Wybory, proszę Państwa, to nie tylko urny, głosy i komisje z czujnym okiem pani Krysi z parafialnej świetlicy. To przede wszystkim spektakl. Polityczny „Taniec z Gwiazdami”, gdzie zamiast samby mamy slogany, zamiast jury — sondaże, a zamiast głosowania SMS-em — klasyczne wrzucenie kartki do pudełka z otworem. Ale i tak wiadomo, kto wygra. Wygra ten, kto... już wygrał. Czyli?
Rafał Trzaskowski. Tak, wiem — niektórzy jeszcze trzymają kciuki za dramatyczny zwrot akcji w stylu brazylijskiej telenoweli, w której Karol Nawrocki nagle zyskuje 20 punktów, bo podał wodę emerytce na przystanku. Albo że Szymon Hołownia rozczula kraj łzą wzruszenia i zdobywa serca Polaków swoim przemówieniem w stylu „Kazania na Górze Trzeciej Drogi”.
Ale bądźmy szczerzy — Trzaskowski gra swoją partię jak szachista, który wie, że ma przewagę. Nie robi błędów, nie wybucha, nie wdaje się w połajanki. Jego strategia przypomina prowadzenie Volvo przez strefę 30 – bezpiecznie, zgodnie z przepisami, może trochę nudno, ale pewnie do celu. To nie rewolucja, to solidna kontynuacja kampanii: trochę o samorządach, trochę o Unii, zero ryzykownych figur.
Karol Nawrocki? Cóż, on nie prowadzi kampanii. On prowadzi oblężenie. Zamek jego narracji stoi otoczony przez media, służby i całą tę niedobrą, niepatriotyczną rzeczywistość. Problem w tym, że poza zamkiem — jak się okazuje — są także wyborcy. I oni niekoniecznie chcą dołączyć do tej warownej twierdzy, gdzie dzień zaczyna się od śniadania z historią IPN, a kończy raportem z wrogich działań TVN-u.
Szymon Hołownia? Inteligentny, elokwentny, czasem nawet błyskotliwy, ale jak na razie nie może się zdecydować, czy gra na skrzydle Kościoła, czy drybluje po centrowym boisku. Dla wyborcy to jak oglądanie kucharza, który jednocześnie gotuje rosół, sushi i hummus. Doceniamy kreatywność, ale gdzie ta zupa?
Zandberg i Biejat? Lewica ma swoje momenty, ale trudno budować ogólnopolski sukces, kiedy połowa widowni nie wie, czym jest 32-godzinny tydzień pracy, a druga połowa myśli, że to urlop.
Mentzen? Cóż, prawicowy stand-up zawsze znajdzie widzów, ale wciąż pozostaje pytanie, czy występ w pubie przekłada się na głosy w kraju. A piwo — jak wiadomo — lubią wszyscy, ale to nie znaczy, że każdy chce Konfederację na śniadanie.
A Maciak? Jeśli wygra Maciej Maciak, to nie tylko państwo, ale i rzeczywistość będzie musiała się wylogować i spróbować jeszcze raz.
Dlatego, jeśli miałbym dziś obstawiać, jak bukmacher z politycznym sznytem, to Rafał Trzaskowski wygrywa te wybory. Nie burzą. Nie szturmem. Raczej uśmiechem, poprawną polszczyzną i tym, że po prostu nie przeszkadza sobie samemu.
Czy to nudne? Może. Ale po latach, w których wybory przypominały raczej „Grę o Tron” niż „Familiadę”, ta przewidywalność może być właśnie tym, czego Polacy teraz chcą najbardziej.
A więc zwycięzca jest tylko jeden. Proszę o werble. Rafał Trzaskowski. Przynajmniej do drugiej tury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz