sobota, 10 sierpnia 2013

Mgła – Stephen King – 1985

Opowiadanie z tomu „Szkieletowa załoga” doczekało się ekranizacji, która w ilości powtórek w polskiej TV przegoniła „Zieloną milę”. Dlaczego tak się dzieje?

Myślę, że fenomen tego krótkiego utworu tkwi w wybranych elementach rzeczywistości. Spokojne miasteczko, które nikomu nic nie zrobiło nagle – z nieznanych początkowo przyczyn – zamienia się w arenę walki stworów nie z tej planety.

Apokalipsa i Dzień Sądu według Stephena Kinga mogłyby tak wyglądać. Niestety – to nie Bóg zsyła taką karę, a sami ludzie ludziom gotują ten los. Obserwowanie stworów siejących spustoszenie wśród mieszkańców oraz próby obrony wyświetlają się jak dobrej jakości film grozy.

Tej ostatniej jest w „Mgle” aż nadto. Myślę, że był to główny powód inwestycji w ekranizację tego opowiadania.

Świetne. Po prostu.





Christine – Stephen King – 1983

Czy w samochodzie Plymouth Fury z 1958 roku można się zakochać? Stephen King udowodnił, że tak. Jego „Christine” pociąga każdego faceta.

Narracja pierwszoosobowa zastosowana w przypadku tej książki zdecydowanie podnosi jej walory czytelnicze. Młody chłopak opowiada historię życia – kupiony wrak za pierwsze pieniądze, który z upartością osła odnawia. Systematycznie, codziennie, w każdej wolnej chwili. Nie liczą się już przyjaciele, narzeczona czy rodzice. Jest ona – Christine.

Z niewiadomych (?) przyczyn samochód ożywa niszcząc bliskich chłopca. Patrzymy – podobnie jak w opowiadaniu „Ciężarówki” na siłę wytworów ludzkiej kreatywności. Wytworów, które zaczynają ożywać i rządzić ludźmi. A przecież miało być inaczej.

Motyw ten nurtuje Kinga (i nie tylko). Przypomnieć trzeba kiczowatą scenę z ekranizacji opowiadania „Ciężarówki”, w której to King próbuje wyciągnąć pieniądze z bankomatu. Ten jednak – ożywiony przez siły kosmosu ... próbuje zjeść chcącego wypłacić gotówkę.

Czy kiedyś maszyny przejmą władzę nad światem? Czy można zakochać się w „martwym” przedmiocie wartym określoną sumę pieniędzy? Warto pomyśleć nad tym ze Stephenem K.



Ronaldo


piątek, 9 sierpnia 2013

Rok wilkołaka – Stephen King – 1984


Wilkołak tylko przez chwilę był ciekawym instrumentem strachu. King wykorzystując to zjawisko w „Roku wilkołaka” wpisał się w historię literatury tego tematu. Wpisał – nie dodając nic więcej.

Oczywiście – zmieniające się pory roku w Maine podciągnąć można pod poetyckie obrazy stanu natury jednak nic poza tym. Marty – niepełnosprawny chłopak jako jedyny czuje (i wie), kto stoi za straszliwymi mordami. Podczas gdy inni zła nie widzą – on zna miejsce, gdzie to zło się czai. Okazuje się, że mordercą jest pastor.

Znanym wilkołakiem miał być Jan Bez Ziemi – jeden z władców Anglii słynący z okrucieństwa i zamiłowania do zła. Otruty nie został wśród zmarłych a wstał jako wilkołak strasząc i zabijając wszystkich, którzy nawinęli mu się pod rękę. Wilkołak Kinga nie dorasta do pięt temu angielskiemu – niemniej jednak kingowski stwór pokazuje zło ludzkiej natury – zło, które może kryć się nawet pod koloratką.


Cmętarz zwieżąt/Smętarz dla zwierzaków – Stephen King – 1983


Cmentarz dla zwierząt z tytułowej książki istnieje ponoć do dziś gdzieś w okolicach domu w Oregonie, gdzie rodzina Kingów swego czasu mieszkała. Sam autor książkę uznawał za „zbyt brutalną”. Czytelnicy zaś w większości twierdzą – majstersztyk.

Zderzenie dwóch światów – lekarza Lousa Creeda i pradawnych wierzeń w postaci „smętarza” robi wrażenie. Początkowo powieść, która mogła by stać się marną powieścią obyczajową przechodzi w pokaz sił, których człowiek nie może zrozumieć.

Indiański smętarz przywraca życie, jednak zmienia całkowicie psychikę/zachowanie zmarłego. Tak jest w przypadku kota Ellie; tak jest w przypadku synka Gage'a. Piękne życie na skraju Ameryki zamienia się w koszmar, który długo się jeszcze pamięta.

Doskonała książka.


Creepshow - Stephen King


Komiks w życiu i twórczości Stephena Kinga odegrał ogromną rolę. Kto wie, jakim byłby pisarzem, gdyby nie straszne opowieści czytane w młodości. Z tego zainteresowania wyrósł zapewne projekt „Creepshow”.

Serial, w którym jedną z ról zagrał Joe Hillstrom King zyskał sobie widownię i sławę. Okazuje się, że krótkie opowieści grozy zawierające minimalną dawkę dobrego humoru są potrzebne odbiorcą. Odcinki,w których zagrał King wpisały się w jego „karierę” aktorską. Wszystko to zaś posłużyło jako materiał dla komiksu.

Ilustrowany przez Berniego Wrightsona – człowieka znającego się na rzeczy - „Creepshow” to mieszanka grozy z doskonałą sztuką ilustrującą strach. Strach przez duże „s”; strach, który paraliżuje nawet największych bohaterów.

Zemsta zza grobu czy karaluchy mszczące się na ich mordercy są pokłosiem uniwersalnych strachów ludzi grzesznych. Popularna „karma” dopada każdego z bohaterów, którzy są za pewni siebie, dumni i w sposób nieuczciwy chcą coś osiągnąć.

Szkoda, że „Creepshow” został na polskim rynku opublikowany tylko jeden raz. Wielka szkoda.