Dawno, dawno temu, gdy Wejherowo było jeszcze małą wioską otoczoną gęstymi lasami, żył tam mały smok o imieniu Bzyk. Nie był to zwykły smok - zamiast ognia wypuszczał z pyska kolorowe bańki mydlane, a zamiast strasznych ryków wydawał dźwięki jak piszczałka.
Bzyk bardzo chciał być prawdziwym, groźnym smokiem, ale za każdym razem, gdy próbował zarycze ć, wychodziło mu tylko: "Piii-piii!" A gdy chciał ziać ogniem, wylatywały mu różowe bańki.
Pewnego dnia, gdy smutny Bzyk siedział nad jeziorem, usłyszał płacz. To była mała dziewczynka o imieniu Zuzia, która zgubiła drogę do domu.
- Nie płacz - powiedział łagodnie Bzyk. - Pomogę ci wrócić do mamy.
Ale las był pełen ciemnych ścieżek i wysokich drzew. Zuzia bała się jeszcze bardziej.
- A gdyby tak... - zastanowił się Bzyk - moje bańki mydlane mogły świecić w ciemności?
I wtedy stał się cud! Gdy tylko Bzyk pomyślał o świecących bańkach, jego oddech zamienił się w tysiące małych, srebrzystych kulek światła, które rozświetliły cały las jak lampki choinkowe.
- Och, jakie piękne! - zachwycała się Zuzia. - Jesteś najwspanialszym smokiem na świecie!
Dzięki świecącym bańkom znaleźli drogę do wsi. Mama Zuzi była tak szczęśliwa, że uściskała nawet Bzyka.
- Od dziś - powiedziała - będziesz naszym strażnikiem. Gdy tylko ktoś się zgubi w lesie, twoje magiczne światełka pokażą mu drogę do domu.
I tak smok Bzyk został bohaterem Wejherowa. A jego bańki mydlane? Do dziś, gdy mglistym wieczorem spacerujesz po wejherowskich parkach, możesz zobaczyć dziwne, srebrzyste światełka tańczące między drzewami. To Bzyk pilnuje, żeby nikt się nie zgubił.
Morał: Czasami to, co uważamy za swoją słabość, okazuje się naszą największą siłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz