poniedziałek, 4 września 2017

Outside the box. Czas na zmiany

Rozwój, rozwijać, iść do przodu, wspinać się po szczeblach, osiągać szczyty, realizować cele - to najpopularniejsze ostatnio słowa - klucze stosowane w naszym życiu.


Słuchając i czytając ciągle o ludziach, którzy wskoczyli na wyższy poziom, przestali jeść gluten czy zaczęli jeść płatki owsiane statystyczny Kowalski zacznie uparcie dążyć do realizacji celów, które ani nie są mu potrzebne ani ciekawe. W tym szumie ciekawie wypada książka dr Anety Chybickiej - "Outside the box", która Kowalskiemu pokaże i , daj Boże, nauczy, że warto czasem pomyśleć. Samemu.

Autorka w ciekawy sposób podchodzi do tematu kreatywności i zmiany sposobów myślenia. Wiele przykładów, które znajdziecie na stronach "Outside the box" to zdarzenia, które rzeczywiście miały miejsce. Duże korporacje, jeszcze większe problemy i pas, który rozwiązać można było tylko pozwalając pracownikom i przełożonym wyjść z pudełka.

Ilość schematów, utartych szlaków i tych samych rozwiązań stosowanych w firmach jest porażająca. Niektóre ryzykując decydują się na zmianę. Inne zaś jadą w torach, które nie zmieniły się i nie zmienią. Po przeczytaniu książki dr Anety Chybickiej stwierdzam, że te ostatnie jadą właśnie w swoją ostatnią podróż nad przepaść, z której nie ma ucieczki.

Choć "Outside the box" pokazuje praktycznie jak dojść do myślenia i działania kreatywnego w firmach to sposoby proponowane dr Anetę Chybicką pomocne będą również wspomnianemu Kowalskiemu. Dzięki interesującym ćwiczeniom odkryje swoje mocne i słabe strony. Używając niektórych narzędzi łatwiej poruszać się będzie w swojej pracy i środowisku domowym.

Niech się więc chłop nie trudzi oglądając kolejne mowy motywacyjne i kolorowe zdjęcia, tylko przeczyta jak może (bo może!) zacząć myśleć kreatywnie!

"Outside the box" i tego życzę wszystkim - a w szczególności uczniom na rozpoczynający się rok szkolny.

niedziela, 3 września 2017

Gorący ziemniak czyli kaszubskie party

alexander.com.pl

Firma Alexander z Gdyni z powodzeniem wydaje grę, która bawi najmłodszych, mobilizuje dorosłych i sprawia radość dziadkom. Przed Państwem "Gorący ziemniak party".


Presja czasu w grach wymagających logicznych odpowiedzi jest ich najmocniejszą stroną. Kilkaset pytań i ograniczony czas, a także gorący ziemniak w dłoni sprawiają, że szare komórki zaczynają pracować szybciej. Jaka jest odpowiedź na to pytanie? - taka myśl przyświeca kolejnym graczom odpowiadającym na niełatwe zagadki. W tej grze masz tylko kilka chwil, by wymyślić odpowiedź na pytanie i rzucić Gorącego Ziemniaka przeciwnikowi. Pozbądź się Ziemniaka zanim upłynie czas i się sparzysz. Celem jest uniknięcie dostania się na pole "spalony", który skutecznie eliminuje z gry.

W naszych rozgrywkach "Gorącego ziemniaka" rozpoczyna najmłodszy gracz. Najstarszy gracz bierze kartę i głośno czyta pytanie. Gdy kończy uruchamia bączka mierzącego czas. Wygodniej jest jednak skorzystać ze specjalnej aplikacji, która pozwala dokładnie mierzyć nasze kolejne ruchy. Gracz trzymający pluszowego ziemniaka musi udzielić odpowiedzi na zadane pytanie, a następnie rzucić go kolejnej osobie.

Gracze przekazują sobie ziemniaka zgodnie z ruchem wskazówek zegara i udzielają odpowiedzi na to samo pytanie aż do momentu upłynięcia czasu. Odpowiedzi nie mogą się powtarzać. Runda trwa do momentu zatrzymania kręcącego się bączka lub usłyszenia sygnału dźwiękowego z aplikacji. Osoba, która będzie w tym momencie w posiadaniu Ziemniaka lub go nie złapała, właśnie się sparzyła. Musi przesunąć swój pionek o jedno pole bliżej grilla. W następnej rundzie osoba, która właśnie się sparzyła, jako pierwsza odpowiada na pytanie, a czyta je osoba po jej prawej stronie.

Wygrywa ten, który jako ostatni zostanie na planszy. Trudno określić czas każdej z rozgrywek. Wszystko zależy od wiedzy i wyobraźni uczestników. Zdecydowanie jest to jedna z tych gier, które się nie nudzą (patrz: 5 sekund). Jak wspomniałem na początku "Gorący ziemniak" łączy pokolenia, bo gracze mogą być w różnym wieku i bawić się wyśmienicie.

Warto. Po prostu!


Zawartość pudełka: plansza, Gorący Ziemniak, 220 kart pytań, 12 pionków, duży bączek, mały bączek, dysk, instrukcja.

sobota, 2 września 2017

Baśnie arabskie. Aisha i wąż

Baśnie - niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzą - pozwalają przenieść się czytającemu do krain, w których niemożliwe staje się możliwe a sprawy zawiłe mają nawet logiczne i proste wytłumaczenia.


"Aisha i wąż. Baśnie arabskie" to wybór zapewne najciekawszych, intrygujących i charakterystycznych baśni z tamtego rejonu. Dlaczego warto je przeczytać?

Podziw budzi przede wszystkim kolor i bujność tych opowieści. Przymiotnik "arabski", który nie kojarzy się dzisiaj pozytywnie w "Aishy i wężu" nabiera zupełnie innego znaczenia. Dobrzy bohaterowie tych opowieści muszą mierzyć się ze złem, które stara się wykorzystać wszystkie elementy życia - w tym także religię - do zniszczenia szczęścia na ziemi.

Baśń "Trzej lenie" krytykuje lenistwo, które nie jest dobra cechą człowieka i pokazuje, co stanie się, gdy człowiek będzie unikał uczciwej pracy. Tytułowa "Aisha i wąż" prezentuje chciwą postawę złej macochy, która w swojej zapalczywości nie ma sobie równych. Jaki jest finał takiego postępowania? Zapraszam do lektury.

Ważną rolę w arabskich baśniach odgrywają zwierzęta. Baśń, która wyjaśnia odwieczny konflikt pomiędzy psami i kotami podobna jest do naszych europejskich opowieści w tej materii. "Córka rybaka" jako żywo przypomina opowieść o Kopciuszku pana Andersena. I jeszcze te wielkie węże, które mówią ludzkim głosem - prawdziwy majstersztyk.

Według Iwony Taidy Drózd opowieści te - przekazywane z pokolenia na pokolenie ustnie były opowiadane zgodnie z pewnym rytuałem. Wieczorem dzieci siadały razem z babcią i modląc się do proroka Mahometa rozpoczynały zdarzenia, które jako dorosłe wspominały zapewne z łezką w oku.

Zebrane w Zjednoczonych Emiratach Arabskich opowieści są ciekawą propozycją dla tych, którym znudziły się rodzime opowieści. Wspaniała lektura o świecie morskich podróży, tajemnic pustyni i połowów pereł, które pamięta się i do których wracać będziecie wielokrotnie.

La Vita Gdynia - włoska restauracja pełna życia

źródło www.restauracjalavita.pl

Dobra kuchnia, miła obsługa i ciekawy klimat - te trzy cechy charakteryzują restaurację "La Vita" położoną na ul. Władysława IV w Gdyni.


La Vita oprócz południowego klimatu oferuje ciekawe połączenie smaków znanych z kuchni włoskiej w miarę przystępnych cenach. Już podczas mojej wizyty w wejherowskim oddziale La Vity mogliśmy poczuć smak prawdziwie dobrej pizzy z pieca opalanego drewnem. Klasyczna Margherita, Parma czy Tonno są ciekawym połączeniem prostych składników i charakterystycznego ciasta.

Podobnie rzecz ma się w Gdyni choć pizza nie była głównym tematem naszej wizyty w tym oddziale La Vity. Na przystawkę wylądowały: bardzo dobra Bruschetta - grzanka, której podstawą jest pieczywo, posmarowane oliwą i roztartym czosnkiem z dodatkiem startego sera. Równie mocnym akcentem były krewetki panierowane z sosem czosnkowym. Ta przystawka nadaje się idealnie dla tych, którzy za owocami morza nie przepadają. Świetna panierka i sos czosnkowy pozwalają rozkoszować się smakiem tego dania. Wcześniej miałem okazję jeść w La Vicie mule w sosie winno-maślanym. Danie nieprzystawkowe, które bardziej pasuje mi do kuchni francuskiej jest ciekawą propozycją dla szukających niebanalnych smaków w centrum Gdyni.

Przejdźmy dalej. Na dania główne wybraliśmy klasyczne burgery podawane z frytkami. To nie najmocniejsze danie w ofercie restauracji La Vita - zgrzeszyłbym jednak, gdybym powiedział, że można mieć do nich zastrzeżenia. Dania kuchni włoskiej to silna strona La Vity i tego powinni trzymać się zarządzający restauracją. Medaliony alla Tiffany to ciekawe połączenie kruchego mięsa i pysznych krokietów. Pyszne choć bardzo ostre Petto di Galetto Enzo Ferrari zaspokoi potrzeby miłośników dań z pikantną nutą - dosłownie! Mocne wrażenia zapewnia również Scampi in Salsa Romesca - krewetki w sosie chili.

Na niektóre dania - szczególnie te główne trzeba było trochę poczekać - jednak obsługa w ramach rekompensaty zaproponowała darmowe napoje. Było to zbyteczne bo ciekawy klimat i wspaniali ludzie sprawiają, że czas oczekiwania na dania ma znaczenie drugorzędne.

Czy warto wybrać się do La Vity w piątkowy wieczór czy na niedzielny obiad? Zdecydowanie i nie tylko do gdyńskiego oddziału La Vita. Restauracja mieści się również w Sopocie i w Wejherowie.





wtorek, 29 sierpnia 2017

Przygody Sherlocka Holmesa

Kiedy w latach 1891 - 1893 poczytny "The Strand" publikował 24 opowiadania o Sherlocku Holmesie tylko najwięksi fani mogli oczekiwać, że ten bohater literacki będzie wzbudzał podziw nawet w XXI wieku gdzie kryminalne zagadki rozwiązują nowe technologie a nie szare komórki.


Dwanaście ze wspomnianych przeze mnie opowiadań opublikowano w formie książki jako "Przygody Sherlocka Holmesa". Sherlock jak wiadomo potrafi rozwiązywać zagadki kryminalne łącząc umiejętności z zakresu psychologii, prawa, kryminalistyki, chemii, fizyki i innych dziedzin, z których jest mistrzem. Podkreślam, że Sherlock w "Przygodach Sherlocka Holmesa" to detektyw idealny - prawie. Dlaczego?

Wspomnieć należy jego przeciwniczkę - Irene Adler, która w opowiadaniu "Skandal w Czechach" pokazuje, że nasz bohater ma także słabe punkty i słabość do jednostek, które dorównują mu intelektem. Podobnie jak uwielbiany i opisywany przez mnie wielokrotnie Arsene Lupin, pani Adler - kryminalistka - wzbudza uczucia bardziej pozytywne niż negatywne. Szantażując króla Czech chce uzyskać określone profity. Czy jej się to udaje? Odpowiedź znajdziecie w znakomitym finale tego opowiadania. 

Idźmy dalej. Arthur Conan Doyle - "ojciec" Sherlocka  w "Związku rudowłosych" pokazuje połączenie dobrego humoru oraz  jeszcze lepszego kryminału. Do sławnego detektywa przybywa rudowłosy właściciel lombardu Jabez Wilson i opowiada dziwną historię. Dwa miesiące wcześniej jego pomocnik Spaulding zwrócił mu uwagę na ogłoszenie w gazecie: Związek Rudowłosych oferuje miejsce pracy dla mających prawdziwie rude włosy.

Bankier udał się pod wskazany adres i zostawiwszy przedsiębiorstwo pod opieką pomocnika otrzymał zadanie codziennego przepisywania Encyklopedia Britannica za stosownym wynagrodzeniem. Po dwu miesiącach, gdy pewnego ranka jak zwykle stawił się do pracy, z przerażeniem odkrył na drzwiach napis o rozwiązaniu Stowarzyszenia. Dlaczego? Przyczyna okazała się bardziej skomplikowana niż by się wydawało.

Jestem przekonany, że opowieści Doyle'a to odpowiedź na ówczesne strachy dotyczące rozwoju miast, w których nie można znać wszystkich. Ludzie przyzwyczajeni do małych miasteczek musieli stawić czoła molochom, w których człowiek człowiekowi z reguły wilkiem - a nie przyjaciele. Nigdy nie wiedziało się, kim naprawdę był twój sąsiad czy czym zajmowała się twoja sąsiadka. Rzeczywistość potrafiła zaskakiwać i tak jest do dzisiaj (patrz - kolejne kryminalne wieści w mediach).

Arthur Conan Doyle to intrygujący pomysł na kryminalną zagadkę i jej rozwiązanie. Oczywiście trudno być Holmesem i od razu wiedzieć, kto zabił. Uważam więc, że stworzenie Watsona - bohatera takiego jak większość czytelników stanowi papierek lakmusowy, przez który możemy odbierać kolejne opowiadania i opowieści o detektywie w dziwnym kapeluszu.

"Przygody Sherlocka Holmesa" zostały w Polsce wydane wielokrotnie. Najlepsze edycje zaserwowało wydawnictwo Dolnośląskie. W jakiejkolwiek formie będziecie czytać tą książkę - bądźcie pewni, że do niej wrócicie. Prędzej czy później.




Najpiękniejszy budek Francji?

Paryż to światowa stolica kultury i mody oraz … architektury. Wszak od stuleci wyznacza kierunki, którymi podążają najwięksi twórcy. Dlaczego?


Mimo wielu zabytków nie boi się awangardowych budynków, które wzbudzają kontrowersje wśród krytyków sztuki, architektów i mieszkańców miasta. Centrum Pompidou wyglądające jak hangar do produkcji samolotów to tylko jeden z przykładów oryginalnego łączenia historii i nowoczesności.


W tą tradycję wpisuje się wieża Maine-Montparnasse. Ponad 210 metrów wysokości dawało wieży Maine-Montparnasse przez długie lata pierwsze miejsce na liście najwyższych budynków Francji. Dopiero w 2011 roku zdetronizował go First Tour ze swoimi 231 metrami.

Postmodernistyczna wieża Montparnasse była budowana w latach 1969 − 1973. Praca nie należała do najłatwiejszych ponieważ plac budowy usytuowano w miejscu nieczynnej stacji metra. To był jeden z powodów, dla których wieża została osadzona na podstawie w kształcie migdałów. Architekci w swojej pracy musieli zmierzyć się z szeregiem wyzwań, jakie stawiał im ówczesny rozwój technologii. Udało im się jednak zaskoczyć wszystkich zastosowaniem nietypowego montażu okien, które sprawdza się do dziś.

Jej prosta architektoniczna budowa nie przekonała jednak mieszkańców miasta. W 2 lata po jej ukończeniu zaczął obowiązywać zakaz wznoszenia tak wysokich budynków w Paryżu. Powstające tam budowle nie mogą mieć więcej jak siedem pięter.

Wieża waży 150 tysięcy ton, ma 6 podziemnych kondygnacji i 59 pięter. Widok zapewnia możliwość zobaczenia samolotów startujących z lotniska Orly.

Mieszkańcy Paryża mówią o tym architektonicznym wynalazku, że jest „najpiękniejszą budowlą w mieści”. Najpiękniejszą, bo nie widać z jego tarasów wieży. Ale czy to ważne?

niedziela, 27 sierpnia 2017

Jak zostać pisarzem? Przeczytaj, co radzi Haruki Murakami!

Haruki Murakami w książce "Zawód: powieściopisarz" nie uczy czytelnika pisania. Nie zdradza nam, skąd brać pomysły, jak tworzyć bohaterów i osiągać sukces. Ta książka to opowieść, z której wiele można dowiedzieć się na temat samego autora "Norwegian wood".

Batman #wgdyni

Batman #wgdyni to niecodzienny widok. 


Okazuje się jednak, że szczęśliwcy w sierpniu 2017 mogli oglądać mrocznego rycerza, który postanowił porzucić Gotham na rzecz polskiego miasta. Podczas swojej wizyty Batman wykonał kilkanaście ciekawych numerów na swoim skuterze i odpłynął zostawiając wiernych fanów #wgdyni.


Mistakos. Krzesła rządzą światem

Kiedyś podstawowymi grami były: chińczyk, bierki i karty. A teraz? Rynek wypełniony po brzegi różnymi propozycjami począwszy od Dobble na Robinsonie Crouzoe skończywszy i czasem sięga do najprostszych rozwiązań. Przykładem niech będzie świetne "Mistakos" czyli pojedynek na krzesełka.


Mistakos to gra zręcznościowa, w której wygrywa gracz posiadający określone umiejętności bądź ma dużo szczęścia. W zestawie otrzymujemy 24 krzesła w trzech różnych kolorach: zielony, niebieski i czerwony. Są różne rozdaje siedzisk oraz oparć dzięki czemu poziom trudności wzrasta.

Jakie są warianty rozgrywki? Na stronie rebel.pl polecany jest wariant ze zbieraniem punktów karnych. Poczytacie o tym więcej tutaj.

W przypadku większej liczby graczy można zagrać w wariant polegający na najszybszym pozbycie się swoich krzeseł. Podzielcie się równo między graczy - najciekawsza jest rozgrywka dla 3 osób. Gra polega na układaniu, każdy po sobie krzeseł tak, aby inne krzesła nie spadły.

Tylko jedno krzesło może stać na blacie, pozostałe układamy na nim. Jeśli krzesła spadną podczas ruchu danego gracza, musi on zebrać wszystkie krzesła, które spadły i wchodzą one do jego puli. Nastepny ruch należy do gracza po lewej stronie. Wygrywa osoba, która jako pierwsza pozbędzie się wszystkich krzeseł.

W tym wariancie można grać również w inny sposób. Gdy któremuś z graczy spadną krzesła to nie zabiera ich tylko odpada z rozgrywki. Wygrywa gracz, który nie pozwoli, by wieże się zawaliły.

Warto również podzielić się równą liczbą krzesełek i na czas układać wieże. Oczywiście wygrywa ten, którego "Mistykos" nie padnie z hukiem. To interesujące rozwiązanie dla tych, którzy chcą wprowadzić atmosferę tymczasowości na suto zakrapianej imprezie.

Można też - co czasem zostaje ojcu, którego dzieci znudziły się "Mistakos" samemu ułożyć wieżę z 24 krzesełek. Wydaje się to nudne? Spróbujcie! Zadanie nie należy do najłatwiejszych.

Gra "Mistykos" przeznaczona jest dla graczy od 4 do 99 lat i zdecydowanie należy do tych gier, które na stałe wpisały się w uniwersum gracza.



czwartek, 24 sierpnia 2017

Ludzkie zoo. Marek Krajewski

"Ludzkie zoo" napisane zostało przez Marka Krajewskiego w niecałe cztery miesiące. Czy jest tak dobre jak pozostałe książki z Eberhardem Mockiem w roli głównej?


Tym razem policjant z Wrocławia musi mierzyć się z odwiecznym męskim problemem, jakim jest kobieta. Jego narzeczona, Maria słyszy w nocy w swoim mieszkaniu dziwne odgłosy. Płacz dzieci miesza się z jękami kobiet. Czy to jakieś stadium schizofrenii? A może przyczyna nadużywania jakichś substancji? Eberhard Mock postanawia to zbadać.

Znalezione ślady -  skórki po bananach nie pasują do zimowego krajobrazu Breslau. Okazuje się, że one stanowią akurat najmniejszy problem w całej opowieści. Mock mierzy się z tajemnicami wrocławskich podziemi, arystokracji i oficerów tajnych służb, których (o dziwo) jest sporo w "Ludzkim zoo".

Planeta małp?


Okazuje się, że  niewiarygodny pomysł (krzyżówka małpy i człowieka), który jest jednym z głównych tematów książki nie do końca jest literacką fikcją. Krajewski, badając temat, rozbudował go do hipotezy, którą przyjmuję za prawdziwą. Zresztą po ludziach wszystkiego można się spodziewać - od przetrzymywania czarnoskórych w zoo tuż obok klatki z lwami po budowanie obozów dla uchodźców, wobec których nie ma żadnego pomysłu na ich dalsze życie.

Szczegóły sukcesu


Marek Krajewski w "Ludzkim zoo" przykłada wagę do szczegółów. Starannie dobrane cytaty rozpoczynające książkę to początek nawiązań, badań i poszukiwań, które pojawiały się w poprzednich książkach autora. Uwielbiam Eberharda Mocka zajadającego się jajecznicą, kaszanką i różnego rodzaju kiełbaskami popijanymi wódką. Wyobrażam sobie, jak ten poczciwiec przełyka kolejne wielkie kęsy posiłku zakupione w restauracji samoobsługowej, śmiejąc się w duchu z tych, którzy pędząc za modą, pragną odwiedzać francuskie knajpy.

Instagram a Mock?


Gdyby Eberhard Mock żył w XXI wieku z pewnością mógłby być blogerem modowym. Na instagramie prezentowałby swoje koszule czy buty robione na zamówienie i nowe fryzury stylizowane przez najlepszych fryzjerów Breslau. Plusem takiego blogera jest dieta, a właściwie jej brak (czytaj wyżej).

W "Ludzkim zoo" spotkamy wiele osobliwości i osobowości rozrzuconych po świecie. Wrocław - choć znów jest główną areną walki o sprawiedliwość, to ustępuje miejsca upalnej Afryce i Berlinowi, do których pokrętne losy prowadzą Eberharda Mocka.

Marek Krajewski ponoć sam wymógł na wydawnictwu przesunięcie premiery "Ludzkiego zoo". Domagali się tego czytelnicy i wierni fani profesora z Wrocławia. Wierząc lub nie tej informacji, twierdzę, że warto było przeczytać najnowszą powieść o Eberhardzie Mocku. Nie wszystko zło zostało jeszcze z jego świata zlikwidowane i pewnie wiele przed nim, czego autorowi życzę.

wtorek, 22 sierpnia 2017

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Picasso 2017

Picasso i jego wielkie natchnienie znalezione w Normandii. Doskonałe przeżycie i zrozumienie wpływu kobiet na życie fascynującego artysty. To tylko część wielkiej wystawy, którą można zobaczyć w Rouen. 











Legendy miejskie. Pechowy golfista

Pechowy golfista to temat - rzeka dla wielu legend miejskich - mniej lub bardziej strasznych. Okazuje się, że temat ten jest nadal aktualny.


Pewnego razu w Stanach Zjednoczonych pewien golfista przeprowadził się do innego miasta. W związku z tym, że dobry klub golfowy to miejsce zarezerwowane dla ludzi majętnych i wtajemniczonych ucieszył się, kiedy jego sąsiad polecił go właśnie jako takiego człowieka.

Następnego dnia wcześnie rano bohater tej legendy miejskiej wyruszył na nowe pole. Zarówno jego wielkość, poziom trudności i piękna przyroda zapierały dech w piersiach. "Jestem w raju" - pomyślał i począł oddawać się tej rozrywce.

Zanim jednak uderzył kolejną piłeczkę zawsze zrywał źdźbło trawy. Kiedy inni golfiści z niesmakiem patrzyli na ten polski zwyczaj bohater tej legendy miejskiej odpowiadał - "To naprawdę przynosi szczęście - zobaczycie".

Traf chciał, że rozgrywka szła mu lepiej niż komukolwiek, kto zaczynał grę na tej polanie. Zaliczonych 18 dołków w dobrym stylu dały mu szacunek i nowych kolegów.

Podczas następnej wizyty wynik nie był może tak samo dobry, jednak nie powstydziłby się go nawet Tiger Woods.

Niestety - ostatnia wizyta okazała się rzeczywiście ostatnią. Bohater tej legendy miejskiej padł nieżywy na polu golfowym.

Młody człowiek i umarł? Okazało się, że sam był sobie winien. Wszystko za sprawą pestycydów, którymi spryskiwano trawę. Długie żucie zielonego sprawiło, że toksyna przeniknęła do organizmu załatwiając naszego bohatera na miejscu.

Więcej takich opowieści znajdziecie na www.legendymiejskie.pl

niedziela, 20 sierpnia 2017

Rouen 2017

Rouen - miejscowość i gmina we Francji, w regionie Normandia, w departamencie Seine-Maritime. Położona jest nad Sekwaną. Parę fotek z krótkiego pobytu w tym urokliwym miasteczku.






Panorama Rouen
Panorama Rouen
Rouen - widok z muzeum Joanny D'arc
Muzeum rzemieślnicze
Rouen - widok z muzeum Joanny D'arc
Joanna D'arc

piątek, 18 sierpnia 2017

Sygnały słoneczne. Marcel Leblanc. Recenzja

Arsene Lupin jest nie tylko dystyngowanym dżentelmenem - włamywaczem ale również doskonałym obserwatorem i osobą, która pomaga rozwikłać najbardziej skomplikowane zagadki znanych francuskich rodów.

środa, 16 sierpnia 2017

Jumpcity Rumia. Dlaczego warto?

Sceptycznie nastawiony do skaczącej rozrywki wybrałem się z dziećmi żądnymi porządnej dawki skakania do Jumpicity Rumia. Czy warto było spędzić deszczową środę w tym miejscu?


JUMPCITY swoją działalność rozpoczęło w Gdyni ponad 3 lata temu, w 2016 roku kolejno powstawały parki w Katowicach oraz w Gdańsku. Marka cieszy się dużą rozpoznawalnością w Trójmieście oraz wzbudza ogromne zainteresowanie mieszkańców a także turystów. Punkt w Rumi uzupełnia ofertę Aquaparku w Redzie, do którego mamy niecałe 2 km piechotą.

JUMPCITY w Rumi to ponad 2000 m2 trampolin, wśród których wyróżnić można następujące strefy: baseny z gąbkami, ścieżki akrobatyczne, trampoliny sportowe z trampoliną Super Quad, arenę do zbijaka, arenę główną, trampoliny z koszami, strefę gladiatorów oraz slack line. Ponadto w JUMPCITY w Rumi zadebiutuje nowa atrakcja - strefa Ninja, czyli tor przeszkód zawieszony nad basenem z gąbkami.

Wszyscy wchodzący na początek muszą zakupić antypoślizgowe skarpetki za 5 złotych. Potem tuż przed wejściem (wejścia tylko o pełnych godzinach) krótkie przeszkolenie, rozgrzewka i ... można skakać. Dzieciom podobała się strefa ninja, która wymaga koordynacji i posiadania młodego organizmu, który nie siedzi godzin w pracy przed ekranem komputera. Równie ciekawa była arena do zbijaka wraz ze ścianką wspinaczkową oraz slack line. To ostatnie wbrew pozorom nie jest tak skomplikowane jakby się 30-letnim dziadkom wydawało.

Nie ma strefy, z której korzystanie nie byłoby przyjemnością. Widać jednak wyraźnie kondycyjne i ruchowe braki kiedy próbujemy wybić się na wyżyny naszych możliwości. A tu nic, zero, null. Nad wszystkim czuwają trenerzy - opiekunowie więc zabawa jest względnie bezpieczna. Warto mierzyć siły na zamiary i nie próbować zostać olimpijskim mistrzem w gimnastyce zanim nie dojdzie się do tego poziomu :)

JUMPCITY Rumia jest miejscem, w którym można zaznać innego rodzaju rozrywki niż we wszystkich salach zabaw. Ponoć można nawet zorganizować tam urodziny - swoje bądź dziecka. Pomysł ciekawy - jak to jest z wykonaniem?

Przestronne szatnie z prysznicami oraz zamykane elektronicznie szafki gwarantują komfort odwiedzin. Warto pamiętać, by do zabawy wziąć strój sportowy na przebranie. Litry potu po kilkunastu minutach jumpingu to norma. Po godzinie jest już naprawdę deszczowo.

Czy warto? Zdecydowanie - i nie tylko jeden raz. Do zobaczenia wkrótce - tym razem z biletem kupionym przez internet.

Arsene Lupin w akcji czyli tajemnica jedwabnej szarfy | Recenzja

"Jedwabna szarfa" to jedno z ciekawszych opowiadań Maurice'a Leblanca, w którym Arsene Lupin przechodzi samego siebie.

Antywirus. Gra nie tylko dla dzieci

Co zrobiłbyś, Drogi Czytelniku, gdyby Twój system został zaatakowany przez zabójczy wirus? Kiedy Twoje ciało musiałoby walczyć z bakterią, którą tylko Ty sam możesz pokonać? Gra „Antywirus” daje możliwość sprawdzenia się w ekstremalnych warunkach.


Wirusy o różnych kształtach przesuwamy na wklęsłej planszy tak, by wydostać się poza jej ramy i przejść kolejny poziom. Ilość ruchów oraz możliwości jest ograniczona zarówno ustawieniem poszczególnych wirusów jak i tym, że można wykonywać ruchy grupami wirusów.

Jeśli uda się usunąć z planszy czerwonego wirusa składającego się z dwóch wklęśnięć możemy przejść do kolejnego etapu. Mamy 60 zadań o 5 różnych poziomach trudności. Zaczynamy od startera i juniora by przejść do experta, mistrza i gwiazdy „Antywirusa”.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 lat. Dobrze bawić będzie się podczas rozgrywki młodzież, rodzice, dorośli i ludzie, którzy przeżyli ponad 100 lat.

Wydaje się, że 60 poziomów jak na taką grę to mało. Zapewniam, że trochę czasu spędzicie rodzinnie bądź z przyjaciółmi, aby przejść wszystkie etapy „Antywirusa”.

„Antywirus” to gra, która pozwala rozwijać myślenie logiczne, procesy poznawcze oraz wyobraźnię przestrzenną. To doskonała alternatywa dla wirtualnych światów, które nie rozwijają możliwości człowieka w taki sposób jak tego typu gra.

Podobna do opisywanej przeze mnie „Blokady” jest obowiązkowym zakupem dla dzieci z każdej okazji. Zdecydowanie warto!

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Czerwone koło. Maurice Leblanc. Recenzja

Powieść, która zawiera w sobie ciekawy wątek kryminalny i sporą dawkę napięcia, które towarzyszy czytelnikowi do samego końca? "Czerwone koło" Maurice'a Leblanca to zdecydowanie numer jeden tegorocznych wakacji.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Mroczna wieża. Stephen King na wielkim ekranie

Co jest lepsze - książka czy film? Takie pytanie towarzyszy każdej ekranizacji powieści Stephena Kinga. Niesamowite "To", intrygujące "Stukostrachy" czy fenomenalny "Sklepik z marzeniami" to niektóre z mistrzowskich przeniesień książek na ekran. A jak jest z "Mroczną wieżą"?

Fenomenalna saga


„Dawno, dawno temu wszystko było Discordią, z której powstały Promienie, mocne, krzyżujące się w jednym punkcie" – czytamy w powieści Kinga. To właśnie na przecięciu promieni znajduje się Mroczna Wieża. Cykl „The Dark Tower" to historia Rolanda Deschaina, ostatniego żyjącego członka bractwa „rewolwerowców", który próbuje dostać się do tytułowej Mrocznej Wieży; miejsca będącego centrum wszystkich światów. Długa droga do tego mitycznego miejsca okupiona jest stratą, nadludzkim wysiłkiem i cierpieniem. We wszystkich działaniach Roland posługuje się „Drogą Elda", kodeksem honorowym, który określa całe jego życie. Tymczasem świat rozpada się, mieszają się czasoprzestrzenie, światy równoległe. Podróż Rolanda ma tylko jeden cel – ocalić świat przed samozagładą. Tyle w dużym skrócie jeśli idzie o książkową sagę.

Słaby film


W filmie scenarzyści dokonali selekcji materiału zostawiając widzom główne postaci oraz odchudzone wątki opowieści. Świetne wybory castingowe (McConaughey, Elba, młody Tom Taylor), obiecujące zwiastuny, kapitalna baza wyjściowa w postaci powieści Stephena Kinga i reżyser dawały nadzieję na niesamowitą ucztę, w której nasz świat znów stanie się daniem głównym. Po intrygującym początku, w którym widz nieznający wszystkich tomów "Mrocznej wieży" poznaje główne wątki opowieści ... nie dzieje się nic ciekawego. Jakby twórcy filmu stracili pomysł na dalszy ciąg. Dla widzów, którzy nie znają opowieści z kart książek to może wystarczyć - dla mnie jest to o wiele za mało.

Twórcy filmu wychodzą z założenia, że początkiem "Mrocznej wieży" są wizje Jake'a - wieża, człowiek w czerni i rewolwerowcy, które to prowadzą go wprost w objęcia psychiatry i eliminację ze społeczeństwa. Dopiero w momencie, gdy znajduje drzwi do świata alternatywnego wszystko układa się w logiczną całość i zostanie nazwane. Walter to człowiek w czerni a Roland Deschain to rewolwerowiec. Jake wraz z tym ostatnim wspólnie spróbują ocalić światy przed ostateczną zagładą.

Trochę Kinga


Wydaje mi się to za mało jak na opowieść opartą na solidnych podstawach mistrza horroru. Przecież "Mroczna wieża" to magnus opus Stephena Kinga. Ogrom wątków, powiązań z innymi książkami autora i uprawianie amerykańskiego mitu to tylko niektóre z nich. Na szczęście twórcy filmu w swoim krojeniu materiału nie zapomnieli, że prawdziwi fani szukać będą nawiązań do innych opowieści Kinga - napis "Pennywise" w zrujnowanym wesołym miasteczku, choć to znów kropla w morzu potrzeb kingofana.

Dziki Zachód


Coś, co buduje jakość "Mrocznej wieży" to cały kodeks rewolwerowców, który stworzył King. Wybór Elby, który zagrał postać rewolwerowca to strzał w dziesiątkę. Zimny, nieprzystępny realizuje cel, jakim jest zemsta na Walterze pragnącym zniszczyć wieżę. Cząstkę wspomnianego kodeksu zobaczymy w momencie, gdy Roland wraz Jakem recytują credo tego zakonu amerykańskich bohaterów - "Nie będę celował ręką, gdyż kto celuje ręką, ten zapomniał oblicza swego ojca. Będę celował okiem. Nie będę strzelał ręką, gdyż kto strzela ręką, ten zapomniał oblicza swego ojca. Będę strzelał umysłem. Nie będę zabijał bronią, gdyż kto zabija bronią, ten zapomniał oblicza swego ojca.Będę zabijał sercem". Piękne są sceny, w których pokazują się prawdziwe umiejętności rewolwerowców. Szybkie ładowanie dwóch rewolwerów z okładziną z drewna sandałowego i metodyczne eliminowanie przeciwników zasługuje na najwyższe uznanie.

Serial? 


Wielu widzów - wiernych fanów Kinga chciałoby zobaczyć "Mroczną wieżę" jako serial. Formuła ta zapewnia możliwość stworzenia nieokrojonej ekranizacji wykorzystującej większość wątków opowieści. Pomysł dobry jednak pamiętać należy, że głównym założeniem twórców jest maksymalizacja zysków. Te w przypadku wiernego oddania bogactwa światów i tematów "Mrocznej wieży" mogłyby takie nie być. Musi być ciekawie, strasznie i prosto.

"Mroczna wieża" to opowieść wakacyjna, która przeznaczona jest dla widzów bez znajomości twórczości Kinga. Zagorzali fani poczują niedosyt. A może to działanie specjalne przed wrześniową premierą "To". Mam nadzieję, że będzie tam o wiele lepiej.





wtorek, 8 sierpnia 2017

Warto mimo wszystko

Anna Dymna w rozmowie z Wojciechem Szczawińskim udowadnia, że mimo wszystko warto żyć i życiem się cieszyć - nawet kiedy nie jest ono takie łatwe i przyjemne jakby się mogło wydawać.


Książka to rozszerzony zbiór anegdot, opowieści i potężnej dawki dobrego humoru. O tym, że aktor w Polsce wielu ludziom kojarzy się z wiecznie młodym i przystojnym obiektem seksualnym. O tym , że odbiorca weźmie autograf od swojego "ulubieńca" myląc go z kimś innym. O tym, że wielkie pieniądze nie idą w parze z jakością i przesłaniem filmów. O tym, że czasem nawet z największym agresorem można wygrać siłą spokoju i pogodą ducha.

Aktorka, która nie za bardzo chce grać we współczesnych serialach opowiada, że "Warto mimo wszystko". Niespełnione marzenia o zostaniu panią psycholog realizuje w prowadzonej przez siebie Fundacji oraz codziennym życiu, które raz po raz wystawia ją na próbę.

Anna Dymna intrygująco opowiada o teatrze, w którym przyszło jej grać jak o najukochańszej rodzinie. Słynne 'Dziady" z 1973 roku, "Małe kroki, wielkie kroki" Macieja Karpińskiego czy też "Noc listopadowa" w reżyserii Andrzeja Wajdy wyglądają inaczej, gdy poznaje się tło tych opowieści.

Wojciech Szczawiński namawia aktorkę do opowieści o życiu w tamtych czasach i o tym, że aktor jest od grania a nie uprawiania polityki. O pierwszym mężu - Wiesławie Dymnym, który był postacią wielowymiarową. To jednak mała część z tematów poruszanych na łamach "Warto mimo wszystko". . Dawno już nie spotkałem się z wypowiedziami aktora/aktorki tak dojrzałymi i niosącymi przesłanie.

W dobie marnie dobieranych słów i nieważnych tematów "Warto mimo wszystko" warto przeczytać.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Blokada. Gra dla wszystkich

"Blokada" z Granny to gra logiczna z 60 poziomami do przejścia. Choć początkowo wydaje się to ciekawe i łatwe doświadczenie, to w miarę akcji zabawa robi się tak trudna jak w Robinsonie Cruzoe, o którym pisałem niedawno.


60 wysokooktanowych zadań blokowania gwarantuje godziny świetnej zabawy. Wielopoziomowa gra logiczna - różny poziom trudności zadań sprawia, że mogą ją rozwiązywać osoby w różnym wieku. Mamy określone klocki i możliwość ich rozmieszczenia. Okazuje się jednak, że to, co na początku było łatwe okazuje się jednak wymagające włożenia wysiłku. Chłopaki w wieku 7 i 5 lat bez dużych trudności doszli do 30 poziomu.

Jak będzie dalej? Okazuje się, że tetris to nie wszystko, by znaleźć odpowiedź na odpowiednie położenie kloców. Twórcy gry w ciekawy sposób ustawiają w kolejnych poziomach zarówno budynki jak i samochód, który próbuje uciec przed policją. Czy się mu to uda? Zależy tylko od gracza. Jesteśmy przecież szefem policji, który pilnuje, by zbieg został doprowadzony do więzienia. W miarę pokonywania kolejnych poziomów okazuje się, że nie jest to takie łatwe, na jakie się wydaje.

W zestawie znajduje się 1 czerwony samochód oraz 4 klocki budynków wraz z planszą i instrukcją poszczególnych ruchów. Zaczynamy od poziomów starter, by potem piąć się w poziomy junior, expert oraz mistrz. Z doświadczenia wiem, że przechodzenie poziomów na raz nie jest ciekawe. Trzeba dać sobie trochę czasu, by móc dochodzić do kolejnych niebanalnych rozwiązań w "Blokadzie". Okazuje się bowiem, że klucz do sukcesu leży w umiejętnym dobieraniu i dopasowywaniu klocków.

Gra przeznaczona jest dla graczy od 7 do 99 lat. Pomysłodawcy gry mieli rację - to zdecydowanie najlepsza gra sezonu dla wszystkich. Czy jesteśmy nad morzem, jeziorem czy w domu podczas dużej ulewy wiem jedno - "Blokada" zapewnia zabawę na długie godziny.

Więcej informacji o grze znajdziecie tutaj.

wtorek, 1 sierpnia 2017

Czarna Madonna. Remigiusz Mróz

Geniusz polskiego kryminału po setkach stron, w których skupił się na tworzeniu skomplikowanych zagadek postanowił napisać horror religijny. "Czarna Madonna" ma w swoim założeniu sprawić, by czytelnik poczuł ciarki kiedy wieczorem coś zaskrzypi na strychu. Poczuje?


Filip - były ksiądz zwany przez wszystkich Bergiem próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Aneta - jego wybranka zdaje się być cudem, który sprawia, że każdy dzień ma sens. Sielankę psuje jednak tajemnicze zniknięcie samolotu, na pokładzie którego przebywała dziewczyna. Miał wylądować na lotnisku w Tel Awiwie a nagle zniknął z radarów.

Berg odchodząc od zmysłów wraz z siostrą narzeczonej - Kingą próbuje rozwiązać tą skomplikowaną zagadkę, w której zagadnienia natury religijnej zaczynają odgrywać bardzo ważną rolę. Najważniejsza jest oczywiście Czarna Madonna.

Remigiusz Mróz w posłowiu do "Czarnej Madonny" wspomina, że zawsze chciał napisać taką książkę. Opowieść, która wymagała szukania i lektury wspomnień egzorcystów - jak choćby Gabriele Amortha - wzbudza szacunek dla pracy włożonej w szczegółowe zapoznanie się ze światem nadprzyrodzonym - jego zasadami (?) i skutkami, jakie za sobą niesie. Podobnie rzecz ma się z całą otoczką dotyczącą katastrof samolotowych.

Nie podzielam euforii dotyczącej "Czarnej Madonny". Zamiast bać się tej opowieści, do której praca "poruszyła" w Mrozie "struny duszy" byłem zły na niego, że zniechęca mnie do podróżowania samolotem w tak ciekawe miejsca na świecie. Ponoć samolot bezpieczniejszy jest niż samochód - a u pana Remigiusza - trup ściele się gęsto.

Widać gołym okiem, że pisanie przychodzi autorowi "Czarnej Madonny" z łatwością. Wielu czytelników zachwyconych jest jego cyklem z Wiktorem Forstem czy Joanną Chyłką. W wolnej chwili warto więc zapoznać się z panem Remigiuszem - przepraszam - z jego bogatą bibliografią.

Jak na razie polskim królem kryminału pozostaje dla mnie Katarzyna Pużyńska. Ma dziewczyna jaja.

sobota, 29 lipca 2017

Półmaraton Puck. Edycja 9.

W dość niesprzyjających warunkach i z 5 minutowym opóźnieniem wystartował 29 lipca dziewiąty Półmaraton Puck. Bieg, na który powinno przybyć zdecydowanie więcej ludzi.


Trasa biegu (21,097 m.)zaczynała się na puckim stadionie. Biegacze mieli okazję zobaczyć piękny pucki rynek zanim zaczął się właściwy przebieg trasy. W Błądzikowie, w którym w 2007 roku zameldowanych było tylko 188 osób trasa asfaltowa nie należała do najłatwiejszych. Słońce, które przed startem kryło się za chmurami pojawiło się podnosząc poziom trudności półmaratonu w Pucku. Brak jakichkolwiek drzew nie ułatwiał zadania i wszyscy musieli zmierzyć się z warunkami, które przypomniały mi maratony im. Tomasza Hopfera w Lęborku. Tam skwar i warunki polowe sprawiały, że 42 km trzeba było mnożyć razy dwa.

Następnym przystankiem na trasie biegu było Żelistrzewo. Jest to jedna z nielicznych wsi posiadająca swój herb przedstawiający Serce Pana Jezusa, mikołajka nadmorskiego oraz tarczę. Żelistrzewo zostało założone między IX a XII wiekiem, a pierwsze znane wzmianki dotyczące miejscowości pochodzą z roku 1279. Z uwagi na to, że rządy sprawowało duchowieństwo świeckie, była to tzw. osada książęca.

Po pokonaniu przyjemnej alei drzew dotarliśmy do Osłonina. Po lewej stronie można było zobaczyć okazałe acz już nieczynne zakłady gospodarcze. Na terenie wsi wykryto bardzo starą osadę garncarzy, której istnienie potwierdzają wydobyte z ziemi wyroby rzemieślnicze oraz wczesne groby skrzynkowe. W okolicach Osłonina znajduje się rezerwat przyrody Beka, w którym można spotkać wiele unikatowych ptaków na skalę europejską i światową, a także wznoszący się na wysokość 16 m Klif Osłoniński.

Ostatnim przystankiem przed powrotem na trasę do Pucka było Rzucewo. Piękny XIX-wieczny pałac to nie jedyna atrakcja. Piękna - być może najpiękniejsza ścieżka biegowa, rowerowa i nordic walking była kolejnym etapem puckiego półmaratonu. Położona na skraju Kępy Puckiej droga robi wrażenie niesamowitymi widokami oraz jakością wykonania i wkomponowania w Muzeum Osada Fok, które powinno stanowić obowiązkowy punkt wizyt turystów przyjeżdżających na Półwysep Helski.

Końcówka trasy to bieg przez pucki park, który podobnie jak inne atrakcje tego miasta jest mało reklamowany i kojarzony przez odwiedzających to miasto. Meta usytuowała została na stadionie.

Podium zdominowali zawodnicy z zagranicy. Drugie miejsce zajął Przemysław Dąbrowski z czasem 1:11:18.

Czy warto brać udział w tym półmaratonie? Zdecydowanie tak - w miarę dobra organizacja plus ciekawe miejsca i zawsze upalna pogoda sprawiają, że z pewnością będę starać się uczestniczyć w X edycji tego półmaratonu. Czy godzina popołudniowa jest dobrym pomysłem? Ze względu na korki na półwysep wydaje się, że tak choć start o 09:00 mógłby przyciągnąć więcej biegających.

Do zobaczenia za rok!

Zerknij na pełne wyniki



wtorek, 25 lipca 2017

Nie poddawaj się czyli psychologia w historii. Elżbieta Zubrzycka. Recenzja

Elżbieta Zubrzycka w swojej książce "Nie poddawaj się!" zawarła nie tylko ciekawostki historyczne ale również ważne prawdy psychologiczne, o których dzisiaj wielu zapomina.

Dobranoc, Auschwitz. Reportaż o byłych więźniach

Określenie "polskie obozy koncentracyjne" to jawne zakłamywanie historii, na które jednak coraz więcej jest przyzwolenia. Jakby ktoś wiedział, że za dwa pokolenia stanie się to prawdą. Bo nie będzie świadków, a świadectwa można zawsze podważyć. Jak na to określenie, używane często przez niemiecką telewizję ZDF reagował Karol Tendera - więzień z Auschwitz nr 100 430?

Karol Tendera


Zakażony tyfusem w ramach eksperymentu medycznego nigdy nie pogodził się z tym, że można bezkarnie mówić o „polskich obozach zagłady”. Czytając "Dobranoc, Auschwitz" czuję, że w całej tragedii bycia w obozie koncentracyjnym i przebaczeniu oprawcom to jedno stwierdzenie - "polish death camps" uderzało w Karola Tendera najbardziej. Jeszcze gorsze było to, że polskie sądy umarzały sprawy tłumacząc się "znikomą szkodliwością społeczną" takich określeń. Może gdyby byli tam i przeżyli to - osądzaliby według swojego sumienia?

Józef Paczyński


Idźmy dalej. Józef Paczyński, rocznik 1920. Więzień numer 121 – z pierwszego transportu bo i numer bardzo "świeży". Szczęście w nieszczęściu zostaje fryzjerem Rudolfa Hössa. Przychodzi, strzyże, goli, skrapia wodą kolońską i wychodzi. Potem jest podejrzany, bo nikt z tak niskim numerem nie przeżył obozu. Ponadto wielu ma pretensje - czemu nie zarżnął oprawcy, gdy miał okazję? Na te i inne pytania nie poznamy dobrej odpowiedzi.

Świat bez Boga


"Dobranoc, Auschwitz" to ostatnie chyba świadectwo tragedii, której świadkowie odchodzą do wieczności. Tu jeszcze pojawiają się opowieści prawdziwe - naocznych widzów rozdzielania ludzi w przychodzących transportach, gazowania i palenia. To jeszcze ci świadkowie nie bali się mówić o niemieckich obozach koncentracyjnych, o utracie wiary w Boga i ogromnej chęci życia po życiu obozowym.

Chora współczesność


Autorzy - Aleksandra Wójcik i Maciej Zdziarski przelali na papier historię, która choć nie zawsze kończy się happy endem - jest potwierdzeniem tego, że warto żyć i to życie szanować. Nawet w najgorszych okolicznościach znajdują się ludzie, którzy nie zapominają o wartościach i etyce - ludzie, którzy działają w sposób przywracający wiarę w ludzkość.

Z drugiej strony ciężko jest autorom - tak jak bohaterom - opowiadać o powrocie do rzeczywistości ludzi po obozie. O koszmarach, które śnią się do końca życia. O napadach agresji niszczących rodzinne relacje. O żonach, które muszą być doskonałymi psychoterapeutkami i mężach mierzących się z kobiecą bezradnością.

Nie byłoby tej książki gdyby nie dr Alicja Klich - Rączka, która prowadzi dla byłych więźniów Auschwitz przychodnię lekarską. To także dzięki niej byli więźniowie spotykają się, wspominają i starają się poruszać w rzeczywistości, która zdaje się zapominać o wojnie i okrucieństwie.

Warto przeczytać i nauczyć się mocno protestować, gdy ktoś mówi o "polskich obozach koncentracyjnych". Niemieckie brzmi prawdziwie - bardzo prawdziwie, bo tak mówili ludzie, którzy Auschwitz przeżyli.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Kaszubski Park Miniatur. Świat na wyciągniecie ręki

Krzywa Wieża w Pizie, wieża Eiffla czy Biały Dom to tylko niektóre z atrakcji, jakie czekają na wszystkich, którzy zdecydują się odwiedzić Stryszą Budę i jej jedyną atrakcję - Kaszubski Park Miniatur.

Świat na wyciagnięcie ręki


Na dość małym terenie zgromadzono najpopularniejsze obiekty świata odwzorowane w skali 1:25. Bazylika Grobu Pańskiego, Statua Wolności, Sfinks, Big Ben czy Krzywa Wieża w Pizie, twarze amerykańskich prezydentów wykute w skale to tylko niektóre światowe obiekty które znajdują się w parku.

Właściciele miniatur idą również w obiekty typowo kaszubskie. Można więc zobaczyć kolegiatę w Kartuzach, kościół w Sianowie, Ołtarz Papieski w Sierakowicach, zamek w Bytowie, Żurawia Gdańskiego i wiele innych w pomniejszeniu. To świetny punkty wyjścia do zwiedzania prawdziwych budowli i odpowiedzi na szereg pytań - czy twórcy wiernie oddali szczegóły budynków? ile różnić jest w kopiach i oryginałach?

Inne atrakcje


Na terenie parku miniatur znajduje się gabinet śmiechu wyposażony w lustra, które sprawiają, że człowiek to raz jest gruby, chudy czy też wysoki albo niski. Ta atrakcja podoba się dzieciom - dorośli wydają się bardziej powściągliwi w ocenie poprawy humoru. Lepsze są ukryte anegdoty związane z parkiem miniatur - szczególnie ta o budowie krzywej wieży. Na czym polega? Zapraszam do odwiedzenia parku.

Słabszą stroną Kaszubskiego Parku Miniatur jest straszny dom oraz minizoo. Pierwszy nie za bardzo przeraża, choć jest wiernym odwzorowaniem dawnych domów strachu, które jeździły po kaszubskich miasteczkach. Minizoo zaś wydaje się dodatkiem, na który właściciele troszczący się o detale w swoich miniaturach, nie mają pomysłu. Wierzę głęboko, że to się zmieni, bo rozległy teren daje możliwości poszerzenia oferty dla tych, którzy lubią takie atrakcje. Także park postaci z bajek nie ma takiego sznytu jak opisywany park miniatur. Jest i tylko tyle można o nim powiedzieć.

Czy warto zajechać do Stryszej Budy, by móc obejrzeć to wszystko? Zdecydowanie tak - licząc na rozwój ciekawego pomysłu w najbliższych latach.

Ceny biletów oraz inne przydatne informacje znajdują się tutaj.



sobota, 22 lipca 2017

Domki na Kaszubach - Choszczogród

Szukasz ciekawego miejsca, w którym można wypocząć mając jednocześnie bazę do dalszych wypadów? Domki Choszczogród wydają się być ciekawą ofertą dla wszystkich chcących poczuć klimat Szwajcarii Kaszubskiej.


Położone niedaleko Sierakowic miejsce położone jest nad Jeziorem Czarnym. Do wyboru mamy możliwość nocowania w pokojach oraz domkach mieszczących do 12 osób.

Opcja z domkiem jest idealna dla rodzin z dziećmi. Do dyspozycji mamy sypialnie z widokiem na kaszubski pejzaż, łazienkę oraz w pełni wyposażoną kuchnię. Oczywiście jeśli nie chce się nam gotować możemy wykupić pyszne śniadania, obiady i kolacje przygotowywane przez gospodynię. Jedzenie jest mocną stroną Choszczogrodu. Gospodarz robi bardzo dobry chleb oraz wędliny, które są warte swojej ceny wzbudzając tęsknotę za produktami, które robione są bez większej chemii.

Na zimniejsze wieczory dobrym rozwiązaniem jest kominek oraz telewizor i darmowe wifi, które w połączeniu z winem wytwarzanym przez gospodarza daje efekt przebywania w namiastce raju.

Przy każdym domku znajduje się grill więc bez problemu można wieczory spędzać przy złowionej rybce czy kupionej kiełbasie. Wydaje się, że Choszczogród to raj dla wędkarzy. Mamy cztery pomosty okupowane przez fanów tego sportu. Jeśli twój stary jest wędkarzem - musi odwiedzić posiadłość Doroty i Rafała Choszcz. Jeśli nie posiadasz wędki czy łódki - wypożyczysz je u właściciela.

Do Choszczogrodu prowadzi trasa turystyczna wraz ze scieżką edukacyjną oraz łowiskami dla wędkarzy sprzyjająca wyprawom rowerowym oraz nordic walking, która łączy dwa jeziora - jezioro Miemino i jezioro Czarne.

Więcej informacji znajdziecie tutaj.

Atrakcje w okolicy:


- Sierakowice – Ołtarz Papieski, zabytkowy drewniany Kościół
- Węsiory - kręgi kamienne
- Kartuzy Muzeum Kaszubskie
- Strysza Buda – park miniatur
- Nowęcino – Park Jurajski






Simona Kossak. O ziołach i zwierzętach

Po latach niebytu polski las znów wraca do łask. Nie mam tu na myśli protestów w Puszczy Białowieskiej czy rozważania problemów gospodarki drzewnej a miejsce, w którym dzieje się wiele i wiele zobaczyć można. Najlepiej z książką "O ziołach i zwierzętach" autorstwa Simony Kossak.


Jej pisanie dorównuje krewnym, których obrazy warte są dzisiaj setki tysięcy dolarów. Była córką Jerzego Kossaka, wnuczką Wojciecha i prawnuczką Juliusza. Bratanicą Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej oraz pisarki Magdaleny Samozwaniec.

Łącząc poezję słowa, rysunek i wiadomości naukowe prowadzi czytelnika poprzez trujące rośliny, które uzdrawiają. Pokazuje jak kiedyś traktowano zioła i w jaki sposób próbowano pozbyć się uroków, chorób i zapewnić sobie doczesne szczęście paląc to i owo. Fiołek na przykład może leczyć złą przemianę materii a dziurawiec ma wiele właściwości, o których nie wiedziałem i które nie są powszechnie w ziołolecznictwie używane. Nawet niewinne porosty rosnące w Polsce są wykorzystywane przy poważniejszych schorzeniach gardła czy żołądka.

Simona Kossak to nie tylko flora a również i fauna. Jelenie, żmije, wilki rysie czy puszczyki to tylko niektóre z gatunków, jakie znajdziemy w książce. Simona Kossak wyjaśnia dlaczego kukułki oszukują udając ptaki drapieżne. Jakie ptaki śpiewają najpiękniej i jak wygląda poranna toaleta lisa - przepraszam lisicy?

Wystarczy wyjść z domu, żeby nie móc przestać się dziwić. Nie trzeba mieszkać w Puszczy Białowieskiej – wystarczy rozejrzeć się przed blokiem, w parku, nad strumykiem. Rosną tam rośliny pozornie banalne – lebiodka, babka, macierzanka. Mieszkają zwierzęta, na które na co dzień nie zwraca się uwagi – mrówki, winniczki, trzmiele.

Książka piękna jak przyroda, która jest blisko nas.

Simona Kossak (1943–2007)


 biolog, leśnik, profesor, popularyzator nauki. Znana z bezkompromisowych poglądów i działań na rzecz ochrony przyrody, zwłaszcza Puszczy Białowieskiej, gdzie w starej leśniczówce Dziedzinka mieszkała ponad 30 lat. Urodziła się w artystycznej rodzinie Kossaków, była prawnuczką Juliusza Kossaka i wnuczką Wojciecha Kossaka. Skończyła studia biologiczne na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 2000 otrzymała tytuł profesora nauk leśnych. Pracowała w Zakładzie Badania Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży oraz w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Lasów Naturalnych, gdzie od stycznia 2003 pełniła stanowisko kierownika. Była pomysłodawcą unikatowego na skalę światową urządzenia ostrzegającego dzikie zwierzęta przed przejazdem pociągów. Jej dorobek twórczy obejmuje ogółem kilkaset opracowań naukowych, niepublikowanych dokumentacji naukowych, artykułów popularnonaukowych i filmów przyrodniczych oraz trzy książki: Opowiadania o ziołach i zwierzętach, Wilk – zabójca zwierząt gospodarskich? i Saga Puszczy Białowieskiej. Od 2001 prowadziła codzienne audycje (Dlaczego w trawie piszczy) w Radiu Białystok i innych regionalnych oddziałach Polskiego Radia. Radio Gdańsk za popularyzowanie wiedzy przyrodniczej na antenie radiowej przyznało jej nagrodę „Osobowość Radiowa Roku 2003”. W uznaniu zasług na polu nauki i popularyzowania ochrony przyrody w 2000 została uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi.


Najmądrzejszy w pokoju. Psychologia w praktyce

Thomas Gilovich i Lee Ross w „Najmądrzejszym w pokoju” prezentują najbardziej użyteczne odkrycia psychologii społecznej. Użyteczne, bo do zastosowania w naszym codziennym życiu.


Weźmy pierwszy z brzegu przykład - dyskusja o Sądzie Najwyższym. Kto ma rację? Czy partia rządząca chcąca przeforsować swoje zmiany czy też opozycja łącząca ustawę z zamknięciem (sic!) snapchata, facebooka czy twittera? "Najmądrzejszy w pokoju" przekona się, że prawda leży pośrodku i każdy ma swoją ocenę rzeczywistości. Słuszną? Prawdziwą? A może to w ogóle nie jest rzecz do oceniania a bardziej do zrozumienia i kompromisu?

Autorzy wykorzystując odkrycia psychologii społecznej piszą o rozwiązywaniu konfliktów. Tłumaczą, w jaki sposób Izrael i Palestyna mogliby zakopać topór wojenny raz na zawsze. Dlaczego więc te dwa państwa tak prostego sposobu nie wykorzystują? A czemu nadal istnieje w naszym kraju spór pomiędzy PiS a PO, żołnierzami wyklętymi i komunistami, Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem? Przeczytacie w książce i zrozumiecie, że mowa o "dobru, które wyszło na ulice" jest tyle samo warto co "mordy zdradzieckie".

Rozumienie pewnych mechanizmów psychologii społecznej sprawia, że czytelnik rozumie popędy zarówno jednej jak i drugiej strony bez orzekania o zwycięstwie. Jedni chcą odzyskać władzę, która została im odebrana przez kultowego już "suwerena" - inni zaś próbują po raz pierwszy od wielu lat spełniać obietnice wyborcze elektoratowi twardszemu niż betonowa posadzka firmy ATLAS.

Spójrzmy szerzej. Autorzy piszą o tym, jak odkrywać motywy ludzkich zachowań i wykorzystać tę wiedzę do lepszego zrozumienia innych oraz skutecznego wywierania na nich wpływu. Arogancję, chciwość i krótkowzroczność przeciwstawiają inteligencji, wnikliwości i rozsądnemu dokonywaniu analizy zysków i strat. Bo „żeby być mądrym, trzeba być psycho-mądrym”.

Gilovich i Ross odnoszą się do badań prowadzonych na gruncie psychologii społecznej, analizują mądre i niemądre słowa oraz czyny postaci ważnych w historii świata. Przytaczają anegdoty, których bohaterami są m.in. Roger Federer i Rafael Nadal, którzy odnoszą sukcesy wykorzystując elementy psychologii w tenisie. Dlaczego - nawet w słabej formie fizycznej - potrafią wygrać turniej Wielkiego Szlema, który wydaje się być przegrany?

Ważne i ciekawe są także informacje autorów dotyczące działaności mediów i ich wpływu na społeczeństwo. Wspomniany przeze mnie przykład z Sądem Najwyższym jest tego najlepszym przykładem. Dawno już zresztą nie czytałem książki, która pomaga zrozumieć rzeczywistość i nie dać się wkręcić w tak słaby konflikt, który Nelson Mandela rozwiązałby w pięć minut. Mandela? Tak - i jemu poświęcono parę stron udowadniając, że rozumiał pojęcie psychologii bardziej niż ktokolwiek inny na świecie.

Lektura obowiązkowa w obecnym czasie i najbliższych dniach. Czy ktoś w sporze o Sądzie Najwyższym okaże się "Najmądrzejszym w pokoju"?

wtorek, 11 lipca 2017

Projekt zdrowie. Jak schudnąć myśląc a nie biegając w maratonach

Czytałeś kiedyś książkę, która stara się obalać mity dotyczące aktywności fizycznej i żywienia? Pewnie nie, bo wszystkie książki pokazują Tobie, ile biec, jak szybko podnosić hantle czy siebie samego. "Projekt zdrowie" podchodzi do tematu inaczej.



Podstawą książki są wieloletnie obserwacje ludzi, którzy walczyli z otyłością i chorobami niekoniecznie stając się kolejną instagramową gwiazdą crossfitu czy fejsbukowym molem biegaczym. Autorzy analizowali przypadki zwykłych szwedzkich Kowalskich, którzy dzięki ich poradom mogą cieszyć się lepszym zdrowiem.

Czy wiesz bowiem, że naturalnym przeciwutleniaczem jest trening. Okazuje się, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu połączenie sportu i odmładzania biologicznego było herezją. Dzisiaj - dzięki postępowi szczegółowych badań jest inaczej.
Co do samego treningu - autorzy podkreślają, że wystarczy pół godziny szybszego spaceru dziennie, aby osiągnąć upragnione efekty. Kuszą? Kuszą! Dla pieniędzy? Z pewnością.

Nie potrafię zastosować tej metody do siebie. Nie wiem, czy jest ona do wykorzystania u innych 30-latków, którzy nie mają czasu na długie sesje treningowe na siłowni, a znalezienie magicznych 30 minut graniczy z cudem. Jednak cały czas walczę z przywoływanymi przez autorów argumentami sięgającymi do genów i nauki.

Szczególnie ciekawe jest w tej książce podejście do rozpoczęcia treningu. Nie trzeba bowiem wyrzucać sobie, że nie zaczęliśmy śmigać żelastwem w piaskownicy Ponoć - wierząc autorom "Projektu zdrowie" - nawet 60-latek chcący spróbować swoich sił w sporcie będzie mógł cieszyć się lepszym zdrowiem i jeszcze coś z życia czerpać. Ba - nawet dożyć do swojej emerytury w wieku lat 67.

"Projekt zdrowie" to lektura, która stara się rozprawić z wieloma mitami na temat zdrowego trybu życia. Zmusza do myślenia i ewentualnych korekt swoich zachowań. Czy działa? Przekonajcie się sami!

poniedziałek, 10 lipca 2017

Miejsca, które warto zobaczyć w Wejherowie

Wybraliście się nad morze? Pada? Codziennie? Jeśli tylko na jedno pytanie odpowiedzieliście twierdząco zapraszam do Wejherowa. Miasto położone w okolicy Półwyspu Helskiego i Trójmiasta jest miejscem, w którym zdecydowanie warto spędzić czas - nawet przy dobrej pogodzie. Oto dziesięć miejsc, które trzeba zobaczyć podczas wizyty u nas.


Hitem tegorocznego lata jest wystawa w wejherowskim ratuszu pt. "Wejherowo okresu międzwojennego". Unikalne zdjęcia, pamiątki materialne z zakładów usługowych to tylko niektóre z perełek pozwalających poznać historię Wejherowa. Wystawę można zobaczyć w ratuszu w dni powszednie od 10 do 14. Zwiedzanie jest oczywiście bezpłatne.

Wychodząc z ratusza nie sposób nie odwiedzić wejherowskiego rynku. Centralny plac Wejherowa z pomnikiem założyciela miasta jest jego wizytówką. Uwagę warto zwrócić na kaszubskie nuty umieszczone na plasu. To jedne z 14 postumentów, które znajdują się w Wejherowie i pełnią podwójną rolę - symbolizują miejsca warte zobaczenia oraz promują kaszubską kulturę.

Niedaleko znajduje się kościół św. Anny.Wzniesiony w latach 1648-1650 przez Jakuba Wejhera, to jeden z najstarszych zabytków Wejherowa. Wraz z Kalwarią Wejherowską i z koronowanym przez papieża Jana Pawła II obrazem Matki Bożej Wejherowskiej, tworzy on Sanktuarium Pasyjno - Maryjne.

Każdy, kto przybywa do Wejherowa musi zobaczyć Kalwarię Wejherowską. To zespół 26 kaplic ufundowanych przez wojewodę malborskiego Jakuba Wejhera, założyciela Wejherowa. Została zbudowana w latach 1649-1655. Odrestaurowana cieszy oko i daje możliwość poznania ówczesnej sztuki sakralnej. Więcej informacji dotyczącej możliwości zwiedzania znajduje się tutaj.

Więcej informacji na stronie www.wejherowo.pl




Prowadź swój pług przez kości umarłych. Recenzja książki

Emerytowana pani inżynier - Janina Duszejko jest jedną z piękniejszych postaci kryminalnych polskiej literatury. Stworzona przez Olgę Tokarczuk bohaterka jest dla mnie przykładem bohatera, który łączy w sobie Hanibala Lectera i Herkulesa Poirota.


Główna bohaterka dorabia sobie jako nauczycielka angielskiego w Kotlinie Kłodzkiej. Jako wielka miłośniczka przyrody i fanka twórczości Wiliama Blake’a nie może pogodzić się z tym, że ilość kłusowników i miłośników zabijania zwierząt cały czas rośnie. Wyznająca inne zasady Janina Duszejko pragnie działać - nie wie tylko, jak zatrzymać to okrucieństwo. Okazuje się jednak, że jest ktoś, kto robi to za nią. Zwierzęta? To tylko jeden z tropów, w które wierzy główna bohaterka. A policja? A miejscowi?

Olga Tokarczuk napisała świetną powieść, w której wątek kryminalny podoba się niesamowicie. To inna jakość kryminału, który oprócz wątku arcymistrza zbrodni łączy w sobie smutną prawdę o współczesnym świecie bez zasad i jakichkolwiek wartości.

Morderstwa ludzi podobnie jak zwierząt nie wywołują większej refleksji u bohaterów. Autorka w doskonały sposób oddaje mentalność i prawa rządzące polską prowincją. Z komendantem policji, księdzem i szemranym przedsiębiorcą na czele mierzy się kobieta, która w Blake'u widzi rozwiązanie wszelkich problemów i bolączek świata XXI wieku.



Misterne knuta intryga kończy się wyrwaniem z tajemniczego snu, w którym czytelnik dochodzi do momentu obwiniania za zbrodnię sił przekraczających ludzkie pojęcie. Zderzenie z rzeczywistością jest mocniejsze niż nalewki pite przez bohaterów.

I jeszcze ten wątek ekologiczny, który stanowi ważny element powieści. Jak działać w przyrodzie? Które działania są szkodliwe a z jakimi musimy się pogodzić, aby wszystko funkcjonowało zgodnie z zasadami ładu i porządku.

"Prowadź swój pług przez kości umarłych" to zacna propozycja na letnie wieczory i zawsze aktualny głos w dyskusji dotyczącej przyrody.

niedziela, 9 lipca 2017

Trictytrail 2017

TriCity Trail to pomysł na zachęcenie do biegania w terenie. Trójmiejski Park Krajobrazowy nadaje się do tego idealnie i to w połączeniu z doskonałą organizacją dało kolejną udaną imprezę.


W edycji 2017 można było wziąć udział w jednym z trzech dystansów. Ultramaraton na 80 km, maraton na 46 km i półmaraton na 21 km. Trasa półmaratonu, w którym brałem udział zaczęła się na ulicy Zamkowej w Wejherowie, poprzez ul.Księdza Rozczynialskiego aż do właściwej trasy trail w lesie.

Pierwsze kilometry nie zapowiadały trudności, które zaczęły się w okolicach 5 km. Podbiegi ciągnące się długo nie były dobrym motywatorem dla ludzi, którzy w półmaratonie terenowym brali udział po raz pierwszy. Cenne stwierdzenie jednego z uczestników, który powiedział, że czuje się tak samo jak w biegu górskim nie jest dalekie od prawdy. Zadania nie ułatwiła pogoda, która w sobotę obdarzyła nas dużą ilością deszczu. Trasa obdarzona błotnymi przeszkodami podniosła poziom trudności i radość z pokonywania trasy. Od punktu odżywczego (około 14 km) było już z górki aż do mety usytuowanej w wejherowskim amfiteatrze.

Wszystkie trudności rekompensowały widoki, dobra pogoda oraz doskonała organizacja Tricity Trail. Oznaczenie trasy półmaratonu, punkt odżywczy i cała otoczka zasługują na uznanie. Organizacja tak specyficznej imprezy na trzech dystansach wymagała od Stowarzyszenia Sport dla każdego szeregu działań, które sprawiły, że na trasie Ultramaratonu wystartował Kamil Leśniak - najlepszy obecnie polski biegacz na tym dystansie. To tylko jeden z przykładów, które udowadniają, że Tricitytrail musi być kontynuowany w niezmienionej formule dla promocji Wejherowa oraz Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.


Mało kto wie, że ten teren ma powierzchnię ponad 20 104 ha. Najbardziej rozpowszechnionym drzewem w parku jest sosna zwyczajna, której pełno było na trasie. W niektórych miejscach można było podziwiać buk zwyczajny, dąb bezszypułkowy i szypułkowy, brzoza brodawkowata i omszona, olsza czarna, topola osika i wierzba iwa. W parku występuje szereg roślin górskich - poryblin kolczasty, manna gajowa, podrzeń żebrowiec, przetacznik górski. Na terenie Trójmieskiego Parku Krajobrazowego jest 60 gatunków roślin chronionych całkowicie.

Za rok będę startował w maratonie Tricitytrail 2018. O jego randze świadczy fakt, że TriCity Trail Maraton+ otrzymał 2 punkty kwalifikacyjne do Ultra-Trail du Mont-Blanc! Zdecydowanie warto. Innych zachęcam do próby sił biegowych w półmaratonie lub w ultramaratonie.