wtorek, 5 czerwca 2018

Zrób mi jakąś krzywdę. Jakub Żulczyk

Zrób mi jakąś krzywdę

"Zrób mi jakąś krzywdę" to pierwsza, debiutancka książka Jakuba Żulczyka. Wznowiona niedawno i sprzedawana za bezcen w Biedronce sprawiła, że wielu fanów pisarza domagało się zwrotu pieniędzy i zdrowia psychicznego wierząc, że to jego nowa powieść z 2018 roku. Nic z tego moi drodzy!


Już w 2006 roku mogliśmy rozkoszować się czymś innym niż Mickiewicz i Jerzy Pilch w jednym. "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" to pikuś w porównaniu z Żulczykiem i jego opowieścią, która każe czytelnikowi odpowiadać na ważne pytania. Historia dwudziestopięcioletniego Dawida i piętnastoletniej Kaśki rodem z Paryża pokazuje, że Polska to jest kraj potrzebujący psychiatry i silnych leków. A może już jest za późno na takie działania?

Bohaterowie - wbrew rodzicom i sobie udają się w podróż po Polsce. Szalona karuzela, w której co rusz spotykają ludzi wyjętych z innego świata. Aktorów porno, świadków Jehowy, ludzi mających problem z sobą i przeróżnymi chorobami psychicznymi uczestniczą w szalonym wyścigu, którego kresu nie widać. Próbują łamać prawo i jednocześnie cieszyć się wolnością bez zobowiązań. Chcą kochać ale nie potrafią powiedzieć, co to naprawdę jest miłość.

Wielu czytelników zwraca uwagę, że Jakub Żulczyk ma talent do układania pięknych zdań, które goszczą w notatnikach brzydkich dziewczyn marzących o prawdziwej miłości. Czy jednak każdy człowiek - bez względu na płeć, wyznanie i pociąg do alkoholu nie marzy o czymś takim? O silnej i prawdziwej miłości, która nie jest na chwilę, na pokaz, na zapomnienie.

Świetna książka, która na stałe weszła do kanonu literatury współczesnej.

Krótka piłka czyli rzecz o polskiej psychozie

Krótka piłka. Mateusz Borek i Cezary Kowalski

Lubisz piłkę nożną? Kochasz Roberta Lewandowskiego? Zastanawiasz się, dlaczego w kadrze na mistrzostwa w Rosji jest Sławomir Peszko? "Krótka piłka" Mateusza Borka i Cezarego Kowalskiego daje odpowiedź na wiele pytań - niekoniecznie tych zadanych na początku.


Mateusz Borek - (prawie) ostatnia nadzieja na porządny komentarz w telewizyjnych transmisjach wraz z Cezarym Kowalskim uchylają rąbka tajemnicy dotyczącej magicznego hasła: polska kadra piłki nożnej. Widać, że sport jest pasją obu autorów, którzy kochają wszystkie dyscypliny a w
szczególności piłkę nożną miłością prawdziwą. Począwszy od wspominek tyczących się sukcesów reprezentacji z czasów Górskiego, Bońka, Laty i reszty przechodzą do czasów nam współczesnych.

Piszą więc o plusach dodatnich Jerzego Engela oraz problemach, jakie wystąpiły podczas mistrzostw w Korei i Japonii. Wyprzedzając - nie była to jedynie Edyta Górniak a kiepski ośrodek, zupełnie inny klimat i konflikt dziennikarze-piłkarze, który skończył się pojedynkiem Borek - Świerczewski. Kto wygrał? Przeczytajcie.

Starają się autorzy zrozumieć decyzję Pawła Janasa, który na swój turniej nie wziął Jerzego Dudka i reszty. Wspominają, że ta decyzja była zaskoczeniem dla wszystkich - najbardziej zaś dla asystenta trenera - Maciej Skorży. Wspominają epizody trenerskie Zibiego oraz pewnego holendra, którzy nie podołali zawodnikom ze słowiańską krwią.

Era Nawałki to dla autorów podbijanie bębenka charakterystyczne dla mediów przed każdą większą imprezą, na którą się dostaniemy. Autorzy starają się uchwycić fenomen Roberta Lewandowskiego publikując rozmowę z nim bez autoryzacji (?). Wbrew szumnym zapowiedziom nie mówi piłkarz
rzeczy szokujących i nieznanych. Ci bardziej dociekliwi będą wyrywać z kontekstu słowa o stosunku Niemców do Polaków czy też konflikcie (?) Błaszczykowski - Lewandowski. Mądrzejsi zobaczą, że można być piłkarzem światowego formatu z ambicjami i chęciami rozwoju. Pewnie dlatego tyle
tam o potencjalnym transferze z Bayernu i innych sprawach.

Pomimo, że piłkarze i trenerzy - główni bohaterowie książki są z autorami "Krótkiej piłki" na Ty, a wielu piło z nimi niejedno bezalkoholowe to można mówić o książce w miarę obiektywnej i ciekawej. Podbija bębenek, zdradza tajemnicę i przypomina, że każdy popełnia błędy. Nie każdy też wygrywa cały czas. Warto pamiętać to przy okazji zbliżających się Mistrzostw Świata w Rosji.

PS. Nienawidzę piłki nożnej.

poniedziałek, 28 maja 2018

Dziewczynka z zapalniczką. Mariusz Czubaj

"Dziewczynka z zapalniczką" Mariusza Czubaja to kolejna opowieść o przemiłym* komisarzu Rudolfie Heinzu i jego popieprzonym życiorysie.


Mamy rok 2011. W lesie nieopodal Katowic zostaje rozjechany emerytowany policjant, Jacek Szymon. Rudolf Heinz stracił najlepszego przyjaciela. Dodatkowo profiler, przechodzący ciężkie załamanie nerwowe i przebywający na przymusowym urlopie, zostaje poproszony o dyskretną przysługę. W efekcie pierwszy raz zaczyna prowadzić prywatne śledztwo. Sprawę komplikuje także to, że o pomoc prosi Heinza miejscowy deweloper, który dla wielu jest po prostu gangusem bez serca i skrupułów.

Wszystkie tropy prowadzą do wydarzeń sprzed lat, które położyły się cieniem na karierze Jacka Szymona. Chodzi o morderstwo 6-letniej dziewczynki - nierozwikłane do dzisiaj.

Opowieść Mariusza Czubaja to kawał dobrej literatury kryminalnej. Nie bez powodu Katarzyna Bonda o "Dziewczynce z zapałkami" napisała - petarda. Autor - profesor antropologii nie pisze z szybkością karabinu i nie produkuje paru książek rocznie jednak to, co w końcu oddaje do druku jest dobre jak boże stworzenie.

Rudolf Heinz to prawdziwy glina - bez kondycji, z uzależnieniem od alkoholu i dobrej muzyki. Może jako profiler nie jest tak szybki jak Sasza Załuska. Wykonuje swoją robotę z zaangażowaniem i chęcią dokończenia sprawy. Każdej sprawy.

Podobają się jego metody pracy, w której umie złamać nawet największego twardziela. Nie wydusza zeznać siłą lecz przebiegłością i erudycją, która rzadka jest wśród literackich komisarzy.  Gdy jeszcze czytelnik dostaje kryminalną zagadkę z Andersenem w tle musi być ciekawie.

Czubaj the best. Dzięki panie Mariuszu za wiarę w moje wypociny doktorskie.


*taki żarcik

niedziela, 27 maja 2018

Czerwony Pająk. Katarzyna Bonda

Oglądając instagrama Katarzyny Bondy można odnieść wrażenie, że autorka żałuje końca przygody z Saszą Załuską. Pani Katarzyno! Proszę otrzeć łzy! Jest wybitnie dobrze i czas zmienić zainteresowania na bardziej krwawe.


Ostatnia powieść Katarzyny Bondy - "Czerwony pająk" zaczyna się niepokojąco. Okazuje się bowiem, że córka Saszy Załuskiej zostaje uprowadzona przez nieznanych sprawców i mimo wzmożonych wysiłków policji nie udaje się jej odnaleźć.

Prywatne śledztwo Saszy wykazuje, że porwanie dziewczynki jest powiązane z zagadkowym samobójstwem byłego oficera wywiadu, pseudonim Dziadek, niegdyś przełożonego Załuskiej. To w jego posiadaniu znajdowało się archiwum kompromitujące najważniejszych polskich polityków.

Katarzyna Bonda w "Czerwonym pająku" składa do kupy wszystkie elementy swoich opowieści. Poznajemy historię Saszy - skomplikowaną i zrozumiałą dopiero w tym tomie. Skąd pochodzi, jak znalazła się w służbach i policji? Kim byli jej rodzice i czy w ogóle byli? Czy będąc w tyglu intryg, kłamstw i przeinaczeń Sasza Załuska wie, kim naprawdę jest? Układanka żywiołów Katarzyny Bondy w "Czerwonym pająku" jest kompletna.

Urzeka Gdynia - miasto, które jest głównym miejscem akcji. Dzielnice takie jak Redłowo czy inne wspomniane przez autorkę czekały na to, by ktoś umieścił tu literacką opowieść o przestępczości zorganizowanej powiązanej z polityką, przemianami i wiatrem od morza.

Katarzyna Bonda to konkretna babka. Czytając zauważa się ogrom pracy wykonanej przez autorkę. Nie ma niedociągnięć - są tylko treści dopracowane w każdym szczególe.

To, że natyka się czytelnik na Wejherowo w "Czerwonym pająku" dopełnia mojej oceny. Książka wyśmienita. Nie żałuję, że to koniec przygód z Saszą :)


piątek, 25 maja 2018

Forcecon 2018 Wejherowo

fot. Grzegorz Konkol

Co by było, gdyby nie było takiego wydarzenia jak Forcecon 2018? Myślę, że Dni Jakuba Wejhera zyskały dzięki premierze kolejnej części "Gwiezdnych Wojen" i wysiłkowi pasjonatów, do których należą Piotr i Monika Kalka wraz z rzeszą fanatyków kultowej sagi i miastu Wejherowo, które zdecydowało się zaufać.


Począwszy od marszu spod pomnika Jakuba Wejhera - przepraszam Darta Vadera poprzez wystawy, warsztaty, wykłady i konkursy oraz premierowy pokaz "Hana Solo" mieliśmy okazję do przeżywania czegoś, czego nie śniło się największym wejherowskim filozofom.

Wejherowska Filharmonia zagościła na dobre na mapie fanów "Gwiezdnych Wojen", którzy tłumnie przybywają by razem przeżywać coś, co wymyka się statystkom, analizom i badaniom. Wykład Jana Platy - Przechlewskiego zapamiętam na długo ponieważ mało jest osób, które z taką pasją i zaangażowaniem umieją opowiadać o "Gwiezdnych Wojnach". Podobnie zresztą inni prelegenci - wyrwani z szarej rzeczywistości kolejnej RP znajdują radość i szczęście w opisywaniu skomplikowanych relacji i zdarzeń w twórczości Georga Lucasa.

Patrząc na działania Piotra Mintury twierdzę, że są w Polsce ludzie, którym się chce. Niesamowite umiejętności tego gościa w połączeniu z umiejętnością zainteresowania najmłodszych "Gwiezdnymi Wojnami" przywraca wiarę w ludzi. To samo tyczy się Legionu 501, prowadzącego - pana Jacka, przebranych mieszkańców Wejherowa i okolic oraz wszystkich, którzy wierzą, że moc jest w Was. O wystawie rzeźb i figur dotyczących sagi nie wspominam, bo nawet Salvador Dali przy nich wymięka.

Kto nie był, niech żałuje bo następna impreza dopiero za prawie dwa lata. Niech moc będzie z Wami!




piątek, 18 maja 2018

Dziewczyny z Dubaju | Piotr Krysiak | Recenzja

Piotr Krysiak w książce "Dziewczyny z Dubaju" opisuje wielkie pieniądze i wygodne życie połączone z seksem, seksem i jeszcze raz seksem.

Mikołajek i jego paczka. Kleofas | Recenzja

Gościnny i Sempe stworzyli opowieści o paczce przyjaciół, które mimo upływu lat się nie starzeją. Mikołajek i jego przyjaciele należą do klasyki literatury dla dzieci i dorosłych. 


Tym razem Wydawnictwo Znak postanowiło wydać każdą z opowieści osobno - tak byśmy mogli zobaczyć każdego z bohaterów z innej - nieznanej dotąd strony. Przed Państwem Kleofas


Kim jest Kleofas?


Kleofas nie za bardzo lubi szkołę. Zawsze wychodzi z niej ostatni, dostaje najgorsze stopnie, a kiedy je chce poprawić liczy na to, że ktoś w końcu mu podpowie poprawne odpowiedzi. Żarty trzeba mu tłumaczyć, a przerwy spędza przeważnie w klasie bo znów ma kary. Nie jest tak sprytny jak Gotfryd, obrotny jak Mikołajek czy przebojowy jak Jadwinia.

Przygody Kleofasa rządzą


Kleofas w tej opowieści widziany jest przez pryzmat swoich urodzin, przeprowadzki czy wizyty na basenie. Grając tym razem pierwsze skrzypce, pokazuje że ma coś do powiedzenia a i jego numery wywołują uśmiech nawet na smutnej twarzy.

Szkoda, że Kleofas w momencie kiedy nie rozumie danej sytuacji czy świata, musi się bić. Nie potrafi rozmawiać, nie chce zrozumieć. Pomimo tego zawsze jest akceptowany przez grupę oddanych mu przyjaciół z Mikołajkiem na czele.

Mikołajek opiera się lejkowi sprzedażowemu


Gościnny i Sempe stworzyli opowieść, która pokonuje problem zmieniających się trendów. Ominęli pojęcie lejka sprzedażowego i każdego dnia zyskują wiernych fanów.

Dlaczego? Bohaterowie "Mikołajka" bez internetu, smartfonów i popkultury bawią się świetnie. Bawią się w indian, grają w rugby, oglądają z fascynacją telewizor będący dobrem bardzo luksusowym ale i mało ważnym.

Przede wszystkim chłopaki od "Mikołajka" mają jednak mnóstwo przygód. Takich z drugim człowiekiem.

No bo przecież kurczę blade!



środa, 9 maja 2018

Aleksandra Bośkowska. Księżyc z Peweksu

Młodzi nie znają Pewexów, gumy Turbo czy marynarzy z Gdyni wyglądem przypominających logo Baltony. Aleksandra Bośkowska zgłębiła PRL z innej - nieznanej dotąd strony. W książce "Księżyc z Peweksu" jak Sherlock Holmes rozpracowuje mlekiem i miodem płynący świat tamtych lat.


Zaczyna się nasza podróż od Gdyni - miasta z morza, w którym w czasach Polskiej Republiki Ludowej było więcej prywatnych firm niż państwowych. Marynarze prowadzili walkę ze złym systemem próbując sprzedawać towary z serii luksusowych - od zegarków na majtkach rozmiar uniwersalny kończąc. Dorabiając się majątków mieszkają na Zegarkowie tworząc piękną historię naszego Trójmiasta.

Luksus był nie tylko sprawą materialną. Szlacheckie pochodzenie i znani przodkowie również stanowili majątek, jaki wielu chciało mieć. Bogate drzewo genealogiczne to wiele kontaktów, możliwości ale i obowiązki. Bohaterowie tej części opowieści znani są dzisiaj szerokiej publiczności- taka o nich opowieść pozwala inaczej spojrzeć na te pokręcone losy. Luksusowe były polowania, wypady do Zakopanego czy wizyty w kawierence Sułtan w Warszawie.

Luksusowa była Warszawa, Śląsk, Zakopane. Młodzi z Saskiej Kępy, górnicy - przodownicy pracy bili na głowę nawet budowę hotelu Continental w stolicy. Luksus pozwalał inaczej spojrzeć na życie w świecie, w którym niełatwo żyć. Bo tacy górnicy na przykład mieli gieweksy, w których można było kupić lodówkę czy pralkę podczas gdy Kowalski w Wejherowie o tych rzeczach nawet nie marzył. Dla niego były one niedostępne.

Aleksandra Bośkowska rozmawia z uczestnikami tamtych wydarzeń badając tamto bogactwo. Rozmawia m.in. z Jerzym Zającem - obecnym dyrektorem Urzędu Miasta w Gdyni, który pamięta tamtą Gdynię. Dyrektorzy, kapitanowie, politycy opowiadają z sentymentem o sprawach, które dla młodych wydają się abstrakcyjne - dla starszych zaś sentymentalne.

"Księżyc z Peweksu" to także książka o historii. O połączeniach ludzi z opozycji i władzy, o bliskości w świecie, w którym nie było jeszcze smartfonów.

Piękna sprawa. Peweksie wróć!





piątek, 4 maja 2018

Nora |Katarzyna Puzyńska | Recenzja

"Nora" Katarzyny Pużyńskiej to świetnie napisany kryminał, który stanowi ciekawą kontynuację przygód bohaterów znanych z poprzednich części cyklu.

Co się stało z Bereniką?

Tym razem wraz z zawieszoną w obowiązkach komisarz Kopp, Danielem Podgórskim, Emilią Strzałkowską i Weroniką Nowakowską próbujemy rozwikłać tajemnicze zniknięcie Bereniki. Nastolatka znana z miłości do gigantów i nienawiści do matki nagle przestaje się odzywać.


Jednak tym razem wszystko wydaje się być nie tak, jak zazwyczaj. Tymczasem w odległym o kilkadziesiąt kilometrów szpitalu psychiatrycznym zostaje zabita pacjentka - Valentine Blue - znana z "Czarnych narcyzów". Na kilka godzin przed śmiercią wysyła enigmatyczną wiadomość z prośbą o pomoc do Weroniki - etatowej psycholog z opowieści Pużyńskiej.

Powstają pytania - kto zabił? Ale! Dlaczego Berenika zniknęła w momencie, gdy Valentine Blue ginie w zamkniętym oddziale? Ale! Jak to w ogóle możliwe? Ale! Czemu znów na horyzoncie pojawiają się "Nowe Horyzonty"? Akcja nabiera tempa, za którym czasem trudno nadążyć.

Opowieści chwytające za serce i duszę!


Ale! "Nora" Katarzyny Pużyńskiej to opowieść, która chwyta za serce i tę część duszy, która żądna jest powieści kryminalnych na najwyższym poziomie. Ilość zagadek kryminalnych, które znajdzie w "Norze" czytelnik jest wprost proporcjonalna do ich jakości. Jak w opowieściach Agathy Christie wszyscy są podejrzani. U Pużyńskiej wszyscy są podejrzani tak samo mocno - nawet niektóre osoby pracujące w policji.

Wszystko, co dobre u Puzyńskiej


Eksperymenty medyczne, psychologiczne podchody, orientacje seksualne - to niektóre z elementów układanki Pużyńskiej zwanej "Norą". Dodam do tego jeszcze masę tatuaży na ciele komisarz Kopp i problem z księdzem proboszczem jednej z okolicznych parafii. Ten wątek tatuaży łączy się z autorką wyśmienicie - życzę jej, by na starość jej malunki nie wyblakły.

Kogo wybrał Daniel Podgórski?


Ale! (jak mawia wspomniana komisarz) jeśli drogie panie szukają odpowiedzi na pytanie kogo wybierze Daniel Podgórski - Emilę czy Weronikę zmartwię. Tego nie dowiemy się chyba nigdy. Chyba, że ja nie czuję tych wątków damsko-męskich.

"Nora" to dobrze zainwestowane 50 złotych. W autorkę, która zgodnie z wykształceniem uzupełnia nasze psyche o to, co tygryski lubią najbardziej!



wtorek, 1 maja 2018

Tomek Michniewicz. Świat równoległy

Tomek Michniewicz jest podróżnikiem, który stara się nie jeździć utartymi szlakami. Zbacza na prowincję, w której zawsze jest atrakcją "wysoką i białą". Dzięki temu jednak może czytelnikom pokazać trochę więcej. Tak jest właśnie w 'Świecie równoległym".


Opowieść Michniewicza nie skupia się na jednym kraju, jednym kontynencie. Możemy przeczytać o więzieniach w Stanach Zjednoczonych, polskiej, elitarnej jednostce żandarmerii czy też przestępczości w Johanseburgu.

Poszukiwania, ryzyko, siły specjalne, przemoc, gangi, przestępczość czy rezerwat to kluczowe słowa opisujące podróże Tomka Michniewicza w "Świecie równoległym".

Jako czytelnik podziwiam ludzi, którzy codziennie mierzą się ze strachem mieszkając w zamkniętych osiedlach w RPA. A nuż ktoś znów spróbuje ich okraść, zabić, spalić? Przeraża ilość gangów w USA - kraju, który stawiany jest za wzór wszelkich cnot i pokoju. Podziwiam ryzykujących w Słowieni miłośników sportu ekstremalnego. Zastanawiam się nad problemem niedoceniania ludzi, którzy dla ojczyzny tracą zdrowie i nikt o nich nie pamięta.

Nie byłoby "Świata równoległego", gdyby nie wielka ciekawość Tomka Michniewicza i jego talent kronikarski. Doskonały skryba spisujący swoje przygody i wybierający najlepsze zdjęcia z podróży to coś, co idealnie pasuje na majówkę.

Pomimo, że o tym wszystkim napisano już i nagrano wiele materiału nadal ktoś odkrywa coś nowego. Tomek Michniewicz udowadnia, że w wielu wypadkach się nam wydaje. Wydaje się, że znamy, wiemy, kojarzymy. Tajlandię, USA czy Pakistan - prawda jest jednak inna.

Zapraszam do lektury "Świata równoległego".




poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Mężczyźni bez kobiet. Niezależny organ

Miłość jako siła budująca a może niszcząca? "Niezależny organ" Murakamiego stawia ważne pytania w męskim rozumieniu miłości.


Doktor Tokai - główny bohater opowiadania jest człowiekiem spełnionym. Doktor nauk medycznych po pięćdziesiątce, posiadający własną klinikę nie musi bać się o jutro. Ma pieniądze, poważanie i sławę. Grywa w squasha, golfa, pływa i jeździ na rowerze. Nie ma żony a wiele przygodnych znajomości? Czego chcieć więcej?

Okazuje się, że nawet taki człowiek może się kiedyś zakochać. Co gorsza - zakochać w osobie, która nie odwzajemni jego uczucia. Doktor Tokai przestaje jeść i pić. Miłość niszczy go całkowicie i sprawia, że bohater "Niezależnego organu" umiera.

Umiera w samotności i poczuciu straty i niespełnionej miłości. Mamy okazję czytać wspomnienia jego asystenta, który smuci się, że tak wielki i wspaniały człowiek przeżywał  coś takiego. Kobieta go oszukała? Oczywiście!

To wszystko wina "Niezależnego organu", który pozwala kobietom kłamać. W sprawach małych ma to małe znaczenie - w dużych zaś - ogromne. Ofiarami tego organu są przede wszystkim mężczyźni.

Doktor Tokai stracił życie. A Ty - wierzysz w istnienie tego organu?

Jeśli tak - przeczytaj inne opowiadania z "Mężczyzn bez kobiet".




Mężczyźni bez kobiet. Yesterday

"Yesterday" to kolejne opowiadanie z książki "Mężczyźni bez kobiet" Murakamiego. Dlaczego warto każdą z tych opowieści traktować z osobna?


"Yesterday" pokazuje niezdecydowanie i słabość pokolenia, które nie przeżyło żadnej wojny i nie umie odnaleźć się w realiach współczesnego świata. Kitaru - główny bohater opowieści jako jedyny przetłumaczył na japoński tytułową piosenkę Beatlesów. Oprócz tego doskonale opanował gwarę z kantonu, w którym się nie urodził.

Miał dziewczynę ale nie był do końca zdecydowany, czy to właśnie ta jedyna. Pracując jako kelner nie robił większej kariery, co tyczyło się również prób dostania się na studia. Relacje z narratorem opowieści, który zostaje poproszony o ... spróbowanie jego dziewczyny kończą się ucieczką Kitaru na inny kontynent.

Murakami świetnie pisze o relacjach, w których obojętność razi i wkurza czytelnika. Seks nie jest czymś wspaniałym a wręcz przeciwnie - stanowi tylko problem i jest słabym dodatkiem do związku. Miłość nie jest ubierana w słowa wielkie a wręcz przeciwnie - najlepiej gdyby w ogóle się nie pojawiała. A jednak jest to temat ważny i potrzebny.

Mężczyźni mogą sobie poradzić bez kobiet? Kitaru w związku nie czuł się pewnie i nie czuł spełnienia. Oszukiwał siebie, dziewczynę i narratora, który był chyba jedynym jego przyjacielem.

Kitaru żyje dzisiaj gdzieś w Denver albo innym, wielkim mieście. Zamiast iść za swoją pasją jaką było gotowanie poszedł w emocje i nagły wyjazd z kraju. Jak pisze na końcu narrator - mam nadzieję, że chociaż jest zdrów i cały.

Bez kobiet.




wtorek, 24 kwietnia 2018

Piotruś Królik. Recenzja filmu

"Piotruś Królik" to film, który w nowoczesny sposób przenosi książkową opowieść o królikach na duży ekran.


Beatrix Potter nie przypuszczała chyba nigdy, że jej grzeczne króliki, które oprócz szalonych przygód mogą być zdolne do działań terrorystycznych. Tak właśnie! Piotruś wraz z siostrami i kuzynem od lat prowadzą wojnę z panem McGregorem, który pilnuje swojego ogródka - raju dla wszystkich leśnych zwierząt. W tym konflikcie poległ już ojciec i matka Piotrusia.

Podczas jednej z akcji Piotruś prawie złapany i przerobiony na pasztet ucieka ponieważ McGregor dostaje zawału. Wbrew pozorom nie zajadał się w życiu zdrowymi warzywami i owocami a nie szczędził sobie śmieciowego jedzenia i siedzącego stylu życia. Zwierzęta przejmują posiadłość jednak nie na długo. Przyjeżdża nowy wróg - młody kuzyn Thomas - prawie kierownik domu towarowego Harrolds. Miłośnik porządku i wróg zwierząt chce się pozbyć futrzastych nieprzyjaciół raz na zawsze.

"Piotruś królik" to ekranizacja nie za długa - za to śmieszna i z przesłaniem. Po długich godzinach Lego Ninjago fillm, w którym dziecko zobaczy i dowie się czegoś o uczuciach i prawach rządzących światem sprawia, że człowiek z optymizmem patrzy w przyszłość. Oprócz czarnego charakteru, który w końcu ulega przemianie mamy Beię - malarkę - idealistkę, która w świecie stara się widzieć dobro. Przy okazji jest najbardziej zagorzałą obrończynią królików właśnie.

Rodzące się uczucie pomiędzy nią a Thomasem jest piękne a jednocześnie stanowi problem dla królika Piotrusia, który nie zgadza się na zmianę status quo. Próby wzajemnego wyeliminowania gatunków choć śmieszne prowadzą w finale do poważnych problemów, które trzeba rozwiązać w dorosły sposób. Zarówno królik Piotruś jak i Thomas stają na wysokości zadania.

Sama wojenka przypomina trochę "Kevina samego w domu". Ilość zmyślnych pułapek zastawianych przez zwierzęta sprawia, że wspomniany Kevin to dziadek bez polotu. Równie piękna jest sekwencja długiej imprezy po śmierci Pana "Grzyba" McGregora, która przypomina najlepsze party rodem z amerykańskich akademików. Strzelanie z jeża, golenie lisa czy próbująca zachowywać się arystokratycznie świnia to tylko niektóre elementy tej układanki.

"Piotruś królik" to film, na który warto iść z dziećmi. No bo kto by się spodziewał, że futrzaki robią tak dobre imprezy i mówią ludzkim głosem nie tylko w wigilię?

niedziela, 22 kwietnia 2018

Mężczyźni bez kobiet

Siedem opowiadań o miłości i samotności, nienawiści, zdradzie, gniewie i innych uczuciach znajdziemy w książce "Mężczyźni bez kobiet" Murakamiego. Każde jest warte poświęcenia mu czasu.


Pierwsze z opowiadań "Drive my car". Opowieść o Kafuku - aktorze, którego żona zmarła na raka macicy. Pogrążony w żałobie, smutku i żalu probuje odnaleźć się w świecie samotności. Przez problemy z alkoholem stracił prawo jazdy a że musi jakoś dojeżdżać na teatralne próby poszukuje kierowcy.

Wybór pada na Misaki, która nie ma w życiu lekko. Nękana przez matkę uzależnioną od alkoholu i próbująca odzyskać poczucie własnej wartości toczy z Kafuku świetne rozmowy o życiu, w którym trzeba się odnaleźć. Udowadnia również, że jest świetnym kierowcom i nie tylko mężczyźni potrafią prowadzić auta dobrze będąc świetnymi szoferami.

Podróżują Saabem 900 z otwieranym dachem i w formie pewnej psychoterapii starają się znaleźć odpowiedź na pytania o sens ludzkiego życia pozbawionego miłości. Kafuku ujawnia, że jego żona zdradzała go wielokrotnie podczas ich małżeństwa. W opowiadaniu śledzimy wszelakie uczucia, jakie targały nim przez te wszystkie lata upokorzenia. No właśnie, czy jednak było to coś, co jemu zrobiło krzywdę? A może cierpiała ona?

Kafuku w finale opowiadania stwierdza, że wszystko to mu zobojętniało. Nawet chęć zemsty mija stając się tylko wesołym wspomnieniem człowieka nękanego złymi podszeptami. Kafuku gra w "Wujaszku Wani", Misaki zgłębia tajniki literatury.

Finał opowieści należy do czytelnika.


Miasto w literaturze. Część 1


Kiedyś wszyscy dążyli do tego, by żyć w miastach. Teraz tendencja jest odwrotna -wieś, tereny pozamiejskie. A jednak coś pięknego jest w tych molochach. Moje ulubione miasta w literaturze? Proszę bardzo!


Bolesław Prus i jego "Lalka" pozwalają zobaczyć Warszawę, która już wtedy wyglądała tak jak ta, którą mamy okazję podziwiać. Nie mam na myśli tworów rzeczywistych - budowli, samochodów, technologii. Wtedy jak i dzisiaj Warszawa to miasto interesów, zdrad, celów, tęsknot, siły i naporu bez maratonów i zamkniętych ulic tętni w "Lalce" życiem. To właśnie w tym miejscu interesy robią Polacy, Żydzi, Niemcy, Rosjanie. Warszawa to miasto, w którym można zrobić szybką karierę wzorem Wokulskiego bądź upaść i już się nie podnieść.

"Lalka" to również opowieść o Paryżu. Miasto, w którym według Wokulskiego ulice i skrzyżowania projektował jakiś szarlatan. Paryż to nie tylko zabytki ale również prężny ośrodek nauki - mekka wszystkich chcących tworzyć i ułatwiać ludziom życie. Przykład prof. Geista jest tu najlepszy.

Paryż występuje również w fascynującej powieści Remarque "Łuk triumfalny". W przeddzień II Wojny Światowej stolica Francji nie zmieniła się wiele od czasów Prusa. Remarque zauważa jednak podobne problemy - system komunikacji oraz napływ imigrantów bez praw i obowiązków. Kwitnie za to nocne życie (tego w "Lalce" nie mamy).

Warszawa, która jest miastem kontrastów to opowieść Stefana Żeromskiego w "Ludziach bezdomnych". Opowieść, której akcja dzieje się w dzielnicach Krochmalnej i Ciepłej pokazuje obraz ludzi żyjących na skraju ubóstwa. Dzieci bawiące się w śmieciach, dorośli pracujący w warunkach, które niszczą ich życie (huty metali, produkcja tytoniu) to tylko niektóre obrazy kontrastujące z ciągłym rozwojem stolicy ówczesnej Polski.

Paryż występuje również w fascynującej powieści Remarque "Łuk triumfalny". W przeddzień II Wojny Światowej stolica Francji nie zmieniła się wiele od czasów Prusa. Remarque zauważa jednak podobne problemy - system komunikacji oraz napływ imigrantów bez praw i obowiązków. Kwitnie za to nocne życie (tego w "Lalce" nie mamy).

sobota, 7 kwietnia 2018

Serce z piernika PDF

Szukałaś "Serca z piernika" Magdaleny Kordel w PDF? Ja Tobie nie pomogę - wbijaj na woblink.com, aby zakupić książkę. Napiszę jednak, że wbrew pozorom i mojej niechęci do literatury kobiecej Kordelowa zrobiła ciekawą robotę i to się naprawdę dobrze czyta.


Główną bohaterką opowieści pachnącej piernikiem jest Klementyna – mistrzyni pachnących pierników, która całe życie spędziła na walizkach. Porzucona przez matkę, wychowana przez babiniec wyrosła na kobietę ciągle poszukującą. Czego? Kogo? Gdzie? W jaki sposób? Klementyna już wie, że przyszedł czas, by zmienić swoje życie i zacząć spełniać najskrytsze pragnienia.

Oczywiście zmiana nie dotyczy tylko tej bohaterki. Zmieniają się wszyscy, którzy otaczają Klementynę. Stara Anna, Imka, babka Agata a nawet pies Marcepan dążą do doskonałości, którą zapoczątkowała miłośniczka przyprawy piernikowej.

Magdalena Kordel umie opowiadać kobietom o tym, czego w życiu pragną. Matki Polki, które zajęte są wychowaniem dzieci i mężów wieczorami marzą o życiu innym niż pogoń za ideałami, których nigdy nie dogonią.

Problemy dnia codziennego, szara Polska i mnóstwo internetowego gówna prawdziwych madek polek sprawia, że Magdalena Kordel i jej opowieści wprowadzają ducha zmiany w każdym polskim domu. Autorka daje nadzieję Polkom, które padają na cycki ze zmęczenia. Można być szczęśliwym i nie trzeba robić przy tym pierników.

Nic nie robi tak dobrze jak trochę szczęścia w głowie wykreowanego książką w PDF. Polecam.


piątek, 30 marca 2018

Doktor Sen. Stephen King

„Doktor Sen” to ksiażka, która przedstawia dalsze losy bohaterów bestsellerowego „Lśnienia” Stephena Kinga.


Nękany przez mieszkańców hotelu Panorama, w którym jako dziecko spędził jedną straszliwą zimę, Dan Torrance przez dziesięciolecia błąka się po Ameryce. Jego matka umarła na raka a z Halloranem kontakt jest coraz gorszy.

Lśnienia nie pozwalają Danowi normalnie żyć. Co innego alkohol, którzy skutecznie dusi jakiekolwiek wizje. Błąkając się pomiędzy jawem a snem ostatecznie osiada w małym miasteczku w New Hampshire, lecząc swoje uzależnienie od alkoholu we wspierającej go grupie Anonimowych Alkoholików. Większość czasu spędza w domu opieki, gdzie zachowana z lat dzieciństwa resztka mocy pozwala mu nieść ulgę umierającym w ostatnich chwilach ich życia. Staje się tam znany jako „Doktor Sen”.

W tym samym czasie niewielka grupa staruszków nazywająca się Prawdziwym Węzłem dowodzonym przez Rose przemierza autostrady Ameryki swoimi samochodami turystycznymi w poszukiwaniu pożywienia. Na pierwszy rzut oka są całkowicie nieszkodliwi, w końcu to tylko emeryci odziani w poliester, którzy czasem popuszczą w gacie i niekiedy śmierdzą moczem. To jednak tylko pozory.

Dwunastoletnia Abra Stone wkrótce się przekona, że Prawdziwy Węzeł to prawie nieśmiertelne istoty, żywiące się substancją wytwarzaną przez poddane śmiertelnym torturom dzieci, obdarzone tym samym darem co Dan Torrance i właśnie Abra. Kiedy Dan poznaje Abrę Stone, jej nadzwyczajny dar budzi drzemiące w nim demony i każe mu stanąć do boju o jej duszę i przetrwanie.

"Doktor sen" to kolejna z serii książek, które czekały w wieloletniej kolejce na przeczytanie. Świetnie uzupełnia opowieść z 1977 roku, w której Jack Torrance odkrył i wykorzystał swoje zdolności. Teraaz musi znów stawić czoła złu a jednocześnie stać się nauczycielem dla dziewczyny, której zdolności są o wiele większe niż komukolwiek się wydaje.

King kontynuując "Lśnienie" wydaje się być szczęśliwy i spełniony jako pisarz. "Doktor sen" przywołuje na myśl jego najlepsze pomysły dotyczące opisów miejsca, akcji, kreowania bohaterów, zdarzeń i całego uniwersum lśnienia. Czuć moc, która pozwala Kingowi tworzyć naprawdę dobrą książkę.

Ameryka bez Kinga byłaby jakaś taka nudna, nijaka. "Doktor sen" to obraz Stanów, które posiadają mitologię gdzieś pomiędzy automatem z Colą, potężną dawką alkoholu i nieskończonymi ulicami.

Pomimo upływu lat "Doktor sen" jest i będzie świetną książką pokazującą spektrum możliwości Stephena Kinga - pisarza, którego twórczość będzie żyć wiecznie.







niedziela, 25 marca 2018

Problem wolności u Nosacza Janusza

Jurek Owsiak mówi - róbta co chcecta. Tak wielu ludzi w Polsce i nie tylko rozumie pojęcie wolności. Nikt mi tutaj nie będzie zakazywał życia po swojemu - mawia Nosacz Janusz. Albo hasła z czarno-białych piątków - "Nasze macice. Wasze kamienice" czy też "Stety - ten rząd obalą kobiety". 


Spontanicznie organizowane czarne piątki, czwartki czy wtorki wyglądają pięknie dla i w dzisiejszych mediach. Kobiety zwarte i gotowe bronić swoich praw wraz z mężczyznami - mężami, partnerami, sympatykami. Naprzeciwko białe jak Gandalf zastępy obrońców życia nienarodzonego, wolnej niedzieli i czego tam jeszcze.

Mamy protest, mamy hasła, mamy kobiety kobietom. I co dalej? Z pewnością jest wolność i swoboda protestów - tyle manifestacji co za rządów PiS jeszcze w XXI wieku nie widziano. Wydaje mi się jednak, że ta wolność często napawa lękiem. Uczestników, organizatorów, sympatyków. No bo co dalej? Zarówno jedni jak i drudzy rozeszli się do domów święcie wierząc, że mają rację. I mają - w swojej osobistej strefie wolności.


Napiszę to raz jeszcze - wolność napawa lękiem. Dzieje się tak dlatego, że większość z nas rozumie ją przez kierowanie się spontanicznymi działaniami. Udowodniono jednak naukowo, że takie spontany rzadko prowadzą do szczęścia. Spontaniczna impreza zawsze jest fajna jednak kac morderca zawsze przesłania hasło, które przyświecało nam podczas zabawy - tylko jedno piwko.

Dlatego wielu ludzi, którzy byli na piątkowych manifestacjach nie umiejąc zdefiniować pojęcia wolności przyjmuje gotowe recepty na życie wierzą jednocześnie, że one uchronią ich od cierpienia. Do końca życia będą wierzyć, że aborcja to sprawa wyboru kobiety lub też dzieci z śmiertelnymi wadami muszą się urodzić i umrzeć. Bo tak myślą wspaniałe autorytety, mądre książki czy naukowe badania.

A jak jest naprawdę?

Co to jest prawda? |Ewangelia według Piłata | Eric Emmanuel Schmitt

"Ewangelia według Piłata" to jedna z najczęściej dyskutowanych i najpiękniejszych książek Schmitta, która pozwala spojrzeć na dobrze znaną historię z nowej perspektywy.


Schmitt zanurza się w historii, którą wszyscy znamy z perspektywy ewangelistów i apokryfów. Jakie uczucia targały Jezusem i jego uczniami? Co czuła matka widząc syna na krzyżu? Czy ówczesne społeczeństwo bardziej ceniło sobie Barabasza niż proroka? To tylko niektóre z pytań znajdujących odpowiedź w książce autora "Oskara i Pani Róży".

Dwie osobne historie - Jezusa i Piłata opowiadane w pierwszej osobie pokazują wyczucie i przemyślenia autora, któremu łatwiej jest powiedzieć wiem niż wierzę. Na wierze bowiem opiera się każda religia i konia z rzędem temu, któremu wiara jest silna, mocna i niezachwiana.

Ostatnie to pojęcie jest jednym z najczęściej przywoływanych w książce. Wątpliwości ma Jezus, bo przecież nie do końca wie, czy jest prorokiem, zbawcą, synem bożym. Wątpi Piłat bo przecież nie potrzeba żadnej religii do tego, by obiektywnie ocenić, że Barabasz jest zły a Jezus dobry. 

Czy w końcu ci bohaterowie osiągają to, co współcześni nazywają zen? Czy mogą sobie w końcu spojrzeć w oczy i powiedzieć - tak, wierzę i wiara moja jest niezachwiana?  

"Ewangelia według Piłata" to opowieść nie tylko o wierze ale o uczuciach. Obdarci ze smutku, wątpliwości, złości na kartach ewangelii w tej książce mówią, co im leży na wątrobie. Boją się, lękają, ulegają pokusom i błądzą. Schmitt jak wytrwany psychoterapeuta pokazuje, z jakimi rzeczami boryka się każdy z bohaterów. Niestety, nie daje prostych rozwiązań i stawia pytania, na które czytelnicy muszą odpowiedzieć samemu. Czy jednak będą one prawdziwe? Co to w ogóle jest prawda? 

Świetna książka - szczególnie na zbliżający się Wielki Tydzień.







Jak walczyć ze zmęczeniem? Porady eksperta

Jesteś znów zmęczony? Dzieci Ciebie drażnią, żona nie rozumie a szef denerwuje? Masa obowiązków wysysa z Ciebie wszystkie siły. Wieczorem marzysz o przeczytaniu książki i ... budzisz się rano, a literatura nieknięta? Przeczytaj "Bierz siły na zamiary".


Książka wydana w ramach bibliteczki "Charaktery" głosi myśl, która nie jest dzisiaj popualrna. Każdy z nas ma prawo czuć się zmęczony - tak po prostu. Nikt nie jest Supermenem ani Wonder Woman, żeby w biegu trwać przez długie lata bez skutków ubocznych. Kolejne kawki, magnezy i napoje energetyczne połączone z Yerba Mate wkręcają nas w świat, który wymaga bycia w gotowości. Czy to prawda? "Bierz siły na zamiary" pokazuje, że to droga donikąd.


Chwała tym, którzy umieją wypoczywać. Ja nie umiem. Jak piszą autorzy książki, kiedy taki osobnik czy osobniczka jest zmęczony potrafi zrelaksować się, wyspać, posiedzieć przy lampce wina z bliską osobą, pójść na grzyby, wyskoczyć na rower czy skorzystać z paru dni urlopu.


Ale jest i zmęczenie długotrwałe, związane z wyczerpaniem naszych zasobów energetycznych, z przewlekłym życiem w stresie, z wypaleniem emocjonalnym czy zawodowym. Niestety, często nie mamy możliwości pozbyć się swoich obowiązków nawet na dzień, a świadomość zmierzenia się z następnymi wyzwaniami wpędza nas w podły nastrój.

Jak w takiej sytuacji szybko się zregenerować? Jak odnowić swoje zasoby energii, by z zapałem witać kolejny dzień i jego niespodzianki?  Czy pomoże zmiana pracy? Pewnie tak, ale jeśli nie mamy takiej możliwości to czy trzeba nadal tkwić w toksycznej relacji? A może problem leży w nas?

Autorzy "Bierz siły na zamiary" jak wiosnne słońce pokazują, że warto popracować nad relacjami z otoczeniem i ze sobą. Może warto znów odnaleźć miłość, która dodawała energii na początku małżeństwa? Czy dzieci rzeczywiście są drażniące? A może mówią nam coś, czego my dorośli nie możemy już zrozumieć? Może warto od dzieci uczyć się radości z małych rzeczy?

To tylko niektóre z pytań, na jakie znajdziecie odpowiedzi w książce "Bierz siły na zamiary".


sobota, 24 marca 2018

Joe Hill. NOS4A2

Nosferatu
Genialne połączenie klasycznych i nowoczesnych strachów i mrocznych fantazji, a wszystko doskonale pocięte i zmiksowane... Joe Hill stał się mistrzem grozy w książce "NOS4A2".



Książka ta przeleżała na mojej półce sporo czasu zanim sięgnąłem po nią. Ponad 600 stron przeczytane w parę godzin potwierdza tylko jakość pisarstwa Joe Hilla. Syn Stephena Kinga nie odcina kuponów od sławy ojca a sam pięknie tworzy osobny rozdział w historii literatury grozy.

Wracając do książki. Główna bohaterka "NOS4A2" - Victoria McQueen odkrywa niezwykły sposób na przenoszenie się w przestrzeni. Po pewnym czasie staje oko w oko z Nosferatu – upiorem porywającym dzieci. Choć doprowadza do jego ujęcia rozpoczyna koszmar, który będzie się za nią ... i jej rodziną ciągnął długo.

W całą historię wplątani zostają najbliżsi Victorii oraz tajemnicza bibliotekarka, która rozumie skomplikowany system działania NOSFERATU i działaność Krainy Gwiazdki, w której czarny charakter opowieść - Charlie Manx przetrzymuje porwane dzieci.

Joe Hill łączy w "NOS4A2" znane nam motywy z literatury dotyczącej świąt Bożego Narodzenia, amerykańskiej kultury i historii. Pokazuje nam Stany Zjednoczone, które nie są krainą mlekiem i miodem płynącą. Ze swoimi problemami, dyskryminacją i specyfiką są miejscem,  w którym wielu wpada na krwawe pomysły wyrwania się do innej rzeczywistości. Oczywiście nie patrząc na moralność czy inne koszta.

Charlie Manx - czarny charakter "NOS4A2" to połączenie Mansona, Jack'a Torrance'a ze Lśnienia i nienazwanej siły z "Smętarza dla zwierzaków". Joe Hill stworzył naprawdę groźną bestię, przy której jego "Rogi" to bajka na dobranoc.

"NOS4A2" to lektura obowiązkowa dla każdego miłośnika opowieści grozy.




środa, 21 marca 2018

ONICO Półmaraton Gdynia 2018

Onico Półmaraton Gdynia 2018 przeszedł do historii. Oprócz rekordowej liczby zawodników i odczuwalnej minusowej temperatury był wydarzeniem, które na długo zapamiętam ja i pewnie inni biegacze biorący udział w wyścigu. Dlaczego? 


Przede wszystkim wspaniała organizacja, która pozwoliła postać zawodnikom niedorównującym Kenijczykom i niektórym Polakom trochę czasu więcej niż pół godziny. Mieliśmy jednak czas na porządną rozgrzewkę - wszak każdy biegnie po jakąś życiówkę więc trzeba być dobrze przygotowanym.

Trudno zrozumieć - jeśli piszę o organizacji - pretensje wielu osób, które nie zdążyły odebrać pakietu przez dwa dni. Piszą na tych facebookach, że przyjechali o 20:05 a nikt na nich nie czekał bo przecież wydawali do 20:00. Łatwiej pojąć krytykę tego, że ceny pakietów od lat rosną szybciej niż ceny paliwa na stacjach Lotos a w jego ramach dostajemy coraz mniej. Dotyczy to nie tylko ONICO Pólmaratonu w Gdyni.

Dość narzekań! Dla tych, którzy biegli bo lubią lub są biegaczami gorszego sportu pozostały niesamowite walory Gdyni. Ulica Świętojańska, Władysława IV czy Janka Wiśniewskiego to klasyka polskich dróg - dosłownie i w przenośni. Tylko biegnąc Aleją Zwycięstwa rozumie człowiek gdyńską opozycję, która narzeka na brak inwestycji. Kolein i dziur nie da przykryć się namalowanym buspasem czy ścieżką rowerową. A na Janka Wiśniewskiego nie trudno nie paść lub wypaść wprost na tory SKM samochodem, o czym niedawno informowało trojmiasto.pl.

Pojawił się filmik mieszkańca (niezły śmieszek) z ul. Świętojańskiej, który poważne bieganie o poważne życiówki relacjonował jako wyprawę w poszukiwaniu otwartej Biedronki. Coś w tym jest - muszę powiedzieć, że niedziele wolne od handlu rzeczywiście są wolne - nawet na niektórych stacjach benzynowych. Nawet wtedy - gdy ta niedziela ma być dla rodziny - znajdą się tacy, którym przeszkadza bieg w centrum miasta. Że niby im drogi blokują, że plują, że śmiecą....

Teraz było ponad 7000 a w 2020 roku? Ma być ponad 20.000 biegaczy w związku z Mistrzostwami Świata w Półmaratonie. Tymczasem do zobaczenia za rok!



niedziela, 11 marca 2018

Wieki bezwsydu czyli jak kochali Grecy i Rzymianie

Adam Węgłowski w książce "Wieki bezwstydu" pokazuje, że temat seksu w czasach Antyku był ważniejszy niż religia, polityka czy codzienne sprawunki.


Podróż, w którą zabiera nas autor "Wieków bezwstydu" to opowieść o świecie, gdzie nie było tematów tabu. Bez serwisów randkowych, filmów porno i całego erobiznesu Grecy i Rzymianie z płciowością radzili sobie na swój sposób. Czytając książkę zobaczymy znane zapewne większości rzeźby greckich bogów czy obrazy prezentujące nagich mieszkańców tamtych czasów. Nie było tematów tabu a niektóre zwyczaje nie mieszczą się w XXI-wiecznej głowie!

Dziewczyny za mąż wydawano nawet w wieku 12 lat. Do tego czasu musiały pozostać "nieskalane" a każda zdrada czy seks bez zobowiązań dla kobiet kończył się społecznym wykluczeniem lub większymi konsekwencjami. Oczywiście zdarzały się tak odważne postaci jak Safona - pierwsza lesbijka jednak to wyjątki w świecie, gdzie kobiety siedziały tylko w domach.

Inaczej było z mężczyznami. Ci mogli dowoli uprawiać seks dzięki rozwiniętej prostytucji i ... pederastii. Zresztą ta ostatnia była społecznie akceptowalna i nikogo nie dziwiło posiadanie "starszego wielbiciela". Stosunki udowe i zakaz seksu analnego to niektóre z "pikantnych" szczegółów, o których pisze Adam Węgłowski.

Zarówno Grecy jak i Rzymianie w alkowie starali się dojść do doskonałości. Chodzi tu także o wygląd i higenę. Depilowanie owłosienia, maści, olejki czy inne afrodyzjaki były na porządku dziennym. Podobnie rzecz ma się z zabezpieczaniem przed niechcianą ciążą. Ilość sposobów i rytuały opisane w "Wiekach bezwstydu" robią wrażenie.

Ciekawie podchodzili również starożytni do tematu aborcji. Nie był to temat tabu i warto przeczytać jak do tego podchodzili ówcześni lekarze. Czy usuwanie ciąż było zgodne z przysięgą Hipokratesa?


Adam Węgłowski przeszukując dostępne źródła stara sie odtworzyć ulubione pozycje Greków i Rzymian. Jak lubili się kochać Juliusz Cezar a jak Neron? Czy Kaligula był w swoich działaniach perwersyjny? Jak kochali się ludzie Antyku? Zapraszam do przeczytania "Wieków bezwstydu".




Radość z kobiecości

Radość z kobiecości

"Radość z kobiecości" to książka nie tylko dla kobiet. Chcąc tworzyć związki, w których obie strony starają się rozumieć wszystkie problemy należy zejść także to sfery intymnej.


Autorki najbardziej różowej książki (pomijam opowieści o Barbie) w historii polskiego rynku wydawniczego - Brochmann Nina oraz Dahl Stokken Ellen nie odkrywają Ameryki. Piszą o problemach współczesnych kobiet - bolesnych miesiączkach, huśtawkach nastroju czy chorobach intymnych używając zupełnie innego stylu niż ten z radiowych reklam środku na upławy czy hemoroidy.

Bez ogródek tłumaczą (!) kobietom, że muszą dbać o higenę intymną i nie powinien to być dla nich temat tabu. Starają się obalać mity związane z powikłaniami, jakimi może kończyć się używanie tamponów i w końcu dbają o to, by seks był przyjemnością nie tylko dla mężczyzn. Wszystko to piszą w sposób prosty acz przemyślany i pokazujący jak wielka jest niewiedza kobiet na temat siebie.

Z czego ona wynika? Myślę, że jest to wynik nieśmiałości, wstydu i współczesnego społeczeństwa, które za wszelką cenę kreuje życie idealne. Bez chorób, zmęczenia, porażek i ... tak od nowa. W takiej rzeczywistości stawianie pytań oczywistych jest zupełnie nie na miejscu. Zostaje więc "Radość z kobiecości".

We wspomnianym temacie seksu autorki prezentują argumenty, które pozwalają tym niedobrym mężczyznom z Marsa zrozumieć, czego naprawdę potrzebują kobiety z Wenus. W większości chodzi o bliskość, nastrój a nie o kultowy problem bolącej głowy.

Nie ze wszystkimi poradami zgadzam się z autorkami (kwestia aborcji) jednak "Radość z kobiecości" to opowieść ważna i potrzebna - nie tylko w Dzień Kobiet.




wtorek, 27 lutego 2018

Słodziutki. Biografia cukru

Cukier w XXI wieku jest passe. Podobnie jak papierosy, seks bez zabezpieczeń czy telefony marki Nokia. A przecież nie tak dawno królował na stołach wielkich i małych tego świata. Cukier - biała śmierć czy białe złoto?


Dziennikarze "Gazety Wyborczej" - Dariusz Kortko i Judyta Watoła zmierzyli się ze słodkim tematem. Sięgając do historii, literatury czy sztuki spróbowali nie słodzić cukrowi i w miarę obiektywnie podejść do ciekawego tematu.

Począwszy od Kuby, poprzez wyprawy Krzysztofa Kolumba i Azteków, króla Słońce obserwujemy jak słodkość nad słodkościami przejmuje umysły i dusze ludzi. Powstają cukierki, pralinki, mięsa z cukrem i masa potraw, w których nie uświadczy człowiek innego niż słodki smak.

Biała śmierć napędza inne dziedziny życia. Z czymś słodkim kojarzy się kawa więc autorzy prezentują historię i rozwój tej gałęzi przemysłu. Człowiek oprócz tego, że jak sobie posłodzi to wesoły chodzi - musi jeszcze strzelić małą czarną by zawsze być pełen energii. Czy aby na pewno?

Tu wchodzi - najważniejsza - część książki dotycząca zdrowia. Problemy z insuliną, żołądkiem czy wiecznie zepsute przez cukier zęby sprawiają, że wymaga się od człowieka sposóbów na bóle zębów, ich usuwanie i niedopuszczanie do zakażeń. Choć w tym wypadku zdarzały się sytuacje, że smród powstały w wyniku zakażenia przylegał do człowieka na całe życie. 

Ważne, że autorzy podkreślają jak wielka ilość cukru, który jest passe w XXI wieku zawiera żywność pdoobno bez cukru. McDonalds i reszta to pikuś w porównaniu z tym, co mamy u siebie w lodówce czy Biedronce. 

Tu nie pomoże Healthy Ann czy inna Kasia Bigos - tu trzeba działać samemu. Powoli, dokladnie - nawet według zaleceń autorów. Chyba, że chcemy jak pierwszy bohater książki przyjść do lekarza mówiąc, że nagle skróciła mu się noga.

Dlaczego? 

wtorek, 6 lutego 2018

Tangram - rozwiązania (prawie) idealne

Tangram

Szukasz rozwiązań dla Tangrama? Tych 7 płytek, z których można ułożyć ponad 800 obrazków? Tutaj ich nie znajdziesz :)

Dlaczego warto jednak spróbować ułożyć jedną z ośmiuset figur używając wszystkich siedmiu czarnych klocków? 

Tangram to przede wszystkim nauka cierpliwości dla dorosłych i dla dzieci. Już widzę, jak głowisz się Czytelniku nad stworzeniem kolejnej postaci -aż tu nagle zostaje nieużyty kwadrat czy trójkąt. Dokładasz, odejmujesz, przykładasz i nadal jesteś w kropce? To życie, drogi Czytelniku zwane przez Chińczyków Tangramem. 


Grę wymyślono w Chinach. Na początku XIX wieku drukowano książeczki z wzorami zalecanymi przy Tangramie.  Wielu jednak twierdzi - pewnie słusznie - że historia tej gry jest zdecydowanie dłuższa i jak wskazują amerykańscy naukowcy palce (albo i macki) maczać w grze mogli nawet przybysze z innej planety. 

Kupując Tangram musimy pamiętać, że wszystkie wzory układamy zawsze z użyciem wszystkich siedmiu płytek. Żadna nie może pozostać niewykorzystana. Okazuje się, że wszystkie ZAWSZE można wykorzystać choć za pierwszym i ... pięćdziesiątym razem się nam nie udaje (patrz wyżej). Nawet ciekawe posunięcie, jakim jest układanie ostatniej - niepasującej płytki na górę układanki - nie jest możliwe.

Podejmujesz wyzwanie? Zapraszam do świata Tangramu.

PS. Umiesz ułożyć takiego psa? 



sobota, 20 stycznia 2018

Zęby smoka |Gra rodzinna od Trefla

Zęby smoka

Wierzycie w smoki? Jeśli nie, to nic nie szkodzi. Dzięki "Zębom smoka" nie dość, że uwierzycie w ich istnienie to jeszcze spędzicie świetny czas z rodziną ... myjąc im zęby.

Jak usunąć ósemkę?


Wiadomo przecież, że każdy smok - bez względu na to, czy pochodzi od Harrego Pottera czy jest częścią krainy Lego Ninjago musi o zęby dbać. Gdy tego nie robi - marny jego los. Czeka go próchnica bądź wizyta u kowala, który usunie zniszczoną ósemkę czy trzonowy. A to nie jest przyjemne!

Jak czyścić zęby smoka?


Twórcy "Zębów smoka" zadaniem czyszczenia zębów obdzielili dzielnych wojów, którzy po każdym posiłku czyszczą smocze paszcze narzędziami, które więcej mają wspólnego z salą tortur niż z gabinetem dentystycznym.

Zęby smoka


Zadanie nie należy do łatwych. Gdy smok przysypia - może zamknąć paszczę a to kończy się śmiercią woja. Kto więc wygrywa? Ten, który zdoła uciec za każdym razem, gdy zbliża się poobiednia drzemka.

Zawartość pudełka "Zębów smoka" to składana smocza grota, 5 plansz graczy, płytki z obrazkami smoków oraz armią wojowników. Możemy grać od 3 do 8 graczy - zarówno dzieci jak i dorośli.

8 rund i zęby zdrowe?


Celem gry jest zdobycie jak największej liczby punktów za mycie zębów smokom. Gra trwa 8 rund. W każdej rundzie gracze wysyłają po jednym dzielnym woju do pieczary smoka. Wojowie, którym udało się umyć zęby smokowi odkładani są na uśmiechnięte pola na planszach graczy. Rycerze, który zostali pożarci przez smoka są odkładani na smutne pola na planszach graczy. Ci, którzy nie mieli żadnego szczęścia odkładani są na neutralne pola na planszach graczy.

Zęby smoka

Po zakończeniu 8 rund podliczamy punkty. Za uśmiechnięte buźki są one oczywiście dodatnie ale za smutne dostajemy punkty ujemne. Czy łatwo jest wygrać? Zdecydowanie twierdzę, że nie.

Do rozgrywki potrzebna jest strategia. Umiesz mylić przeciwników? Posiadasz twarz rasowego pokerzysty? "Zęby smoka" są dla Ciebie. W naszym wypadku najlepszą strategią wykazuje się 5-letni Wiktor, który umie wyczuć, który smok znajduje się aktualne w grocie.

To druga gra Trefla (po 5 sekund), która posiada potencjał wielu rozgrywek z rodziną, znajomymi i osobnikami z innych planet.

Pozycja obowiązkowa dla fanów "Diamentów". Zdecydowanie warto!

piątek, 19 stycznia 2018

Cardline Marvel Avengers

Cardline. Marvel

Cardline. Marvel Avengers to gra, w której musimy wykazać się wiedzą dotyczącą uniwersum Marvela. Kto jest mądrzejszy? Hulk, Bruce Banner czy Iron Man? A może ważniejsza jest siła? Zapraszam do gry.


Gra jest wersją Timeline'a czy Cardline'a, o których już pisałem. Pudełko zawiera 110 kart z imionami postaci oraz ich wizerunkami. Jest więc Spiderman, Luke Cage czy Dr Strange. Każda karta zawiera imię bądź pseudonim, wizerunek, cechy postaci oraz kolor. Ten ostatni zależy od tego, czy dany stwór jest dobry (niebieski) czy też zły (czerwony).

Cardline Marvel Avengers


Grać możemy układając w kolejności - od najmniejszej do największej - takie cechy postaci jak siłę, IQ czy walkę. Przez siłę rozumieją twórcy gry maksymalny naciski, z jaką postać może oddziaływać na otoczenie albo maksymalny ciężar, jaki jest w stanie unieść.  Możecie się domyślić, gdzie będzie Herkules a gdzie Gwen Stacy w tej kategorii.

IQ to współczynnik inteligencji postaci. Informuje o tym, jak dobrze dana postać radzi sobie z wyzwaniami intelektualnymi. Mandaryn, Wasp czy Attuma kontra Kapitan Ameryka czy Dr Octavio Octavius? Rozgrywka jest przednia.

Cardline Marvel Avengers


Ostatnią - i najmniej zrozumiałą cechą jest walka. Ma ona określać jak dana postać radzi sobie w walce. Składają się na nią kombinacje różnych mocy i umiejętności.

W edycji Cardline Marvel Avengers każdy z graczy otrzymuje 4 karty. Jeśli jesteście ekspertami - możecie używać większej ilości kart. Każdy z graczy podczas swojej rundy próbuje umieścić kartę w odpowiednie miejsce. Jeśli mu się to nie uda - dobiera koleją kartę i próbuje dalej. Wygrywa ten, który jako pierwszy zagra swoją ostatnią kartę.

Czy warto? Fani Marvela muszą tą grę posiadać. Reszta? Niekoniecznie.

piątek, 5 stycznia 2018

Cardline. Świat zwierząt bez tajemnic

Cardline - zwierzęta to gra, która pozwala polubić biologię i spojrzeć na świat zwierząt z innej perspektywy.


W grze znajdziemy karty płazów, ssaków morskich, pajęczaków, skorupiaków, mięczaków, ptaków, owadów, ryb, ssaków i gadów z całego świata. Panda obok muchy, która lata nad lwem czy koniem? W Cardline wszystko jest możliwe.

Najlepsza rozgrywka jest wtedy, gdy do gry zasiada 4 lub więcej osób. Każdemu z graczy należy rozdać 4 karty (stroną bez dat na górze). Pod żadnym pozorem gracz nie może podglądać rewersów otrzymanych kart (stron z datami). Oczywiście polecane przez twórców cztery karty do tylko początek dobrej rozgrywki. W miarę jak gracze będą mieli doświadczenie (oraz wiedzę) można powiększać liczbę rozdawanych kart.

Zaczynamy od karty początkowej, która znajduje się na środku. Na niej mamy widoczną cechę, do której będziemy rozgrywać daną rundę. Może to być na przykład średni rozmiar zwierzęta, średnia waga czy średnia długość życia. Zaczyna najmłodszy gracz, który próbuje ułożyć odpowiednio pierwszą kartę albo po lewej albo po prawej stronie karty początkowej. Przykładowo grając według wagi panda będzie zdecydowanie cięższa niż człowiek (tak - w grze mamy również kartę naszego gatunku). A co z szympansem czy gorylem?

Jeśli gracz popełni błąd odkładamy kartę do pudełka i losujemy kolejną. Wygrywa ten, który jako pierwszy pozbędzie się wszystkich kart.

Bez względu na to, czy pod uwagę bierzemy średni wiek, rozmiar czy wagę zwierzęcia zabawa jest przednia. W przeciwieństwie do Timeline'a Cardline nie ogranicza wiekowo uczestników. Przecież nawet dorosły nie wie, jaką długość ciała ma krowa (?) czy komar (?).

Doskonała cena, jaka pojawiła się przed świętami (30 zł) sprawiła, że znawcy rzucili się na nią kupując większą ilość i rozdając jako trafiony prezent nawet dla najmłodszych. Poznawanie świata przyrody dzięki Cardline nigdy wcześniej nie było tak ciekawe. Nawet z moją panią od biologii (pozdro :)).

Warto - zdecydowanie!

czwartek, 4 stycznia 2018

Timeline. Nauka i odkrycia

Timeline - nauka i odkrycia to gra, która pozwala na interakcję i poszerzanie swoich horyzontów w zakresie szeroko pojętej nauki.


Odkrycie grobowca Tutenhamona, pojawienie się Homo Sapiens, odkrycie mechanizmu krążenia krwi, prawo swobodnego spadania czy odkrycie Wysp Wielkanocnych to tylko niektóre wydarzeń jakie będziemy musieli ułożyć na linii czasu.

Najlepsza rozgrywka jest wtedy, gdy do gry zasiada 4 lub więcej osób. Każdemu z graczy należy rozdać 4 karty (stroną bez dat na górze). Pod
żadnym pozorem gracz nie może podglądać rewersów otrzymanych kart (stron z datami). Oczywiście polecane przez twórców cztery karty do tylko początek dobrej rozgrywki. W miarę jak gracze będą mieli doświadczenie (oraz wiedzę) można powiększać liczbę rozdawanych kart.

Zaczynamy od karty początkowej, która znajduje się na środku. Na niej mamy widoczną datę danego wydarzenia. Zaczyna najmłodszy gracz, który próbuje ułożyć odpowiednio pierwszą kartę albo po lewej albo po prawej stronie karty początkowej. Przykładowo - odkrycie radu jako pierwsza karta
sprawia, że pojawienie się homo sapiens trzeba ułożyć wcześniej.

Jeśli gracz popełni błąd odkładamy kartę do pudełka i losujemy kolejną. Wygrywa ten, który jako pierwszy pozbędzie się wszystkich kart.

Smaczku dodaje fakt, że niektóre daty się powtarzają. Wtedy należy je umieszczać obok siebie.

Świetne ilustracje Nicolasa Collette'a i porządna dawka wiedzy to główne atuty gry. Doskonała cena, jaka pojawiła się przed świętami (30 zł) sprawiła, że znawcy rzucili się na nią kupując większą ilość i rozdając jako trafiony prezent nawet dla najmłodszych. Nauka dat i historycznych wydarzeń nie była chyba nigdy przyjemniejsza.

Warto - zdecydowanie!

Zobacz także Timeline Polska.