Kalwaria Wejherowska od wieków przyciągała pielgrzymów, turystów i tych, którzy szukali chwili zadumy. Jej kapliczki stały cicho na wzgórzach, czuwając nad miastem, a figury świętych rzucały długie cienie, gdy zachodziło słońce. Jednak nie wszyscy wiedzieli, że niektóre cienie nie należą do rzeźb, które widać za dnia.
Mateusz był studentem historii sztuki. Jego praca dyplomowa dotyczyła kalwarii w Polsce, a Wejherowo miało być jednym z głównych rozdziałów. Postanowił spędzić kilka dni na dokumentowaniu kapliczek, licząc na odkrycie czegoś, co wyróżni tę Kalwarię na tle innych. Wynajął pokój w pensjonacie na obrzeżach miasta i od rana do wieczora chodził po wzgórzach, szkicując, fotografując, notując.
Pewnego wieczoru, gdy słońce schowało się za horyzontem, Mateusz został przy kapliczce Upadku Pana Jezusa. Cisza była niemal nienaturalna. Nagle usłyszał szelest. Pomyślał, że to zwierzę albo wiatr. Jednak szelest stawał się coraz głośniejszy, a po chwili przerodził się w coś, co przypominało ciężkie, powolne kroki na żwirze. Mateusz odwrócił się gwałtownie, ale nikogo nie zobaczył. Zimny dreszcz przeszył mu plecy.
Postanowił wrócić do pensjonatu, ale gdy tylko zrobił krok, kątem oka dostrzegł coś na wzgórzu. Kamienna figura. Wysoka, masywna, przypominająca postacie z kapliczek, ale… tej figury tu nie było. Wiedział o tym na pewno — znał każdy detal Kalwarii z map i zdjęć.
Figura miała kamienną twarz bez oczu, jedynie gładką powierzchnię, na której światło księżyca odbijało się jak na tafli wody. Trzymała coś w rękach — może krzyż, może włócznię. Trudno było dostrzec szczegóły w ciemności. Mateusz zaczął iść szybciej, potem biec. Kroki za nim stawały się głośniejsze.
Kiedy dobiegł do pensjonatu, był blady jak ściana. Próbował uspokoić oddech. W nocy nie mógł zasnąć — co chwila słyszał w wyobraźni te kroki, widział tę bezlitosną, kamienną twarz.
Następnego dnia wrócił na wzgórze. Oczywiście figury nie było. Spytał starszego mężczyznę, który od dziecka mieszkał przy Kalwarii, czy kiedykolwiek słyszał o dodatkowej figurze. Starzec popatrzył na niego z dziwnym niepokojem.
— Mój ojciec mówił, żeby po zmroku nie chodzić do Kalwarii. Bo wtedy kamienny strażnik pilnuje spokoju stacji Drogi Krzyżowej. Kto go spotka, temu dusza cięższa się staje. Jakby ktoś kamieniem ją obciążył.
Mateusz nie chciał wierzyć w zabobony. Ale od tamtej nocy zaczęły się sny. Zawsze ten sam: stoi na wzgórzu, a figura jest coraz bliżej. Aż w końcu słyszy kamienny szept:
„Już niedługo…”
Kilka tygodni później Mateusza znaleziono martwego w pokoju akademika. Na twarzy miał wyraz strachu tak wielkiego, że trudno było na niego patrzeć. A na biurku, wśród notatek o Kalwarii Wejherowskiej, leżał szkic: figura bez oczu, wysoka i straszna. I podpis drżącym pismem:
Szósta figura istnieje. I czeka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz