezwany do tajemniczego wykopu w środku lasu. Pozornie nic nieznaczący, pusty grób jest początkiem sprawy, która zajmie wszystkich mieszkańców okolicy. Mianowicie - znana piłkarka ręczna - Kajsa Berg, w drodze do centrum treningowego, nagle znika bez śladu. Zaraz po tym, wybucha pożar lasu, w którym ginie anonimowy człowiek. Obok leży martwy kot z odciętymi łapami.

William Wisting podczas prowadzenia śledztwa czuje, że wszystkie osoby zdają się coś ukrywać. Nauczyciele, właściciel sportowego klubu, sąsiad,który wynajmował Kasji mieszkanie oraz jego siostrzeniec. Wszyscy pozornie stać mogą za zniknięciem dziewczyny, która nie miała żadnego konfliktu z prawem.

Kim była Kasja? Zdolną piłkarką ręczną czy świetną manipulantką winną śmierci zakochanego po uszy chłopaka? Kolejne wydarzenia z jej życia sprawiają, że komisarz Wisting wkracza w świat młodych - gniewnych. Świat, w którym prawo nie istnieje, a życie? Życie jest mniejszą wartością niż pieniądze.

Jørn Lier Horst stworzył świetną opowieść kryminalną, w której do końca nie wiemy, czy Kasja została zamordowana a może nadal żyje? Przy okazji Horst stara się pokazać współczesne życie Norwegii tak fascynujące i ciekawe.

"Jedna jedyna" to świetny kryminał. W połączeniu z tropikalnym upałem, jaki teraz panuje w Polsce to świetne połączenie na nadchodzący weekend.







Unfuck yourself. Napraw się

Gary John Bishop - ponoć znany i lubiany coach w książce "Napraw się!" twierdzi, że wszystkie teksty w stylu "będzie dobrze", "jestem najlepszy" czy "najlepszy będę" można między bajki włożyć. Bishop proponuje "nowe" spojrzenie na życie.


Bolesny policzek polega na tym, by w końcu ludzie zaczęli oddzielać emocje od rzeczywistości. Autor zwracając uwagę na fakt, iż wielu ludzi poddaje się swoim emocjom, co kończy jakiekolwiek działanie. Mniej myśl - więcej żyj.

"Jestem do niczego" czy "jestem smutny" albo "jestem samotny" to tylko niektóre wyrażenia oddające emocje płynące z większości monologów wewnętrznych. Jak się takie wewnętrzne gadanie kończy? Wszyscy wiemy :)

Przykładem niech będzie grupa osób, które "motywują" kolejne instagramowe czy facebookowe profile. Otóż nie motywują. Ludzie siedzą wpatrzeni w pięknie zdjęcia, czytając słabe teksty coraz bardziej nie akceptują siebie i dążą do ideału, który ideałem nie jest. Przeżywają życie innych - z większą ilością followersów - mało zastanawiając się nad swoim.

Bishop w przeciwieństwie do wielu mówców motywacyjnych nie twierdzi, że jest alfą i omegą. Jego porady to działania kroczkami a nie krokami. Oczywiście w kilkunastu miejscach książki złapać można go na wierze w karmę, wszechświat, który się mści i kosmitów. W paru jednak miejscach jest naprawdę spoko.

"Unfu*c yourself" to propozycja filozofii miejskiej, która może mieć zastosowanie w życiu. To co, próbujemy?