"Lasy Oliwskie nie są tym, czym się wydają. Drzewa tu rosną zbyt gęsto, jakby próbowały zasłonić to, co dzieje się w ich wnętrzu. A ziemia... ziemia zawsze jest wilgotna, nawet w największe upały."
Tomasz, nauczyciel biologii z Gdyni, dostał przesyłkę bez nadawcy. W środku znalazł zdjęcie sprzed lat: on sam jako dziecko, stojący na tle leśniczówki w Redzie. Na odwrocie napis: "Przyjdź, zanim korzenie znajdą cię same. – M."
Nie powinien jechać. Ale po tym, jak jego uczeń zaginął w tych lasach miesiąc temu, czuł, że to jedyna szansa, by odkryć prawdę.
Leśniczówka stała w środku gęstwiny, otoczona kręgiem dębów o czarnych pniach. W powietrzu unosił się zapach zgniłych jabłek. Tomasz wszedł do środka. W pokoju na stole leżała otwarta księga z rycinami: kobiety z korzeniami zamiast włosów, pożerające ludzi. Podpis głosił: "Pùrtki – głodne duchy bagien".
Nagle usłyszał jęk – ten sam, który wydawał jego uczeń w nagraniu z ostatniej lekcji w terenie.
Pod podłogą leśniczówki znalazł trap door prowadzący do tunelu. Ściany były pokryte śluzem w kolorze rdzy. Głębiej, w komorze wykutej w skale, zobaczył korzenie. Grube, pulsujące, oplatające setki kości. Wśród nich – buty Nike w rozmiarze 42. Te same, które miał jego uczeń.
– "Nie powinieneś był przerywać posiłku" – szepnął głos za nim.
Odwrócił się. W świetle latarki ujrzał Marcina, swojego ucznia. Ale jego skóra była przezroczysta, a pod nią wiły się korzenie, jak pasożyty.
– "One karmią się wspomnieniami" – wyjaśnił Marcin, a jego głos brzmiał jak trzask łamanych gałęzi. – "Najpierw zjadają twoje najszczęśliwsze chwile. Potem... resztę."
Okazało się, że leśniczówka to portal. W latach 50. sowieccy naukowcy próbowali tu stworzyć broń biologiczną, mieszając DNA z kaszubskimi legendami. Uwolnili coś, co żywi się nostalgią.
– "A teraz jesteś tutaj, bo masz w sobie najcenniejszy posiłek" – Marcin uniósł dłoń, z której wyrosły ciernie. – "Wspomnienie syna, który utonął w Motławie. Takie smakują najlepiej."
Tomasz uciekał przez las, ale drzewa zmieniały układ, zamykając go w pułapce. W końcu padł na kolana przed studnią pokrytą mchem. W jej wodzie zobaczył twarz syna.
– "Zabierz mnie stąd, tato" – płakało dziecko.
Wiedział, że to pułapka. Ale skoczył.
Woda była ciepła i gęsta jak krew. Gdy wynurzył się na drugim końcu, stał w lesie sprzed stu lat. A przed nim stała kobieta z korzeniami zamiast twarzy, trzymająca za rękę... swojego syna.
Epilog:
W Redzie do dziś krążą historie o mężczyźnie w mokrym płaszczu, który nocami krąży po lesie, szepcząc: "Przepraszam". A w miejscu, gdzie stała leśniczówka, rośnie teraz dąb o ludzkich rysach twarzy na korze.
Gdy przyłożysz ucho do pnia, słychać bicie serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz